Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VII "Co to za kobieta?"

Matthew

Po rozmowie z Alec'iem skierowaliśmy się na salę. Nie wiedziałem, kogo tam zastanę oraz co będę musiał zrobić. Pieprzone obowiązki księcia. Dlaczego po prostu nie mogę wyjść gdzieś z przyjaciółmi, tylko latać na jakieś sprawy powiązane z każdym klanem? Chyba zacznę podziwiać mojego ojca za to, że jeszcze nie oszalał będąc królem. Trzeba wziąć się w garść, bo poddani nie mogą widzieć, że nie znoszę tej roli. Kiedy wchodziliśmy na salę, ujrzałem dwie piękne kobiety ubrane w suknie obowiązujące na naszym dworze. Jedna blondynka, była ubrana na błękitno, druga zaś była otoczona złotą poświatą. Uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem w stronę towarzyszek, które czekały na nasze przybycie. Śmiem przypuszczać, że były wystraszone i zdezorientowane. W sumie kto by nie był, skoro ściga je sabat Elzy? Podła suka, powinna zostać zgładzona po tym, jak na zewnątrz wyszły jej kontakty z najpodlejszymi demonami. W sumie, sama się do nich zalicza. Wokół mnie rozbrzmiały szepty i pomrukiwania, do czego już zdążyłem się przyzwyczaić. Z nieznanych mi powodów, wszystkie demony zawsze tak reagowały. Pokręciłem głową i stanąłem przed kobietami. Ukłoniły mi się. Kolejna rzecz, której nie jestem w stanie znieść. To pokazuje, że jestem ważniejszy od nich, a tak nie jest. Jedyne co mnie od nich różni to fakt, że mogę spłodzić potomka. Och, no i mały szczegół, że ja jestem dampirem, a oni nie. Wskazałem gestem ręki aby wstali i poczekałem na podejście Alec'a. Kiedy mężczyzna stanął obok,przemówił.

-Przypuszczam, że znacie osoby znajdujące sie obok mnie, lecz raczę przedstawić wam każdego z osobna. - przed naszą grupkę wyszła kobieta ubrana na złoto z brązowymi włosami. - Wilkołaczyca Katherine, partnerka naszego brata z Grupy Śmierci oraz klanu Murrey.

Na sali rozległy się oklaski ale i również buczenie. Zapewne nie wszystkim spodobał się fakt powiązania psa z wampirem. Aczkolwiek nie dziwi mnie to, ponieważ akurat ten wilkołak mógłby równie dobrze być boginią, lub też elfką. Emanowało od niej piękno. Pomknąłem wzrokiem za spojrzeniem Katherine i zauważyłem wampira wpatrzonego w nią jak w obrazek. Nie dziwię Ci się, mój druhu. Po chwili kobieta cofnęła się do tyłu, a jej miejsce zajęła inna, blondynka przyodziana w błękitną suknię.

-Oto wampirzyca Margaret, członkini Grupy Śmierci oraz nasza siostra z klanu Murrey.

Ato ciekawe.. Taka piękność bez partnera? Uśmiechnąłem się i wejrzałem do jej umysłu. Nic, żadnych więzi z inną istotą. Nagle poczułem na sobie jej złowieszczy wzrok. Zachichotałem i posłałem jej w myślach.

"Wybacz mi, panno Margaret. Niedowierzanie osiągnęło punkt kulminacyjny podczas przedstawienia pańskiej osoby. Takie piękno, które nie zostało obdarzone więzią partnerską jest rzadkością. A niech mi pani uwierzy, ze w życiu spotkałem wiele wspaniałych kobiet."

W odpowiedzi usłyszałem prychnięcie i wiadomość przesłaną od wampirzycy.

"Z całym szacunkiem, Wasza Wysokość, lecz śmiem wątpić, w to, czy pańskie komplementy na coś się zdadzą. Jeśli Wasza Wysokość jest zainteresowana podziwianiem piękna wampirzyc, z chęcią mogę Waszej Wysokości pokazać, która prędko pokusi się na władzę oraz przystojną twarz."

Roześmiałem się i spojrzałem na jej urocze oblicze. Zadziorna, lecz nie da się ukryć jej rumieńców na twarzy. Opanowałem się, kiedy to nadeszła kolej na moją prezentację. Wyszedłem przed szereg i wyprostowałem się, mierząc wzrokiem wszystkie wampiry znajdujące się na sali.

-Jego Wysokość Książe Matthew Montrose, syn króla Viper'a.

Rozbrzmiały oklaski oraz wiwaty. Skinąłem głową z poszanowaniem w kierunku stojących obok siebie wampirów, stanowiących Grupę Śmierci, która zdobyła w świecie wielką sławę oraz popularność. Aż ciężko stwierdzić, że ta drobna kobiecinka, stojąca tuż obok mnie, była jedną z tych kreatur siejących pogrom. Zaśmiałem się w duchu i wziąłem głęboki oddech.

-Dziękuję za przedstawienie mojej osoby, Alec'u. - skinąłem głową.- Przybyłem tutaj na prośbę waszego dowódcy, lecz lepiej, aby to on podał wam dokładny powód mojej obecności.

Wampir zachichotał i podszedł do towarzyszek. Objął je w talii, nie wiedząc, że sam mam ochotę pobyć chwilę w ich towarzystwie. Kwestia czasu, skoro mam z nimi spędzić następne kilka dni.

-Poprosiłem księcia, aby zapewnił bezpieczeństwo Kate oraz Maggie. Jak dobrze wiecie, zagraża im sabat czarownic, pośród których znajduje się najpotężniejsza z wiedźm. - Na sali rozległy się pomruki, a z tłumu wyszedł rudawy chłopak.

-Z całym szacunkiem, ale nie sądzę, aby angażowanie królewskiej rodziny było konieczne. Myślę, że skoro Margaret sama się wplątała w tarapaty, to sama powinna się z nich wydostać. W końcu nie bez powodu należy do Grupy, panie.

Skłonił się w moją stronę, a ja odwzajemniłem gest, ponieważ tego wymaga etykieta królewska. Spojrzałem w stronę Alec'a, którego twarz pozostawała spokojna. Z kolei na twarzy wampirzycy wyraźnie wymalowała się.. Właściwie co? Zażenowanie? Strach? Złość? Ciężko było odczytać.

-Jak miło z Twojej strony, że dbasz o moje bezpieczeństwo, Caton. -prychnęła Margaret.

Alec zachłysnął się ze śmiechu. Co prawda na moją twarz również wpłynął uśmieszek.

-Sama ostatnio pokazałaś, jak bardzo potężnym jesteś wampirem. -rzucił jakiś wampir, stojący obok rudzielca. - Książe nie musi ryzykować własnym życiem, aby wykonywać robotę za Ciebie.

-Czy to nie Ty jeszcze wczoraj wieczorem byłeś jednym z mojej opozycji, Joshu? Dam sobie rękę uciąć, że z Twoich ust padły słowa takie jak..

-Spokój. - warknął Alec, wysyłając swoją moc w stronę Margaret oraz dwójki irytujących wampirów.

Przystanąłem z nogi na nogę i wbiłem wzrok w Josh'a. Już ja doskonale wiem na czym polega moja rola, więc niech żaden gnojek nie mówi mi, co mam robić.

-Pozwól, że sam postanowię o tym, czy będę ryzykował swoje życie, czy też nie. - odkaszlnąłem. - Taki jest moj obowiązek.

-Wybacz mi, Wasza Wysokość. - wymamrotał rudzielec razem z jego przydupasem. - Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.

Skinąłem głową i poczekałem, aż dowódca zacznie kontynuować.

-Książe Matthew zgodził się, aby ugościć nasze siostry w swoim pałacu królewskim. Żaden rozsądny demon nie odważyłby się wkroczyć na tereny najpotężniejszych istot, przez co nic nie będzie zagrażać Kate i Margaret.

-O, matko. - jęknęła wilkołaczyca. - Nie wiem, czy to jest najlepsze rozwiązanie, Wasza Wysokość.

Mówiąc te słowa, dygnęła przede mną. Zaczynają mnie irytować, próbując wmówić mi, że nie powinny tam pojechać. Do cholery, nikt ich nie obroni lepiej, niż ja i moja rodzina! Zacisnąłem lekko pięść, po czym ją rozluźniłem. Zmusiłem się do uśmiechu i spojrzałem na piękną Kate.

-Czego się obawiasz, panno Katherine? - zapytałem.

-Nie chcę nadużyć Twojej gościnności.

Obok usłyszałem damski chichot, po czym przy swojej towarzyszce stanęła wampirzyca. Dygnęła przede mną i nieśmiało się uśmiechnęła.

-To nie wynika z jej obaw, Wasza Wysokość. - odchrząknęła. -Tylko z jej rozterki z partnerem.

-A więc Twój partner również z nami pojedzie. - rzuciłem krótki,po czym spojrzałem na Maggie. - Pani również może ze soba kogoś zabrać, panno Margaret.

Wampirzyca przystanęła z nogi na nogę i nieśmiało spojrzała w kierunku swojej obstawy.

-Nie chcę się narzucać, lecz mam teraz pod opieką swoich nowonarodzonych. - zwróciła się do mnie. - Istnieje możliwość zabrania ich wszystkich ze sobą?

Na sali rozbrzmiały szepty. Można było wyłapać pojedyncze słowa"zdzira", "cwaniara, zdaje się na łaskę księcia","bezczelna suka". Skąd w jej klanie taka nienawiść w stosunku do tak wysoko ustawionej wampirzycy?

-Ilu ich jest?

-Dziesięcioro.

Nie mogąc nic na to poradzić, roześmiałem się. Nie mogłem tego opanować, a twarz wampirzycy przybrała kolor czerwony.

-Wystarczyło powiedzieć "nie". - warknęła, wyraźnie podrażniona.

-Proszę mi wybaczyć. - zdołałem z siebie wydusić. - Myślę, że zabiorę ze sobą maksymalnie 5 nowicjuszy. Musisz zrozumieć, droga Margaret, że nasz pałac często jest nawiedzany przez przedstawicieli różnych ras. W tym ludzi. Wolałbym nie kusić losu, trzymając przy sobie nieokiełznane i nie potrafiące zapanować nad pragnieniem wampiry.

Margaret skrzyżowała ręce na piersi i rzuciła krótkie spojrzenie w kierunku swoich podopiecznych. Przynajmniej tak mogłem wywnioskować.

-Czy Wasza Wysokość sugeruje mi, że nie wyszkoliłam ich wystarczająco, aby potrafiły poskromić w sobie głód?

Podirytowany ciągłymi sprzeciwami wśród wampirów, warknąłem, a po całej sali rozniosła się moja moc. Wszyscy wykrzywili się w grymasie bólu, lecz nawet to nie zdołało zbić wampirzycy z tropu. Rzuciłem jej surowe spojrzenie i warknąłem przez zęby.

-Pięcioro, lub wcale. - zacisnąłęm pięść. - I tak już wystarczająco poszedłem Tobie na rękę, wampirzyco.

Margaret zacisnęła pięści i skrzywiła sie w grymasie. Domyślam się, że Alec postanowił włączyć się do gry. Spojrzałem na niego i zauważyłem mieszankę wściekłości i wstydu wymalowane na twarzy.

-Sądzę, że temu klanowi przyda się twarda ręka. - powiedziałem donośnym głosem. - Dopilnuj tego Alec'u, lub inaczej mój Łowca zacznie bliżej przyglądać się Murrey'om.

-Oczywiście, Wasza Wysokość. - mówiąc to, skłonił się w pasie.- Obiecuję, że poniosą odpowiedzialność za swoje czyny na sali.

Skinąłem głową i spojrzałem w kierunku kobiet.

-Odjeżdżam za godzinę. Macie się wstawić przed moim samochodem.

 Po tych słowach skierowałem się ku wyjściu z sali. Wampiry wokół mnie wstały, po czym ciężki drzwi wejściowe zamknęły się z hukiem, po moim wyjściu.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro