Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IX

Matthew

W oczach wampirzycy dostrzegłem strach, lecz nie mam bladego pojęcia dlaczego. Przygladałem się jej przez chwilę, po czym zająłem miejsce przy dużym oknie. Niech ona sobie myśli co chce, lecz ja nie mam zamiaru rezygnować z pięknych widoków, które będziemy mijać. Na razie jeszcze nie ruszyliśmy, więc odchrząknąłem i powiedziałem do Margaret.

-Zamierzasz tak tuptać w te i wewte, czy może raczysz posadzić swój tyłek na fotelu?

-Będę chodzić tak długo, jak zechcę. Póki co nie mam zamiaru siedzieć obok wampira, który mojej osoby wręcz nie znosi. -syknęła. - Kusząca propozycja, ale dzięki.

Samolot wypełniłem zimną falą. Żadna wampirzyca nie będzie się zachowywać w taki sposób. Nie w stosunku do mnie. Margaret wykrzywiła się na twarzy i posłała mi zawistne spojrzenie. Coś mi sie wydaje, że z nią nie będzie za łatwo. Skarciłem ją wzrokiem, po czym wstałem z fotela i podszedłem do niej pewnym krokiem.

-Posłuchaj mnie, wampirzyco. - warknąłem. - Nie zapominaj o swojej pozycji oraz o tym, kto tutaj rządzi. - Chciała coś powiedzieć, lecz posłałem jej więcej mocy, przez co się skuliła. - Nie przerywaj mi! Mam dość waszych protestów! Zgodziłem się wam pomóc, ponieważ to jest mój obowiązek! Uwierz mi, że znoszenie waszych humorów nie leży w moich planach!

Rozluźniłem szczękę oraz pięści, które bezwiednie zacisnąłem i zaprzestałem używania swojej mocy w kierunku Margaret. Myślę, ze dostała nauczkę. Ta wyprostowała się i potarła skroń. Jej delikatne rysy zaczęły się rozluźniać, a na jej pięknej twarzy odmalowała się ulga. Nerwowo przestąpiłem z nogi na nogę, po czym skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej. Mimo, że ta kobieta mnie irytuje, to z drugiej strony okropnie mnie intryguje. Wredny, pyskaty, arogancki babsztyl. Ale również piękny, inteligentny, zadziorny, a Ty to lubisz - podpowiedział mi głos w głowie. Potrząsnąłem głową i złapałem się a tym, że się na nią gapię. Odchrząknąłem i spojrzałem w duże okno.

-Radzę ogarnąć się Tobie oraz Twoim znajomym, złośniku. -Dlaczego akurat to mi przyszło do głowy? - Jeszcze daję sobie radę ze znoszeniem waszych nieznośnych humorów, lecz król nie pozwoli sobie na zniewagę.

Poczułem w powietrzu falę zaniepokojenia. Podniosłem brew i spojrzałem na Margaret. Wampirzyca wykrzywiła się i spojrzała na mnie.

-Przepraszam za to, Wasza wysokość. - jej policzki zalały rumieńce.- Niech mnie Książę źle nie zrozumie. Nie przywykłam do tego, że ktoś musi mnie chronić. Jest to dla mnie niezręczna sytuacja.

Twarz mi się wykrzywiła, a w sercu poczułem dziwny niepokój. Jakby nie patrzyć, dziewczynie zagraża jedna z najniebezpieczniejszych czarownic stąpających po ziemi. Nikt jeszcze nie wygrał otwartej wojny z tym babskiem. Potarłem ręką skroń i wskazałem głową na fotel, żeby usiadła. Kiedy zajęła miejsce, zrobiłem to samo i usadowiłem się tuż obok niej. Spojrzałem jej w oczy i niepewnie zacząłem.

-Czy to Elza jest z Tobą powiązana? - wychrypiałem.

Margaret potrząsnęła głową i spojrzała na szybę, rozmyślając nad czymś. Szturchnąłem ją lekko ręką, przez co powróciła do rzeczywistości.

-Nie, ale widziałam ją wśród czarownic. - odpowiedziała ponuro. -Stała pośrodku okręgu podczas odprawianego rytuału. Bardziej pomocne byłoby zauważenie twarzy tej kobiety, co rzuciła zaklęcie.. No, ale znając moje szczęście za dużo bym chciała. - burknęła.

Westchnąłem i przyjrzałem się jej dokładnie. Maggie cierpiała, przeżywała wewnętrzną udrękę i ja mogłem to zobaczyć i.. poczuć. To nie wróży raczej nic dobrego. Przetarłem twarz dłonią i ziewnąłem.

-Chociaż tyle dobrze, że nie jesteście bezpośrednio związane. Myślę, że czarownica specjalnie kryje swoją twarz. Jeśli dowiedzą się, ze jesteś z nimi połączona.. - nabrałem gwałtownie powietrze wiedząc, co to może oznaczać. - Mogą Ciebie wykorzystać po to, aby dostać Katherine.

Margaret wzdrygnęła się i warknęła. Wstała gwałtownie i zaczęła krążyć w kółko. Kobiety.. Nie chcąc jej przeszkadzać w jakże rekreacyjnym spacerze, czekałem, aż cokolwiek powie w tej sprawie. Musze poznać jej intencje oraz zamiary. Po około pół minuty stanęła przede mną i skrzyżowała ramiona na piersi.

-Nie dam im się podpuścić. - warknęła. - Nie wyciągną ze mnie nic, co pomoże im dorwać moją przyjaciółkę.

Zaśmiałem się ponuro i pokręciłem głową.

-To nie jest takie proste, złośnico. Jeśli one tego zechcą, mimo wszystko będziesz skłonna to zrobić.

-Nie! - wrzasnęła. Przeczesała ręką swoje blond włosy i wbiła we mnie wzrok. - Kiedyś już przeżywałam takie gówno. Wiedźmy więziły mnie przez wiele lat. Nauczyłam się przeciwstawiać. Nie powiem, boli to okropnie, najgorsze tortury jakie można sobie wyobrazić, lecz ja to zrobiłam.

Znieruchomiałem. Nie mialem pojęcia, że wiedźmy już wcześniej porwały Margaret. Wstałem i podszedłem do niej. Nie wiedząc jak się zachować, objąłem ją ramieniem i przyciągnąłem do siebie. Wiem, że mi jako Księciu nie wypada robić coś takiego, lecz przy tej wampirzycy to wydaje się być silniejsze ode mnie.

-Nie panikuj, Margaret. - szepnąłem jej w włosy. - One już nikogo nie posiądą w niewolę, obiecuję Ci to.

Wampirzyca odsunęła się ode mnie, obejmując własne ciało rękoma. Spojrzała na mnie niepewnie i odchrząknęła.

-Dziękuję za pomoc, Wasza Wysokość. Postaramy się nie sprawiać problemów. I jeśli można..

Dziewczyna zawahała się, więc uśmiechnąłem się do niej lekko i skinąłem głową.

-Tak, Margaret?

-Jeśli Książę mógłby nic nie mówić na temat mojego zachowania w samolocie, to byłabym wdzięczna.

Zaśmiałem się i skinąłem głową na znak, że rozumiem. Czyżby martwiła się o swoją reputację? Spojrzałem za okno i dopiero teraz zorientowałem się, że jeszcze nie ruszyliśmy. Popatrzyłem naprzód samolotu, żeby sprawdzić czy piloci są na miejscu. Jako, że nie dostrzegłem żadnej sylwetki, rzuciłem krótkie spojrzenie na Meg.

-Wybaczysz mi, jeśli wyjdę na chwilę upewnić się, dlaczego stoimy?

Wampirzyca skinęła głową, a ja ruszyłem, żeby sprawdzić, co jest grane.



Margaret

Po wyjściu Księcia zaczęłam panicznie rozglądać się po samolocie. Nie znoszę tego gówna, nienawidzę! Zawsze mam wizje, że spadam w dół, uderzam w ziemie lub wpadam do wody.. Po prostu mam lęki przed lataniem, co jest śmieszne, ponieważ wampiry są„nieustraszone". Śmiech na sali, jak ludzie nas sobie wyobrażają. Przecież też mamy uczucia jak każdy. Zdenerwowana podeszłam i usiadłam na fotelu, opierając głowę i ścianę. Jeśli mam przetrwać tą podróż i nie zemdleć, to wolę to przespać. Już zaczęłam odpływać, kiedy to zdenerwowany Książę wszedł do pomieszczenia. Jednym okiem spojrzałam na niego.

-Jakieś problemy? - zapytałam ochrypniętym głosem.

-A i owszem. - warknął. - Tym samolotem kieruje banda idiotów. Jeśli ojciec ich nie zwolni, to ja go w tym wyręczę.

Niespokojnie poruszyłam się na miejscu i założyłam kolana pod brodę.

-Nie potrafią pilotować?

Książę dziwnie się na mnie spojrzał i uśmiechnął się nieśmiało.

-Potrafią, nic się nie martw.

Skinęłam głową i wróciłam do swojej pozycji.

Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam. Ze snu wyrwały mnie straszne turbulencje. Zerwałam się na równe nogi i rozejrzałam wokół. Zauważyłam Księcia i wydyszałam.

-Rozbijemy się?

Wampir uśmiechnął się i pokręcił głową. Wskazał gestem ręki na wielkie okno, przez które widać było chmury oraz płaszczyznę ziemi.

-Zaraz będziemy lądować, Margaret. - zachichotał. - Nie musisz panikować.

-Wcale nie panikowałam. - burknęłam.

Podeszłam do okna i spojrzałam na widoki, które znajdowały się za szybą. U naszych stóp rozwijały się pasma gór. Lasy, strumyki, jeziora.

-Piękne. - jęknęłam. - Przypomina mi moje strony.

Książę stanął obok mnie i kiwnął głową potwierdzając moje słowa. Westchnął i spojrzał na mnie.

-Skąd pochodzisz? - spytał zaciekawiony.

Uśmiechnęłam się do siebie na myśl o mojej ojczyźnie. O wspaniałych ludziach, niesamowitych zwyczajach, cudownych tradycjach i zapierającej w piersi historii. Rzuciłam jemu krótkie spojrzenie, po czym znów podziwiałam krajobrazy.

-Z Polski, Wasza Wysokość. - westchnęłam.

Usłyszałam, jak Książę nabrał głośno powietrze do płuc. Zdezorientowana odwróciłam się w jego stronę, aby zobaczyć szelmowski uśmieszek na jego twarzy. Oparłam rękę o biodro i rzuciłam jemu pytające spojrzenie.

-No co? - zapytałam.

-Myślę, że w takim razie będziesz szczęśliwa z faktu, iż właśnie tam mam swoje królestwo, złośnico.

Zachłysnęłam się śliną, słysząc wypowiedziane przez wampira słowa. Spojrzałam jemu w twarz poprzez załzawione oczy. Polska... Wracam do domu. Niestety sprawy obrały taki tok, że musiałam stąd uciekać dwa lata po przemianie. Przebywanie w nim jest dla mnie tak nieprawdopodobnym przeżyciem, że mogłabym teraz wyjść na zewnątrz i ucałować ziemię.

-Nie żartujesz? - jęknęłam, przełykając ślinę.

Już nawet w dupie miałam etykietę, którą powinnam się kierować przy synu naszego króla. Miałam tylko nadzieję, że nie wyskoczy mi teraz z tekstem typu „Prima Aprillis". Wampir chwycił mnie za podbródek i lekko się uśmiechnął.

-Nie. Witaj w domu.

Uśmiechnęłam się szeroko. Odwróciłam się w kierunku okna i starałam zapanować nad emocjami. Będę mogła odwiedzić starych znajomych oraz rodzinę, o ile jeszcze żyją.

Zafascynowana nową sytuacją wybiegłam z samolotu, kiedy tylko wylądowaliśmy na lotnisku. Następnie udaliśmy się wprost do kolejnej limuzyny, która zawiozła nas na zamek do bliżej nie znanej mi miejscowości. Zatrzymaliśmy się przed potężną bramą, prowadzącej do olbrzymiej budowli. Musieliśmy poczekać, aż ze stróżówki wyjdzie kobieta i nas wpuści. Po wejściu na dziedziniec, zaparło mi dech w piersi. Po bokach stały domy, zapewne dla służby, a pośrodku zamek. Dokładnie taki można by sobie wyobrazić, czytając bajki o księciu i jego pałacu. Zaśmiałam się w duchu i ruszyłam dalej za towarzyszami.

Po pewnym czasie książę gwałtownie się zatrzymał i odwrócił w naszą stronę. Nabrał w płuca powietrze, po czym skinął na swojego podwładnego.

-Łowco, zabierz ze sobą jednego wampira i leć do Spokane. Masz mieć na oku oba klany, znajdujące się w pobliżu. Mam wiedzieć o każdym naruszeniu czyjegokolwiek terenu. Nie możemy sobie pozwolić na konflikt między Murrey'ami i Abney'ami. - odchrząknął. -Skończyłem.

-Tak jest, Wasza Wysokość.

Mężczyzna ubrany na czarno skłonił się i oddalił w ciemności. No pięknie, teraz to dopiero Alec się na mnie wkurzy. Nie chciałam już nic mówić Księciu, lecz wcale nie podobał mi się ten pomysł. Z drugiej strony, w ten sposób Alec'owi oraz pozostałej części klanu mogą zapewnić bezpieczeństwo, jakiego by bez Łowcy nie osiągnął. Syn króla spojrzał na nas spode łba i pokręcił głową.

-Do waszych pokoi przyślemy służbę wraz z ubraniami. Obawiam się, że król może chcieć się z wami spotkać.

Pokiwaliśmy głową na znak zrozumienia, po czym książę zniknął bez żadnego śladu. To by było na tyle z naszej królewskiej eskorty. Spojrzałam na swoich podopiecznych, po czy wzrok skierowałam na swoich przyjaciół.

-Noo.. - potarłam ramiona z poddenerwowania. - Teraz nadejdzie część, której najbardziej się obawiałam.

Jamie zachichotał i podszedł do mnie chwiejnym wzrokiem. Naćpany, czy co? Uniosłam brwi do góry i czekałam, aż młody zacznie mówić.

-Boisz się króla?

Prychnęłam i nieśmiało się uśmiechnęłam. Przeczesałam ręką włosy i spojrzałam w oczy Jamiemu.

-Tylko idioci się go nie boją, Jamie. - mruknęłam. - Nie chcesz mu podpaść.

Lucas potwierdził moje słowa i ciężko westchnął.

-W innym wypadku śmierć byłaby dla Ciebie najbardziej łaskawą karą, jaka mogłaby Ciebie spotkać. - burknął. - Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie tortury są w stanie zagwarantować demony.

Zdusiłam w sobie jęk i objęłam się ramionami. Ja wraz z przyjacielem odczuliśmy to na własnej skórze. Obok usłyszałam głośne wciągnięcie powietrza. Uniosłam wzrok na swoich podopiecznych, którzy wpatrywali się we mnie i Lucas'a. Mężczyzna wyraźnie pobladł. Kate musiała podejść i go podtrzymać, bo chyba by runął. Z kolei ja dopiero teraz uświadomiłam sobie, że cała się trzęsę. Minęło od tego zdarzenia wiele lat, a mimo to samo wspomnienie tamtej męki były dla nas tragiczne. Nie miałam zamiaru się tłumaczyć, więc zwróciłam ich uwagę na obsługę, która właśnie wkraczała na dziedziniec. Skinęłam na nich głową i powiedziałam beznamiętnym głosem.

-No to do pracy, rodacy.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro