Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Margaret

Stoję z boku i widzę jak mojemu partnerowi nakładają koronę na głowę. W końcu, po czterech godzinach przemów i przynudzania przez śmietankę tego wymiaru, ceremonia ukoronowania Matthew dobiega końca. Wszyscy biją brawa, wiwatują! Gdzieniegdzie słychać nawet okrzyki „Matthew, Matthew!". A ja? Stoję dumna z boku, zastanawiając się, jak ja podołam wspierać go jako królowa. Owszem, dokładnie taki tytuł otrzymałam chwilę przed swoim partnerem. Na mojej głowie znajduje się diadem skromnie wysadzany diamentami.

- Moi mili! - rozbrzmiał głos króla. - Teraz zapraszam wszystkich do wspólnego świętowania!

Po tych słowach na salę wlały się czarne strumienie obsługi zamkowej. Niesamowicie cieszyłam się z tego faktu! Podczas kiedy goście się zabawiali, ja mogłam w końcu zamienić słowo ze swoim partnerem.

- Dzień dobry. - powiedział tuż przed tym, jak pocałował mnie w policzek. - Jak się dzisiaj czujecie?

Mimowolny uśmiech wpełzł mi na twarz. Odruchowo złapałam się za brzuch, do którego również przyległy dłonie Matthew.

- Dobrze. Trochę daje popalić, ale wszystko do ogarnięcia.

Matt uśmiechnął się szeroko, obejmując mnie silnymi ramionami. A, no właśnie! Możliwe, że zapomniałam o tym wspomnieć.. Otóż, przyjmując Matthew jako partnera, pozbyłam się cech wampira. No, nie do końca. Rodzina królewska od dwóch pokoleń ma możliwość rozmnażania się. Ich serca biją, a organizm nie domaga się krwi. Teraz ja również do nich należę. Jestem tzw. dampirem. Nikt o tym nie wie i nikt nie może się dowiedzieć. Najsmutniejsze jest to, że moje kły trochę się zmniejszyły, co nie do końca mnie zadawalało. Chociaż, jakby nie patrzyć, w dalszym ciągu są śmiertelnie niebezpieczne. Z drugiej strony.. To dziwne uczucie widzieć siebie uśmiechającą, potrafiąc jednocześnie ukryć swoje dodatkowe uzębienie. Taa.. Zwykle temu obrazowi towarzyszyły cztery igiełki wyróżniające się z szeregu zębów. Oczywiście nie jestem krew z krwi rodziny Montrose, przez co właśnie zachowałam w sobie więcej z wamira, niż mógł ktokolwiek inny. Matthew i Peeta nie mają w ogóle kłów. Nie mogą wtapiać się w ciemność, nie zatuszują swojego zapachu. Na szczęście ja zachowałam te umiejętności. Co jeszcze się zmieniło? Hmm.. Jestem w ciąży! Za równe pół roku na świat przyjdzie nasze dziecko. Razem z Matthew postanowiliśmy, że o płci przekonamy się dopiero przy narodzinach. To tak w skrócie!

- Widziałem, że Robbie i Felix przyjechali na koronację. - wyszeptał Matthew. - Zgadnij co robią..

- Niee.. - jęknęłam. - Tylko nie to..

Matt roześmiał się głośno, a ja szybko ruszyłam z miejsca. Torowałam sobie drogę przez tłum, aby wyjść na podwórze znajdujące się tuż przed zamkiem. Niee, nie zamierzałam przeszkadzać zabawy swoim przyjaciołom. Wręcz przeciwnie! Szłam tam, aby im towarzyszyć! Zaraz po tym jak wyszłam na świeże powietrze, usłyszałam krzyki i głosy ekscytacji dochodzące z nieopodal stojącej grupy osób. Była to mieszanka wybuchowa! Elfy, wilkołaki, zmiennokształtni, skrzaty, czarownice, wróżki.. Dużo by wymieniać. Oczywiście atrakcję główną stanowiły wampiry, a dokładniej moi przyjaciele. Podeszłam do nich, na co tłum się rozstąpił, a osoby stojące po bokach zaczęły bić pokłon. Matko, jeśli tak ma wyglądać za każdym razem, to chyba oszaleję.

- Margaret! - krzyknął Felix tuż przed tym jak upadł na twarz. Dosłownie. Razem z Robbim właśnie urządzali sobie przepychanki, pokazywali nowe sztuki walki. Ot, skutek uboczny dawnego nie spotykania się.

Zaśmiałam się i odwróciłam do gapiów stojących tuż za moimi plecami.

- Zapraszam wszystkich do sali balowej. Za chwilę rozpoczną się tańce!

Uradowane zbiorowisko ulotniło się, dzięki czemu mogłam w końcu dotrzeć do swoich przyjaciół.

- Tęskniłam za wami. - powiedziałam, wtulając się w Robbiego. Przyjaciel objął mnie ramionami i ucałował w czoło. - Dlaczego mnie nie uprzedziliście, że przyjeżdżacie?

- Chcieliśmy zrobić niespodziankę. - wymruczał Felix, do którego właśnie podchodziłam, żeby się przywitać. - Nie mogliśmy przegapić jak nasza ślicznotka zostaje królową. Nie uwierzysz, ale takie coś nie zdarza się na co dzień.

Uśmiechnęłam się szeroko i stanęłam pomiędzy nimi.

- Swoją drogą.. - wyszeptał Robbie. - To wow.. Wspaniale wyglądasz.

Poczułam jak zaczynają mnie piec policzki. Naprawdę nie znosiłam kiedy ktoś prawił mi komplementy!

- Taa, cóż.. Ta suknia mnie denerwuje? Po co mi te falbany i tysiące warstw materiału? Zdecydowanie wolę zwykłe spodnie i bluzkę.

Na moje słowa Robbie głośno się roześmiał. Tak, to było to czego nam brakowało przez długi czas. Całe zajście z wiedźmami miało miejsce rok temu. Zdążyliśmy się pozbierać i jakoś podnieść po stracie, której wszyscy doznaliśmy. Naszym zadaniem było brnięcie do przodu, aby nie zatracić się w otchłani rozpaczy i smutku. Moi przyjaciele świetnie spisywali się jako dowódcy klanów, co udowodniła ich obecność na koronacji. W Missouli Louis został zastępcą Robbiego, zaś w Spokane pałeczkę pod nieobecność Felixa przejmował stary członek Murrey.

- A jak dziecko? - wyszeptał mój najbliższy przyjaciel.

Tajemnice, huh? Nie, nie przed nimi. Robbie, Lucas, Katherine oraz Felix wiedzieli o tym jako jedyni. Wiem, że reszta świata również się dowie.. Ale po co się spieszyć? Myślę, że na spokojnie mogą poczekać do narodzin.

- Dobrze. - powiedziałam z szerokim uśmiechem. - Dziękuję, że pytasz.

- Matthew pewnie ma dość już twoich zachcianek, co?

- Nie do końca.

Jak na zawołanie u mego boku stanął mój partner. Matthew miał zmęczony wyraz twarzy, a w oczach pajała chęć mordu.

„Co się stało?", spytałam ukochanego.

„Nic takiego, jestem po prostu zmęczony"

Matthew

Siedziałem przy stole z dawną Grupą Śmierci, rozmyślając o naszych wspólnych planach. Taa.. Okazało się, że Robbie oraz Felix zostają tutaj na dobre pół roku, żeby wspierać moją ukochaną podczas ciąży. Uroczo.. Była tylko jedna sprawa. Jak miałem powiedzieć Margaret, że to nie koniec naszych problemów? Widziałem ją uśmiechniętą, rozpromienioną.. Dawną Meg! A teraz to wszystko miał szlag jasny trafić.. Bo jak zareaguje kiedy dowie się, że tak naprawdę Elza może w każdej chwili wrócić? Wystarczy jeden pierścień w rękach nieodpowiedniej osoby, a wszystko pójdzie w diabły.. Nie żeby ta osoba przed chwilą zakomunikowała mi to osobiście..

„- Myślisz, że to koniec, Królu?

- O czym ty mówisz? - spytałem zdezorientowany.

- Twoja partnerka zamordowała moją wybrankę życia. Nie zostawię tak tego.

- Grozisz nam? - moja mina musiała wyrażać szok.

Mężczyzna roześmiał się głośno, na co momentalnie załączyły mi się trybiki w głowie. W ułamku sekundy przyszpiliłem gościa do ściany, odbierając jakikolwiek dopływ powietrza. Chociaż tyle dobrze, że właśnie szedłem do Margaret i nikogo nie było w naszym pobliżu.

- Spróbuj tylko ruszyć moją rodzinę, to gorzko tego pożałujesz! - warknąłem prosto w twarz.

- To nie będzie moja działka. - powiedział poprzez śmiech.

Chciałem z niego wycisnąć odpowiedź, ale czarownik mi na to nie pozwalał. No to.. Kulturalnie wdarłem się do jego głowy. Jedyne co mogłem zobaczyć to pierścień położony na grobie Elzy i jej cudowne odżycie. Dobrze chociaż, że nie wiedział o tym nikt oprócz tego gościa. Miałem ochotę go zabić. Tu i teraz.

- Królu? - usłyszałem za plecami głos dawnego przyjaciela mojego ojca.

Momentalnie puściłem wcześniej trzymanego czarownika, odwracając się twarzą do starego wilkołaka.

- Witam. Mogę w czymś pomóc?

Mężczyzna pokręcił głową i spojrzał na mnie serdecznym wzrokiem.

- Chciałem tylko powiedzieć, że będziesz godnym następca swojego ojca. Razem z królową możesz dużo osiągnąć.

- Dziękuję. - powiedziałem z wymuszonym uśmiechem.

Po tej krótkiej wymianie zdań wilkołak odszedł. Chciałem dokończyć to, co zacząłem przed chwilą. Odwróciłem się w stronę czarnoksiężnika, ale jego już nie było. Zniknął. Tylko jego groźba pozostała w moich uszach."

- Matthew, wszystko w porządku? - spytała zatroskana Meg.

- Oczywiście. - powiedziałem ze szczerym uśmiechem.

Nie uwierzyła mi.. Widziałem to po jej minie. Nie chciała jednak zaczynać tego tematu teraz, więc tylko posłała mi delikatny uśmieszek. Oj, kochanie.. Nawet nie wiesz, że nasze problemy właśnie się zaczęły.

____________________________________________

Moi kochani! W końcu dobrnęłam do końca tego opowiadania! Tak wiem, szło mi to opornie. Nie mam na to dobrego wytłumaczenia, więc pozostaje mi napisać jedno: Przepraszam!

Chciałam również podziękować Wam za to, że czytaliście TVC do końca, mimo długich odstępów czasu. Mam nadzieję, że spotkamy się w drugiej częśći opowiadania, który ruszy już wkrótce!

Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro