Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

83. Głupcy nigdy się nie uczą

Dlaczego wszystko się tak komplikuje?

- Dasz radę wstać? - zapytałam

Pierwotny wstał z ziemi. Jest blady i nie wygląda za dobrze. Katherine, myśl, co zrobisz? Złapałam go za rękę i pociągnęłam za sobą. Wejdziemy tylnim wyjściem i zamknę go w pokoju z zapasem krwi. Nie bez powodu oni wyeliminowali Elijaha, szkoda, że nie wiedzą, że mam swój plan.

- Co robisz? - zapytał, gdy weszliśmy do domu.

- Idziemy do twojego pokoju.

Weszliśmy po schodach na górę, a chwilę potem byliśmy już w jego sypialni. Elijah usiadł na łóżku, a ja podwinęłam rękaw jego białej koszuli. Zmarszczyłam brwi kiedy zobaczyłam, że wygląda to źle. Różni się to od ugryzień wilkołaków jakie widziałam.

- Zaczekaj - puściłam jego rękę. Odwróciłam się i poszłam do swojej sypialni.

Podeszłam do szafki, gdzie trzymałam wszystkie rzeczy potrzebne do magii. Wyciągnęłam moździerz, zioła i olejek. Zioła wsypałam do naczynia, które zaczęłam rozdrabniać trzonkiem. Gdy były już pyłkiem dodałam odpowiedni olejek i jeszcze raz zmięszałam. Gdy skończyłam odstawiłam tłuczek na blat i wyszłam z pomieszczenia. Kiedy weszłam do pokoju, z którego przed chwilą wychodziłam zobaczyłam, że wampir leży na łóżku. Podeszłam do niego i usiadłam obok niego. Nabrałam mazi na palce.

- To sprawi, że nie będzie cię bolało - wtarłam delikatnie maź w ranę. - Przyniosłam krew, powinna ci trochę pomóc.

- Powinnaś uciec.

- Nie zostawię was - odłożyłam naczynie na szafkę nocną. - Zamknę cię i wrócę kiedy będzie po wszystkim. Jeśli będzie cię bolało to użyj tego więcej.

Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Zamknęłam drzwi, a potem wypowiedziałam zaklęcie, które sprawi, że nikt stąd nie wyjdzie, dopóki nie zdejmę zaklęcia. Skręciłam korytarzem w lewo. Słyszę rozmowy z dołu, które wskazują na to że oni tu dopiero weszli. Zeszłam po wąskich, drewnianych schodach na dół. Zatrzymałam się przed zakrętem, który prowadzi do miejsca, gdzie dzisiaj był bal. Oparłam się o ścianę i wyjrzałam co tam się dzieje. Zobaczyłam jak jacyś ludzie prowadzą Elenę, która udaje mnie, w moją stronę. Wiedziałam, że oni będą chcieli mnie od niego zabrać, dlatego poprosiłam Elenę żeby udawała mnie. Czułam, że coś się stanie, a ja nie mogłabym być w dwóch miejscach na raz. Ona będzie bezpiecznie zamknięta w jakimś pomieszczeniu, a ja będę mogła ich zabić. Usłyszałam jak drzwi bardzo blisko mnie otwierają się, a oni wprowadzają Elenę do środka. Chwilę potem usłyszałam trzask drzwi i przekręcanie klucza. Stałam tak jeszcze chwilę słuchając jak mówią, że chcą osądu. Wyjrzałam jeszcze raz i nikogo nie ma na korytarzu. Odsunęłam się od ściany i wyszłam z tamtąd. Stanęłam przed drewnianymi drzwiami, a następnie je otworzyłam. Użyłam mocy do zabicia ich. Przeniosłam wzork na swoją bliźniaczkę.

- Idź do Elijaha - wyszłam z małego pomieszczenia.

Moja siostra wyszła zaraz po mnie. Stałam przy drzwiach, do momentu gdy usłyszałam jak wchodzi po drewnianych schodach. Chwilę potem byłam już wśród nich, a oni mnie nawet nie zauważyli. Klaus stał na jakimś podwyższeniu, a jakiś blondyn, wyglądający jakby miał ponad czterdzieści lat siedział na krześle, który ma imitować tron. Źle na tym wyszedł bo wygląda jak pięcioletnie dziecko, które siedzi na toalecie, udając króla świata którym w rzeczywistości nie jest.

Skorzystałam z okazji, że ustawili się w kołko i mnie nie widzą. Z wampirzą prędkością zrobiłam wokół nich kółko, zamykając nas w kręgu. Dobrze, że ta suknia ma tak głębokie kieszenie, które są w stanie pomieścić wiele rzeczy. Przeszłam przez tłum, a gdy mężczyzna, uważający się za ich lidera mnie zobaczył, wyglądał jakby zobaczył ducha.

- Twoja upartość nie skończy się dla ciebie dobrze - powiedział.

- Ty też nie skończysz dobrze - odpowiedziałam gdy ustałam obok Klausa.

- Będziesz go bronić? - zapytał

- Tak - spojrzałam w górę, patrząc na hybrydę. Nie dodałam, że mogę być sądzona razem z nim za jego 'grzechy'.

- Jak czujesz się będąc najbardziej znienawidzonym tutaj? - wskazał na mężczynę w długich czarnych włosach. - W tysiąc sześćset dziewiędziesiątym czwartym ten mężczyna oskarżył Rebekah o czary, więc po przemianie kazałeś mu wyssać z krwi żonę - wskazł na innego mężczynę. - On miał ziemię, której chciałeś. Przemieniłeś go i kazałeś doszczętnie spalić jego wioskę. W tysiąc osiemnset dziewiędziesiątym pierwszym kazałeś jej zabić - wskazał na kobietę - jej matkę, bo złościoło cię to że kaszlała całą noc.

I to mają być grzechy?

- Przez te grzechy, świat się mnie bał, tak jak wy nadal boicie się mnie. Zabiłem twoją ladacznicę i uwolniłem cię od zniedołężniałej matki- Klaus patrzył na nich wszystkich.

On ma rację.

- Czemu nas ze sobą związałeś? Powód nie ma znaczenia. Stworzyłeś nas i porzuciłeś, a jeśli ktoś ci się sprzeciwstawił odbierałeś mu to. Dzisiaj musisz za to zapłacić.

Z jego wywodu wynika, że ma do niego żal. Wszyscy z nich go mają. Ja bym im zasugerowała terapię, ale minęłyby lata zanim im by pomogła, więc z wielką chęcią zapobiegnę przeludnieniu. Kiedy byłam nastolatką przez pewnien czas chciałam zostać prawniczką, dlatego czytałam książki o prawie, procesach i różnych mordercach. Teraz nadszedł czas żebym wykorzystała moją dotąd nieużywaną wiedzę.

- Teraz moja kolej - odezwałam się kiedy blondyn chciał się odezwać. Nie mogę słuchać już dłużej o tych ''okrutnych'' grzechach, bo wybuchnę śmiechem. Chyba o mnie zapomniał. Gdy wcześniej mówił, słychać było jak inni rozmawiali pomiędzy sobą, jednak teraz nie słychać nic, oprócz bijącyjch serc i dźwięku krwi krążącej w żyłach. - Oskarżacie mojego męża o wasze nieszczęście, które was spotkały. On robi to dla swojej rodziny. Dostaliście od niego nieśmiertelność, o której niektórzy marzą aż do śmierci. Dzisiaj nie jesteście od niego lepsi, a lata temu postąpilibyście tak samo, a nawet i gorzej. Wmawiacie mu grzechy, które na pewno też popełniliście...

- To twoje argumenty? W imię rodziny można poświęcić wszystko? - przerwał mi

- Nie dałeś mi dokończyć.

- Nasłuchaliśmy się już dosyć. To jasne że go bronisz tylko dlatego, że jest twoim mężem.

- Nie bronię go tylko dlatego, że jest moim mężem - oburzyłam się.

- Klaus Mikaelson zasługuje na los gorszy niż śmierć! Kto jest za?

Tłum krzyczał. To ten czas. Sięgnęłam do kieszeni sukni z której wyciągnęłam sól, dzięki której zamknęłam nas w kręgu. Teraz jesteśmy bezpieczni. Może to nieuczciwe, ale dzięki temu nikt z nas nie umrze. Planowałam to od dawna, ale chciałam zobaczyć jak potoczy się sytuacja. Klaus spojrzał na mnie zdziwiony.

- Obiecałam ci, że nie dam ci umrzeć.

Klaus zszedł z podwyższenia. Pstryknęłam palcami, a głowy ponad połowy wybuchnęły. Przy życiu zostawiłam tego który śmie bawić się w króla i tych którzy krzyczeli najgłośniej. Teraz już tak nie krzyczeli, a blondyn był przerażony.

- Jaki jest według was los gorszy od śmierci? - zapytałam.

Odpowiedziała mi cisza. Teraz zrozumieli to że nie są silniejsi i nam nie dorównają. Nigdy.

- Kto nadal jest za? - zapytał ich Klaus.

Spojrzałam na niego, uśmiechając się. Oboje wiemy, że będziemy się nimi bawić, zanim umrą.

- Ja - jakiś brunet w skórzanej kurtce wyszedł z szeregu.

Za nim wyszli pozostali. Spojrzeliśmy na siebie z Klausem, wiedząc co to dla nich oznacza. Kolejny raz sprawiłam, że umarli, wszyscy, oprócz blondyna. Przywódcy zawsze giną na końcu. Zniszczyłam krąg, w którym byliśmy zamknięci. Ruszyliśmy w stronę przerażonego wampira. On padł przed nami na kolana.

- Błagam wybaczcie mi - pochylił głowę.

Naprawdę? On myśli, że my go zostawimy żywego? Wkurzony Klaus złapał go jedną ręką za kark.

- Gdy już będziesz w piekle, mów, że jestem niepokonany. Chcieliście mnie zabić, ale nie możecie. Jestem nieśmiertelny -jego głos był spokojny i opanowany. Patrzył chwilę w jego oczy, a sekundę potem wyrwał mu serce.

Szkoda, że głupcy nigdy się nie uczą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro