54. Nasz ostatni dzień
Kiedy zajdzie słońce, a na niebie pojawi się księżyc Hayley powróci. Na pewno będzie wściekła, a że Niklaus stwierdził, że nie ma ochoty na konfrontacje z wilczycą to zostawił to mnie. Lubiłyśmy się, a nawet mogę powiedzieć, że się przyjaźniłyśmy więc mam nadzieję, że mnie wysłucha.
Martwię się. Chodzę w tą i z powrotem. Od początku do końca długości łóżeczka i tak dalej. Dobrze, że Hope jest mała i nie rozumie tego co się teraz dzieje. Mam nadzieję, że kiedyś w końcu nadejdą spokojne dni. Po tym jak spędziliśmy razem pół dnia, Klaus musiał gdzieś wyjść. Gdy tylko zaczęło się ściemniać, nawet Elijah uciekł. Freya wyszła na kolejną imprezę. Zostałam sama, nie licząc zasztyletowanego Kola w piwnicy. Jeszcze trochę i będę musiała przeprowadzić najbardziej stresującą rozmowę w moim życiu. Stresuję się bo nie wiem czego się spodziewać. Nie zdziwię się jeśli skręci mi kark. Zatrzymałam się i wyjrzałam przez okno. Nawet nie zauważyłam kiedy pojawił się księżyc. Uśmiechnęłam się. Księżyc jest piękny, zwłaszcza kiedy jest w pełni.
Usłyszałam jak drzwi bardzo mocno odbijają się o ściany i bardzo głośny dźwięk wybijany przez szpilki. Idzie tutaj. Odwróciłam bo czułam, że już tutaj jest. Nie myliłam się. Hayley Marshal była wściekła.
- Gdzie oni są? - wywarczała.
- Nie ma ich - spojrzałam na Hope.
Jest zła, ale nie na mnie, czyli mogę liczyć na rozmowę bez rzucania meblami. Hybryda podeszła do łóżeczka, w którym spała młoda. Nagle cała złość z niej wyparowała. Hayley zakryła dłonią usta.
- Straciłam tyle czasu - była bliska płaczu
- Niestety. Gdybym wiedziała pomogłabym ci dużo wcześniej.
- Kiedy wróciłyście? - pogłaskała Hope po policzku.
- Cztery miesiące temu. Co chcesz teraz zrobić?
- Wyjechać. Ona zasługuje na spokojne życie, a tu ciągle coś się dzieje.
- Jesteś pewna? Bez urazy, ale ona ciebie nie zna i jest do nas przywiązana - powiedziałam, a Hayley spojrzała na mnie zła. -Spędź trochę czasu tutaj żeby się do ciebie przyzwyczaiła. Jakbyś się czuła gdybyś obudziła się przy kimś kogo nie znasz, a osoby które kochasz zniknęły?
- Nie ty będziesz decydować o losie mojej córki.
- Masz rację.
Hope w tym momencie obudziła się, a Hayley wzięła ją na ręce. Widać jak bardzo ją kocha i boli ją to że nie było jej przy niej. Młoda patrzyła na nią ździwiona, nie dziwię się jej, też bym tak patrzyła na kogoś kogo nie znam.
- Hopie, to twoja mama. Twoja prawdziwa mama - trudno było wypowiedzieć mi te dwa zdania.
Młoda przytuliła się do szyi mieszańca.
- Nic nie zmieni twojej decyzji, prawda? - spojrzałam na nie.
Hybryda pokiwała głową.
- Gdzie będziecie?
- Myślałam o Miami, albo LA.
- Spakować ją? - zapytałam, a kobieta pokiwała głową.
Nie mogę i nie chcę jej zatrzymywać. Chciałabym żeby zostały, ale nie mogę decydować o Hope. Niklaus napewno będzie wściekły, ale mógł zostać. Podeszłam do szafy z której wyciągnęłam torbę i wsadziłam do niej jej rzeczy. W międzyczasie napisałam do Nika żeby jak najszybciej wrócił. Skrzywdził Hayley, ale powinien pożegnać się z młodą. W końcu jest jego córką którą kocha. Gdy spakowałam wszystkie rzeczy i powiedziałam jej o wszystkim ważnych dla mnie informacjach, wzięłam Hope na ręce. Pożegnania z ważnymi osobami są najtrudniejsze.
- Bądź grzeczna słońce - przytuliłam dziewczynkę.
- Co ty tutaj robisz? - Hayley cofnęła się kilka kroków.
Odwróciłam się w stronę drzwi.
- Nie zamierzam wchodzić ci w drogę. Przyszedłem pożegnać się z córką - podszedł do mnie i wziął ją na ręce. - Odprowadzę was - wyszedł z pomieszczenia.
Hayley wyszła za nim. Zostanę tutaj, bo nie chcę się rozpłakać. Wyszłam z pokoju po czym poszłam do naszej sypialni. Po całym dniu zajmowania się Hope, jedyne na co mam ochotę to rozmowa z Klausem i sen. Zmarszczyłam brwi. Dlaczego w moim łóżku leży jakś kobieta? Nie wiem kim jest, ale mam ochotę powyrywać jej te rude kłaki z głowy.
- Kim ty jesteś? - zapytałam wchodząc głębiej do pokoju.
Jeśli będę musiała wyciągać rude kłaki z materaca to go zabiję.
- Jestem Aurora, ukochana Klausa, a ty?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro