49. To będzie ci potrzebne do sama wiesz czego
Obudziłam się w trumnie. Miałam skute ręce. Próbowałam rozerwać kajdany, ale nie mogłam. Jestem za słaba przez to że dawno nie jadłam. Ciekawe ile tu jesteśmy? Rozejrzałam się. Obok mnie też w trumnie leżał Klaus. Myślałam, że nie da się go zabić. Kiedyś czekałabym na ratunek, ale teraz mogę sama sobie poradzić. Westchnęłam. Nie znam zaklęć, ale myślę że jakoś sobie poradzę. Zamknęłam oczy, żeby bardziej się skupić. Siłą umysłu próbowałam sprawić żeby kajdany się rozerwały. Za pierwszym razem się nie udało, za drugim też nie. Wymęczona po siódmej próbie zrezygnowałam. Jestem zmęczona, zła i głodna. Mam nadzieję, że Kol dobrze się nią zajmuje. Zaczynało robić się coraz ciemniej, a ja traciłam nadzieję.
Wyszłabym z trumny, ale nie mam siły i oni na pewno usłyszeliby hałas więc znowu skończyłabym z złamanym karkiem.
Spróbuję jeszcze raz. Cały czas próbowałam rozerwać kajdany siłą umysłu. I po paru minutach udało mi się. Muszę coś szybko zjeść. Resztkami sił przyłożyłam sobie nadgarstek do ust i wgryzłam się w swoją tętnicę. Napiłam się kilka łyków. Takie picie mojej krwi nie dostarczy mi siły na długo, dlatego muszę nas jak najszybciej uwolnić. Usiadłam. Trumny są takie niewygodne. Sekundę potem stałam już na podłodze. Podeszłam do Klausa i wyciągnęłam sztylet z jego serca. Jego skóra zaczęła wracać do normalnego koloru, a żyły zniknęły. Nagle usiadł i wziął głośny wdech.
- Wybacz, nie mogłam szybciej - cofnęłam się kilka kroków żeby mógł z tamtąd wyjść. -Ja też straciłam kilka godzin.
- Gdzie ona jest? - podszedł do mnie.
- Jest bezpieczna. Co powiesz na kolację w plenerze? - uśmiechnęłam się.
W jego oczach pojawił się ten błysk. To znaczy, że zaplanował już dla nich zemstę. Szybki jest.
- Zjemy tutaj czy w innej dzielnicy? - objął mnie.
- Tutaj, tam trudniej będzie ukryć ciała - spojrzałam w jego oczy.
Na naszą małą kolację nie wybraliśmy się daleko. Przeszliśmy zaledwie kilka ulic dalej. Opierałam się o ścianę kamienicy, która była bramą do wąskiej, ciemnej uliczki czekając aż skończy. Dzisiaj wystarczyło mi tylko dziesięć osób, z czego cztery zabiłam dla zabawy. Chociaż nie powinnam marnować jedzenia i tak jest go tu mało.
Poczułam mocny powiew zimnego wiatru przede mną. Podniosłam wzrok żeby to sprawdzić. Przede mną stała ta wariatka i uśmiechała się.
- Czego chcesz? - odepchnęłam się od ściany.
- Nie denerwuj się kochanie, ona jest teraz z nami - obok mnie znalazł się Klaus.
- Wytłumaczę ci to. Muszę połączyć się z Hope, a gdy zasnę na kolejny wiek, a wy dalej będziecie mogli się nią opiekować.
********
Ciekawe czy już zauważyli, że nas nie ma? Pewnie tak. Klaus teraz wrócił do domu żeby zemścić się za zasztyletowanie go. Niedawno dowiedzieliśmy się o śmierci Kola. Ja idę po Hope. Dzięki magi Dahlii i krwi Nika wiem gdzie jest. Jestem bardzo ciekawa co robi na tym cholernym cmentarzu. Gdy zbliżałam się do miejsca gdzie dzieje się wszytko, czułam coraz więcej mocy. Niepokoi mnie to. Zauważyłam dużo wiedźm stojących po dwóch stronach ścian. Davina stała przy ołtarzu i przemawiała niezwykle interesującą mową. Przy ołtarzu w pierwszym rzędzie stał Vincent i trzymał Hope. Poczekałabym, ale nie mam zbytnio czasu. Czarownice zauważyły już że tu jestem i zaczęły szeptać pomiędzy sobą. Czas wkroczyć. Zaczęłam iść środkiem drogi ku ołtarzu.
- Nie chciałam przerywać, ale one to zrobiły więc uznałam, że mogę wkroczyć. Dziękuję za opiekę nad Hope - podałam jej sakiewkę- To będzie ci potrzebne do sama wiesz czego.
Podeszłam do Vincenta i wzięłam od niego dziewczynkę.
- Przed chwilą mówiłaś o walce z wampirami, a sama się z nimi spoufalasz - powiedziała jedna z wiedźm. Chyba nie za bardzo popiera D. Jestem jej wdzięczna więc chyba mogę jej pomóc. W końcu jesten Mikaelson i moje zdanie chyba też coś znaczy.
- Mówiła, że będziecie walczyć jeśli spotkacie się z atakiem albo z oporem z naszej strony. To ja poprosiłam ją o pomoc. I oh, słońce teraz nie jestem tylko zwykłym wampirem - mówiąc to cały czas patrzyłam w jej oczy. Wyciągnęłam rękę w stronę płomienia, który dzięki mnie znacznie powiększył się, a po chwili wrócił do wcześniejszych rozmiarów.
- Możecie już wrócić do tego co robiliście - ostatni raz spojrzałam na Davinę i skierowałam się do wyjścia, tylko inną stroną niż przyszliśmy. To że pół dnia spędziłam z Dahlią i to spotkanie z czarownicami z przed chwili, wystarczająco upewniły mnie, że mam dość wiedźm na jakiś czas.
_____
Jeśli wyrobię się ze wszystkim co mam do zrobienia to rozdział będzie we wtorek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro