Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

48. Nie wiem jak zgasić ten ogień!

- Byłam na spacerze - ściągnęłam z siebie skórzaną kurtkę i położyłam ją na oparciu fotela.

Podeszłam do niego.

- Nie powinnaś sama wychodzić z domu.

********
Gdy obudziłam się, w domu nie było nikogo. Wzięłam długą, gorącą kąpiel i ubrałam się w czarne spodnie i fioletowy top. Dzisiaj mam proste włosy, które sięgają mi trochę za tyłek. Chyba czas iść do fryzjera i trochę je przyciąć? Teraz wyglądam trochę jak Elena. Nie mam ochoty dzisiaj się malować więc tego nie zrobię. Skoro nikogo nie było to sama zjadłam duże śniadanie. I pomyśleć, że po tym jak zostałam wampirem nie chciałam nikogo krzywdzić. Śmieszne. Bycie cały czas dobrym jest nudne. To śmieszne kiedy oni się boją i odwracają wzrok.

Słyszę kroki kilku osób. W końcu wrócili. Wysysałam z brunetki ostatnie krople krwi, bo nie lubię marnować tak dobrego jedzenia. Na nieszczęście dziewczyny, posiadała ona moją ulubioną grupę krwi. Mogę powiedzieć, że była słodka. Starłam krew z kącików ust i upuściłam jej bezwładne ciało na ziemię. Spojrzałam na drugą zahipnotuzowaną dziewczynę.

- Zabierz jej ciało, wyjedź za miasto i zakop ją w jakimś miejscu - użyłam na niej po raz kolejny perswazji.

Wstałam z krzesła i poszłam do naszej sypialni. Gdy weszłam do środka Klaus stał przy oknie i był wyraźnie spięty. Podeszłam do niego.

- Teraz nie będziesz się do mnie odzywał?

- Ona wyznaczyła nam termin oddania Hope - odwrócił się w moją stronę. Był za spokojny jak na takie coś. -Ich plan nie jest dobry. Żeby ją zabić trzeba ją przechytrzyć - w jego oczach pojawił się ten diabelski błysk.

- Jak chcesz to zrobić? - uśmiechnęłam się.

- Na początku będziemy wypełniali ich plan, ale potem zgodzimy się oddać Hope. Gdy będzie rzucać czary zabiję ją.

Pokiwałam głową. To może się udać. Musi się udać. Inaczej zginiemy, a ona dostanie Hope.

- Jak się czujesz?

- Jakbym miała kaca - uśmiechnęłam się. -Wiem, że teraz powinniśmy być przejęci Dahlią, ale przejdziemy się?

- Przy okazji pójdziemy na bagna - poszedł w stronę wyjścia, a ja za nim. Złączyłam palce naszych dłoni. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu. Przez ten cały czas kiedy jechaliśmy Nik opowiadał mi o tym co stało się rano i o tym co powiedziała mu Freya. Gdy dojechaliśmy na bagna i wyszliśmy z samochodu, okazało się że miejsce gdzie powinno być sporo wilków jest opuszczone. Jakby nikogo nie było tu od dawna. Usłyszałam za sobą śmiech wampira.

- Co zrobiłeś? - odwróciłam się w jego stronę.

Czy on wybił wilki Hayley i swoich krewnych?

- Ja? Nic. Wszytko jest tak jak powinno być. Powinniśmy już wracać - odwrócił się i szedł w stronę auta.

- Kłamiesz! Powiedz mi prawdę.

Nagle znaleźliśmy się w dużym okręgu ognia. Tu są wiedźmy? Ktoś znowu chce nas zabić? Pierwotny odwrócił się w moją stronę. Zauważyłam, że im bardziej się denerwowałam tym bardziej ognień stawał się większy. Czy ja jestem wiedźmą?

- Uspokój się - złapał mnie za przedramiona.

- Nie wiem jak zgasić ten ogień! - przysunęłam się bliżej niego.

Bałam się tego. Nie ja byłam przerażona. A co jeśli nie opanuje tego i nas spalę? Klaus pocałował mnie, a ja oddałam pocałunek. Gdy otworzyłam oczy ognia już nie było.



****************
Od paru godzin siedzę w moim starym mieszkaniu z Hope. Za niedługo mamy wcielić nasz plan w życie, ale ja nie wiem czy to dobry pomysł. A co jeśli coś pójdzie nie po naszej myśli? Plan Klausa polega na zaskoczeniu Elijaha, Freyi i Rebekah, a co gdybym ja wprowadziła kolejny element zaskoczenia? Już nawet wiem co zrobić. Wzięłam młodą na ręce i wyszłam z mieszkania. Hope będzie bezpieczna tylko z dwoma osobami, które muszę poprosić o pomoc. Na szczęście mam blisko do celu. Po przejściu paru ulic, weszłam do budynku. Stanęłam przed drzwiami, w które zapukałam. Te pare sekund ciągnęło się zdecydowanie zbyt długo. Gdy drzwi się otworzyły, weszłam do środka.

- Musisz mi pomóc - spojrzałam na niego. -Musisz zająć się przez jakiś czas Hope, tylko z wami będzie bezpieczna.

- Dobrze się czujesz? - Davina podeszła do nas.

Mam kolejny plan. Ignorować ją.

- Zajmiemy się nią - powiedział Kol.

- Nie wychodźcie z nią i niech nie używa magi. Teraz od tego zależy jej życie - spojrzałam na tą dwójkę.

- Niedługo po ciebie wrócę - spojrzałam w jej jasne oczy i podałam ją mojemu byłemu mężowi. Spojrzałam na nią ostatni raz i wyszłam z mieszkania.

Po parunastu minutach byłam już w domu, gdzie byli Elijah i Freya. Byłam zdenerwowana tym, że miałam w wewnętrznej kieszeni kurtki truciznę.

- Gdzie Klaus? - podeszłam do nich.

Mieli dziwne miny. A to utwierdziło mnie w tym, że zrobiłam dobrze oddając młodą pod opiekę Kola. Im więcej zaskoczeń tym lepiej.

- Gdzie Hope? - Freya odpowiedziała pytaniem na pytanie.

- Gdzie Klaus? - ponowiłam pytanie już lekko zdenerwowana.

- Zasztyletowałem go. Zrobiłem to żeby chronić Hope. Niklaus zagrażał naszemu planu. Wiem też, że będziesz próbowała mu pomóc.

Nawet nie wiem kiedy i jak to się stało ale nawet nie zdążyłam mrugać a co dopiero zareagować, a byłam zakuta w kajdany.

- Co ty robisz? - spojrzałam na pierwotnego.

- To co uważam za słuszne - położył swoją dłoń na mojej szyi. -Wybacz Kath.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro