Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part I

Ciemne chmury zakryły słońce, nie przepuszczając przez siebie jego promieni. Zwiastowało to nadejście deszczu. Chłodny wiatr smagał twarze ludzi zgromadzonych na cmentarzu. Grupa postaci ubrana w czarne stroje stała nad trumną, która za chwilę miała znaleźć się w wykopanym grobie. Na twarzach zgromadzonych widoczny był smutek, jednak w wielu przypadkach zapewne nie był szczery. Kobieta o długich ciemnych włosach stała najbliżej. Z jej oczu płynęły łzy, tworząc ścieżkę na jej lekko zarumienionych, od chłodnego wiatru, policzkach. W dłoniach trzymała białą chusteczkę, którą co chwilę ścierała słone krople.

Nagle cieszę na cmentarzu przerwała głośna, dudniąca muzyka, a przed bramą, z piskiem opon, zatrzymał się czarny samochód. Muzyka ucichła, a z pojazdu wysiadł młody 20 – letni mężczyzna. Był to wysoki, przystojny brunet z burzą loków, które okalały jego twarz. Jego zielone tęczówki wpatrywały się prosto przed siebie. Nie wyrażały żadnych uczuć. Przedarł się przez tłum ludzi i stanął obok swojej matki. Brunetka spojrzała karcąco na syna, ale postanowiła się nie odzywać do końca pogrzebu.

*****
- Spóźniłeś się – głos kobiety był ostry, nie była zadowolona. Siedzieli na kanapie w niewielkim holu kancelarii prawniczej, czekając aż przyjmie ich Charles Jus – prawnik i przyjaciel Desa Stylesa.

- Miałem kilka spraw do załatw… - jego wypowiedź została przerwana przez kobietę w średnim wieku, która była sekretarką.

- Pan Jus prosi do siebie – Anne i Harry wstali ze swoich miejsc i skierowali się w stronę gabinetu, jednak zatrzymał ich głos sekretarki – Najpierw prosi panią pani Styles, chciałby porozmawiać na osobności.

Chłopak słysząc to wrócił na miejsce, które jeszcze przed chwila zajmował, podczas gdy bruneta zniknęła za drzwiami.

Harry rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Była to średniej wielkości poczekalnia o beżowych ścianach i podłodze wyłożonej ciemnymi panelami. Pod ściana stał niewielki kontuar, za którym siedziała sekretarka, pisząc coś na komputerze. Chłopak westchnął, po czym sięgnął po jakąś gazetę prawniczą leżąca na niewielkim stoliczku. Bezmyślnie przerzucał strony magazynu, kiedy drzwi gabinetu się otworzyły i w poczekalni pojawiła się Anne razem z prawnikiem. Kobieta ostatni raz pożegnała się z mężczyzną, po czym opuściła pomieszczenia, po drodze zerkając na swojego syna.

- Harry – Charles zwrócił się do chłopaka – Zapraszam – wskazał dłonią na otwarte drzwi. Brunet podniósł się z fotela i skierował w stronę gabinetu. Prawnik zajął swoje miejsce za biurkiem, podczas gdy młody Styles usiadł na skórzanym fotelu, po przeciwnej stronie.

- Co ojciec zostawił mi w spadku? – spytał wprost.

Nie dało się ukryć, że Harry był rozpieszczonym dzieckiem, który zawsze dostawał to co chciał. Wiecznie zabiegani rodzice, brak swojej obecności, starali się wynagrodzić, jedynemu synowi prezentami i pieniędzmi. Z czasem młody chłopak nauczył się jak to wykorzystywać, aby dostać to czego pragnął.

- Zaraz się dowiesz – odpowiedział Jus podchodząc do odtwarzacza DVD, w którym umieścił płytę – Twój ojciec postanowił ci sam to przekazać – wróciła na swoje miejsce uruchamiając sprzęt.

Po chwili na ekranie telewizora pojawiła się twarz ok. 45 letniego mężczyzny. Uśmiechał się delikatnie do kamery.

- Witaj Harry, skoro to oglądasz mnie już nie ma – zrobił krótką przerwę, aby się poprawić na skórzanym fotelu, po czym opierając ręce na podłokietnikach złączył palce – Domyślam się, że jesteś bardzo ciekawy, co postanowiłem ci zostawić w spadku. Mam dla ciebie dar, a nawet kilka darów, aby ostatecznie ofiarować ci bezcenny dar. Jednak, abyś mógł je dostać musisz podjąć się pewnych zadania. Jeśli im nie podołasz, nie dostaniesz nic. Wszystko co zrobisz musi zyskać aprobatę pana Jus’a.

W tym momencie film został zatrzymany, a młody Styles spojrzał na prawnika. Zarówno jego oczy, jak i wraz twarzy pokazywały zdziwienie i ciekawość.

- Jaki dar?

- Tego dowiesz się dopiero po wypełnieniu postawionych ci zadań, nad których poprawnym wykonaniem będę czuwał ja.

- A na czym mają one polegać?

Charles jednak nie odpowiedział, tylko zwrócił się w stronę telewizora i ponownie uruchomił film.

- Zapewne jesteś ciekawy co jest tym darem i jakie zadania powinieneś wykonać. Co do podarunku, to nie mogę ci powiedzieć. Dowiesz się co to jest jak przyjdzie odpowiednia pora. Natomiast o twoim pierwszym zadaniu opowiem ci dopiero, kiedy zdecydujesz się go podjąć.

Obraz się zatrzymał i Harry ponownie odwrócił się w stronę mężczyzny.

- Czyli jeśli się nie podejmę tego nic nie dostanę? – chłopak nie ukrywał, że liczył na zaprzeczenie. Nie musiałby nic robić, a przynajmniej by coś dostał, nawet jeśli nie było by to wszystko co mógł otrzymać. Umiał by się tym fragmentem spadku zadowolić.

- Dokładnie, jeśli chcesz cokolwiek otrzymać, musisz się podjąć zadań. Nie naciskam, możesz się zastanowić i przyjść tu jeśli się zdecydujesz.

- Rozumiem, że jak na razie to wszystko – podniósł się z fotela.

- Tak – prawnik uczynił to samo, po czym wyciągnął swoją dłoń, aby pożegnać się z chłopakiem.

*****

Głośna muzyka dudniła w uszach wszystkich przebywających w klubie. Wielu z nich tańczyło na środku parkietu, inni siedzieli przy barze lub stolikach, popijając alkohol tu serwowany.

Harry siedział przy jednym z wolnych stolików, oparty na blacie. Jego długie palce obracały szklankę z whisky, w której utkwione były zielone tęczówki chłopaka. Myśli loczka cały czas były zaprzątane przez to czego dowiedział się u prawnika. Nie wiedział jaką powinien podjąć decyzję. Nie miał pojęcia co zaplanował dla niego ojciec. Z drugiej jednak strony chciał otrzymać spadek, co do tego nie miał wątpliwość. Nie był jednak przyzwyczajony, do robienia czegoś, aby dostać to czego chce i nie podobał mu się fakt, że to się może zmienić.

Z zamyślenia wyrwał go wysoki, kobiecy głos.

- Kochanie, chodź zatańczyć – poczuł jak ktoś od tyłu, owija ręce wokół jego ramion, a kątem oka dostrzegł swojego przyjaciela, który zajął miejsce na wolnym krześle – Odkąd przyszliśmy cały czas siedzisz przy stoliku.

- Na razie nie mam ochoty Emily, może później.

Dziewczyna zrobiła naburmuszoną minę, ale chłopak nawet na nią nie spojrzał, żeby móc to zauważyć.

- Dalej zadręczasz się tym co powiedział ci prawnik? – Nick spojrzał na kumpla. Chłopak tylko kiwnął głową.

- Daj spokój Harry, co takiego trudnego mógł wymyślić twój ojciec – dziewczyna usiadła na kolanach Stylesa - Na pewno dasz radę. Tylko pomyśl, co później mógłbyś za to dostać. Sam mówiłeś, że twoja mama dostał tylko dom i wszystkie salony SPA, które otworzyła z twoim ojcem.

- A z tego wynika, że wszystkie hotele, posiadłości i pieniądze są dla ciebie – dodał Grimshaw.

- Może macie rację – mruknął pod nosem, dalej wpatrując się w szklankę z alkoholem.

*****

Pomimo rozmowy z Emily i Nickiem, Harry dalej nie był pewny tego co powinien zrobić. Przez całą noc nie spał, przekręcając się z boku na bok. Ostatecznie podjął decyzję o ponownym pojawieniu się w gabinecie Jusa i przedyskutowaniu warunków otrzymania spadku. Kiedy tylko zegar wyświetlił godzinę 6.30, chłopak stwierdził, że dalsze leżenie nie ma sensu. Podniósł się z miękkiego materaca i ruszył w stronę łazienki. Wszedł pod prysznic, gdzie odkręcił kurki z zimną wodą, aby pomogły mu się rozbudzić. Czuł jak zimne krople, spływające po jego ciele, choć na chwilę pozwalają mu zapomnieć o tej całej sytuacji.

*****

- Witaj Harry! – Charles posłał chłopakowi szeroki uśmiech, kiedy ten pojawił się w jego gabinecie – Podjąłeś decyzję?

- Nie do końca – oznajmił zajmując wolny fotel – Najpierw chciałabym się dowiedzieć, co się stanie z majątkiem jeśli odrzucę propozycję.

- Wszystko zostanie przeznaczone na różnego rodzaju cele charytatywne.

Loczek nie krył zdziwienia, kiedy to usłyszał.

- A hotele?

- Twój ojciec zażyczył sobie, aby je sprzedać i pieniądze także rozdać. Harry, jeśli chcesz wiedzieć, czy dostaniesz jakieś pieniądze to niestety, ale już wczoraj dowiedziałeś się, ze nic nie dostaniesz. Des zgodził się przekazywać ci ustaloną przez niego kwotę do czas, aż ukończysz studia, a później będziesz musiał znaleźć prace i sam na siebie zarabiać.

Czyli musi się zgodzić, albo koniec z życiem w luksusie. Koniec ze spełnianiem zachcianek. Koniec z zabawą. Takie myśli w tej chwili krążyły po głowie bruneta. Jeśli chce zachować taki styl życia jak teraz powinien się zgodzić.

- Podjąłeś decyzję?

- Dobrze, zgadzam się – odpowiedział, chociaż nie był do końca pewny, czy słusznie robi.

- Świetnie! – prawnik klasnął w dłonie – W takim razie podpisz tutaj – podsunął Harry’emu jakieś dokumenty i podał długopis. Chłopak złożył czytelny podpis i odsunął od siebie papiery.

Jus podniósł się z fotela, aby uruchomić sprzęt i już po chwili, na ekranie pojawił się Des Styles.

- Zgodziłeś się Harry, tak jak przypuszczałem. Twoje zadanie nie będzie łatwe. Dobrze pamiętam czasy, kiedy nie miałem nic, dosłownie nic. Musiałem od początku sam na wszystko zapracować. Ty miałeś to szczęście, że nigdy ci niczego nie brakowało, ale czas abyś poznał też jak wygląda życie, kiedy wszystko zostało ci odebrane. Wierzę, że sobie poradzisz synu.

Obraz się zatrzymał, a zszokowany brunet spojrzał na prawnika.

- Co to ma znaczyć, o co mu chodzi? – w duchu liczył, że nie usłyszy tego, czego najbardziej się obawiał.

- To co usłyszałeś – podniósł się ze swojego miejsca, podszedł do szafy w rogu pokoju i wyciągną z niej sportową torbę, którą rzucił Harry’emu.

- Co to?

- Najpotrzebniejsze rzeczy – Jus wrócił na swój fotel i ponownie spojrzał na chłopaka – Od dziś nie masz wstępu do swojego mieszkania, rekwirujemy samochód i blokujemy twoje karty.

- Słucham? To gdzie mam mieszkać i z czego żyć? – wykrzyknął oburzony.

- To twoje zadanie Harry i twój problem. Zgodziłeś się. A teraz cię przeprasza, ale mam kilka spraw, które nie mogą dłużej czekać. Dam ci znać o kolejnym spotkaniu.

*****

Świetnie! I co on ma teraz zrobić? Zabrali mu mieszkanie, zabrali mu samochód, zablokowali karty. Jedyne co posiada to torba, w której, jak już zdążył się zorientować, były podręczniki potrzebne na zajęcia i jakieś ubrania. Byli pewni, że się zgodzi i już wcześniej się przygotowali.

Krążył po ulicach Londynu zastanawiając się gdzie powinien pójść. Przecież nie będzie spał na ulicy, jak jakiś bezdomny. Nie jest nim, chociaż…przecież nie ma gdzie mieszkać, nie ma domu. Westchnął. Nie pozostało mu nic innego jak zwrócić się o pomoc do Emily lub Nicka.

*****

- Cześć skarbie – dziewczyna zarzuciła ręce na ramiona bruneta i przyciągnęła do pocałunku. Kiedy się od siebie odsunęli zajęli miejsca w salonie.

- Po co ci ta torba? Wyjeżdżasz gdzieś?

- No… ja właśnie tak jakby w tej sprawie – spojrzał w brązowe oczy swojej dziewczyny – To jedyne co mam.

- Nie bardzo rozumiem.

- Zgodziłem się na warunki w otrzymania spadku. Zabrali mi mieszkanie i samochód. To jedyne co mam – skinął głową w stronę torby – I dlatego mam pytanie, mógłbym zatrzymać się u ciebie na jakiś czas?

- Jak długo?

- Nie mam pojęcia. Nie powiedzieli ile będzie trwać wykonanie zadania.

- Dlaczego niczego sobie nie wynajmiesz? Masz pieniądze.

- W tym właśnie problem, że ich nie mam. Zamrozili mi wszystkie karty.

- Jak to zamrozili? – jej oczy automatycznie się powiększyły.

- Po prostu…nie mam dostępu do swoich kont, póki nie zrobię tego co ode mnie wymagają. To jak mogę zostać? – jego głos był przepełniony nadzieją.

- Yyy…bo…tak właściwie to…przyjeżdża dzisiaj do mnie kuzynka i nie będę mieć miejsca…sam rozumiesz.

- Kuzynka? Nic nie wspominałaś – domyślał się, że dziewczyna kłamie, ale przecież nie wepcha się jej na siłę do domu, skoro go nie chce.

- Najwidoczniej zapomniałam – wzruszyła ramionami, starając się, aby wyglądało to naturalnie.

- No dobra – chłopak zaczął się podnosić, z zamiarem opuszczenia mieszkania dziewczyny, kiedy zatrzymał go jej głos.

- Harry

- Tak? – brunet spojrzał na nią z nadzieją, że może jednak zmieniła zdanie.

- Tak właściwie, to…sądzę…wydaje mi się, że powinniśmy się rozstać.

Na twarzy chłopaka pojawiło się zaskoczenie, ale się nie odezwał.

- To już chyba nie jest to co kiedyś, po za tym…jesteś bi…wiesz świadomość, że rzuciłbyś mnie dla faceta…spaliłabym się ze wstydu… - mówiąc to jej głowa była zwieszona w dół, a oczy wpatrywały się w podłogę.

- I tylko dlatego zrywasz? – w jego głosie nie było złości, ani smutku, tylko zdziwienie.

- No…

- Najgłupszy powód jaki kiedykolwiek usłyszałem, ale jak sobie chcesz – wzruszył ramionami – Żegnam – chwycił torbę i wyszedł z mieszkania.

Szczerze nie był smutny, przygnębiony, czy nawet zły, że dziewczyna z nim zerwała. Tak właściwie to poczuł ulgę. Nie kochał jej, zaczynała go powoli męczyć i pewnie za niedługo sam by to wszystko zakończył. W takim razie pytanie, dlaczego z nią był? Proste podobała mu się, pociągała go fizycznie i może nawet odrobinę ją lubił, ale nie było w tym żadnych większych uczuć.

*****

Nick podobnie jak Emily nie chciał na kilka dni przygarnąć Stylesa. Wykręcił się remontem mieszkania, co oczywiście było kłamstwem. Nawet miesiąc nie minął odkąd go remontował. Harry jednak postanowił to przemilczeć i opuścił Grimchawa.

Aktualnie stał przed swoim rodzinnym domem. Była to ogromna posiadłość, na przedmieściach Londynu. Nacisnął przycisk dzwonka i cierpliwie czekał, aż ktoś mu otworzy. Nie musiał długo czekać, po chwili przed nim pojawiła się Anne.

- Harry – kobieta nie była zdziwiona widokiem syna.

- Hej mamo, mógłbym wejść? Chciałbym porozmawiać – próbował wejść do środka, ale mu się nie udało.

- To…to nie jest dobry pomysł Harry – odpowiedziała, nawet nie patrząc synowi w oczy.

- Słuchaj mamo, nie mam gdzie mieszkać, musisz mi pomóc.

- Przykro mi kochanie, ale nie mogę.

- Jak to nie możesz – warknął – jesteś moją matką.

O ile odmowy Emily i Nicka nie przyjął, aż tak źle , to do odmowy ze strony swojej rodzicielki nie był przyzwyczajony i nie podobało mu się to.

- Przykro mi Harry, ale Charles powiedział mi, że przyjdziesz do mnie po pomoc i zakazał mi jej udzielić. Twój ojciec nagrał filmik, przed swoją śmiercią, na którym mi wszystko wyjaśnił. Uważam, że podjął dobrą decyzję. Przepraszam, ale ci nie pomogę, nie w tym wypadku. Powinieneś już iść – nie czekając na jakąkolwiek reakcję syna zamknęła drzwi.

*****

Tę noc Harry spędził, na jednym z leżaków, stojących przy basenie, w posesji jego matki. Jednak z samego rana został wyrzucony przez pokojówkę. Nie mógł zrozumieć jak własna matka mogła się od niego odwrócić i odmówić pomocy. Przez nią potwornie zmarzł. W końcu był koniec października, noce nie należały już do najcieplejszych. Niechętnie opuścił ogród i udał się na przystanek. Spojrzał na zegarek - 7.30. Zajęcia zaczynał o 9.00 i miał nadzieję, że uda mu się zdążyć.

W ostatniej chwili pojawił się w sali wykładowej i pospiesznie zajął swoje miejsce. Harry postanowił studiować marketing i zarządzanie, myśląc, że dostanie sieć hoteli, w spadku. Jednak teraz, kiedy nie był pewny czy cokolwiek otrzyma, zastanawiał się czy dalsze studiowanie ma sens. Ostatecznie stwierdził, że nawet jeśli nie uda mu się wykonać zadania i tak będzie potrzebował wykształcenia by znaleźć pracę.

Po zajęciach udał się do niewielkiej kawiarenki, w której zamówił kawę i muffinkę. Od wczorajszego śniadania nic nie jadł i teraz czuł się potwornie głodny. W portfelu znalazł trochę pieniędzy, które postanowił oszczędzać, aby na jak najdłuższy czas mu wystarczyły. Odebrał swoje zamówienie i ruszył do parku, który znajdował się obok jego uczelni. Zasiadł na wolnej ławce i wziął łyka ciepłego napoju.

Po skończeniu wyrzucił kubek i torebkę po ciastku do kosza, po czym wrócił na ławkę. Rozłożył się na niej, podkładając po głowę swoją torbę i starał się choć na chwile zdrzemnąć. Czuł jak chłodny wiatr owiewa jego ciało, wywołując dreszcze. Owinął się ciaśniej kurtką i próbował to zignorować.

- Będziesz chory jeśli tu zaśniesz – do uszu chłopaka dobiegł przemądrzały głosik.

Uchylił powieki i przekręcił głowę, aby spojrzeć, kto postanowił mu przeszkodzić w drzemce. Była to dziewczynka. Na oko miał 11 lat. Jej blond włosy zostały zaplecione w warkocz i ukryte pod granatową czapką, która pasowała do jej płaszcza. W ręce trzymała zieloną parasolkę, a błękitne tęczówki wpatrywały się w niego z zaciekawieniem.

- Możliwe, ale to nie powinno cię interesować, mała – odburknął, z powrotem zamykając oczy.

- Nie jestem mała – blondynka się oburzyła – ja mam imię.

- Domyśliłem się, ale to nie zmienia fakty, że go nie znam, mała – zaakcentował ostatnie słowo.

- Jestem Lottie – po tych słowach zapadła cisza. Harry nic jej nie odpowiedział, a dziewczynka też milczała. Chłopak miał nadzieję, że odeszła, niestety się pomylił.

- Ja ci się przedstawiłam, też powinieneś to zrobić.

- Słuchaj młoda, nie powinnaś poszukać swoich rodziców? – zirytowany chłopak podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na blondynkę.

- Po pierwsze, dalej mi się nie przedstawiłeś, a po drugie nie przyszłam tu z rodzicami, tylko z bratem – jej ton był przemądrzały.

- W takim razie idź poszu… - nie dokończył. Przerwał mu czyjś głos.

- Lottie! – w ich stronę zmierzał chłopak. Jego brązowe włosy rozwiane były przez wiatr, grzywka opadała na czoło, a w niebieskich tęczówkach widoczna była ulga – Ile razy ci mówiłem, abyś nie odchodziła ode mnie.

Chłopak zatrzymał się przy blondynce, ujmując jej drobną dłoń w swoją.

- Szukałem cię po całym parku. Martwiłem się, tyle razy mówiłem ci, abyś nie zaczepiała nieznajomych – powiedział, po czum spojrzał na Harry’ego.

Gdy tylko brunet spojrzał w błękitne tęczówki szatyna, poczuł, że utonął. Jeszcze nigdy nie widział takich oczu, takiego koloru. Na pierwszy rzut oka wydawały się niebieskie, ale po przyjrzeniu się z bliska można było dostrzec gdzieniegdzie szare plamki. Całkiem się zatracił. Dopiero po chwili zwrócił uwagę, że chłopak coś do niego mówi.

- Przepraszam za moją siostrę, mam nadzieję, że nie narzucała się za bardzo – uśmiechnął się delikatnie, a wokół jego oczu pojawiły się zmarszczki. Harry stwierdził, że w tej chwili wyglądał naprawdę pięknie.

- Nic się nie stało – tylko tyle był w stanie z siebie wydusić.

- Chodź Lottie, musimy wracać – ostatni raz spojrzał na Stylesa, po czym pociągnął za sobą siostrę w stronę wyjścia z parku

*****

To był piąty dzień odkąd Harry został z niczym. Pieniądze, które miał w portfelu, powoli się mu skończyły i miał już dość spania na ławce w parku. Niestety nic nie zapowiadało się na to, że jego sytuacja ulegnie zmianie.

Przemierzał korytarze swojej uczelni, zmierzając na ostatnie zajęcia w tym dniu. Wszedł do sali i zajął swoje miejsce, przy okazji wyciągając telefon z kieszeni, czując wibrację. Odblokował ekran i zauważył wiadomość od nieznanego numeru.

Oczekuje Cię dzisiaj o 15.00 w kancelarii. Charles Jus

*****

O równej 15.00 Harry stawił się w gabinecie Jusa. Jak zwykle usiadł na fotelu, znajdującym się naprzeciw biurka.

- Po co mnie wezwaliście – spytał nie siląc się na żadne uprzejmości. Był zły, zły na siebie, że był na tyle chciwy, aby podjąć się zadania. Zły na ojca, że to wszystko wymyślił. Zły na Charlesa, że tego wszystkiego pilnuje.

- Jak ci się wiedzie? – prawnik nie był zrażony nastawieniem chłopaka.

- Wręcz wspaniale – zironizował loczek – A teraz do rzeczy, czego chcecie?

- Już dobrze, zaraz się dowiesz – Jus uruchomił sprzęt i po chwili na ekranie pojawił się Des Styles, a z głośników wydostał się jego głos.

- Witaj Harry, udało ci się u kogoś zatrzymać? Domyślam się, że nie. Zapewne twoi znajomi odwrócili się od ciebie, kiedy dowiedzieli się, że nic nie masz. Podejrzewam, że również nic nie wynająłeś, przecież nie masz za co.

Harry prychnął pod nosem słysząc słowa jego ojca.

- Dlatego teraz nadszedł czas, abyś znalazł pracę. Musisz wiedzieć jak to jest, kiedy poszukujesz posady, aby mieć za co żyć. Musisz nauczyć się szanować pieniądze i nauczyć się w odpowiedni sposób je wydać, aby wystarczyły ci do kolejnej wypłaty. Powodzenia.

Zapadał cisza, którą po kilku minutach przerwał Harry.

- Czy ja dobrze zrozumiałem? Mam znaleźć prace? – spytał oszołomiony. Przecież on nigdy nie pracował.

- Dokładnie. Twoim zadaniem jest znalezienie pracy i oczywiście wytrwanie w niej do końca zadań.

Harry jęknął, zatapiając się głębiej w fotelu. Czuł, że to będzie ciężkie do wykonania.

*****

Całe niebo nad Londynem zostało przykryte ciemną płachtą, na której po chwili pojawiły się tysiące błyszczących kropek. Harry jak co noc leżał na jednej z ławek w parku. Jedna z latarni rzucała na niego słabe światło. Chłopak pociągną czapkę bardziej na uszy i mocniej opatulił się kurtką. Dzisiejsza noc była wyjątkowo mroźna. Przy każdym oddechy, z jego ust wydostawały się obłoczki pary. Zamknął oczy z nadzieję, że szybko uda mu się zasnąć.

- Styles? – do uszu chłopaka dotarł czyjś głos – Harry Styles?

Harry otworzył oczy i zauważył przed sobą chłopaka, którego kojarzył z zajęć. O ile dobrze pamiętał nazywał się Liam Payne.

- Tak, to ja – odpowiedział siadając.

- Co ty tu robisz? Chyba nie zamierzałeś spać na ławce. Temperatura jest na minusie, zamarzniesz jeśli tu zostaniesz. Lepiej idź do domu.

- Jeszcze, żebym go miał – burknął.

- Co? – w brązowych oczach Payne’a pojawiło się zdziwienie. Wszyscy wiedzieli kim jest Harry Styles, że jego ojciec jest, a raczej był, jednym z najbogatszych ludzi w Anglii, a chłopak ma wszystko czego zapragnie. Dlatego informacja, że brunet nie ma domu była ogromnym szokiem dla Liama – Jak to możliwe? – wypaliła, zanim zdążył się ugryźć w język.

- Cóż…powiedzmy, że moje życie ostatnio się trochę skomplikowało i wylądowałem na bruku.

- Oh…wiesz, um… - Liam czuł się trochę nieswojo słysząc co przytrafiło się Harry’emu – mój współlokator wyjechał do rodziny, wróci za tydzień, jeśli chcesz możesz się u mnie zatrzymać do tego czasu – zaproponował.

Harry gwałtownie uniósł głowę i spojrzał na chłopaka. Jego oczy rozszerzyły się do ogromnych rozmiarów. Zastanawiał się, czy jest on normalny. Ledwo go zna, dopiero co dowiedział się, że jest bezdomny i od razu proponuje mu, aby u niego zamieszkał. Mimo to poczuł przyjemne ciepło rozlewające się w jego wnętrzu. Nikt z „bliskich” mu osób, nie chciał go przygarnąć, a tu zjawia się Liam Payne, którego ledwo zna i proponuje mu, aby na jakiś czas się u niego zatrzymał. Co prawda to tylko tydzień, ale zawsze coś.

- Naprawdę?

- Tak – pokiwał głową.

- W takim razie prowadź – wstał z ławki ciągnąc za sobą torbę i posłał koledze szeroki uśmiech, który ten odwzajemnił.

*****

Mieszkanie Payne’a nie było duże, raczej należało do tych mniejszych. Nie było też luksusowe, ale Harry stwierdził, że na pewno jest o wiele przytulniej i wygodniej niż na ławce w parku. Teraz zamiast zamarzać na zewnątrz, siedział w ciepłym salonie w dłoniach trzymając kubek z gorącą herbatą, nad którą unosiła się para.

- Co planujesz jak wróci Zayn? Mógłbym ci pomóc coś znaleźć.

- Zayn? – spytał, ignorując drugą część odpowiedzi.

- Mój współlokator – wytłumaczył Liam.

- Oh…nie, jeszcze nie, ale coś wymyślę. Najpierw muszę znaleźć pracę, żeby móc coś wynająć – westchnął.

- Pracę?

- Eh…nie pytaj – Payne tylko przytaknął głową.

- Mogę ci pomóc – Liam zaczął po chwili milczenia – Zayn i mój kuzyn Niall, mówili mi, że poszukują wolontariuszy do szpitala, na oddział dziecięcy. Może nie ma z tego jakieś dużej kasy, ale zawsze coś.

- Wolontariuszy? – Harry nie krył zainteresowanie, może to nie było to, co by chciał robić, ale zawsze coś – Na czym miałoby to polegać?

- Nie do końca wiem, ale jutro rano mogę zadzwonić do Zayna lub Nialla i się dopytać.

- Byłbym ci bardzo wdzięczny – Styles coraz bardziej zaczynał lubić Liama.

*****

Następnego dnia Liam skontaktował się ze swoim kuzynem w sprawie pracy dla loczka. Okazało się, że w szpitalu cały czas kogoś poszukują, a zadaniem Harry’ego polegałoby na opiece i dotrzymywaniu towarzystwa konkretnemu dziecku, które zostałoby mu przydzielone. Styles nie bardzo był co do tego przekonany, ale ostatecznie stwierdził, że lepsze to niż nic. Jeszcze tego samego dnia, razem z Liamem, stawił się w szpitalu, na oddziale dziecięcym.

- Niall powiedział, że mamy spotkać się w bufecie, teraz ma przerwę – oznajmił Payne kiedy razem z Harry’m przemierzali korytarze szpitala. Chłopak pokiwał głową, jednak po chwili się odezwał.

- Niall też jest tutaj wolontariuszem?

- Nie, studiuje medycynę. Tutaj ma staż jako pielęgniarz.

Resztę drogi przeszli w milczeniu. Weszli do środka, zatrzymując się wejściu. Liam rozglądał się po zapełnionym bufecie, poszukując swojego kuzyna. Kiedy go odnalazł na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- Chodź – powiedział do loczka i ruszył w kierunku stolika, przy którym siedziało dwóch chłopaków. Harry posłusznie ruszył za nim.

Im byli bliżej, tym bardziej Harry mógł im się przypatrzeć. Jeden z nich siedział do nich tyłem, więc jedyne co mógł zauważyć, to jego roztrzepane brązowe włosy. Natomiast drugi chłopak był farbowanym blondynem, na jego twarzy widniał szeroki uśmiech i co chwilę można było usłyszeć jego donośny śmiech.

Kiedy podeszli bliżej blondyn zwrócił na nich uwagę i pomachał wesoło w ich stronę.

- Liam – chłopak podniósł się ze swojego miejsca i ruszył w stronę kuzyna, aby go przytulić.

- Ty musisz być Harry – odezwał się Horan, kiedy odsunął się od Payne’a. Harry usłyszał, że blondyn ma mocny irlandzki akcent.

- Tak, miło mi – zielonooki wyciągnął dłoń w kierunku Irlandczyka, jednak on zamiast ją uścisnąć przyciągnął loczka do uścisku. Styles był zaskoczony i czuł się nieswojo, jednak musiał przyznać, że było to miłe i po chwili oddał uścisk.

- Cześć Louis – Liam zwrócił się do chłopaka, który siedział przy stoliku z Niallem. Szatyn odwrócił się w ich stronę i posłał szeroki uśmiech. Harry zamarł, przed nim siedział chłopak z parku. Ten, którego kilka dni wcześniej spotkał. Ten co miał najpiękniejsze oczy na świecie.

- Hej Liam, siadajcie – Louis odezwał się. Niall już od dawna zajmował swoje miejsce i pochłaniał jedzenie znajdujące się na jego talerzu.

- To jest Harry, kolega ze studiów – Payne przedstawił chłopaka, kiedy zajęli miejsca przy stole – Hazz, Nialla przed momentem poznałeś, a to Louis Tomlinson.

Chłopcy wymienili się uściskiem dłoni.

- Mam wrażenie, że już gdzieś się spotkaliśmy – Tommo zwrócił się do loczka.

- Um…tak…twoja siostra ze mną rozmawiała w parku, kiedy ją znalazłeś – odpowiedział.

- Faktycznie – klasnął w dłonie – Jeszcze raz przepraszam za Lottie, potrafi być czasami nieznośna.

- Wszystko w porządku – dla zapewnienia, że tak jest Harry posyła Lou szeroki uśmiech.

- Więc poszukujesz pracy? – blondyn zwrócił się do Stylesa – Jesteś pewny, że chcesz tu pracować?

- Nie wiem – odpowiedział szczerze wzruszając ramionami – ale potrzebuję pracy, więc mam nadzieję, że sobie poradzę.

*****

Po skończonej przerwie cała czwórka opuściła bufet. Louis od razu się z nimi pożegnał mówiąc, że musi iść do jednego z pacjentów, natomiast Niall zaprowadził pozostałą dwójkę do ordynatora oddziału.

Lekarz po krótkiej rozmowie z Harrym postanowił dać mu szansę zatrudniając go jako wolontariusz. Chłopak miał stawić się w szpitalu następnego dnia o wyznaczonej godzinie, aby poznać swojego podopiecznego.

*****

- Harry! – do uszu chłopaka doszedł czyjś głos, a po chwili poczuł nieprzyjemne szturchanie – Harry! – natręt próbował dalej, jednak loczek nie zamierzał się odzywać. Była sobota, a on miał zamiar spać. Chciał, aby przybysz sobie poszedł – Harry, jeśli w tej chwili nie wstaniesz spóźnisz się w pierwszym dniu pracy.

- Co? – Styles wyskoczył z łóżka, kiedy tylko dotarło do niego znaczenie słów – Dlaczego wcześniej mnie nie obudziłeś? – porwał szybko jakieś ubrania i pobiegł do łazienki.

- Próbowałem, ale to nie jest takie proste – do uszu zielonookiego doszedł głos Liama, który stał za drzwiami – Chcesz kawy?

- Poproszę – odkrzyknął.

Po około 15 minutach Harry pojawił się w kuchni. Od razu zajęła jedno z wolnych miejsc i wziął się za śniadanie, które przygotował Liam.

- Jak tam samopoczucie? Stresujesz się przed pierwszym dniem pracy? – Liam usiadł obok loczka.

- Jakoś nie specjalnie – wzruszył ramionami i odgryzł kawałek tosta.

*****

O wyznaczonej godzinie Harry stawił się w szpitalu. Przy recepcji czekał na niego Niall, który gdy tylko go zauważył, zaczął do niego wesoło machać.

- Cześć Harry! – posłał mu szeroki uśmiech

- Hej

- Gotowy na pierwszy dzień pracy?

Styles skinął niepewnie głową, po czym ruszył za Irlandczykiem. Horan zaprowadził go do szatni, gdzie wskazał chłopakowi jego szafkę i nakazał ubrać się w białe spodnie i takiego samego koloru koszulkę. Po szybkim przebraniu ponownie znaleźli się na korytarzach szpitala, Niall teraz prowadził go do dziecka, którym ma się zajmować.

- Twoją podopieczną będzie Lottie Tomlinson. To siostra Lou, pamiętasz, poznałeś go wczoraj – słysząc słowa blondyna, nie krył zaskoczenia. Bardzo dobrze pamiętał zarówno Louisa jak i jego siostrę. Waśnie w tej chwili pomyślał jak ten świat jest mały. Nie przypuszczał, że mała blondynka z parku choruje, wyglądała jakby jej nic nie dolegało.

- Tak, pamiętam – odpowiedział, przez chwilę szli w ciszy, którą postanowił przerwać zielonooki – Tak właściwie to co jej jest?

- Białaczka – westchnął – Jakiś czas temu miała przeszczep i wydawało się, że wszystko będzie już w porządku, do czasu, aż jej organizm nie zaczął go odrzucać. Lou udaje, że się tym nie przejmuje, chce być silny dla Lottie, swojej mamy i reszty sióstr, ale wiem, że w rzeczywistości ciągle się ty zamartwia.

- Oh – tylko tyle był w stanie z siebie wydusić Harry.

- To tutaj – blondyn zatrzymał się przed drzwiami, na których wisiał plakietka z numerem 28 – Powodzenia – Niall poklepał chłopaka po plecach i ruszył w kierunku recepcji.

Harry spojrzał na drzwi i wziął głęboki wdech. Zastanawiał się, czy nie powinien poprosić o przydzielenie mu kogoś innego, nie wiedział jednak czy byłaby taka możliwość. Zastanawiał się jak powinien się zachować w stosunku do niej i jak ona będzie się zachowywać. Ostatnio gdy się spotkali nie był dla niej zbyt miły.

Ostatecznie postanowił stawić temu czoła. Nacisnął klamkę i wszedł do pokoju. Od razu zaczął się rozglądać. Błękitne ściany poryte były rysunkami i listami. Zaraz obok wejścia stała biała szafka, na której znajdowała się głowa manekina z blond peruką, kilka książek i maskotki. Naprzeciwko drzwi znajdowało się okno, pod którym stał fotel z dużym, pluszowym niedźwiedziem. Po prawej stronie, po ścianą stało szpitalne łóżko i niewielka szafka nocna. Na łóżku siedziała Lottie. Miała na sobie szpitalną koszulę, a na głowie zawiązaną kwiecistą chustkę. W dłoniach trzymała książkę, a jej wzrok przebiegał po słowach wypisanych na jej stronach.

- Cześć – Harry postanowił się odezwać, kiedy uznał, że dziewczyna, nie dostrzegła jego przybycia.

Lottie podniosła wzrok z nad książki i spojrzała na przybysza. Na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie.

- O nieznajomy z parku – loczek stał cały czas w tym samym miejscu zastanawiając się co powinien zrobić – Rozumiem, że ty jesteś moim opiekunem.

- Tak – skinął głową podchodząc do łóżka – Jestem Harry – zatrzymał się, przy krześle i usiadł na nim – Słuchaj, przepraszam za moje zachowanie w parku – słowa, które wypłynęły z ust chłopaka zaskoczyły nawet jego. Przecież on nigdy nikogo nie przepraszał, a teraz…

- W porządku – dziewczynka wzruszyła ramionami – Każdy ma prawo mieć gorszy dzień – posłała Stylesowi lekki uśmiech, który on odwzajemnił.

- Czyli zaczynamy od nowa? – wciągnął rękę w jej kierunku.

- Jasne – uścisnęła dużą dłoń chłopaka.

- Jestem Harry.

- Miło mi cię poznać Harry, jestem Lottie.

*****

- Oszukujesz! – krzyknął Harry, kiedy po raz kolejny przegrał w pokera z

Lottie.

- Niczego mi nie udowodnisz – posłała mu złośliwy uśmiech, jednocześnie zapisując coś na kawałku papieru – Tyle jesteś mi winien – podała kartkę loczkowi – Masz tydzień, aby mi to załatwić.

Styles wziął od dziewczyny jej notatki i spojrzał na nie. Była to lista słodyczy, które wygrała.

- Chcesz się odegrać? – uśmieszek nie schodził z jej twarzy, kiedy przyglądała się uważnie Herry’emu i tasowała talię kart.

Chłopak już miał odpowiedzieć, kiedy w pomieszczeniu pojawił się Louis.

- Lottie, znowu kogoś ogrywasz? Dałabyś spokój – starał się, aby jego głos był karcący, jednak w jego oczach można było dostrzec radość, a kąciki jego ust lekko się unosiły.

- Nie zmuszałam go, sam chciał – wzruszyła ramionami chowając karty do szafki – Tak w ogóle to co tu robisz tak wcześnie? Myślałam, że przyjdziesz po twojej zmianie.

- Nie przyszedłem do ciebie – wytknął siostrze język – Przyszedłem do Harry’ego.

Na dźwięk tych słów chłopak poczuł jak jego serce przyspiesza, a w żołądku coś trzepocze, jakby przysłowiowe motyle.

- Harry teraz mamy przerwę i Niall wysłał mnie, aby się ciebie spytał, czy idziesz z nami coś zjeść?

- Um…jasne – wstał ze swojego miejsca i podszedł do szatyna – Przynieść ci coś? – spojrzał na Lottie.

- Sok jabłkowy – odpowiedziała, sięgając po książkę, którą czytała zanim Harry się pojawił.

Chłopak skinął głowa, po czym wyszedł z pomieszczenia i razem z Tommo ruszył w kierunku bufetu.

- Mam nadzieję, że nie dała ci w kość – Lou katem oka zerknął na chłopaka w lokach.

- Nie – pokręcił przecząco głową – całkiem dobrze spędziłem czas, ale już nigdy więcej z nią nie gram w pokera – zaśmiał się.

- Tak, potrafi nieźle kantować. Chociaż ze mną i tak nie wygra – tym razem cichy chichot opuścił usta Louisa.

- Czyżby? – Harry uniósł brew robiąc powątpiewającą minę.

- Chcesz się przekonać? – na usta szatyna wpłynął złośliwy uśmiech. W tym momencie dostrzegł ogromne podobieństwo do Lottie.

Styles nie udzielił jednak odpowiedzi, ponieważ dotarli do swojego celu. Weszli do środka i skierowali się do lady, aby zamówić swoje dania. Kiedy ich tacki były pełne jedzenia skierowali swoje kroki do stolika, przy którym siedział już Niall i zajadał się swoim posiłkiem.

- Narefcie – powiedział z pełnymi ustami – Myslalem ze se zubylysce.

- Niall jak masz zamiar się do mnie odzywać, to najpierw przełknij – odpowiedział Lou siadając na wolnym krześle.

Horan wywrócił oczami, ale najpierw przełknął swoje jedzenie zanim ponownie się odezwał.

- Jak pierwszy dzień pracy? – blondyn zwrócił się do Hazzy.

- W porządku, dogadujemy się z Lottie – odpowiedział nabijając na widelec kawałek kurczaka.

*****

Kolejne dni szybko zleciały. Styles codziennie po zajęciach szedł do szpitala, gdzie spędzał czas z Lottie. Całkiem dobrze się z nią dogadywał, chociaż zdarzały się im konflikty, w których to zazwyczaj odpuszczał loczek. Pomimo tego, że praca była całkiem przyjemna jego ulubionym punktem dnia, był moment, kiedy Lou przychodził po niego, aby zabrać go na przerwę. Styles nawet nie zauważył kiedy zleciał tydzień i musiał się wyprowadzić od Liama, ponieważ wracał jego współlokator.

- Słuchaj Harry, nie musisz się wyprowadzać. Możesz tu zostać i spać na kanapie, dopóki czegoś sobie nie znajdziesz – odezwał się Liam, kiedy Harry pakował swojej rzeczy do torby.

- Dzięki, ale nie – odpowiedział składając ciepły sweter – to nie jest duże mieszkanie i podejrzewam, że wam w dwójkę jest tu trochę ciasno, a co dopiero jak ja bym został.

- Ok, ale pamiętaj. Jakby co możesz zawsze tu przyjść. Kanapa będzie czekać – zaśmiał się Payne.

- Zapamiętam – loczek posłał koledze uśmiech.

*****

- Cześć – do uszu Harry’ego i Lottie dotarł wesoły głos Tommo.

- Hej – loczek posłał chłopakowi szeroki uśmiech. Czuł jak jego serce przyspiesza, tak jak za każdym razem, kiedy go widzi.

- Hazza, idziesz?

- Zaraz do was dołączę, tylko skończymy z Lottie grać – wskazał na szachy rozłożone na łóżku.

- Ok – szatyn odwrócił się i zniknął za drzwiami.

Harry ponownie spojrzał na szachy zastanawiając się jaki wykonać ruch. Czuł, że nie ważne co zrobi i tak przegra z kretesem. Ta dziewczyna miała zbyt dużo szczęścia w grach.

- Podoba ci się – głos Lottie wyrwał chłopaka z zamyślenia.

- Słucham? – spojrzał na nią zaskoczony.

- Mój brat, podoba ci się – Harry poczuł jak jego serce ponownie przyspiesza, tylko tym razem z powodu paniki, a na policzki zaczął się wkradać zdradliwy rumieniec.

- Skąd ci się wziął taki głupi pomysł – loczek próbował się jeszcze jakoś wybronić.

- Proszę cię, nie nabierzesz mnie. Widzę jak na niego patrzysz, po za tym za każdym razem jak zbliża się pora przerwy co chwilę zerkasz na zegarek.

- Dobra, lubię twojego brata. Masz trzymać dziób na kłódkę.

- Milczenie kosztuje – na twarzy dziewczyny pojawił się złośliwy uśmiech.

- Co chcesz? – westchnął chłopak.

- Dwa paczek kwaśnych żelek, pięć marsów i trzy butelki soku jabłkowego.

- Ok, ale dopiero po wypłacie. Na razie jestem spłukany.

- Ok.

*****

Harry wszedł do bufetu i od razu skierował się zmówić coś do jedzenia. Kiedy jego danie znajdowało się już na tacce ruszył w kierunku stolika gdzie siedział Niall i Lou. Jednak tym razem siedziała tam jeszcze jedna osoba. Był to przystojny mulat z czarnymi włosami, brązowymi oczami i lekkim zarostem. Kiedy usiadł przy stoliku wszyscy na niego spojrzeli.

- Harry! – wykrzyknął irlandczyk – Długo ci zeszło, ale nie ważne…Harry to jest Zayn, pracuje razem z nami – blondyn wskazał na mulata. Chłopcy wymienili uścisk dłoni i posłali sobie lekkie uśmiechy.

- To ty mieszkałeś z Liamem jak mnie nie było? – spytał Malik.

- Tak, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Zajmowałem twój pokój.

- Nie, oczywiście, że nie.

Podczas posiłku Styles zauważył, że Zayn był dość cichą i tajemniczą postacią, jednak bardzo sympatyczną. Harry bardzo szybko po polubił.

*****

Loczek wyszedł powolnym krokiem ze szpitala. Nie śpieszyło mu się i tak nie miał gdzie wracać. Zszedł po schodach i usiadł na jednaj z ławek. Zastanawiał się co powinien zrobić. Nie chciał znowu spać w parku, ale chyba nie miał wyjścia. Na razie nie było go stać, aby cokolwiek wynająć. Może faktycznie powinien skorzystać z propozycji Liama i jeszcze na trochę zatrzymać się u niego. Zayn chyba nie miałby nic przeciwko. Jednak coś go powstrzymywało przed wstaniem i pójściem w kierunku mieszkania Payne’a. Nie chciał sprawiać im kłopotu.

- Harry? – z zamyślenia wyrwał go głos Tommo. Odwrócił głowę i zobaczył jak chłopak schodzi po schodach i rusza w jego kierunku – Co ty tu robisz? Nie wracasz do domu?

- Jeszcze, żebym go miał – odpowiedział skupiając wzrok na swoich złączonych dłoniach.

- Słucham? Nie masz gdzie mieszkać?

- Cóż, powiedzmy, że moje życie się trochę skomplikowało i przez jakiś czas zostałem bez dachu nad głowa. Zresztą nie chcę o tym mówić – westchną, zerkając na Lou.

- Myślałem, że mieszkasz u Liama – szatyn przysiadł się do młodszego.

- Nie – pokręcił przecząco głową - Proponował mi, aby został, ale jego mieszkanie nie jest zbyt duże. Męczylibyśmy się tam we trójkę.

- Co teraz planujesz? – spojrzenie błękitnych tęczówek utkwiło na loczku.

- Nie wiem – wzruszył ramionami – Na razie pewnie będę się błąkał, a za jakiś czas może uda mi się znaleźć coś niedrogiego.

- Wiesz…um…mógłbyś na razie zamieszkać u mnie – usłyszał niepewny głos starszego chłopaka.

- Co? – spojrzał na niego. Twarz chłopaka była oświetlana przez pobliska latarnie, dzięki czemu mógł ujrzeć jak na jego policzki wkrada się rumieniec. Musiał przyznać, że wyglądał niezwykle uroczo.

- Moje mieszkanie może jest mniejsze niż Liama i Zayna, i jedyne co mam ci do zaproponowanie to dość duża rozkładana kanapa, ale myślę, że jakoś się tam pomieścimy.

- Lou, nie chcę ci sprawiać problemów. Na razie nie mam nawet jak ci się dołożyć do wydatków.

- Daj spokój Harry, damy radę. Będę czuł się lepiej wiedząc, że nie śpisz w nocy na ulicy.

- Lou… - nie dane było mu jednak dokończyć.

- Bez gadania Hazz, idziesz do mnie – Tomlinson podniósł się z ławki i chwytając nadgarstek loczka pociągnął go za sobą – Dopóki nie będzie cię stać na wynajem zostajesz u mnie.

Styles więcej już się nie odezwał. Pozwolił się prowadzić Tommo. Na jego usta wpłynął szeroki uśmiech, ukazujący jego dołeczki, jego serce zaczęło szybciej bić, a ciało wypełniło przyjemne ciepło.

*****

- Zapraszam – Louis otworzył drzwi swojego mieszkania i gestem ręki zaprosił Harry’ego do środka.

Była to mała kawalerka. Salon połączony z kuchnią i tylko jedne drzwi, prowadzące zapewne do łazienki. Faktycznie było malutkie, ale jednocześnie bardzo przytulne. Jedna rzecz zdziwiła loczka. Nigdzie nie widział łóżka, za to pod oknem stałą duża kanapa.

- Um…m-możliwe, że zapomniałem ci wspomnieć, że będziesz musiał ze mną spać na kanapie.

- Zapomniałeś? – uniósł pytająco brew spoglądając na Lou, który znowu się zarumienił. W tym momencie Styles musiał się bardzo mocno powstrzymywać, aby nie rzucić się na chłopaka.

- Wiedziałem, że jeśli powiem ci o tym, nie będziesz chciał do mnie przyjść, a nie mogłem pozwolić ci spać na dworze, zwłaszcza w taki ziąb. Kanapa naprawdę jest duża, więc każdy z nas będzie miał dla siebie miejsce. Dam ci osobny koc i poduszkę.

Teraz twarz szatyna wyglądała jak dorodny pomidor. Harry tylko się zaśmiał i wszedł w głąb mieszkanka.

*****

Nie mógł zasnąć. Leżał na plecach i wpatrywał się w sufit. W mieszkaniu panowała cisza. Słyszał spokojny oddech Louisa, który już dawno zasnął. Spojrzał na chłopaka. Spał na drugim końcu kanapy zwinięty w kulkę i odwrócony do niego plecami. Widział jak jego ramiona delikatnie się unoszą i opadają. Tak bardzo chciał przysunąć się do niego i przytulić szatyna do siebie. Pomimo tego, że był w wielu związkach zarówno z kobietami jak i mężczyznami, jeszcze nigdy nie czuł się przy nikim, tak jak przy Lou. Powstrzymał się od objęcia chłopaka i ponownie spojrzał na sufit.

Jak jego życie w ciągu kilku dni mogło się tak zmienić? Stracił cały swój dobytek, osoby, które uważał za przyjaciół odsunęły się od niego, spał w parku, osoba, którą ledwo znał, zaproponowała mu mieszkania, pomogła znaleźć pracę. Praca w szpitalu, Lottie, Niall no i oczywiście Louis. Mieszkanie z Tommo. I to wszystko w przeciągu jakichś dwóch tygodni.

Nie do końca potrafił się jeszcze przyzwyczaić do bezinteresowności innych. Zawsze wszyscy lgnęli do niego ponieważ był znany, miał pieniądze, a co za tym idzie miał pewną władzę. Był kimś. Teraz opuścili go, ponieważ stracił to wszystko. Natomiast jego nowi znajomi zdawali się go lubić za bycie sobą. Bycie Harrym Stylesem, zwykłym chłopakiem, który nie miał gdzie mieszkać, pracującym jako wolontariusz, aby móc przeżyć.

Czy żałował pojętej decyzji w sprawie spadku? Musiał przyznać, że im więcej czasu mijało tym coraz mniej żałował. W końcu gdyby nie to nie poznał by tych wszystkich ludzi, którzy mu pomogli, nie poznał by Louisa.

*****

Do uszu loczka dotarł dźwięk kropli deszczu, uderzających o parapet i okno, tym samym wybudzając go ze snu. Przetarł swoje zielone oczy i odwrócił głowę spoglądając na miejsce gdzie powinien być szatyn. Dalej tam był, tylko tym razem spał odwrócony twarzą do Harry’ego. Jego włosy były roztrzepane, różowe usta lekko rozchylone, a błękitne tęczówki ciągle były ukryte pod powiekami. Według zielonookiego Lou wyglądał niezwykle pięknie. Spojrzał na zegarek wiszący na ścianie. Była 6.30, do wyjścia na zajęcia zostały mu dwie godziny. Usiadł na kanapie i zerknął w stronę okna. Niebo zostało przysłonięte przez ciemne chmury, z których na ziemie spadały krople deszczu. Nie lubił takiej pogody, zwłaszcza jeśli musiał gdzieś wyjść. Wolał wtedy zakopać się w łóżku, pod ciepłą kołdrą i przespać cały dzień. Z zamyślenia wyrwał go odgłos dochodzący z jego brzucha, który domagał się śniadania. Wstał z kanapy i udał się do kuchni. Zerknął do lodówki, zastanawiając się co powinien zjeść. Ostatecznie postanowił przygotować dla siebie i Tommo naleśniki. Wyciągnął wszystkie potrzebne składniki i wziął się do pracy.

- Dzień dobry – do uszu Stylesa doszedł zachrypnięty głos. Śniadanie było już gotowe, a chłopak właśnie zalewał kubki z kawą. Odwrócił się w stronę kapy i ujrzał jak zaspany jeszcze Lou przeciera swoje oczy. Na jego twarzy od razu pojawił się uśmiech.

- Hej – ułożył talerze, kubki i dodatki do naleśników na tacce, po czym ruszył w kierunku starszego – Zrobiłem śniadanie – usiadł na kanapie, kładąc tackę obok nóg Lou.

- Jesteś najlepszy – szatyn posłał mu szeroki uśmiech, po czym spojrzał na to co przygotował jego współlokator. Harry poczuł jak jego serce przyspiesza na dźwięk słów chłopaka. Obserwował jak Tommo nakłada sobie kilka naleśników na talerz i kosztuje kawałek.

- Harry, to jest pyszne – spojrzał z podziwem na loczka, a on poczuł jak na jego twarz wkrada się rumieniec – Nie wiedziałem, że z ciebie taki dobry kucharz.

- Dzięki, cieszę się, że ci smakuje – wziął talerz, na który nałożył sobie porcję – Jeśli chcesz mogę częściej gotować.

- Uważaj, bo się przyzwyczaję i nie pozwolę ci się wyprowadzić, kiedy przyjdzie na to pora.

- Nie miałbym nic przeciwko – pomyślał, jednak kiedy spojrzał na pielęgniarza i zobaczył jego wyraz twarzy, zrozumiał, że powiedział to na głos. Poczuł jak jego twarz robi się jeszcze bardziej czerwona.

- Um…dlaczego wynajmujesz tak malutkie mieszkanie? – Styles podjął próbę zmiany tematu.

- Lubię je – Lou wzruszył ramionami, a Harry odetchnął z ulgą, kiedy chłopak podłapał temat – Dostałem je po dziadku. Nie wynajmuję go, jest moje, wiec nie muszę płacić za czynszu. Może i jest bardzo małe, ale na razie wystarczające. Po za tym na ten moment nie za bardzo mnie stać, aby samemu wynająć coś większego.

- Myślałem, że pielęgniarze zarabiają wystarczająco – Harry był zdziwiony.

- Bo tak jest – westchnął – Wpieram finansowo moją mamę. Oprócz Lottie mam jeszcze 3 młodsze siostry, więc wydatki są dość spore. Odkąd mój tata zginął w wypadku, mama sama utrzymuje rodzinę i nie zawsze wystarcza, dlatego pomagam jej.

Harry był w szoku, przez jego głowę przeszła myśl, że on na miejscu Lou, nie zachowałby się tak samo. Za bardzo był przyzwyczajony do wygody i dostatku, aby oddawać część swoich pieniędzy rodzinie. Nie byłby gotowy się tak dla nich poświęcić. Na samą myśl zrobiło mu się wstyd.

- Musisz bardzo je kochać – jego wzrok utkwiony był w talerzu z naleśnikami.

- Oczywiście, to moja rodzina. Są dla mnie bardzo ważne – sięgnął po kubek z kawą, aby upić łyk – Wszystko w porządku Hazz? – spytał widząc dziwny grymas na twarzy chłopaka.

- Tak – i na potwierdzenie słów, posłał szatynowi lekki uśmiech – Kiedy twoja mama odwiedza Lottie? Nigdy jej jeszcze nie spotkałem.

- Mieszka w Doncaster, tam ma pracę i dlatego nie chciała go opuszczać. W Londynie Lottie ma lepszą opiekę, a że ja tutaj studiuje i mam prace w tym samym szpitalu, gdzie przebywa, mogę mieć na nią oko, wiec mama postanowiła ją tu przysłać. Raz na jakiś czas przyjeżdża w odwiedziny, ale w najbliższym czasie prawdopodobnie nie będzie mogła się pojawić, dlatego pewnie spotkam się z nią, dopiero kiedy pojedziemy tam z Lottie na święta.

W tym momencie Harry uświadomił sobie, że za miesiąc są święta. Zastanawiał się jak on je spędzi, czy mama zadzwoni do niego, aby mogli je spędzić razem, czy będzie musiał spędzić je samotnie. Nie ukrywał, że najbardziej chciałby je spędzić z Lou, ale on wyjeżdża, Liam, Niall i Zayn pewnie też pojadą do rodziny. Westchnął cicho po czym wziął się za kończenie śniadania.

*****

- Jak ci się żyje Harry? – Charles uśmiechnął się do chłopaka, który siedział po przeciwnej stronie biurka.

- Nie narzekam – odparł, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, czym lekko zaskoczył prawnika.

- Słyszałem, że dostałeś pracę w szpitalu.

- Tak, kolega ze studiów mi ją załatwił. Jestem wolontariuszem i dotrzymuję towarzystwa Lottie – na samo wspomnienie dziewczynki jego uśmiech się poszerzył – Ale nie wezwałeś mnie chyba, tylko po to, aby dowiedzieć się co u mnie słychać.

- Nie, mam dla ciebie kolejną wiadomość od ojca – przekręcił się w stronę telewizora i uruchomił filmik.

- Witaj Harry, mam nadzieję, że poradziłeś sobie ze znalezieniem pracy. Zapewne tak. Teraz mam dla ciebie nowe zadanie. Chciałbym, abyś znalazł prawdziwego przyjaciela. Nie wiem jak wygląda twoje życie, czy poznałeś kogoś, czy może izolujesz się od ludzi, ale osoby, które do tej pory nazywałeś przyjaciółmi, nimi nie są. Zresztą mogłeś to zauważyć już na początku zadania. Dlatego chcę, abyś zdobył przyjaciela, prawdziwego przyjaciela, ponieważ taka osoba jest potrzebna każdemu człowiekowi. Wierzę, że dasz radę.

Film się zatrzymał, a zdziwiony Harry spojrzał na Jus’a.

- Mam zaleźć przyjaciela? Tylko tyle?

- Tak, oczywiście musisz go tu przyprowadzić, abyśmy mogli to zweryfikować. Myślę jednak, że nie będzie to dla ciebie żaden problem.

Harry jednak nie był tego pewny. Owszem był Liam, Niall, Zayn, Lottie i Louis, ale czy mógł ich nazwać przyjaciółmi? Czy oni uważali go za przyjaciela? Po za tym przyprowadzenie któregoś z nich tutaj wiązałoby się z opowiedzeniem, co tak naprawdę wydarzyło się w jego życiu. Jak na razie udzielał wymijających odpowiedzi. Nie chciał, aby znali prawdę. Zapewne pomyśleli by, że tak bardzo zależy mu na bogactwie i wygodzie, że zgodził się na jakąś głupią grę, którą zaproponował mu ojciec. Bał się, że znając prawdę odwrócą się od niego, a nie chciał, aby to się wydarzyło.

- Tak – westchnął cicho, nie chciał się dzielić swoimi przemyśleniami z mężczyzną – Skoro to wszy… – nie dane mu było jednak skończyć.

- Jeszcze nie, mam coś dla ciebie – Styles uniósł gwałtownie głowę, na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.

Charles otworzył szafkę w biurku, z której wyciągnął białą kopertę i podał ją chłopakowi.

- Co to?

- Twój ojciec chciał, abym ci to dał na tym etapie. To są pieniądze, nie jest tego dużo, ale zawsze coś.

- Dziękuję – odpowiedział wpatrując się w biała kopertę, którą trzymał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro