Rozdział 4 - Cmentarz
Nigdy nie sądziłam, że sypialnia rodziców będzie dla mnie, swego rodzaju muzeum. Wszystkie rzeczy, które tam były, stały się nietykalne. Pozwoliłam sobie jedynie spać na podłodze (naprawdę spałam) i wziąć książkę z mamy stolika nocnego. Zgodnie z obietnicą, przeczytałam ją całą, dlatego też wybierałam się dziś na cmentarz.
Z bólem serca opuściłam rano pokój rodziców, do którego wcześniej nie wyobrażałam sobie nawet zajrzeć. Teraz stał się moim ulubionym miejscem. Przeszłam do swojego pokoju, który służył mi jedynie za garderobę. Wzięłam stamtąd ubrania, a później weszłam do łazienki, aby się umyć i przyszykować do wyjścia. Po paru minutach byłam już gotowa i z kawą w ręce zakładałam buty.
- Obiad! - przypomniałam sobie.
Dziś ponownie miała przyjść do mnie Millie, a wiedziałam, że gdy zobaczy w kuchni nietknięte jedzenie, to po prostu zrobi jej się przykro. Robiła dla mnie bardzo dużo, dlatego też nie mogłam sprawić, żeby myślała, że tego nie doceniam. Szybko przeszłam do pomieszczenia, wzięłam siatkę z obiadem, którą następnie wyrzuciłam do kosza przed domem.
W planach miałam jeszcze pójście do pobliskiego sklepu, po świeczki dla rodziców. Pogoda tego dnia, niestety nie rozpieszczała mieszkańców, ponieważ w Preston było kilkanaście stopni na minusie. Dlatego też, jak najszybciej musiałam wypić kawę, która wystygła w mgnieniu oka. Oczywiście bardzo mnie to cieszyło, bo wolałam pić ją zimną, ale nie chciałam aby zamarzła.
Chcąc nie chcąc, udałam się do ostatnio odwiedzonego przeze mnie sklepu, w którym była moja ulubiona sprzedawczyni. W drodze łudziłam się nadzieją, że dziś jej nie będzie, jednak rzeczywistość ponownie mnie rozczarowała.
Na ladzie położyłam dwie świeczki z dedykacją “dla Mamy” i “dla Taty”, modląc się w duchu o to, aby kobieta miała w sobie na tyle taktu i kultury, żeby zachować swoje przemyślenia dla siebie. Ona jednak zmarszczyła oczy i powiedziała:
- Widzę, że w końcu zdecydowałaś się odwiedzić rodziców.
Uważaj, żebyś ty zaraz nie musiała odwiedzać lekarza na SORze - pomyślałam, czując jak narasta we mnie złość.
- Po takim czasie to trochę wstyd, nie uważasz? Ile to już minęło? Chyba pół roku, prawda? Matko, to rzeczywiście skarb mieć taką córkę - prychnęła, kasując drugą świeczkę.
- Posłuchaj mnie uważnie. Widzę, że nie dość, iż jesteś głucha, to jeszcze masz problemy z pamięcią. Pozwól, że cię oświecę i oznajmię, że minęło 5 miesięcy od śmierci moich rodziców. Będzie kartą - powiedziałam, na co ona posłała mi zirytowane spojrzenie. - A skoro już notujemy, kto i ile razy był na cmentarzu, to pragnę ci przypomnieć, że w drugiej alejce leżą twoi rodzice. Być może zapomniałaś o nich Grace lub ich nie widzisz, ponieważ grób zarósł tak bardzo, że ciężko cokolwiek tam zobaczyć. I taka córka, to dopiero skarb, nie uważasz? - zapytałam, czując ogromną satysfakcję.
W tym dniu niezbyt chciałam się kłócić, jednak nie byłam osobą, która pomijała takie komentarze bez słowa.
- Bezczelna dziewucha! Każdy wie, że mam ogromne problemy z nogami i ledwo chodzę - odpowiedziała, wstając ze wzburzenia z krzesełka.
- No tak, ale biegać już możesz - powiedziałam, na co Grace posłała mi zdziwione spojrzenie. - Och błagam, jak paliło się u Pani Lister to byłaś pierwsza od straży pożarnej. Aż kurzyło się za tobą - powiedziałam ze śmiechem.
- Trzeba było jej pomóc! - krzyknęła.
- Czytaj: stać i komentować - odparłam z satysfakcją, widząc jak kobieta aż kipi ze złości.
Kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada, Słoneczko - pomyślałam, odwracając się od kobiety i skierowałam się w stronę drzwi.
***
- Cześć mamo, cześć tato - powiedziałam, stając naprzeciwko grobu rodziców.
Ponownie poczułam, jak łzy cisną mi się do oczu, jednak nie chciałam płakać, ponieważ od 2 dni moje powieki były tak spuchnięte, jak po dobrym treningu bokserskim.
Chwilę patrzyłam w górę, mrugając szybko, a następnie spojrzałam ponownie na grób. Zdrętwiałymi od zimna palcami wyciągnęłam z siatki świeczki, a następnie je zapaliłam.
- Przeczytałam za Ciebie tę książkę, mamo - powiedziałam, łamiącym się głosem. - Myślę, że by ci się spodobała.
Odgarnęłam ręką śnieg, a następnie położyłam na płycie świeczki. W trakcie sprzątania i zgarniania białego puchu z kwiatów oraz innych ozdób, opowiadałam mamie treść książki. Trwało to dość długo, dlatego że wciąż musiałam powstrzymywać łzy.
- Tobie też coś przyniosłam, tato - odparłam, wyciągając z kieszeni małą figurkę w kształcie motocykla. - Zakupiłam ją dziś w sklepie, była na dziale dziecięcym, ale gdy ją zobaczyłam, to od razu pomyślałam o tobie - dodałam.
Los chciał, że akurat z racji zbliżających się świąt, została wystawiona kolekcja pojazdów Hot Wheels, wśród których znalazłam ukochany model mojego taty, czyli Kawasaki ZX 12R. Ustawiłam prezent obok świeczki, a następnie zgarnęłam śnieg z ławki i na niej usiadłam.
- W dniu twoich urodzin zostało mi przesłane zdjęcie. Byłeś na nim ty i jakiś mężczyzna. Z początku nie wiedziałam kim on jest, jednak później okazało się, że jest nim ojciec Davida, Sam Carter - powiedziałam. - Przyjechałam tutaj, aby dowiedzieć się, skąd go znałeś i czemu ja, ani prawdopodobnie mama o tym nic nie wiedziałyśmy. A zawsze powtarzałeś, że rodzinie trzeba mówić wszystko - dodałam, wkładając ręce do kieszeni, ponieważ było okropnie zimno.
NIe byłam zła na tatę, ani też nie chciałam, żeby to tak brzmiało. Po prostu było mi przykro, że ukrywał coś przed nami. Byliśmy ze sobą bardzo związani, dlatego też to ruszyło mnie dwa razy bardziej. Nawet nie chodziło o to, że jest to ojciec Davida i Adriena. U nas w domu, po prostu niczego się nie ukrywało. A przynajmniej tak myślałam.
- Mogę za to się wam pochwalić, że od dwóch dni śpię, tyle co normalny człowiek. Nawet nie przeszkadza mi to, że leżę na podłodzę. Chyba w waszym pokoju czuję się najlepiej - powiedziałam, spuszczając głowę i spoglądając na swoje buty. - To będą pierwsze święta, które spędzimy osobno i minie ostatni rok, w którym mogłam was zobaczyć. Gdybym tylko wiedziała… nigdy bym nie wyszła z domu i nie pozwoliłabym wam jechać po te cholerne zakupy. Nigdy - dodałam, czując jak po moim policzku spływa jedna, mała łza, która utorowała drogę kolejnym.
Po paru godzinach wróciłam do domu. Byłam zziębnięta i cała przemoczona, ponieważ w drodze powrotnej zastał mnie deszcz, a przystanek autobusowy znajdował się jakieś 20 minut od mojego domu. Kiedy wkładałam kluczyk do zamka, okazało się, że drzwi są otwarte. Niepewnie weszłam do domu, a po paru sekundach ujrzałam zdenerwowaną Millie.
- Tak się martwiłam o ciebie. Znowu zadzwoniła do mnie ta stara plotkara. A ty nie odbierałaś telefonu. Myślałam, że dostanę zawału. Już miałam dzwonić na policję, aby cię szukali - powiedziała, machając ze zdenerwowania rękami.
- Byłam u rodziców i trochę się zasiedziałam, przepraszam. A telefon mam rozładowany - skłamałam.
Prawda była taka, że jak tylko wyjechałam z Edynburga to wyłączyłam telefon. Nie chciałam rozmawiać, ani czytać wiadomości od Adriena czy zdenerwowanego Davida. O moim pobycie w Preston wiedziały tylko dwie osoby - Alice i Olivia. Miały numer do Millie, więc to z nią mogły się kontaktować.
- Jesteś cała lodowata. Może zrobię ci herbatę, a ty pójdziesz wziąć gorący prysznic? - zapytała.
- Nie trzeba - odpowiedziałam, przechodząc razem z kobietą do kuchni.
- To zrobię ci herbatę i podam leki, abyś nie zachorowała - odparła, na co ja pokiwałam głową i usiadłam na krzesełku przy blacie, na którym ustawione były moje ulubione ciasteczka. - A właśnie. Dzwoniła do mnie twoja ciocia, zapytała się co u ciebie oraz prosiła, abym się dowiedziała czy pamiętasz o lekach - dodała, nastawiając wodę.
- Pamiętam - odpowiedziałam. - Biorę je praktycznie od zawsze, więc ciężko o nich zapomnieć.
- A nie kończą ci się? - zapytała.
- W domu jest pełno opakowań - odparłam, na co kobieta posłała w moją stronę szczery uśmiech, a następnie położyła przede mną talerz zapełniony kanapkami.
- Smacznego - powiedziała. - I następnym razem pamiętaj, że często siedzę przy oknie - dodała, dotykając mojego ramienia.
Widziała, jak wyrzucam jedzenie - pomyślałam.
- Millie, przepraszam. Ja po pros…
- Nic się nie stało - przerwała mi. - Zjedz chociaż teraz te kanapki, bo wyglądasz, jak szkielet do nauki anatomii - zaśmiała się.
Pierwszy raz od dłuższego czasu jadłam posiłek z tak ogromnymi wyrzutami sumienia. Właściwie nie wiem co mnie podkusiło, aby wyrzucać to jedzenie przed domem. Mogłam chociaż pójść 2 ulice dalej, aby mieć pewność. Nie byłam zbytnio głodna, jednak pochłonęłam cały talerz, ponieważ nie mogłam dwa razy zawieść tej kobiety. Millie przez ten cały czas się mną opiekowała. Przychodziła do mnie codziennie. Właściwie nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego robi mi jedzenie. Jednak mogę się jedynie domyślać. Kiedy wyjechałam, zostawiłam nie tylko dom, ale również Millie. Po śmierci jej syna oraz męża została sama. Podobnie jak ja, więc mogłyśmy liczyć praktycznie tylko na siebie, o czym miałam się niedługo przekonać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro