Rozdział 2 - Seryjny morderca
Przez całą noc nie zmrużyłam nawet oka. Mogłabym nawet powiedzieć, że z moim snem było jeszcze gorzej niż w domu u Alice. Tam przynajmniej dostarczałam swojemu organizmowi 2 lub 3 godziny snu. Może nie był to szczyt moich marzeń, jednak dziś oddałabym dużo, aby mieć za sobą choć tyle odpoczynku. Byłam wykończona nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Moje oczy były całe czerwone i opuchnięte od płaczu.
Pół nocy wykorzystałam na analizowanie pokoju (był naprawdę ładnie urządzony), a przez drugą połowę gapiłam się w okno i obserwowałam okolice. Można więc stwierdzić, że bawiłam się w miejski monitoring. Niestety nic szczególnego się nie wydarzyło. A szkoda.
Około 2 w nocy, w końcu zaczęło się ocieplać, przez co mogłam zdjąć kurtkę i przebrać się w piżamę. Oczywiście, sięgnęłam po tę należącą do Alice, dziękując w myślach, że zostawiła tu swoje rzeczy. Nikt inny u nas nie zostawał, dlatego mama zaproponowała kiedyś cioci, aby przywiozła parę swoich rzeczy. Było to dość duże ułatwienie dla Alice, ponieważ nie musiała zabierać ciągle ze sobą walizki.
Z pierwszymi promieniami słońca dostającymi się do pokoju, uznałam, że jest to najwyższy czas, aby wstać i zacząć nowy dzień. Jak można się domyślić, byłam z tego powodu bardzo rozradowana.
Założyłam skarpetki, a następnie wyszłam z pokoju i udałam się w stronę kuchni, aby zrobić sobie kawę.
- Czyli Millie miała rację, mówiąc że nie ma tu NIC - powiedziałam na głos, zamykając z bólem serca szafkę, gdzie zawsze znajdowała się moja ulubiona kawa.Myślałam, że jednak napój bogów przetrwa w starciu z kobietą.
Z jednej strony sprzątnięcie jedzenia było dobrym posunięciem, ponieważ w domu nie było dzięki temu robaków, a z lodówki nie dawało zepsutym jedzeniem.
No ale kawę to mogła sobie odpuścić - pomyślałam.
Niezbyt zadowolona wróciłam do pokoju, a następnie ubrałam się w swoje ciuchy i wyszłam z domu, zrobić zakupy. Konkretne zakupy.
***
- Natalie, tak dawno cię nie widziałam. Gdzieś się podziewała? - zapytała Grace, gdy wyłożyłam na blat swoje zakupy.
Nie będę kłamać. Nie byłam zbytnio zadowolona, gdy ją zobaczyłam, jednak była to jedyna otwarta kasa w sklepie. Grace Lee była osiedlową plotkarą, a zarazem osobą, która uwielbiała wścibiać nos w nie swoje sprawy. Lubiły ją tylko te osoby, które tak jak ona, wybrały plotkowanie, jako najważniejszą misję w życiu.
- Siedziałam zamknięta w piwnicy - burknęłam, pakując zakupy, a jej nie posyłając ani jednego spojrzenia.
Stara rura - pomyślałam.
Właściwie nikt na osiedlu nie wiedział, ile miała lat, ale na młodą nie wyglądała. Na jej głowie widoczne były siwe włosy. Właściwie było ich sporo. A twarz? Wolę się nie wypowiadać na ten temat, bo nie chcę być niemiła.
- Matko, w piwnicy?! - zapytała, unosząc głos przez co patrzyli się na mnie teraz wszyscy w kolejce.
- Chyba wyraźnie powiedziałam. Dodam jeszcze, że przetrzymywał mnie tam seryjny morderca, więc proszę uważać na siebie. W trosce o Pani zdrowie, proponuję także udać się do laryngologa. Może ze względu na wiek dostanie pani zniżkę na aparat słuchowy, który zapewne się przyda, przy podsłuchiwaniu sąsiadów - powiedziałam, pakując ostatnie rzeczy do siatki. - Zapłacę kartą - dodałam, słysząc jak osoby za mną wybuchają śmiechem.
Kobieta posłała mi spojrzenie pełne irytacji. Zapłaciłam za zakupy, a następnie zadowolona z siebie, udałam się z nimi do wyjścia. O dziwo kupiłam dość sporo, o czym przekonałam się, gdy moje ręce zaczynały cierpnąć od ich ciężaru. Nie chcąc wychodzić za często do tego sklepu, zakupiłam 3 słoiki kawy oraz 2 kartony mleka, a żeby nie wyjść na wariatkę to kupiłam jeszcze parę bułek, jakiś ser i mrożoną pizzę. Tak, aby wzbudzić pozory, że nie żyje tylko o kofeinie.
W drodze do domu musiałam oczywiście walczyć o życie, ponieważ w nocy padał deszcz ze śniegiem. Tworząc przy tak niskiej temperaturze, mieszankę śmiertelną, dla osoby, która miała problemy z równowagą. O dziwo przetrwałam, z czego byłam bardzo zadowolona, bo w moim planie dnia nie było czasu na wizytę na SORze.
Po dotarciu do domu, pierwszym co zrobiłam było oczywiście nastawienie wody. Wiadomo na co. W międzyczasie wypakowałam zakupy i przebrałam się w wygodny dres. Nie przejmowałam się dziś zbytnio swoim wyglądem, ponieważ moje oczy były w takim stanie, że nawet mocno kryjący korektor by tu nic nie zdziałał.
- Teraz jestem gotowa na ten dzień - powiedziałam, upijając pierwszy łyk kawy.
Oparta o blat kuchenny, patrzyłam na zdjęcie rodziców ze ślubu, mając nadzieję, że są teraz równie szczęśliwi, co wtedy. Na fotografii tata obejmował mamę, która patrzyła prosto na jego twarz. W jej oczach widać było szczęście i miłość, tak samo jak u Paula.
Mama była pierwszą miłością taty. Bardzo długo starał się o to, żeby zwróciła na niego uwagę. Nawet pisał jej listy miłosne, które kiedyś czytałam razem z Lily w jego obecności. Był tym nieco zażenowany, jednak ja uważałam, że był to piękny gest. Mama była romantyczką, więc wcale nie dziwiło mnie to, że ujęły ją dopiero wyznania miłosne, a nie popisywanie się czy zaczepianie jej na ulicy. Zaręczyli się po 8 latach bycia razem. Tata miał wówczas 27 lat, a mama 25 lat. Praktycznie od zawsze dobrze się dogadywali. Sprzeczki były u nich rzadkością, a jeżeli się zdarzały to zazwyczaj chodziło o mało istotne rzeczy. Dopełniali się pod każdym względem.
Z rozmyślań wybudził mnie dzwonek do drzwi. Kiedy je otworzyłam okazało się, że Millie wczoraj nie żartowała. W jednej ręce trzymała tacę z ciasteczkami, a w drugiej ogromną torbę.
- Proszę, są jeszcze ciepłe - powiedziała, wchodząc do środka i podając mi naczynie.
- Nie trzeba było, naprawdę - odparłam, czując jednocześnie jak błogi zapach, dociera do moich nozdrzy. - Chociaż…
Niestety ciasteczkom Millie Cabot nie mogłam się nigdy oprzeć. Co prawda były to zwykłe amerykańskie ciastka z czekoladą, jednak ta kobieta musiała dodawać do nich jakiś tajemniczy, uzależniający składnik, którego nigdy mi nie zdradziła. Nieraz prosiłam ją o przepis, jednak z marnym skutkiem.
- Wiedziałam, że nie będziesz mieć nic przeciwko - zaśmiała się, kiedy brałam pierwszy kęs do ust.
Przeszłyśmy razem do kuchni, gdzie zajadając się ciastkami, przyglądałam się jednocześnie Millie. Była to chyba druga kobieta, która bez mówienia, potrafiła zmusić mnie do jedzenia czegokolwiek. Tak samo jak mama.
- Słyszałam, że rano wybrałaś się do naszej Grace - powiedziała, rozpakowując rzeczy ze swojej torby.
Jak się okazało miała ze sobą ogromny garczek, prawdopodobnie z zupą, a także talerz z chyba dziesięcioma kanapkami.
- W tym mieście wiadomości są szybsze niż biegunka - odparłam, na co kobieta cicho się zaśmiała. - Kto ci powiedział?
- Zadzwoniła do mnie, krzycząc że nie jest jej potrzebny żaden aparat słuchowy. Przyniosłam herbatę. Masz ochotę? - zapytała, na co ja pokiwałam przecząco głową, wskazując jednocześnie na kubek z kawą. - Mówiła coś jeszcze o seryjnym mordercy i o tym, że trzeba koniecznie dzwonić na policję - dodała.
- Powiedziałam, że przetrzymywał mnie w piwnicy, jak zapytała się, gdzie byłam - wyjaśniłam Millie.
- Może, dzięki temu nie będzie teraz wychodzić z domu i przez parę dni wszyscy będą mieć spokój - odparła.
Przez następne parę godzin rozmawiałam z Millie o tym, co się działo w Preston, a także o pracy w Edynburgu. Dzięki niej poczułam się w końcu lepiej, a dom przestał być taki obcy. Wspólnie zjadłyśmy zupę, która okazała się być przepyszna. W trakcie naszej dyskusji, oczywiście zjadłam wszystkie ciastka, choć na pierwszy rzut oka, wydawało mi się, że jest to niewykonalne. Mildred nieświadomie pomogła mi oswoić się z przebywaniem we własnym domu. Obecność tutaj nie bolała już tak bardzo.
Rzeczywistość wróciła dopiero, gdy Millie opuściła mój dom. Chciałam się czymś zająć, lecz zanim kobieta wyszła to pomogła mi posprzątać. Stałam teraz oparta o drzwi wejściowe i patrzyłam na schody, prowadzące na górę.
Czy to był już właściwy moment, aby się tam udać? Czy byłam na to przygotowana?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro