Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział I

Syknął, gdy Narcyza odkleiła kolejną gazę od poranionego barku.

— To już ostatnia – mruknęła słabo, jakby na pocieszenie. Od wczoraj wymieniali się z Severusem tylko półsłówkami.

Zanurzyła kawałek materiału w eliksirze czyszczącym i poczęła przemywać ropiejące rany na szyi. Spojrzała na bruneta kątem oka. Odwrócił od niej twarz i zacisnął zęby, starając się nie jęczeć z bólu. Nie wracał już do tematu swojej śmierci. Ile razy by prosił, Narcyza i tak by mu tego nie wyjaśniła, co nie zmieniało faktu, że zamierzał dopaść kiedyś tą pierdoloną Granger i wyjaśnić z nią kilka spraw.

— Narcyzo? – zaczął niepewnie, gdy blondynka zabrała się za zakładanie mu świeżych opatrunków.

— Tak? — Podniosła głowę i spojrzała na Snape'a wielkimi, niebieskimi oczami, którymi kiedyś tak bardzo zachwycał się Lucjusz.

— Skoro żyję to... to Czarny Pan zginął, prawda? — Wizja świata zawładniętego przez Riddle'a przetoczyła się przez jego głowę, przywracając najstraszniejsze wizje i wspomnienia.

— Zginął – przytaknęła, sięgając po bandaż. – Podnieś się. — Przytaknął i odsunął się od ściany, pozwalając Narcyzie zabandażować pokąsaną część klatki piersiowej. — Potter go zabił... — Severus odetchnął z ulgą. Voldemort zginął... Nareszcie. Chociaż jeden Merlin wie, czy nie ma gdzieś jeszcze jakiegoś ósmego horkruksu... Nie! Nie ma! Koniec tematu!

— Jak długo byłem nieprzytomny? — Z powrotem oparł się o poduszki i zgarnął włosy opadające na twarz.

— Prawie dwa tygodnie – odparła miękko.

— Dlaczego jestem u was? — Blondynka spuściła wzrok, a Snape był pewien, że w jej oczach zaszkliły łzy. — Narcyzo?

— Nie ma już n a s... – wyszeptała bardziej do swoich kolan. – L-lucjusz... Lucjusz nie żyje... — Ukryła twarz w dłoniach i zaniosła się głośną falą płaczu. Severus usiadł gwałtownie, chcąc jakoś ją uspokoić, jednak jego ręka zadrżała tuż nad plecami kobiety.

— N-narcyzo... — Wziął głęboki wdech i pogładził blondynkę po plecach. Wtuliła się w tors Snape'a, po czym zawyła przeraźliwie, dając upust emocjom.

— ZMARLI NA MOICH RĘKACH! – wrzasnęła, zaciskając pięści na koszulce bruneta. – OBOJE!

— Spokojnie... — Zacisnął powieki. Lucjusz i Draco nie żyją... DLACZEGO NIE MÓGŁ UMRZEĆ ZA NICH?! — Spokojnie – powtórzył, tym razem starając uspokoić się nie tylko ją, ale i siebie. Jednak blondynka nie słuchała. Szlochała dalej, zapowietrzając się co chwilę.

Severus sam nie wiedział czy powinien to robić, jednak ohydna, śmierciożercza natura wzięła górę. Skupił się i ukradkiem wślizgnął do umysłu Narcyzy.

Idziemy! – pogoniła Lucjusza, mocno ściskając rękę Draco. Blondyn przytaknął. Ostatni raz spojrzał na Hogwart i podbiegł do żony. Ujął jej drugą dłoń, obiecując, że już nigdy jej nie puści.

Wyjedziemy do Brighton – mruknął, uśmiechając się mimowolnie. Byli wolni... Przejdą przez bramy i raz na zawsze znikną z tego pierdolonego miejsca. Zbliżył się do żony i pocałował w czoło. Przytuliła się do męża, cały czas ściskając rękę syna, a przed oczami majaczyła jej już wizja spokojnej starości u boku Lucjusza.

No proszę, proszę... — Odsunęli się od siebie gwałtownie. Yaxley stał w bramie, uśmiechając się ohydnie. – Dezerterzy...

Zejdź mi z drogi! – warknął Malfoy, zaciskając palce na różdżce.

Już się boje – syknął, ukazując żółte zęby. — Nasz Pan dobrze mi zapłaci za wasze głowy...

Nim Lucjusz zdążył cokolwiek zrobić, śmiercionośne zaklęcie przemknęło między drzewami i ugodziło mężczyznę w plecy. Bezwładnie opadł na ręce żony, by ostatni raz spojrzeć w jej oczy.

NIE! – pisnęła, zanosząc się płaczem. – PROSZĘ NIE! — Z tyłu dobiegł ją szyderczy śmiech Rowla. Draco osłonił plecy zdruzgotanej matki, celując w mężczyznę.

Zgubiłeś się, chłopczyku? – zażartował z niego śmierciożerca. Malfoy wziął głęboki wdech, starając się uspokoić drżenie dłoni. – Oj uważaj, bo się wystraszę... — Rowle wykonał ledwo zauważalny ruch, posyłając klątwę w stronę nastolatka. Odbił zaklęcie. Przełknął łzy i skontrował. Za ojca...

— KTO CI POZWOLIŁ!? Krzyk Narcyzy gwałtownie wyrzucił go z jej umysłu. Spuścił oczy, nie wiedząc co powiedzieć. Blondynka zerwała się z miejsca i wyszła trzaskając drzwiami. Ich huk zadźwięczał Severusowi w uszach. Nie powinien...

Niewiele myśląc, Snape postanowił wrócić do domu. I tak już wystarczająco naprzykrzył się Narcyzie. Zresztą nie chciał nadwyrężać jej gościnności. Zebrał się w sobie i spróbował wstać. Fala bólu przeniknęła przez rany, jednak brunet nie zwracał na to kompletnej uwagi. Stanął na chwiejnych nogach i zrobił krok do przodu. To nie był dobry pomysł. Runął jak długi, rozpłaszczając się na podłodze. Zawył z bólu, nie będąc w stanie się podnieść.

— Co ty robisz? — Przewrócił się na plecy, by spojrzeć na blondynkę, która wpadła do jego pokoju, zbawiona przeraźliwym jękiem.

— Wracam do domu – odparł jakby nigdy nic.

— Wracasz do domu? – powtórzyła, łapiąc się pod boki.

— Właśnie wychodziłem – mruknął, podnosząc się na łokciach. Narcyza otworzyła już usta, by coś powiedzieć, jednak słowa uwięzły jej w gardle. Spuściła wzrok i objęła się rękoma. – O co chodzi?

— Po prostu... och! Nie wiem jak ci to powiedzieć – wyszlochała, załamując ręce. Usiadła na szafce nocnej i ukryła twarz w dłoniach.

— Co powiedzieć? – zapytał, siadając z trudem.

— T-twój dom... — Wzięła głęboki wdech, starając się uspokoić. — Ktoś go podpalił... Tak mi przykro. — Słysząc to, brunet głośno wypuścił powietrze. Nie żeby był przywiązany do tego miejsca, ale wszystkie jego książki i eliksiry zbierane latami... nawet nie chciał o tym myśleć... – S-severusie? — Podniósł głowę i spojrzał pytająco na kobietę. Stała przed nim, wyciągając rękę. Zlustrował Narcyzę wzrokiem, po czym przyjął jej pomocną dłoń, zdając sobie sprawę, że nie podniesie się sam. Pomogła mu wstać i doprowadziła do łóżka.

— Dziękuję – mruknął pod nosem. – Tak czy siak, nie chciałbym nadużywać twojej gościnności. Może...

— Nie – wcięła się miękko, przysuwając sobie krzesło. – To znaczy... nie chcę cię zatrzymywać, ale... ale sama tu zwariuje. — Wbiła wzrok w kolana, wstydząc się własnych słów — Nic nie jadłeś. Przyniosę ci coś do jedzenia. — Snape przytaknął skinieniem głowy, na co blondynka uśmiechnęła się słabo i wyszła z sypialni.

Wróciła dopiero po dłuższej chwili, niosąc parujący kubek zupy. Usiadła obok łóżka i wręczyła go Severusowi.

— Poradzisz sobie? — Spojrzał na nią z politowaniem i zabrał się za jedzenie, co wcale nie okazało być się łatwe. Przełykanie, było istną katorgą, jednak brunet był głodny, więc starał się nie zwracać na to uwagi.

— Narcyzo? – zaczął, po dłuższej chwili ciszy.

— Tak? — Podniosła na niego wzrok, znowu ukazując wielkie, błękitne oczy.

— Czarny Pan zginął, prawda? — Przytaknęła gwałtownie. — Kto jeszcze?

— Och... — Pociągnęła nosem i otarła łzę płynącą po policzku. — Chociażby Bellatrix... – wyszeptała, wciąż mając nadzieję, że śmierć siostry to tylko zły sen. – P-przyniosę ci później gazety...

— Dobrze – mruknął, odstawiając na szafkę pusty kubek. – G-gdzie jest moja różdżka?

— Różdżka – powtórzyła za nim jak echo. – Aurorzy ją złamali.

— CO?! — Poderwał się do góry, przypłacając za tym tępym bólem ran. Miał tą różdżkę odkąd zaczął uczyć się czarować. Nigdy się z nią nie rozstawał, a ona nigdy go nie zawiodła...

— Połóż się – poprosiła, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej. Opadł z powrotem na poduszki, wciąż nie mogąc pogodzić się ze stratą magicznego przedmiotu.

— Czego jeszcze, o sobie nie wiem? – zapytał, wyraźnie zdenerwowany. Nie odpowiedziała. – Narcyzo?!

— Przepraszam... – wyszeptała, po czym wyszła z sypialni, zabierając ze sobą pusty kubek.

***

Kolejna błyskawica przecięła ciemne niebo, a donośny grzmot obudził śpiącego Snape'a. Przetarł twarz dłońmi i rozejrzał się po pokoju. Zegarek stojący na szafce nocnej wskazywał na piętnaście po dwunastej. Severus uśmiechnął się mimowolnie. Już nie pamiętał, kiedy ostatnio mógł spać do południa. Zacisnął zęby i usiadł, by później wstać. Rany nadal piekły tępym bólem. Podszedł do okna i wyjrzał przez nieskazitelnie czystą szybę. Ulewa szalejąca na dworze powoli zamieniała tak pilnie doglądane przez Narcyzę ogrody Malfoy Manor, w błotniste rozlewiska. Będzie wniebowzięta...

A właśnie?! Gdzie jest Narcyza? Odszedł od okna i powoli wyszedł na korytarz. Na ścianach porozwieszane były, dzięki ci Merlinie, śpiące portrety Malfoy'ów, a po podłodze ciągnął się ciemny, miękki dywan. Severus ruszył przed siebie, dochodząc do wniosku, że musi być na piętrze.

Tak jak się spodziewał, po dłuższej chwili dotarł do dobrze znanych sobie schodów, prowadzących do drzwi wejściowych. Zszedł po nich ostrożnie, czując że rany coraz bardziej dają się we znaki. Gdy w końcu stanął na dole, skierował swoje kroki do jadalni, gdzie odbywały się spotkania z Czarnym Panem. Pociągnął za klamkę, jednak pomieszczenie okazało być się zamknięte. Chciał wrócić na górę, ale nasilający ból zmusił go do chwili odpoczynku. Oparł się o ścianę i osunął się po niej na podłogę. Ukrył twarz w dłoniach i jęknął przeciągle, przeklinając swoją wycieczkę.

***

Narcyza miała już zdecydowanie dosyć dzisiejszej pogody. Weszła do domu i wysłała zakupy do kuchni, po czym rozebrała się z przemoczonego płaszcza. Gdy przeszła przez hol, dobiegł ją cichy szloch. Severus...

Dobiegła do schodów, jednak jęki nie dochodziły z góry. Zaczęła się gorączkowo rozglądać. Znalazła Snape'a pod drzwiami jadalni. Zwijał się z ból, nie mogąc przetrzymać kolejnych spazm.

— Severus! — Klęknęła obok mężczyzny, nie mając pojęcia co robić. — Severusie! — Nie odpowiadał. Wygiął się w łuk, wciąż przeraźliwie jęcząc. Po twarzy przerażonej Narcyzy pociekły łzy. CO MIAŁA TERAZ KURWA ZROBIĆ?!

Wsunęła palce we włosy i pociągnęła za nie kilka razy. Odetchnęła głęboko, starając się uspokoić, lecz jęki bruneta wrzynały się w jej skronie, nie pozwalając zebrać myśli. Przywołała eliksiry z sypialni i wlała je do ust Snape'a. Po dłuższej chwili,  spazmy bólu minęły...

Spięte mięśnie rozluźniały się powoli, a Snape w końcu przestał szlochać. Otworzył oczy i zlustrował kobietę wzrokiem.

— Co to by...ło – wychrypiał, oddychając ciężko.

— N-nie wiem – przyznała, wciąż przerażona Narcyza. – Przepraszam, nie powinnam cię zostawiać samego, ale... — Spiorunował ją wzrokiem, dając do zrozumienia, że jej łzy, są ostatnim czego teraz potrzebują. Kobieta pociągnęła nosem i drżącymi dłońmi odgarnęła włosy z twarzy. Spojrzała na Severusa. Mężczyzna wciąż leżał na podłodze, oddychając głęboko. — S-severusie? — Uchylił jedną powiekę i spojrzał na nią z ukosa. — Spróbuj wstać. — Wyciągnęła do niego ręce. Snape zacisnął zęby. Nienawidził, wprost nienawidził, musieć korzystać z czyjejś pomocy.

Zebrał się w sobie. Usiadł, a później wstał. Sam... Narcyza kurczowo zacisnęła palce na jego ramionach i poprowadziła z powrotem do sypialni.

— Gdzie byłaś? – zapytał, opierając się o ścianę. Nie był w stanie dalej iść. Syknął, gdy tępy ból powrócił.

— Po zakupy – mruknęła, wbijając wzrok w podłogę.

— Po zakupy? – zdziwił się Severus. Wziął głęboki wdech i ruszył dalej. – Nie macie skrzata?

— Skrzata... – powtórzyła po nim gorzko.

— Przecież Lucjusz kupił jakiegoś na Nokturnie... — Usiadł na łóżku i zgarnął włosy opadające na oczy.

— Połóż się – poprosiła miękko. – Tak, kupił ale ten skrzat nie był związany, ani z Blackami, ani z Malfoy'ami więc nie zbyt się nadawał. — Odeszła od łóżka i uchyliła okno. Świeże powietrze, pozostawione przez szalejącą przed chwilą burzę, wślizgnęło się do pokoju. Snape przymknął powieki. Kochał zapach deszczu... — Zresztą zdechł, w zeszłym miesiącu. A właśnie... McGonnagal przysłała twoje rzeczy.

— Moje rzeczy? — Mała iskierka nadziei rozbłysła gdzieś z tyłu głowy bruneta. Może nie wszystko jeszcze stracone...

— Z Hogwartu – sprostowała kobieta. – Są w szafie. — Przytaknął delikatnie, czując, że powieki znowu robią się niewyobrażalnie ciężkie. — Odpocznij – poprosiła, widząc co się dzieje. Usiadła przy łóżku i poprawiła kołdrę już na wpół przytomnemu Severusowi. Mężczyzna zasnął na dobre, a Narcyza poczuła jak do jej oczu napływają łzy. Nie powiedziała mu jeszcze o najważniejszym... nie wiedziała jak mu o tym powiedzieć... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro