11 (ostatni)
Pięć lat później
Zayn siedzi na parapecie, paląc leniwie papierosa i patrząc na rzekę. Dopiero co skończył rozpakowywać kilkanaście pudeł z ozdobami świątecznymi w ich już drugim mieszkaniu, tym razem w Paryżu i prawdę mówiąc, ma dosyć na dzisiaj. Pragnie jedynie spędzić miło wieczorny czas z jego jednym skarbem, który obecnie wyszedł do sklepu już jakiś czas temu.
Zayn mając chwilę ciszy i spokoju, myśli nad wszystkim, co wydarzyło się w jego teraźniejszym życiu. Jest ono teraz całkowicie inne i musi przyznać, że nigdy nie pragnął lepszego, ponieważ to jakie jest teraz przekracza jego marzenia, sprawiając ten fakt naprawdę cudownym.
Teraz zamiast pracować w firmie jego przyjaciela, gdzie poznał wówczas Rossa, ma własną galerię sztuki oraz pracownie malarską, gdzie prowadzi zajęcia z młodzieżą w różnym wieku.
I gdy teraz o tym myśli, wie, że za nic nie oddałby tego stanu rzeczy.
Malik wzdycha i przeczesuje włosy dłonią, następnie odwracając głowę w stronę drzwi, w których staje Niall.
- Je – Niall ucina w połowie, patrząc na mulata- Hej, miałeś nie palić! - Niall podbiega do mulata, wcześniej rzucając siatki na panele. Podbiega do swojego partnera, zabierając mu z pomiędzy palców resztkę papierosa - Zayn, do cholery! Przez twój nałóg możesz mieć raka płuc! - krzyczy ze łzami w oczach, gasząc niedopałek w ziemi kwiatka doniczkowego - Nie mogę uwierzyć, że po naszej rozmowie, znów sięgnąłeś po to gówno - uderza mulata w klatkę, czując rozpierającą go złość, a gdy znów chce to zrobić, Zayn łapie jego ręce i przyciąga go do siebie, obejmując silnymi ramionami
- Nie denerwuj się, uroczy chłopcze - szepta z przymkniętymi powiekami. Żałuje, że nie posłuchał znów swojego chłopaka.
- Miałeś tego nie robić - Niall zaczyna szlochać wtulony w jego klatkę - Moje zdanie przestało się liczyć w twoim życiu?
- Nie wygaduj głupot, Niall - mówi błagalnie - Jesteś jedną z najważniejszych osób, choć Cornel cię wyprzedza - mruczy cicho, a Niall odpręża się w uścisku Malika.
- Zabawne - mruczy pod nosem - Choć u mnie jest to samo - odsuwa się i uśmiecha delikatnie, choć widać w jego oczach niewielki smutek.
Zayn kładzie dłonie na policzkach dwudziestotrzylatka i przybliża się do niego.
- Nie smuć się, najdroższy - uśmiecha się pokrzepiająco.
- Błagam, nie pal już nigdy więcej, nie chcę cię stracić.
- Obiecuję ci to...Jednak pod jednym warunkiem - przygryza wargę.
- Mianowicie? - blondyn pyta szeptem i czeka.
- Wyjdziesz za mnie Niallu Jamesie Horanie - prosi Zayn z mocno bijącym sercem, czując jak zaczyna wewnętrznie szaleć przez ciszę jaka zapadła.
- Taaak! - trzyletni chłopiec o ciemnej karnacji i niemal czarnych włosach, wpada do pokoju, wymachując rączkami - Tak, tatusiu! Tatuś Niall się zgadza! - podbiega do dwójki rodziców, rozkładając swoje ręce. Zayn uśmiecha się szeroko i podnosi syna na ręce.
- Wygląda na to, że nie mam wyboru - śmieję się wesoło - Więc, cóż, wyjdę za ciebie, Zaynie Maliku.
- Tiaaak i zlobicie sobie kojejną dzidzie chłopca!
- Zobaczymy...
- Zayn - Niall wzdycha.
- No co? Polubiłem robienie dzieci - wzrusza ramionami, po czym całuje swojego narzeczonego.
I cóż, Zayn czuje się wreszcie spełniony i szczęśliwy z tego jak wspaniałą ma rodzinę.
Koniec
X
Bardzo dziękuję za bycie tu ze mną do końca 😀 widzimy się w innych ff x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro