Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6.Gram brawury, trzy gramy głupoty.

Zasiadł niczym król na czarnym skórzanym obrotowym krześle. Z dziecięcą radością zakręcił się na niej dwa razy, po czym ułożył na nim wygodnie, kładąc ręce na miękkich podłokietnikach. Omiotał wzrokiem całe pomieszczenie. Szeroki i cwany uśmiech nie schodził mu z bladej twarzy ani na moment.

Musiał przyznać, że biuro należące do Alastora przypadło mu do gustu. Gdyby nie fakt, że miał już przydzieloną salę na parterze i zważając na samą nieugiętą osobę czerwonego demona, to z niewyobrażalną chęcią by się z nim zamienił. Ziarnko zazdrości zagościło w nim szczególnie, na widok pięknej, a zarazem odrażającej panoramy Pentagram City zza dużego i szerokiego na pion okna, ze szkarłatną zasłoną.

­­- Wybawiłeś się? To teraz racz wypieprzać z m o j e g o stanowiska pracy - wycedził z groźnym uśmiechem Radiowy Demon schylając się zza biurka wykonanego z ciemnego drewna.

- Chciałbyś - prychnął Nath obracając się w jego kierunku niczym mafioza. Brakowało mu tylko kota na kolanach i zapalonego cygara w ustach - Za wygodnie mi by stąd iść. A tym bardziej wstać.

- Ostrzegam, jedna rysa na moim fotelu, a podobna zaistnieje na twoim ciele - wycedził przez zęby. Nienawidził obcego dotyku na sobie bez pozwolenia. Tyczyło się to również jego rzeczy.

- Zluzuj porty, Al. Nie mieliśmy przypadkiem czegoś omówić? - granatowo-włosy pstryknął palcami, a na lśniącym z czystości blatem, pojawiła się podkładka z filiżanką ulubionej kawy. Zaciągnął się przyjemnym zapachem, unoszącym się w powietrzu.

Uśmiech Alastora poszerzył się, a powieki przymrużyły. Podobnie co jego przyjaciel, pstryknął palcami. Tym gestem sprawił, że zajął wcześniej zajmowane miejsce przez Nathaniela. Ten zdziwiony z powodu tego, że teraz stał zamrugał szybko kilka razy.

- Achhh, a było mi tak miło! - rzuchnął zadzierając głowę do tyłu. Opanowanie nie zawsze mu towarzyszyło.

Alastor na pocieszenie przywołał mu drewniane krzesełko. Obrażony Demon Koszmarów mruknął coś niezrozumiale i usiadł przed biurkiem, krzyżując ręce na torsie.

- Za niedługo powinna przyjść, Charlie - przypomniał mu. Widząc jednak zbolałą minę na twarzy długowłosego, przewrócił oczami. Podsunął mu filiżankę nie ruszniętej przez niego kawy. Ten obrażony po krótkiej chwili, nawet nie patrząc na Al'a wziął swoją własność. Odwrócił się do niego plecami i wziął łyka w zgarbionej pozycji.

- W gwoli ścisłości, mógłbyś zachować się poważnie choć przez ten jeden dzień. Robisz z siebie ciotę, a nie tak cię przecież im przedstawiłem - kontynuował - Zresztą to nie przystoi dżentelmenowi.

- Odezwał się mądry - parsknął Nath odkładając na podkładkę napój. Przeczesał włosy na bok - Wielki pan od siedmiu boleści. Postrach i najgorszy koszmar każdego demona. Ktoś władający mocą dorównującą mocy samego Lucyfera, nagle zechciewa udzielać się w pomocach społecznych organizowanych przez j e g o córkę. Niebywałe! I takie podejrzliwe... Masz w tym ukryty cel, czyż nie? - oparł się tyłem o blat, patrząc na Alastora z profilu.

- Jakże twoje spostrzeżenia są mylne, my friend. Nie interesują mnie wybitnie sprawy związane ze zbawieniem dusz, skądże znowu. Brakowało mi, po prostu nowego rodzaju rozrywki, a to nadawało się wręcz idealnie.

- A mnie wziąłeś do tej fuchy, booo? - uniósł brew, dopijając do końca kawę.

- Potrzebna mi zaufana prawa ręka, jeśli można tak to najprościej określić - uniesioną dłonią, Alastor wykonał obrót nadgarstkiem i wskazał swoim palcem na demona.

- Masz Huska, jego męcz.

- Nie ufam ścierwom, pijakom, narkomanom, a tym bardziej osobom pobudzonych seksualnie i tym podobne - uśmiech na jego ustach zasłabł, zmieniając się w niewyraźny grymas.

- Nie odzywasz się do mnie po chuj wie jakim czasie, można je liczyć w dekadach. A jeszcze trzy dni temu zjawiłeś się w moim domu i wysnułeś swoją propozycję z dupy wziętą oczekując nie wiadomo czego!

- Pragnę odnowić kontakt z przyjacielem, czy to źle?

Nathaniel zamilkł. Patrzył w skupieniu na Radiowego Demona, analizując sytuacje, zmuszając przy tym pracę swoich myśli na najwyższych obrotach. Ponownie zasiadł na niewygodnym krześle, po czym odchrząknął.

- Znam Cię lepiej niż ktokolwiek, kiedykolwiek i jakkolwiek - spojrzał na niego spod byka, momentalnie uśmiechając się półgębkiem - Więc wiem, że kryje się za tym całym szajsem coś jeszcze. Puki co przemilczę tą kwestię - uniósł zaraz potem podbródek.

Alastor zaśmiał się, jednak nie na tak jak zwykle. Ten śmiech był znacznie cichszy i przede wszystkim nie zawierał w sobie charakterystycznych ozdobników szaleńca, za jakiego się podawał i kim był w rzeczywistości.

Odgłosy pukania w drewnianą powłokę rozniosły się po całym pomieszczeniu. Chwilę później, drzwi otworzyły się, zaś z nich wyłoniła się sylwetka Charlie. W swoich dłoniach trzymała teczkę o grubości kilku centymetrów wynikający z dużej ilości arkuszy.

Na jej widok, demon jakby się bardziej ożywił. Kolejna rzecz, jaką wyłapał u niego Nath swoim bystrym wzrokiem. Był doskonałym obserwatorem.

- Przeszkadzam?

- Ależ nie, my dear! Czekaliśmy na ciebie, ucinając jednocześnie krótką przyjacielską pogawędkę.

Dziewczyna podeszła do nich wolnym krokiem, uśmiech nie schodził z jej optymistycznej ekspresji. Położyła papiery na biurku, na którym bez uprzedzenia usiadła. Granatowo-włosy aż wstrzymał bezdźwięcznie powietrze. Głupia się naraziła. Nawet on sam wiedział, że rzeczy, a tym bardziej samego Alastora nie można było dotykać bez pozwolenia - wcześniejsza akcja była ledwie muśnięciem puchem, wiedząc jakie łączyły się z tym konsekwencje.

- Było mówić, zwolnię Ci przecież miejsce... - zaczął Demon Koszmarów, jednakże przerwał mu jego kompan.

- Nie przeszkadza mi.

Szczęka Nathaniela gdyby mogła, już sekundę temu by szorowała panele jego podbródkiem.

O. Kurwa. Tego się nie spodziewał.

~~*~~

Zebranie zakończyło się kilka minut temu. Z racji tego, że Alastor postanowił ponownie w ciągu tego tygodnia, gdzieś się ulotnić, odpowiedzialność za oprowadzenie nowego współpracownika po hotelu spoczął na barkach Magne. Blondynka nie była spięta, obecnością Nathaniela, choć biło od niego coś, co wzbudzało dość niekomfortowy uścisk w jej sercu.

W obecnej chwili przemierzali jeden z długich korytarzy. W kompletnej ciszy, bynajmniej do czasu, kiedy minęli pokój Angel'a.

Zza drewnianej powłoki wydobywały się dźwięki, które były aż nad zbyt jednoznaczne.

- Czy on tak... zawsze? - zapytał niepewnie Nath wskazując palcem na drzwi. Grymas wstąpił na jego ekspresję i zatrząsnął się z doznanego dyskomfortu.

- Czasem. Robi jednak duże postępy. Jest już kilka tygodni bez używek - zaśmiała się niezręcznie. Jednak słysząc kolejną dawkę jęków, ze zdegustowaną miną szybko popchała demona do przodu omijając pokój Dust'a.

Pokazała granatowo-włosemu cały hotel. W między czasie udało się Charlie znaleźć z nim wspólny język. Była niezwykle zaskoczona faktem, że mieli tak wiele podobnych zainteresowań. Alastor faktycznie miał rację co do niego. Nie dało się go nie słuchać, szczególnie kiedy mówił o swoich ulubionych rzeczach. Streścił nawet kawałek swojej historii.

- Mieszkałem w Nowym Orleanie prawie przez całe swoje życie.

- Dlaczego prawie? - zaskoczona dolała mleka do swojego napoju. Wzięła małą łyżeczkę, po czym zaczęła mieszać robiąc okrężne ruchy w filiżance.

- Z pięć lat studiowałem na New York University School of Medicin w New Yorku jak wskazuje początek nazwy - odparł upijając łyk niedawno zrobionej latte.

- Ooo, a powiesz, gdzie znajduje się ten cały New coś tam? - całą swoją uwagę zwróciła na nie mało zdziwionego demona.

- Stany Zjednoczone.

- Och, słyszałam o tym. To nowy kontynent! - dumnie wypięła klatkę piersiową.

- Nie wiedziałaś?

- Urodziłam się w piekle. Nigdy go nie opuszczałam nawet kiedy były ku temu okazje.

- Dlaczego? - widocznie zaintrygowany odłożył naczynie na blat okrągłego stolika.

- Eksterminatorzy ot co... - wzmocniła uścisk na swojej filiżance, spuszczając jednocześnie wzrok - Sługusy Lucyfera odkąd pamiętam miały mnie na oku bym nie rozrabiała ani nie opuszczała zamku.

- Ciekawe - szepnął kładąc pod podbródkiem palce i potarł swoją skórę zamyślony - Jakim cudem cię, więc wypuścili.

- Dorosłam i wzięłam za siebie odpowiedzialność zaraz po tym jak wpadłam z Vaggie na założenie hotelu.

- Zostawiłaś rodzinę dla swoich idei - rzucił bezpośrednio, na co Charlie została momentalnie zbita z tropu.

Iskra złości zagościła w niej, czym dowodziła niespodziewana zmiana barwy jej oczu. Pionowymi niczym u smoka źrenicami i szkarłatnymi jak krew oczami, zmierzyła Nathaniela. Szybko się jednak opanowała. Nie zmieniło to jednak faktu, że wzbudziła w nim jednocześnie delikatny strach, na jej małą metamorfozę, przez którą dostał gęsiej skórki. Zachował pokerową twarz. Aura dużej demonicznej energii objęła w jednej chwili cały pokój mężczyzny, by po sekundzie ponownie zostać wchłoniętym w ciało blondynki. Jak wybuch, który wstrzymał się przed erupcją.

- Powiedz, miałeś rodzinę? - Nath spochmurniał.

- Nie znam, byłem sierotą.

- A masz rodzeństwo? - zmieniła temat. Ponownie wzięła w dłonie kubek z kawą i opróżniła ją do połowy.

- Siostrę - odpowiedział po dłuższej chwili - A ty?

- Miałam wielu, jednakże wszyscy zginęli nim zaczęli nawet chodzić*. Tylko ja z nich jako jedyna przeżyłam - mówiąc to dopadła ją chwila melancholii - Cóż, nam demonom nie wolno rozpamiętywać przeszłości, co nie? - wysiliła się na uśmiech - Jak miała na imię twoja siostra?

- ... Evangeline**.

____________________________

*matka Charlie uważana jest za pierwszą żonę Adama. Jej imię zostało wspomniane w Starym Testamencie z Księgi Izajasza 34:14 oraz w Biblii Tysiąclecia. Opuściła Raj, po kłótni ze swoim pierwszym mężem (drugi to Lucek (tylko w HH), ups). Pragnęła równości, jednakże Adam był temu przeciwny.

"Mit o Lilith wywodzi się z tradycji hebrajskiej. Według niego była pierwszą kobietą, partnerką Adama – mieszkała w raju jako Wielka Bogini, jeszcze na długo przed nim. Inna wersja mówi, że to jednak Adam był pierwszy i że – osamotniony – poprosił Boga o towarzyszkę. Ten wysłuchał próśb i stworzył kobietę, nie z żebra jednak, a z brudu i błota. Adam i Lilith nie żyli zgodnie, walczyli o władzę. Tak naprawdę Lilith chodziło o równość, której partner jej odmawiał. Więc bunt: Lilith przywołuje imię Jahwe, którego nie wolno było wymawiać – łamie tabu. Wyrastają jej skrzydła, na których opuszcza raj, uznając go za więzienie. Potem robi się naprawdę mrocznie – kobiece bóstwo osiąga dno. Dosłownie, bo chroni się na dnie Morza Czerwonego. Wysłanym za nią aniołom nie udaje się, mimo gróźb, nakłonić jej do powrotu. A groźby są bardzo poważne: utrata potomstwa. Więc – żeby było jeszcze dramatyczniej – mit opowiada, jak to Lilith zatraca się w nierządzie z demonami, jak rodzi im po sto dzieci dziennie. Dzieci giną, a Lilith w odwecie pożera ludzkie niemowlęta (nawiedza też w snach mężczyzn, rozbudzając w nich żądze)."
— informacja zaczerpnięta z internetu.

** imię żeńskiego pochodzenia . Powstało ze złożenia ευ - "dobry" oraz αγγελμα (angelma) - "wiadomość, wieść, przesłanie" i oznacza "dobra nowina".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro