Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Demon Koszmarów.

Kiedy tylko Charlie obudziła się, niespiesznie usiadła, a następnie rozprostowała ramiona nad sobą. Przeciągnęła się z cichym pomrukiem.

Ciepłe promienie poranka wychodzące zza zasłon, muskały ją pieszczotliwie po twarzy.
Pierwszym, co rzuciło się w oczy blondynki po ich otwarciu była sofa. Stała praktycznie w nienaruszonym stanie, jakby nikt na niej nie leżał. Przypominając sobie sytuację sprzed kilku godzin, delikatna czerwień wstąpiła na jej policzki, za które złapała się.

Mimo doznanych roztarganych emocji, uśmiech wpłynął mimo czynnie na usta Charlie. Wiedziała, że demon czuwał nad nią. Sama jego obecność była dla niej wystarczająca, aby poczuć się bezpiecznie. Bliskość Radiowego Demona sprawiła, że reszta nocy zleciała bez natrętnych koszmarów. Dziwiła ją jednak jego bezinteresowność w tej kwestii.

Przez myśl przeszło jej zdanie, jakie wtedy wypowiedział nim oboje pogrążyli się we śnie.

''Do naszego personelu dołącza od jutra nowa osoba.''

– Jutro... – szepnęła do siebie pod nosem, marszcząc brwi – To przecież dzisiaj!

Poderwała się z miejsca, praktycznie skacząc w stronę olbrzymiej szafy. Wyciągnęła z niej swój uniform, po czym popędziła w kierunku łazienki. W ekspresowym tempie wykonała rutynowe czynności, wliczając delikatny makijaż. Musiała się dobrze prezentować, by sprawić przed nowym członkiem załogi, jak najlepsze wrażenie.

Wyszła z pokoju, zaś swoje kroki skierowała do kuchni. Obecnie wszystkie myśli Charlie ukierunkowane były do kawy. To był ważny czynnik, bez którego nie mogła w stu procentach pełni swojej funkcji z rana.

Przechodząc przez framugę bez drzwi, natrafiła na resztę personelu. Wszyscy siedzieli przy okrągłym stole. Każdy z osobna był czymś zajęty – Vi polerowała broń, Niffty zszywała ze sobą jakieś warstwy materiałów. Natomiast Angel przeglądał z widocznym podnieceniem różne magazyny (oczywiście pornosy), a siedzący tuż obok Husk grał sam ze sobą w pasjansa, układając karty na blacie stołu.

Zabrakło Charlie jednak jeszcze jednego osobnika z grupy. Wszelkie wątpliwości zostały rozwiane wraz ze znakomitym zapachem, unoszącym się w powietrzu. Jego źródło dochodziło z wnętrza kuchni, dlatego niezwłocznie zaczęła tam zmierzać, uprzednio witając się z innymi.

– Alastor? – szybko schyliła głowę w dół, unikając noża, który przeleciał tuż nad nią i wbił się głęboko w ścianę. Wraz z tym pisnęła, ale szybko się uspokoiła. Wyprostowała się, po czym zmierzyła posturę demona ostrym spojrzeniem.

– My dear, nie zakradaj się tak, kiedy jestem na najwyższym stanie koncentracji! – rzucił, nie przerywając krojenia warzyw dużym i ostrym nożem. Prawdopodobnie zastępowało swojego poprzednika, sterczącego obecnie w ścianie.

– Mogłeś przebić mnie na wylot, gdybym w ostatniej chwili się nie schyliła!

– Sądziłem, że to był Angel. Przyłaził tu kilka razy przed tobą, nadszarpując jednocześnie moją cierpliwość.

– Przyjaciół nie nabija się jak szaszłyki – założyła ręce na klatce piersiowej.

–Poznałaś moją opinię, w stosunku do tej dziwki – odparł bezemocjonalnie. Przełożył pokojone warzywa do dużej, wypukłej patelni stojącej na wolnym ogniu. Teraz przerzucił się na krojenie mięsa – Odraża mnie.

Magne westchnęła bezsilnie. Nawet jeśli umiałaby góry przenosić to istniała tak czy owak nikła szansa aby przekonać Alastora, do nawiązania przyjaznych relacji z Dust'em. Zresztą ze wzajemnością.

– Masz rację, nie przekonam cię – przyznała – Ta decyzja należy wyłącznie do ciebie. Mogę, jedynie prosić cię, o to byś nie pozbył się przypadkiem naszego jedynego klienta.

– Nie zrobię tego – zapewnił – Puki sama tego nie zechcesz. Wtedy z przyjemnością się z nim rozprawię – w maniakalnym geście, z łatwością oddzielił głowę ryby od reszty ciała.

– Dziękuję, Al – ukoiły ją jego słowa. Teraz z zaciekawieniem, próbowała się wychylić zza ramienia Radiowego Demona, chcąc zobaczyć nad czym tak pracował. Udało się Charlie stanąć bardziej z boku, dzięki czemu miała doskonały widok na blat, obok którego znajdowała się kuchenka z wcześniej wspomnianą patelnią. Widziała z jaką precyzją szatkował i mieszał ze sobą różne produkty. Przyjemna woń dla nosa nasiliła się dwukrotnie po dodaniu nowych składników.

– Co tak, właściwie gotujesz?

– Czyż to nie oczywiste? – wskazał na potrawę.

Nachyliła się nieco i przypatrzyła.

– Jambalaya.

– Otóż to! – wrzucił obrane, świeże krewetki.

Czas zleciał im szybko. Tak samo jak czas spędzony przy wspólnym śniadaniu. Charlie czuła nieopartą w sobie radość na widok swoich towarzyszy, jedzących posiłek. Tym razem obyło się bez zbędnych kłótni, co mile zwiastowało początek dnia. Uśmiechnęła się pod nosem, patrząc jednocześnie na potrawę nabitą na widelcu. Takiego komfortu i przyjemnej atmosfery nie było nawet jej dane doznać przy rodzinnym stole.

Była dumna, że mogła należeć do tej szalonej rodzinki, jakim był personel hotelu.
Włożyła czubek sztućca z jedzeniem do ust, po czym zjadła jambalaye ze smakiem.

~~*~~

– Kim jest ta nowa osoba? – z niecierpliwością blondynka panoszyła się w holu.

– Jak wspominałem wcześniej, to jest niespodzianka, moja droga. Niebawem przyjdzie – oznajmił Alastor splatając ręce za plecami.

– Dochodzi czternasta. Nie miał być po dwunastej? – Vaggie zmarszczyła podejrzliwie brwi.

– Nieoczekiwanie coś mu wypadło, dlatego się spóźnia – spojrzał znudzony na swój zegarek kieszonkowy, który następnie schował za marynarkę. Oparł się wygodnie o wysepkę, stanowiącą część baru.

– Tak właściwie, to skąd udało ci się znaleźć kogoś chętnego do pracy w tym zadupiu? – zapytał bez zbędnych ceregieli, Angel ssąc loda na patyku.

– Nie twój zasrany interes, My Effeminate Fellow – wyszczerzył się do towarzysza. Ten odburknął mówiąc ciche ''sukinsyn'', po czym wyrzucił patyk, trafiając prosto do otwartego kosza na śmieci, do którego Niffty zamierzała wyrzucić syf nazbierany na szufelce.

Kiedy atmosfera przygasła od napięcia, główne drzwi rozwarły się szeroko, natychmiastowo zwracając na siebie uwagę. Wszystkie światła zgasły, przez co jednym jego źródłem były czerwone promienie Piekielnej Gwiazdy, funkcjonującej jako słońce Piekła.

Zza framugi wyłoniła się męska sylwetka skryta za czarnym materiałem. Przez myśl, przeszła w głowie Charlie, scena z jej koszmaru, przez co zlękła się w duchu. Nie okazała jednak tego w rzeczywistości, zachowując pokerową twarz.

Demon, niczym cień w szybkim tempie znalazł się tuż przed księżniczką. Był równie wysoki co Angel i Alastor, dlatego musiała zadrzeć głowę do góry. W mig stanęła tuż obok niej także Vaggie ze swoją włócznią.

Czarna postać przybrała więcej kolorów i kształtów. W jego ubiorze dominowały głównie czerń, ciemny granat. Złote i rdzawego koloru ozdobniki umocowane były na prawie całym ciele. Zza długiego płaszcza dostrzegła lazurowe odcienie. Lampki oraz inne urządzenia elektryczne ponownie się włączyły, oświetlając pomieszczenie. Zmierzyła wzrokiem jego kredowo-żółte tęczówki z pionową źrenicą.

Ciszę przerwał miękki głos nowo-przybyłego.

– I jak wam się podobało moje wejście!? – rozłożył szeroko ręce z ekscytacji, jednocześnie wykonując obrót wokół własnej osi. W locie złapał koniuszek długiego ubioru, przybierając z tajemniczą i rozbawioną miną, pozę wampira bojącego się światła dnia – Zawiało grozą?

– Widać, że to znajomy, Strawberry Pimp – mruknął pająkowaty, choć iskra erotycznego zainteresowania zabłysła w jego oku.

– Ach, stary przyjacielu wiesz, że nienawidzę czyichkolwiek spóźnień – Alastor groźnym aczkolwiek żartobliwym tonem pogroził mu. Skocznym chodem, podszedł do mężczyzny. Oboje uścisnęli sobie dłonie.

– Ktoś podał bezczelnie moje namiary, przez co ostatnimi czasy młode pokolenie ludzi wzywa mnie do siebie abym kogoś nękał albo robią to dla żartów – westchnął opierając dłoń na czole – Prymitywy. Tamten świat schodzi na psy. Jeszcze trochę i to miejsce będzie można nawet uznać za lepszym do życia.

– Wiem doskonale co czujesz – poparł go demon, pstrykając palcami i przezywając laskę.

– Emm, przepraszam? – do ich dialogu włączyła się niepewnie Charlie – Mógłbyś w gwoli ścisłości przedstawić nam swojego kolegę, Al?

– Gdzie moje maniery! Moja droga i wszyscy tu zebrani, z przyjemnością wam przedstawiam Nathaniela, demona koszmarów i mojego wieloletniego przyjaciela! – zwrócił czubek z mikrofonem do ciemnowłosego.

Wcześniej przedstawiony demon, ukłonił się teatralnie. Podszedł do Magne, pochwycił jej dłoń i ucałował jej wierzch.

– To zaszczyt, poznać osobiście samą Księżniczkę Piekła – przeszył na moment ją swoim spojrzeniem. Oddalił się by powtórzyć czynność wobec Vaggie. Ta niezbyt przychylnie przyjęła gest. Z zaróżowionymi policzkami zabrała rękę. Nie lubiła mieć takich konfrontacji z płcią przeciwną.

– Czyli wasz kontakt był od zawsze? – blondynka przechyliła głowę w bok z ciekawości, zwracając się do Radiowego Demona. Uważnie również obserwowała, jak nowy współpracownik został otoczony wianuszkiem reszty personelu.

– Od za życia na ziemi jako ludzie, aż po same Piekło i po dziś dzień – odparł splatając ręce za sobą.

– Znasz więc doskonale jego predyspozycje – pomyślała – Do jakiego stanowiska zamierzasz go przydzielić?

– Księgowość i reklamowanie Hotelu – dostrzegł zdziwienie na twarzy przyjaciółki – Nathaniel ma wiele znajomości oraz swoisty dar mowy, dzięki któremu udaje się mu przekonać praktycznie każdego do swojej racji. Może nie widać tego po nim – odniósł to zdanie w chwili, kiedy wspomniany mężczyzna wyczarował różę i wręczył ją Niffty – Ale jest ponad inteligentny i potrafi władać mocami, dorównującymi elicie – sprostował.

– Nigdy o nim nie słyszałam – nie była do końca przekonana.

– Jest Demonem Zjawą i Koszmarów. Rzadko bywa w Piekle. Nienawidzi mediów ani popularności. Woli pozostać w cieniu. O jego sile mocy, wie niewielkie grono.

– Czy można mu zaufać?

Na to zdanie, Alastor mając nieustanie wlepiony uśmiech na twarzy, który uwydatniał szereg ostrych zębów, zaśmiał się głosem połączonym z szelestem. Poprawił tym samym swój monokl pod bystrym okiem. Fascynowała go, jej naiwność do otaczającego ją fałszywego i zepsutego świata.

– Nikomu nie można ufać. Nawet sobie, my dear.

­­­­­­___________________________________________________

Przedstawiam swoje jedne z pierwszych OC, które dotąd dane było mi stworzyć (jest ich więcej, jednakże będą one przedstawione w innych opowiadaniach). Ostatecznie praca nad projektem tej postaci, spaliła na panewce, gdyż efektem końcowym Nathaniel miał być u padłym aniołem i ... kobietą. Ale cóż. Plany i decyzje zawsze są zmienne i niespodziewane! Poniżej przedstawiam jego rysunek i krótki opis. Autorem fan arta jest Ausp-ice z Devianarta, oraz dla jasności – nie przywłaszczam sobie tej pracy!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro