5. Nie na wyłączność
Erin
Mieszkałam w wielu miejscach w kraju. W takich, w których jedyną porą roku jest lato i w takich, w których praktycznie nigdy nie jest gorąco. Przez wiele lat brakowało mi śniegu i czterech pór roku. Gdy w ostatniej klasie liceum mama dostała prace na uniwersytecie w Denver niemal oszalałam ze szczęścia, bo wiedziałam, że w końcu zobaczę coś więcej niż trzydzieści stopni w cieniu. Ostatnie dwa lat na wschodnim wybrzeżu wzbudziło we mnie nienawiść do wiecznego lata. Może to dlatego, że nie jestem fanką stałych rzeczy. Lubię zmiany. Przeprowadzki nigdy nie były dla mnie problemem. Dopóki nie poszłam na studia nie znałam niczego innego niż przeprowadzka z miejsca w miejsce, co kilka lat. Moja mama, która wykłada matematykę nigdy nie szukała stałego etatu. Zawsze wybierała te uzupełniające albo na zastępstwo. Odkąd byłam mała mawiała, że życie jest za krótkie, żeby spędzić je w jednym miejscu.
Denver nie jest jeszcze miejscem, w którym mieszkam najdłużej w życiu, ale jest szansa, że tak się wydarzy. Wcale nie musiałam tu zostawać na uczelni. Mama pytała, czy nie chcę studiować w Nowym Jorku, akurat zwolnił się etat i mogłybyśmy być w tym samym miejscu. Złożyłam papiery na tamtejszy uniwerek, mama nawet dostała tamtą prace, ale nie pojechałam z nią. Wynajęłam mieszkanie z Emmą, która musiała wynieść się od apodyktycznych rodziców. Ona nie jest taką fanką czterech pór roku, bo nigdy nie mieszkała nigdzie indziej i nie miała za wiele wyboru, jeśli chodzi o studia, ale mi się tutaj podoba. Nie jest to najlepszy uniwerek w kraju. Jest przede wszystkim znany z drużyny hokejowej. Dostałam się na NYU, o czym nie mówię na głos, bo ludzie kazaliby mi się puknąć w łeb, że tu zostałam. Wiem, że w Nowym Jorku też są cztery pory roku i że tam to już nigdy bym się nie nudziła, ale jeśli mam być szczera pierwszy raz w życiu chciałam być gdzieś bez mamy. Chciałam mieć poczucie, że ten sukces jest mój, a nie jej, bo dostała gdzieś prace. Nie wiem, ile ludzi to tutaj mówi, ale ja kocham Kolorado i Denver. Jestem tu szczęśliwa.
Jesienny wiatr właśnie rozwiewa moje włosy, gdy siedzę na kampusie czekając na Adama, z którym mam robić prezentacje na jeden z fascynujących przedmiotów na naszych studiach. Mój wybór kierunku to temat na zupełnie inną rozmowę. Nie mam siły poruszać go teraz.
— Hej, to fascynujące nigdy wcześniej nie widziałem cię na uczelni, a teraz wpadam na ciebie na kampusie.
Podnoszę głowę, gdy słyszę znajomy głos.
To Noah.
To prawda, nigdy nie spotkaliśmy się na kampusie.
– Może się minęliśmy i nie zwróciliśmy na siebie uwagi – odpowiadam.
– Jest taka możliwość. Byłem bardzo zajęty.
Kiwam głową. Tak, dobrze przedstawił mi swoje zajęte życie, w którym było miejsce tylko na dziewczynę i hokej. Nie oceniam, tylko streszczam w bardzo wielkim skrócie.
– A ja nie rozglądam się na kampusie za hokeistami – odbijam pałeczkę trochę żartobliwie.
– Aua – łapie się dramatycznie za serce – Nie jesteś fanką?
– No, totalnie nie moja rzecz – przyznaję.
– Podwójne aua – siada obok mnie na wysokim murku.
Obracam się bardziej w jego kierunku.
– Przepraszam, że nie powiedziałam ci tego, zanim użyczyłam ci kanapy.
– Pewnie i tak bym skorzystał. Nie miałem się, gdzie podziać.
Chcę zapytać, jak rozwiązał ten problem. Czy wróciłabym do mieszkania, które dzieliłam z chłopakiem z powodu trudnej sytuacji mieszkaniowej? Ciężko stwierdzić, ale na pewno to dobra wymówka, aby do siebie wrócić. Przynajmniej wydaje mi się, że ja mogłabym tak kombinować, gdybym szukała powodów do wrócenie do byłego.
– Noah! Idziesz?! – słyszę męski głos dobiegający z drugiego końca dziedzińca.
– To mój przyjaciel – wskazuje na niego – Właśnie mamy zabrać rzeczy z samochodu mojego brata, żeby przewieźć je do mojego starego mieszkania.
Przez stare rozumie...
– Jestem – mój przyjaciel zjawia się obok mnie – Dla ciebie karmelowe latte – wręcza mi je – Możemy zacząć zmagać się z akcjami i obligacjami.
Dopiero wtedy zadań zdaje sobie sprawę z obecności Noah.
– No to ja lecę... – mówi Noah podnosząc się z murka i wsuwając dłonie w kieszenie spodni – Przeprowadzkowa fura Cala nie będzie czekać w nieskończoność.
– A nie potrzebujesz może dodatkowych rąk przy tej przeprowadzce?
Adam wyskakuje z tym znikąd. Nie ma pojęcia kim jest ten gość ani skąd go znam, a tak po prostu oferuje pomoc. Mój przyjaciel totalnie postradał rozum.
– Zrobię wszystko, żeby nie zagłębiać się w te akcje i obligacje, więc jeśli potrzebujesz pomocy...
– Adam! – oburzam się.
– Serio? Chcielibyście mi pomoc? – dziwi się Noah i spogląda w moim kierunku.
– No wyglądasz, jakbyś potrzebował pomocy. Chodźmy.
Adam rusza w przeciwnym kierunku do tego, gdzie czeka przyjaciel Noah.
– Masz samych dziwnych znajomych – zwraca się do mnie, gdy patrzy, jak Adam idzie w złym kierunku – Nie w tę stronę!
– Oszaleję z nim – przyznaję.
– Jeśli nie chcesz pomagać, nie musisz. Nie podszedłem po to, żeby...
A co mi tam.
– Pomogę.
Noah kiwa głową.
– No to chodźmy.
Widzę zdziwienie jego kolegi, gdy podchodzi do samochodu z dwoma przybłędami.
– Cal, to Erin i Adam chcą nam pomóc z pudłami.
– Znalazłeś tragarzy? To świetnie, bo ja już raz to wszystko nosiłem.
Więc, wraca do niej. Szybko poszło.
– Hej, jestem Patrick – wyciąga do mnie rękę, żebym ja uściskała – Ty jesteś Erin, tak? Czekaj... – odwraca się w kierunku Noah – To ta Erin? Erin z baru?
– Mówiłeś o mnie kolegą? To słodkie – uśmiecham się w jego kierunku.
– To jest twoja fura? – Adam odzywa się niespodziewanie.
– Nie mów nikomu, okradłem bank.
– Jego rodzice są obrzydliwie bogaci – tłumaczy mu Noah.
– Mogę prowadzić?! – Adam jest totalnym świrem.
– Za słabo się znamy, abym oddał ci moje dziecko – Cal ściska jego ramię w pocieszającym geście.
– Przynajmniej próbowałem – Adam wzrusza ramionami – To co? Jedziemy? – ekscytacja trwa dalej.
Dojeżdżamy do samochodu zaparkowanego pod jednym z bloku niedaleko kampusu. Mam wrażenie, że jazda samochodem była dłuższa niż gdybyśmy poszli pieszo.
– Padł akumulator.
– Więc, dlatego przyszedłeś do baru – stwierdzam.
– Zorientowałem się następnego dnia, gdy chciałem odjechać.
Zastanawiam się, czy będziemy wnosić rzeczy na górę, ale do czego byłby wtedy samochód jego przyjaciela? Noah otwiera bagażnik i zaczyna wyciągać kartony. Adam jest pierwszy, który rwie się do pomocy z przekładaniem ich do samochodu Cala.
*
Dom, do którego dojeżdżamy jest na obrzeżach kampusowego miasteczka i przypomina bardziej dom bractwa niż zwykłe mieszkanie studentów. Zastanawiam się, czy należy do któregoś z chłopaków. To byłoby naprawdę szalone, ale właśnie przyjechałam tu samochodem, który kosztuje tyle, co nawet nie wiem, co dom na Manhattanie? Chyba w tej skali się właśnie mieścimy.
Nie planowałam poznawać Noah tak dobrze. Podczas ostatniego spotkania właściwie uciekłam, aby nie kontynuować tej znajomości. A mimo to jestem tutaj i pomagam mu przy wyprowadzce od dziewczyny.
Noah wskazuje nam kierunek, w którym mamy zanieść pudła. Wchodzimy na pierwsze piętro i kierujemy się do pierwszego pokoju na lewo, gdy do niego wchodzimy wcale nie wygląda na tak pusty, jak można by przypuszczać. Na biurku leżą jakieś papiery i książki, a na drzwiach szafy wisi hokejowa bluza. Nie można by pomylić tego pokoju z należącym do sportowca innego sportu, gdyż na ścianie wiszą dwa kije hokejowe. Czy Noah jest jednym z tych kolesi, który pierwsze, co zabiera z domu to najcenniejszy sportowy sprzęt? Bo jeśli tak, to trochę zabawne. Nie zdziwiłoby mnie to tak bardzo, bo słyszałam, jak mówił o hokeju, jakby dla niego żył. Imponuje mi to zaangażowanie i miłość do sportu. Sama nigdy nie znalazłam czegoś takiego w życiu, więc nawet jeśli bawią mnie te kije to zarazem dobrze pokazują to, jaką osobą jest Noah.
– To podobno jedno z tych świętych miejsc, do którego nigdy nikogo nie wpuszcza – Adam dzieli się hokejowymi plotkami – Wszyscy chcą wiedzieć, jak wygląda sypialnia Noah Sullivana, a ja wiem!
– Jesteś okropnym plotkarzem – zwracam się do niego.
– Jestem zaangażowany w życie uczelniane – oburza się – Mogłabyś spróbować.
– Hokej? – rozglądam się po pokoju – Byłam na jednym meczu w życiu i to jakiś mistrzostwach. To mi wystarczy.
Odhaczyłam to na swojej nieistniejącej liście meczy do zaliczenia.
*
– Dzięki za pomoc – Noah siada obok mnie na jednym z pudeł pełnych książek – Przepraszam, że za każdym razem, gdy się spotykamy chodzi o mnie - drapie się nerwowo po szyi – I o moje rozstanie z byłą. Chciałbym się z tobą spotkać, żeby nie chodziło o mnie.
– Chcesz mi pomóc w prezentacji dotyczącej akcji i obligacji? – próbuję obrócić te sytuację w żart.
To nie tak, że ja nie chcę, ale nie do końca wiem, czy powinnam. Nie wiem, czy to jakiś dziewczyński kodeks, który mną kieruje, czy po prosu strach.
Noah parska śmiechem na moją odpowiedź.
– Niekonieczne o to mi chodziło.
– No co ty? Myślałam, że teraz zrobimy coś dla mnie – droczę się – A potrzebuję tej prezentacji, bardzo.
– Mogę pomóc, bo studiuję biznes, jeśli to warunek spotkania z tobą.
– Chcesz mi pomóc w robieniu prezentacji? – obracam się w jego stronę, aby mógł ujrzeć zdziwienie na mojej twarzy.
– Jeśli to jedyny sposób, żebym mógł spędzić z tobą czas...
To nawet słodkie, co mówi. On w ogóle jest słodki w ten taki nieprzesadzony sposób, który sprawia, że jest ci cieplej na sercu.
– To co? Mogę liczyć na twój numer telefonu, żebyśmy mogli się umówić? – kontynuuje.
– Noah, to naprawdę nie jest dobry pomysł – upieram się, mimo wszystko.
– Idziemy, Erin? – Adam wchodzi ponownie do pokoju. Patrick pokazywał mu dom, a teraz wrócili do nas.
– To twój chłopak? – szepcze do mnie Noah – To dlatego nie chcesz...
– Musimy zrobić te prezentacje, a czuję, że zostało mi niewiele energii po noszeniu tych kartonów – mówi mój parter od beznadziejnych przypadków.
– Dzięki, stary – zwraca się do niego Noah.
– No, tylko skorzystam z łazienki – wiem, że zostawiam jego pytanie bez odpowiedzi i że tak naprawdę to ja wiem więcej o nim niż on o mnie, ale nie jestem pewna, czy tak nie powinno zostać.
*
Wychodzimy z Adamem z domu hokeistów. Adam nie czeka długo nim zaczyna przesłuchanie.
– Byłem spoko? Wiedziałem kto to, bo jestem zajebistym fanem, ale chyba nie dałem po sobie poznać – teraz na pewno daje, bo w jego głosie słyszę bardzo dużo ekscytacji.
– Co ty gadasz... – nie rozumiem skąd to się wzięło.
– Hokej! Jak mogłaś mi nie powiedzieć, że ich znasz?! – oburza się nieco za głośno.
– To skomplikowane – wiem, że takie wytłumaczenie mu nie wystarczy.
– Nie wydaje mi się, Erin. Tyle gadam o meczach, na które chodzę, a ty się nie zająkałaś – wyrzuca z siebie pełen frustracji.
– Bo dopiero go poznałam! – próbuję się wytłumaczyć.
– Noah?! – krzyczy trochę za głośno – No właśnie o co z nim chodzi, że myśli, że jesteśmy razem? – zadaje to pytanie, żeby sam sobie na nie odpowiedzieć – Zapytał mnie o to.
– A ty... – jestem ciekawa, co mu powiedział. Nigdy nie ciągnęło nas w ten sposób do siebie. Czasem po prostu nie ma żadnego przyciągania i tak jest właśnie w przypadku naszej dwójki.
– Potwierdziłem, bo założyłem, że skoro nie mówisz mu, że jesteś singielką to nie chcesz, żeby wiedział.
Adam jest totalnie szalony.
– Poza tym chcę sobie wpisać w CV, że udało mi się odbić dziewczynę hokeiście - mówi bardzo poważnym tonem.
– Dzięki! Jestem ci wdzięczna! – ignoruję te wszystkie bzdury, które powiedział dodatkowo.
– Na tyle, żeby zrobić za mnie moją część prezentacji?
– Chciałbyś – szturcham go przekornie ramieniem.
– To, co to w ogóle za wdzięczność? Opowiedz mi przynajmniej skąd go znasz.
Tłumaczę mu wszystko. Znamy się na tyle dobrze, że wiem, że nie wyjdzie to poza naszą dwójkę. Nawet, jeśli się plotkarzem to raczej jest z tych, co skrywa tonę cudzych tajemnic niż tym, co je rozpowiada.
– Rozstał się z dziewczyną?! I uderza do ciebie?! – Adam nie może w to uwierzyć – Akurat do kogoś kto ma tak w dupie hokej!
– Chciałbyś być to ty? Chętnie oddam ci to miejsce. Mówi, że to ostateczne rozstanie, więc możesz...
– No to o co chodzi? – pyta głupio.
Wzruszam ramionami.
– Chcesz, żeby gonił króliczka?
To bardzo częste czego się chce od chłopaków, aby to oni wykazywali inicjatywę, a ty będziesz zgrywać niedostępną tylko po to, żeby się przekonać, jak bardzo im zależy.
– Nie!
Wiem, że niektórzy to lubią, ale klarowne sytuację są dla mnie o wiele bardziej seksowne. Na dodatek cała nasza relacja jest totalnie dziwna. Mam wrażenie, że poznajemy swoje mieszkania zanim dobrze poznamy siebie nawzajem. Dlaczego Adam zaproponował, abyśmy mu pomogli? Wszystko, co jest związane z Noah jest dziwne. Nie powiem, że nie wierzę w siłę przyciągania, bo do licha na Ziemi jest grawitacja, ale co, jeśli odleciałam z Ziemi? Wiem, to absurdalne. Bardziej niż brak wiary w grawitację.
Poznałam tonę typów, którzy właśnie rozstali się z dziewczyną. To po prostu czysty fakt, nie, że się chwalę. Nigdy ani przez minutę nie pomyślałam, aby chociaż któregoś pocałować, a tym bardziej zaprosić go na swoją kanapę. To zawsze było moją granicą. Świeże rozstania są, jak złamania otwarte. Mogą zostać złożone do kupy, ale jeszcze długo odczuwasz jego skutki. Nie mamy z Emmą wielu zasad, za którymi chcemy podążać. Jesteśmy z tych, co ustanawiają nowe zasady, a te powszechnie znane łamiemy. Tak, takie z nas niegrzeczne dziewczynki. Tylko, że zasada dotycząca nieumawiania się z chłopakami poznanymi w barze, którzy płaczą do kieliszka to totalnie logiczna zasada. Ma więcej sensu niż niektóre pojęcia z finansów.
Mam ochotę wyciągnąć z rękawa zasadę, że wszystkiego w życiu trzeba spróbować, nawet kolesia, który właśnie się rozstał z wieloletnią dziewczyną.
Czy chcę złamać swoje własne zasady, które i tak są ograniczone do minimum?
Nie wiem, ile razy jeszcze mogę go odepchnąć, zanim przestanie próbować. Może go tak sprawdzam.
Tylko, czy jeśli dostanie tego czego chce to nagle nie stwierdzi, że to jednak nie to albo że nie było warto?
No tylko, czy ja nie stwierdzę tego samego...
Spędzam godziny na zastanawianiu się, czy mogę umówić się z kolesiem. Wydaje mi się, że oboje tego chcemy, a ja wiecznie skupiam się na jakimś kodeksie zasad, który sama stworzyłam.
– Erin?????
Adam macha mi dłonią przed twarzą. Milimetry dzielą go od pacnięcia mnie w twarz.
– Odleciałaś.
– Powiedziałeś mu, że jesteś moim chłopakiem – oburzam się.
– No tak – marszczy brwi, nie rozumiejąc skąd to nagłe oburzenie.
Nie bawię się w takie rzeczy. Adam ma racje, to gonienie króliczka. Chciałam, żeby mnie gonił.
Co ja robię?
– Zrobimy te prezentacje jutro.
Nie wiem, co robię, ale to powoduje, że się uśmiecham. Za dużo myślę o tej znajomości, o jego byłej dziewczynie i o wszystkich alternatywnych scenariuszach.
Nigdy tego nie robię.
Tak samo, jak nie spotykam się z typami z barów.
Nigdy nie mów nigdy.
Nie wierzę, że to powiedziałam.
– Zapomniałam czegoś – mówię do niego.
– Czego niby? – Adam nie może się nadziwić mojej nagłej zmiany zachowania.
– Do jutra!
– Jesteś stuknięta!
To na pewno, ale to mnie cieszy.
Pukam do drzwi domu, z którego dosłownie pięć minut temu wyszłam. Przez chwile zastanawiam się, czy jeśli ktoś mi szybko nie otworzy to stchórzę i znowu zacznę myśleć o tym na ile sposobów to może pójść nie tak. Drzwi otwierają się jednak zaskakująco szybko. Stoi w nich Patrick.
– Zapomniałaś czegoś? – pyta ciemnowłosy.
Wyglądam przez jego ramię, aby dostrzec Noah zabiegającego po schodach.
Patrick ogląda się na Noah.
– Chciałem otworzyć.
Nasze spojrzenia się krzyżują. Czuję się głupio, jakbym robiła wielką sprawę z pociągu do faceta. Nagle nie wiem, co powiedzieć.
– Możemy porozmawiać? – pytam go.
Kiwa głową.
– U mnie?
— Na zewnątrz? – nie wiem, dlaczego nie chcę wchodzić do środka.
Noah schodzi po schodach i dołącza do mnie na ganku.
– Co jest? – wsuwa dłonie w kieszenie swoich dresów.
Wygląda na zdezorientowanego.
– Dalej chcesz iść na te randkę?
Robi wielkie oczy, jakby nie wierzył w to, co słyszy.
– Randkę?
Może ja coś źle zrozumiałam...
Nie jestem z tych, co nie wychodzą z inicjatywą. Może po prostu powinnam go na nią zaprosić. On nie zrobił tego wprost, więc ja to zrobię.
Na Noah twarzy zaczyna pojawiać się, co raz większy uśmiech.
– A co z twoim chłopakiem? Wyszłaś stąd, żeby go rzucić? No nie wiem, czy mogę iść na randkę z kimś kto właśnie rozstał się z chłopakiem. A co, jeśli do niego wrócisz? No, stwierdzisz, że jestem beznadziejny, a on lepszy. Jest tyle scenariuszy tej randki.
– On nie był moim chłopakiem. Ani nim nie jest.
– Wiem, głupia – uśmiecha się od ucha do ucha.
– Wiesz? – dziwię się, wyciągając głowę do góry, aby spojrzeć mu w oczy.
– No wiem – stwierdza spokojnie.
– Skąd wiesz?
– Bo mi powiedział – mówi na luzie, jakby to nie było nic takiego, że tworzą z Adamem własne tajemnice.
To nie jest z kolei to, co powiedział mi. Cholerny Adam, złapał mnie w pułapkę. Musiał wiedzieć lepiej niż ja, że nie zniosę tego, że Noah myśli, że mam chłopaka. Skąd mógł to wiedzieć? Mam wypisane na twarzy, że Noah mi się podoba?
Noah robi krok w moim kierunku. Teraz, żeby spojrzeć mu w oczy muszę wyciągnąć głowę do góry, co właśnie robię.
– Bardzo chętnie wybiorę się z tobą na randkę, Erin. Miło, że pytasz.
– Nie szczerz się tak – kładę dłoń na jego piersi.
Jest za blisko.
Czuję jego oddech na swojej twarzy.
Zapach jego perfum.
Dlaczego nagle to wszystko wydaje się intensywniejsze?
Noah pochyla głowę.
Pocałuje mnie?
Pozwolę mu się pocałować?
A czemu by nie, Erin?
Chryste, gadam sama do siebie.
Jego nos ociera się o mój nos. Wciągam powietrze, nie będąc pewną, czy będę w stanie je wypuścić.
– Cieszę się, że na ciebie dzisiaj wpadłem.
Muska dłonią moje biodro. Trwa to ułamek sekundy, a ja czuję ciarki w miejscu, gdzie mnie dotknął.
Co się dzieje....
Odsuwa się całkowicie.
– Chyba sobie żartujesz – szepczę przez zaciśnięte zęby.
Widzę jego zadowolony uśmieszek.
– To za pozwolenie mi wierzyć, że Adam to twój chłopak. Nie całuję dziewczyn, które ledwo rozstały się z kolesiem.
– Bardzo zabawne - mówię zirytowana.
– Prawda?
Gdy dzisiaj na niego patrzę, nie powiedziałabym, że właśnie rozstał się z dziewczyną.
– No to, kiedy zabierasz mnie na te randkę?
Jak najszybciej.
– Jutro?
Może zbyt się do tego palę. Może powinnam wyznaczyć dłuższy czas oczekiwania.
– Bardzo bym chciał, ale mam trening.
Jasne, sportowiec przede wszystkim.
– Pojutrze? – rzuca inny termin w odpowiedzi.
– Mam zmianę w barze - krzywię się, bo w ogóle mi to nie pasuje w tej chwili.
– Lunch? – oferuje.
Krzywię się, jakby to miało mi nie wystarczyć.
– Popojutrze? – tym razem ta propozycja pada ode mnie.
– Tak, wtedy mi pasuje – uśmiecha się – No to mamy randkę.
No to mamy randkę.
– A teraz chodź, pożyczę samochód od Patricka i cię odwiozę.
Zgadzam się na to, bo czemu by nie? Przestaję szukać powodów, czemu miałabym czegoś nie robić, żeby nie zranić obcych mi osób, to za duża odpowiedzialność. Zawsze jest ktoś do zranienia i ktoś o kogo dobru można myśleć. Nie mam na to ochoty, gdy nawet nie znam tej osoby.
– Pozwala ci tym jeździć?
– A czemu by nie? – dziwi go to pytanie.
– Bo to cholernie drogi samochód – przypominam.
– Przyjaźnimy się. Kiedyś sam będę taki miał.
– Tak? – to chyba marzenie większości kolesi. Dobra, sportowa fura...
– Tak. Będę światowej klasy hokeistą, którego stać na takie fury. Ciężko na to pracuję. Mógłbym powiedzieć, że życie jest nie fair, bo on to po prostu ma. Ale wiem, że konsekwentnością, ciężką pracą osiągnę ten sukces. W byciu sportowcem z sukcesami nie ma nic łatwego, nie ma drogi na skróty. Chcę być najlepszy. Chcę zarabiać najlepsze pieniądze.
– Więc grasz w hokej dla pieniędzy? – podoba mi się ta szczerość.
– Kocham hokej, więc czemu miałbym na nim nie zarabiać?
Ma racje. Mogłabym teraz powiedzieć coś o dywersyfikacji dochodów, niestawianiu wszystkiego na jedną kartę i posiadanie zapasowych form opłacania swoich wydatków. Nie chcę być jednak zrzędą, która w ten sposób traktuje czyjeś marzenia. W szczególności, że nie mam własnych, a przynajmniej nie tak specyficznych, jak on. W sumie to nie jestem w stanie przytoczyć w tej chwili żadnej rzeczy, którą musiałabym mieć, dla której zrobiłabym wszystko. Kim to mnie czyni? Człowiekiem bez marzeń? Bez ambicji?
– Strasznie pociąga mnie twoja miłość do hokeju, nawet jeśli go nie lubię.
Noah obraca głowę w moim kierunku.
– Tak? – dostrzegam coś w jego oczach, jakiś płomień.
Kiwam głowa.
– A ty? – odbija piłeczkę.
– Czy kocham finanse tak, jak ty hokej? Nie.
– Ale lubisz to? Chcesz być w tym dobra? Pracować jako... – spogląda na mnie, żebym mu pomogła znaleźć odpowiedni zawód, który będę wykonywać.
– Jest tyle możliwości, że zobaczymy, co będzie, jak skończę studia.
Moi znajomi patrzą na mnie, jak na wariatkę, gdy mówię takie rzeczy. Chyba nikt mi nie wierzy, że żyję bez planu. W kółko słucham, jakie przyszłościowe są moje studia i ile kasy mogę zarobić w tym zawodzie. Tak, to daje mi jakieś perspektywy lepszego jutra, ale jeszcze nad tym nie myślę.
– Więc nie masz zupełnie żadnego planu?
Gdybym planowała chociaż trochę na przód to by mnie tu nie było.
– Zupełnie.
– Teraz to ja jestem pod wrażeniem. W moim życiu nigdy nie było miejsca na brak planu.
– Ale nie narzekasz – stwierdzam.
– Nie, skąd. Kocham hokej. To jest po prostu tak różne od tego, co znam. Jaka jest najbardziej szalona rzecz, którą zrealizowałaś bez planu?
Nigdy nie myślałam, że kilka miesięcy później odpowiedzią na to pytanie będzie to, że zostałam macochą dziecka mojego chłopaka, które spłodził ze swoją dziewczyną miesiąc przed naszym poznaniem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro