44. W rodzinnym samochodzie bez rodziny
Nie widzieliśmy się od jakiś dwóch tygodni. Zwyczajnie nie miał czasu. Nie mam mu tego za złe. Żyję swoim życiem, które na szczęście mam. Wraz z Emmą i Adamem staliśmy się nierozłącznym trio. Wypełniamy swój wolny czas nawzajem. To moi najbliżsi przyjaciele. Właśnie za to kocham Denver, bo jest moim domem, w którym mam ludzi, na których zawsze mogę polegać.
Adam po raz tysięczny tego dnia wyklina nasze studia. Pracujemy nad projektem, ale oboje nie mamy ochoty tego robić, co raz częściej myślę o rzuceniu tych studiów i po części winię za to Adama. Jedyne, co mnie powstrzymuje przed zrobieniem tego jest to, że nie mam dla siebie alternatywnej ścieżki. Gdybym tylko naprawdę coś pokochała i była w tym tak dobra jak w matmie niezbędnej do finansów. Naprawdę żałuję, że nie kocham finansów. Mama zawsze pchała mnie w ten świat matematyki. To sprawiało, że byłyśmy bliżej. Nigdy nie próbowałam rozwijać umiejętności, które nie przyszły mi z taką łatwością jak rozumienie matmy. Może to błąd? Może właśnie to tutaj kulało jej rodzicielstwo? Wiedziała w czym jestem dobra, ale nigdy nie zapytała mnie, czy to kocham. Ja też tego nie kwestionowałam, dopóki nie poznałam Noah, który naprawdę coś kocha. Czasem myślę, że nic nie kocha bardziej od hokeja. To myśl, która jest ze mną od początku naszej znajomości. Chciałabym coś tak kochać. Wiedzieć, że zrobię wszystko, aby mi się udało osiągnąć w tej dziedzinie sukces. Jak mam to znaleźć?
Adam kładzie się na mojej kanapie w salonie.
– Kupiłaś nową? – pyta.
– Właściwie to kanapa mamy. Ona kupiła nową przysłała mi tą.
– Wygląda jak nowa – dziwi się – Twoja mama nigdy na niej nie siedziała?
– Możliwe – byłoby to podobne do niej.
– Chcesz położyć się ze mną? – gapi się na mnie z uśmiechem na ustach i oczekuje odpowiedzi. Nie mam pojęcia, czy żartuje, czy jest poważny. Czasem ciężko mi go wyczuć.
Już mam mu odpowiedzieć, że nie ma miejsca dla naszej dwójki, ale wtedy mój telefon wibruje na stole. To Noah.
– Robisz jeszcze ten projekt? - pyta z automatu bez żadnego ‚cześć' – Bo jeśli masz czas to chciałbym ci coś pokazać.
Spoglądam na Adama i mam przeczucie, że lepiej będzie, jeśli stąd wyjdę. On i tak nie zamierza już dziś nic zrobić.
– Za ile będziesz?
Ostatnio zdarzyło nam się umówić i Noah w ostatniej chwili odwoływał spotkanie, bo Penny zaczynała płakać. Mała skończyła miesiąc tydzień temu, więc nie zamierzam mu powiedzieć, że powinien zostawić dziecko z jego matką.
– Jestem na dole – radość w jego głosie i fakt, że udało mu się wyrwać wywołuje i mój uśmiech.
Adam dalej się na mnie gapi i jest to totalnie dziwaczny rodzaj spojrzenia, którego nawet nie staram się interpretować.
– Noah jest na dole. Skończymy to kiedyś, okej? Nie widziałam się z nim całą wieczność. Może tu zostać, ile chcesz, a ja kiedyś wrócę – oświadczam.
– Tak po prostu mnie tu zostawisz? – brzmi na zaskoczonego.
Odpowiadam twierdząco i znikam za drzwiami pokoju, aby ubrać się w bardziej wyjściowe ciuchy.
*
Zbiegam po schodach na dół. Mieszkam zaraz naprzeciw ulicy i sądziłam, że zobaczę go pod drzwiami, ale go tam nie ma. Rozglądam się dookoła, a wtedy słyszę dźwięk klaksonu, który sprawia, że podskakuję.
– Tutaj! – krzyczy.
– Serio, Sullivan? Nie mogłeś podejść?! - krzyczę do niego stojącego po drugiej stronie ulicy.
Rozglądam się dookoła i przechodzę do niego. Klakson powinien być wystarczającą sugestią, ale dopiero, gdy stoję oko w oko z niebieskim Piusem rozumiem, że kupił samochód.
– Wybrałeś bezpieczny model? - trochę się droczę, gdy podchodzę do niego i całuję go w policzek – Czy może ona go wybrała?
Nie zdziwiłoby mnie to. Bardzo jej ustępuje w wielu sprawach dotyczących dzieci. Sądząc, że to ona wie lepiej, bo jest kobietą. Kupiłam mu kilka książek o dzieciach. Tak, to nie była delikatna sugestia. Trochę się o to pożarliśmy, bo uznał, że też nie wierzę w jego zdolności rodzicielskie. Powiedziałam mu, że żeby mieć własne zdanie trzeba mieć wiedzę i to o tym są te książki. Zrozumiał, że robię to dla niego, a nie przeciw mu. Muszę chyba jednak popracować nad delikatnością.
– Słuchaj – łapie mnie za biodra i prowadzi tyłem do samochodu, aż moje plecy nie dotykają tylnych drzwi – Obiecam ci coś, dobra?
– Pytasz czy możesz złożyć obietnicę? – tylko trochę dziwnie to brzmi.
– Dokładnie – ściska moje biodra.
– No to czekam - przyglądam się jego twarzy. Widziałam go na FaceTime więcej niż raz podczas tych dwóch tygodni, ale to nie to samo. Oceniam to na ile jest zmęczony, a może sfrustrowany. Teraz jednak w jego oczach widzę tylko nadzieję.
– Obiecuję, że kiedyś nie będę cię zabierał na wycieczki tym głupim rodzinnym samochodem, a cholerną sportową bryką. Obiecuję, Erin – brzmi tak, jakby to był jego następny cel – I zrobię to w mniej niż pięć lat. Może na pierwszym roku zawodowstwa?
To nie jest obietnica, którą musi mi składać. Samochód zawsze był moim ostatnim marzeniem. Wiem, że to jedno z jego największych. Mają z Patrickem wybrane samochody marzeń, które chcą kupić z pieniędzy z kontraktów. Nie znam się na tym, więc nie rzucę wam tu modelem. On też właśnie z tego powodu nim nie rzuca.
Rozumiem, że obiecuje mi to, bo jeśli powie to na głos to stanie się realniejsze i będzie miał kogoś kto wie, że udało mu się lub mu się nie udało. On wie, że sportowy samochód nie jest dla dzieci, ale ma też świadomość, że samochód to tylko samochód i że go potrzebuje, aby w końcu zabrać Penny do siebie.
– Obiecuję, Erin – powtarza.
On cały czas nie rozumie, że nie jest już tym chłopakiem z marzeniami o hokeju, a przynajmniej nie jest już tylko nim. To nic złego, że jego przyszłość wygląda nieco inaczej. To już nic nie zmienia pomiędzy nami. Z jednej strony wiem, że powinnam mu to powiedzieć, ale z drugiej nie wiem, czy musi to usłyszeć właśnie dzisiaj.
– To gdzie mnie zabierasz? - pytam w końcu – W góry tak? – przechodzę pod jego ramieniem i wsiadam na miejsce pasażera.
W środku jest ładnie. Samochód jest używany, ale zadbany w środku.
– Wybrałeś go z nią? – nie, że wątpię w jego spojrzenie na czystość, po prostu jestem ciekawa.
– No pojechała ze mną. Jeździliśmy od komisu do komisu przez ostatnie dwa tygodnie i miałem jej już dosyć. Dwa dni temu powiedziałem stop i wskazałem na niego – klepie kierownice – Serio. Ona dalej by wydziwiała i szukała innego, a ja już chcę po prostu spędzić czas sam na sam z Penny – rozumiem jego frustrację – Na szczęście ten jej się podobał. Chyba najbardziej, więc się odczepiła.
– A tobie?
– Wiedziałem, że mnie o to zapytasz – pochyla się przez konsole, aby pocałować mnie w policzek – Dziękuję.
Tłumaczy mi, że nie kupowałby w ogóle samochodu, gdyby nie córka, więc on jest przede wszystkim dla niej. Noah zawsze robi rzeczy dla innych i cały czas liczy, że przyjdzie w jego życiu moment, gdy będzie mógł robić rzeczy tylko dla siebie. Wiem, że tym właśnie ma być ten sportowy samochód. Nie jestem pewna, czy tym ma być kariera hokejowa, ale zarazem wiem, że kocha hokej.
*
Zabiera mnie do parku narodowego Kolorado. To jeden z pierwszych ciepłych wiosennych wieczór.
– Może i nie kupiłem tego samochodu dla siebie, dla ciebie – trąca nosem mój nos – Pomożesz mi uczynić ten samochód naszym? – szepcze przy moich wargach, gdy siedzę okrakiem na nim na przednim siedzeniu pasażera. Jest tu nieco więcej miejsce niż na miejscu kierowcy, co daje nam dodatkową przestrzeń na poruszanie się. Jego wargi nie dotykają moich, bo dawno temu zawarliśmy ciche porozumienie, że pocałunek jest ostatnim, co powinniśmy zrobić a drodze powrotu do siebie.
Mam wrażenie, że każda chwila z nim podbija nasz młodzieńczy blask, ale to dlatego, że on traktuje te chwile jako coś wyjątkowego, coś co nie czeka na niego na każdym kroku.
Zamiast odpowiedzieć mu słowami, odpowiadam mu spojrzeniem oraz swoimi rękoma rozpinającymi jego pasek. Jego usta w odpowiedzi ssą moją szyję. Przypominam sobie jedno z naszych pierwszych spotkań, gdy wybraliśmy na randkę autobusem, ponieważ żadne z nas nie miało samochodu, żadne z nas nawet tego nie planowało w najbliższej przyszłości. Znam się na szybkim życiu, w którym nie zdążysz mrugnąć, a już jesteś w zupełnie innym miejscu. Mam wrażenie, że to ma szansę wyjść tylko, dlatego, że znam się na takim życiu, że ono mnie nie przeraża. Nic nie jest takie samo, jak z początku naszej znajomości. Nie będę nikogo oszukiwać, że nasza miłość jest taka sama, bo nie jest. Gdybym chociaż spróbowała to powiedzieć Noah otwarcie by mnie wyśmiał ze względu, że on lepiej z nas dwu wie, jak miłość zmienia się na przestrzeni czasu. Jednak dalej jesteśmy młodzi. Cholernie młodzi, co do tego nie mam wątpliwości. Dlatego zamierzam w pełni wykorzystać nasze wspólne młodzieńcze chwile. Dobra, brzmię, jak ktoś dużo starszy. Ale szybkie życie nauczyło mnie, że nie zawsze trzeba wszystko analizować, że można po prostu się cieszyć z danej chwili, zamiast zmarnować ją na kompleksową analizę.
Kochamy się na przednim siedzeniu jego używanego samochodu, który kupił z powodu posiadania dziecka.
Jak absurdalnie to brzmi?
W niektórych momentach się śmiejemy.
W innych nie wypowiadamy ani słowa.
A w jeszcze innych szepczemy sobie słodkie słówka.
Nikt nigdy się nie dowie, co na przednim siedzeniu jego samochodu i to sprawia, że ten samochód jest bardziej nasz, bardziej jego niż kogokolwiek innego i wiem, że o to chodziło dzisiejszego wieczoru.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro