37. Otwarte oczy
Noah
Nie bywam w szpitalach. Ostatni raz znalazłem się w nim, gdy jeden kumpel z uczelnianej drużyny złamał nogę w środku sezonu i nikt nie potrafił pojąć, jak to się właściwie stało. Teraz sam jestem w sytuacji, że sam nie mam pojęcia, jak to się właściwie stało. Dostałem z krążka w łeb. Byłem w trakcie zakładania kasku, a inni nie byli uważni.
Głupota.
Nieuwaga.
Zdecydowanie te dwa słowa opisują o wiele więcej w moim życiu niż tylko to jedno wydarzenie.
Wstrząśnienie mózgu jest totalnie niefajne. Więcej śpię niż robię cokolwiek innego. Nie chcą mnie stąd wypuścić, bo twierdzą, że powinienem zostać jeszcze jeden dzień dla pewności. Denver naprawdę poważnie traktuje uczelniany hokej i połowa lekarzy to kibice drużyny.
Moja mama przyjechała, aż z Florydy, aby się mną zająć. Jej płacz jest bardziej męczący niż pomocny w tej sytuacji. Jestem pewny, że słyszałem, jak kłóci się z ojcem przez telefon i zrzucali na siebie winę o ten wypadek. Nie wiem, jak którekolwiek z nich mogłoby być winne, ale dobrze.
Jednak, gdy budzę się dzisiaj przy łóżku nie ma mamy. Znajduję Agnes, która siedzi na krześle i trzyma za ciągle rosnący brzuch. Za każdym razem, gdy ją widzę myślę, że nie może już bardziej urosnąć, ale za każdym razem się mylę.
– Hej – mówi pierwsza – Nie musisz nic mówić. Przyszłam ci po prostu dotrzymać towarzystwa.
W tym jesteśmy razem najlepsi w nie rozmawianiu.
– Będzie dobrze, wiesz o tym, prawda? Z ilu meczu cię na razie wykluczyli? Dwóch? To nie koniec świata.
Te słowa wiele mi uświadamiają. Przypominają mi o tym kim byłem. Czuję dziwny spokój. Może to dlatego, że mam to wstrząśnienie i coś mi się poprzestawiało we łbie albo zdarzyło się to już jakiś czas temu, a ja dopiero to zauważyłem. Nie jestem niespokojny z powodu tego, co się stało i co mnie ominie na boisku. W liceum skręciłem rękę. Próbowałem przekonać wszystkich, że mogę z nią jeździć po lodzie. Nawet to robiłem, aby im to udowodnić. Nie zagrałem w meczu i to był jedyny mecz w ciągu całego liceum, w którym nie byłem na boisku. Myślałem, że gdy znów mi się to przydarzy, będę zachował się tak samo. W szczególności w środku sezonu i to przed samymi najważniejszymi meczami.
– Nie powinnaś teraz o tym myśleć – może to głupio brzmi z moich ust, ale to ona jest w ciąży.
– Wiem, że ty o tym myślisz – ściska moje przedramię.
– Wcale nie – upieram się.
– Hokej to wszystko o czym zawsze myślałeś – może jest w tym trochę wyrzutu, ale i też trochę prawdy – Nie wierzę, że nie chciałbyś już wrócić na boisko.
To jest problem z ludźmi, których znamy od zawsze. Trudno jest dojrzewać z kimś i przezywać te zmiany w ten sam sposób. Na przykładzie Agnes nauczyłem się, że ze związków można wyrosnąć. Wiem, że to może być trudne w zrozumieniu, ale nas z Agnes trzymały razem dobre wspomnienia z liceum. To jakimi ludźmi wtedy byliśmy. Chyba, a wręcz na pewno, nie jestem już tą osobą.
– Przeżyję – naprawdę w to wierzę. Nie czuję, jakby skończył się świat. O wiele gorzej było mi po rozstaniu z Erin niż fakt, że mam wstrząśnienie mózgu. Cóż, to drugie pewnie robi swoje.
Widzę, jak robi wielkie oczy i wiem, że mnie nie poznaje.
To ważne mecze, a ja chcę być zawodowym hokeistą, każda nieobecność jest odnotowywana i na pewno ma wpływ na przyszłość. Wiem, że ciężka praca to tylko jeden z czynników sukcesu i że nawet w sporcie trzeba mieć trochę szczęścia. Dostałem krążkiem w łeb i mam tylko wstrząśnienie mózgu, które nic mi nie uszkodziło. Cieszę się. Mogło być dużo gorzej. No i to jej właśnie mówię.
– No dobrze, skoro tak mówisz – gładzi moje przedramię, ale to ma chyba bardziej dodawać otuchy jej niż mi – Twoja mama przyjdzie popołudniu. Rozmawiałam z nią i prosiłam, żeby przestała się obwiniać. To jakiś absurd. Co się z nimi dzieje?
– Rozmawiałaś z moją mamą? – to mnie zaskakuje.
– No ktoś musi. W chwilach, gdy nie gada o tobie skupia się na swoim wnuku. Zapomniałam już, jaka jest męcząca – podśmiechuje się pod nosem – Nie może pojąć tego, że nie znam płci, skoro mam taką możliwość.
– Może powinniśmy ją poznać? Babyshower? – ten pomysł przychodzi znikąd.
– Serio? – nie może się nadziwić tej propozycji.
– Zawsze to jakaś rozrywka – stwierdzam – Będę miał teraz trochę czasu...
– Nawet nie chcesz poczuć jak kopie – no to chwile był spokój, a teraz znów zaczynamy rzucać w siebie pretensjami.
– No to dawaj – totalnie rzuciło mi się na głowę.
– Myślisz, że kopie tak na zawołanie? – po raz kolejny okazuje się, że nic nie wiem o dzieciach, a tym bardziej tych w brzuchach – Chcesz być fajnym tatą wyprawiającym imprezę, ale nawet nic nie ustaliliśmy, co będzie, gdy ono już się urodzi.
– Wyprawimy kolejną imprezę? – to bardziej żart, może wręcz celowo ją prowokuję.
– To w ogóle nie jest śmieszne – wścieka się.
– Wiesz czego ostatnio nauczyło mnie życie? – nie wiem, po co pytam, bo i tak jej powiem – Że jest, kurwa, nieprzewidywalne.
– Wow, ależ to głęboka refleksja – przewraca oczami – Jesteś takim typowym facetem, który chce być tylko fajnym tatą albo ojcem na odległość.
– Przecież powiedziałem, że pomogę, co nie? – albo leki przestają działać albo ta rozmowa tak na mnie działa, że głowa zaczyna boleć mnie mocniej.
Zdejmuję jej dłoń ze swojego przedramienia, aby to jej dać trochę ciepła i splatam z nią palce. Może to dwuznaczny gest, ale mam to gdzieś.
– Nie przyjmuję taryfy ulgowej w tym – jestem sportowcem i taryfa ulgowa nie prowadzi do sukcesu, a na dodatek w relacji z Agnes ta taryfa prowadziła do braku rozmów.
– Nie masz pojęcia, na co się piszesz – szepcze.
– A ty masz?
– Ja mam chociaż jakiś przedsmak – wskazuje na brzuch – Erin cię rzuciła i nagle masz wolny czas? Który chcesz wypełnić dzieckiem, aż do kolejnej kobiety?
– To totalnie nie tak – to chyba żadne wytłumaczenie.
– A jak?
Nie powiedziałem tego Erin, ani w sumie nikomu i nie wiem, czy ona jest właściwą osobą, aby to powiedzieć. Ale chyba nie mam wyjścia.
– Mój ojciec zrezygnował z hokeja dla Jacka i jego wychowania.
– Ale... – no tak, przecież jesteśmy z tego samego miasta, dobrze zna historie o tym, że był za wolny.
– Opowiem ci to, kiedy indziej. W każdym razie, zobacz w jakim miejscu jest Jack ani on nie był zadowolony z tego jakim mój ojciec jest ojcem dla niego, ani nie jest zadowolony z tego kim sam dzisiaj jest. Uważam, że aby to dziecko było szczęśliwe, abym ja był szczęśliwy muszę być dla niego takim ojcem, jakim mój był dla mnie tylko, jako zawodowy hokeista.
– Okej, jednak nie zmieniłeś się tak bardzo, bo dalej myślisz tylko o sobie – zarzuca mi.
– No, ty też będziesz wtedy szczęśliwsza, jeśli oczywiście się dogadamy, a nie będziemy kłócić o nowych partnerów – nie wiem, co musiałoby się zdarzyć, aby obchodził mnie jej facet.
– Brzmi to zbyt idealnie – chyba mi nie wierzy, ale za to też nie mogę jej winić.
– Powiedziałaś, że chcesz mieszkać w Nowym Jorku, Los Angeles i pewnie wielu innych miejscach. To możliwe nawet z moją robotą. Mogę zmieniać kluby, a ty i dziecko będziecie ze mną jeździć.
Przyglądam się jej, aby zobaczyć jej reakcję.
– Ty jesteś nienormalny. Połowa meczy i tak jest wyjazdowa. Treningi. Normalne życie. Chcesz, żeby twoje dziecko wiecznie zmieniało dom? – jej tonu głodu coraz bardziej się zmienia i to w negatywny sposób, więc zaraz chyba skończymy te rozmowę.
– Erin zmieniała i nic się jej nie stało. Poza tym ty też chcesz podróżować. Wiesz, ile zarabia hokeista?
– Aż za dobrze – znów zapomniałem, że mówiłem jej to milion razy.
– Zapłaciłbym za wszystko. Prywatną szkołę. Opiekunkę – to te rzeczy, na które wpadam w pierwszej kolejności.
– A co do tego czasu? To jeszcze dwa lata, Noah. Zawsze byłeś marzycielem – wolałbym, żeby nazwała mnie kimś kto dąży do sukcesu niż po prostu marzycielem.
– Rodzice moi nam pomogą – tata już to obiecał.
– Zawsze mówisz ‚dziecko', nigdy nie mówisz ‚nasze dziecko' ani że będziesz dla kogoś tatą ani że się cieszysz, a już na pewno, że tego chcesz – to takie małe rzeczy, na które nie zwracam uwagi.
– Przecież przed chwilą ci powiedziałem, że będę najlepszym ojcem takim, jak był mój – w moim głosie na pewno słychać irytację.
– Bycie najlepszym ma swoją cenę i zobacz jak wysoką zapłacił twój ojciec.
Nie da się ukryć, że trafia w punkt.
– Jaka będzie twoja? – więc, jednak zadajemy takie bezpośrednie pytania.
Moja pierwszą myślą jest Erin. Myślę, że jeśli coś miałoby mnie to kosztować to właśnie ją.
– Poza tym ty nie chcesz ze mną być. Ja nie chcę być z tobą. Rozwaliłam ci związek, a ty mi właściwie proponujesz, żebyśmy żyli jak prawdziwa rodzina, ale nie razem – powinienem być na nią wściekły o to, że powiedziała Erin, ale sam jestem sobie winny. Próbuję załatwić to z nią bez zrzucania na nią gówna i liczę, że gdy zobaczy, że ja tego nie robię, ona też przestanie.
– No musielibyśmy ustalić, że żadnych więcej krzywych akcji, jak ta z Erin, ale to by oznaczało, że musimy sobie zaufać. Myślisz, że potrafiłabyś jeszcze to zrobić? – kiedyś udawało nam się współpracować, to było naprawdę dawno temu, ale tak naprawę nie mamy wyjścia.
– Musiałbyś się postarać – mówi tak, jakby miała wszystkie karty.
– Ty też wiesz? – przypominam – Grajmy w jednej drużynie, serio.
– Przepraszam – tego się nie spodziewałam – Przepraszam, że byłam taką zołzą i za Erin też.
– Nie cieszy cię ani trochę, że się rozstaliśmy? – nie muszę znać odpowiedzi na to pytania, aby żyć dalej, a mimo to pytam.
Pokazuje na palcach, że ociupinkę. Nawet mnie to rozbawia, ale to przede wszystkim dlatego, że to całkiem zabawne.
– Mam nadzieję, że nie odwołasz żadnej z tych rzeczy, gdy już zejdzie ci opuchlizna i tak dalej - boi się, ale to zrozumiałe – I chce te imprezę. Koniec kropka – uśmiecha się, dawno jej takiej nie widziałem.
– Ja też mam taką nadzieję – żartuję, a ona szturcha moje ramię.
Śmiejemy się razem. Po raz pierwszy od stu lat, a wtedy otwierają się drzwi od sali.
– Cześć, byłam u rodziców i dopiero wróciłam – w drzwiach stoi Erin – O, Agnes, cześć. Nie widziałam, że cię tu spotkam. Coś przerwałam?
– Planowanie baby shower. Jesteś zaproszona. Wrócę później – Agnes ściska moją rękę i wychodzi.
– Cześć – odzywam się w końcu do Erin.
– Cześć, mogę wyjść, jeśli... - wahanie w jej głosie mnie wkurza, ale też przypomina, że jesteśmy znów w innym miejscu naszej relacji.
– Nie wygłupiaj się.
Mimo to stoi dalej w drzwiach.
– No chodź tutaj – zachęcam.
– Przeraziłeś mnie – mówi łamiącym się głosem – Ale ty mnie przeraziłeś.
– Erin...
Siada na krześle, na którym siedziała Agnes.
– Jak się czujesz?
– Rozmawialiśmy przez telefon przecież... – nie chcę, żeby się zamartwiała.
– To nie to samo.
Ledwo usiadła, a już wstaje, aby dotknąć mojej twarzy.
– Boli? – gładzi opuszkami palców mój policzek.
– Tutaj nie – śmieję się.
Delikatnie przeczesuje palcami włosy, których nie zakrywa bandaż, po czym pochyla się, aby pocałować mnie w czoło.
– Byłaś w ogóle w mieszkaniu?
– Przyjechałam prosto z lotniska.
– Chodź tutaj – przesuwam się na łóżku.
– Nie, no co ty... – dziwi się.
– Nie można przytulać się z przyjaciółmi? – chcę ją zachęcić do wejścia do mojego łóżka i wiem, że może nie powinienem.
– W szpitalnym łóżku? – rzadko się zdarzało, że to Erin ma jakieś opory.
– Erin, no chodź... - proszę.
– W ogóle nie idzie nam to bycie osobno – stwierdza. Chyba wyobrażaliśmy to sobie inaczej, że bardziej się od siebie zdystansujemy.
– Dopiero byłaś sama u rodziców – droczę się.
– Tylko dlatego, że lot miał opóźnienie...
Przyjmę i taki powód.
– Nie zapytasz po co tu przyszła i o czym rozmawialiśmy? – wracam do bezwzględnej szczerości i wiem, że nigdy nie powinien był z niej rezygnować.
– Przerabialiśmy to. Spodziewacie się dziecka, gdybym pytała o czym rozmawiacie za każdym razem, gdy się widzicie zanudzilibyśmy się.
Wykonaliśmy kilka kroków do tyłu. Nie potrafię określić konkretnego miejsca, gdzie znajduje się z Erin. Nie jestem też pewien czy te kroki o które się cofnęliśmy trzeba powtórzyć. Nie za wiele w tej chwili wiem o tej relacji i jej przyszłości, co znowu jest wspomnieniem przeszłości.
Erin
Zastanawiam się każdego dnia nad tym kim jestem. Wejście do szpitala i zobaczenie ich razem wzbudziło we mnie skrajne emocje. Moją pierwszą myśl był ich pocałunek i myśl o kolejnych, ale z drugiej strony słyszałam głos, który podpowiadał mi, że więcej się to nie wydarzy. Tylko nie potrafię określić czy dlatego, że do tego nie dopuszczę, czy on po prostu tego nie zrobi. Zaufałam raz. Na całego. Bez żadnych granic. To naiwne i na dodatek zostało wykorzystane. Jak głupim trzeba być, żeby zrobić to po raz kolejny?
Przychodząc tu, kładąc się do tego szpitalnego łóżka, chcę po prostu zapomnieć o tym pocałunku, wymazać go ze świadomości. Błędy się zdarzają. Może to będzie moim, bo zamierzam w to iść. Będę bacznie obserwować. Przyglądać się zmianą i oceniać czy brnięcie w to jest tym czego chcę dla siebie.
Wiem, że nasze zerwanie ma dziwną definicje, ale to pierwszy raz, gdy kształtujemy ją w ten sposób. Dziwne jest to, że to ‚zerwanie' mnie uwolniło. Nie czuję już napięcia i stresu do tej relacji, bo nic od niej nie oczekuje, a mam wrażenie, że był moment, że oczekiwałam za dużo od samej siebie. Nawet nie od niego i nie chodzi mi też o wierność, po prostu ten związek mnie przytłoczył. Może nie jestem stworzona do takich zobowiązań? Może lepiej mi, gdy zawsze mogę po prostu wyjść i nie wrócić? Nie powinnam czuć, aż taniej ulgi będąc z nim, ale nie nazywając tego związkiem.
– Poza tym zaprosiła mnie na imprezę, która dotyczy poznawania płci dziecka, co nie? – to chyba krok w dobrą stronę.
– Przyjdziesz? – brzmi na zaskoczonego, że w ogóle to rozważam.
– Może pomogę ci ją zorganizować, żebyś też miał niespodziankę? - to tylko impreza, może dlatego to wychodzi z moich ust.
– Zrobiłabyś to? – wypowiada to z jeszcze większym zdziwieniem niż przed chwilą, to sprawia, że przez chwile się zastanawiam nad tym, co właśnie zaproponowałam.
– Co jak co, ale imprezy to ja lubię – może to nie zmienianie pieluch, ale jest to jakiś udział w tym procesie, tej części jego życia. Dam radę.
– To nie będzie dzika impreza, która potrwa przez trzy dni – jest to trochę złośliwe, ale i po części zrozumiałe.
– No i co, tak też umiem się bawić. Będzie fajnie. Myślałeś, czy chcesz chłopca czy dziewczynkę?
– Co ja do licha zrobię z dziewczynką? – brzmi wręcz na zaniepokojonego.
– To samo, co z chłopcem. Przynajmniej tak myślę, że masz na tyle otwarte oczy na świat – cały czas się czegoś uczy, nauczy się i tego.
To chyba nasza najpoważniejsza rozmowa o tym dziecku, jego dziecku, aż dziwne, bo to wcale w rzeczywistości nie jest jakiś super hiperpoważny temat.
– Mam wrażenie, że za mało wiem o sobie i świecie, żeby dobrze wychować dziecko.
– Każdy za mało wie o świecie czy ma dziecko, czy nie – ja jestem dobrym przykładem na to, że nawet, jeśli myślę, że coś wiem i tak życie mnie zaskakuje.
– Jak lot? – zmienia temat.
– No, gdy już wsiadłam do samolotu to spoko. Poznałam gościa, któremu nie zamykała się buzia, co na początku nie wydawało mi się atutem, ale potem przestałam myśleć o tobie tutaj.
– Poznałaś gościa?
Całuję go w pierś. To całkiem niewinny rejon.
– Tak, totalnie zabawny typ. Przyleciał tu w jakiś interesach rodzinnych. Starzy mają hotele na zachodzie, a on pracuje z nimi z braku pomysłu na siebie czy coś.
– Aha – zabiera dłoń z mojego ramienia, które ściskał.
– Ale z ciebie zazdrośnik – uśmiecham się w jego pierś – Przypomniało mi się, aż jak byłeś zazdrosny o Adama.
– To znaczy możesz spotykać się z kim chcesz i w ogóle...
Biorę jego ramię i z powrotem otaczam nim swoją talie.
– Wiem.
– No właśnie wiesz – teraz chyba przekonuje samego siebie.
Dalej się uśmiecham.
– Jak tam głowa? – wracam do jego powodu obecności w szpitalu.
– Lepiej, gdy tu jesteś.
– O, jesteś taki słodki. A teraz pomiziaj po włosach, a ja idę spać.
Lubię go takiego.
– Chryste, chciałbym być już w domu – brzmi to, jak pewna sugestia, może wręcz propozycja, ale ignoruję to.
– Jutro? – tak mówił przez telefon.
– Mam nadzieję - wzdycha ciężko.
– Na pewno jest okej? W sensie widzę, że jesteś spokojny, ale wolę zapytać. Leżysz w szpitalu, a ja chcę się miziać.
Wybucha śmiechem i czuję, jak wplata palce w moje włosy.
– Wstrząśnienie mózgu nie jest fajne, ale to nie koniec świata.
Jego spokój mnie szokuje, ale też sprawia, że ja jestem spokojniejsza.
– Badania nic nie wykazały? – wolę się upewnić.
– No opuchliznę, ale nic tam się nie uszkodziło. Chcą jeszcze sprawdzić, gdy opuchlizna trochę zejdzie, ale tak dla pewności.
– Boisz się? - pytam wprost.
– Nie, to znaczy, nie myślę o tym. Nie zakładam najgorszych scenariuszy. Nie wiem, może to leki – śmieje się – Poza tym niezła zmiana tematu.
– Nie masz o co się martwić – mówię bez zastanowienia – Na razie - dodaję bardziej żartem, ale wiem, że tu jest cienka granica zdrowego rozsądku.
– Leżę w szpitalu. Mogłabyś chociaż teraz dać mi nieco taryfy ulgowej.
– Dobrze, już dobrze. Może ciebie gdzieś pomiziać?
– Zabijasz mnie – śmieje się i ja też się śmieje.
Wszystko przerywa nam jego mama, która wchodzi do sali.
– Erin! Dzień dobry! Ale co ty robisz w tym łóżku? On ma wstrząśnienie mózgu! Nie można go tak forsować i mu przeszkadzać! – typowa mama.
– Okej, okej, już wstaję.
– Jak się czujesz, Noah? – pyta go od razu.
– Lepiej, mamo – uśmiecha się do niej.
– To ja już pójdę. Dasz mi znać, gdy będziesz wracać do domu? Mogę przyjechać albo z Calem przyjechać. No nie wiem, coś wymyślę – jeszcze nad tym nie myślałam, ale na pewno jego przyjaciele pomogą – Nie chciałabym, żebyś wracał taxi do domu.
– Rozmawiałam już z Patrickem – dorzuca jego mama. Mogłam się tego spodziewać.
– No dobra... to daj znać, gdyby coś się zmieniło albo jak dotrzesz do domu albo jak będziesz miał w ogóle siłę i chęci.
Podnoszę się z jego szpitalnego łóżka i przez chwile waham się, czy go nie pocałować, nawet się pochylam, aby to zrobić. Może to dziwne spojrzenie Noah, a może obecność jego mamy, ale wycofuję się z tego pomysłu.
Noah unosi rękę i wskazuje na swój policzek. Uraczam go pocałunkiem w policzek i żegnam się z jego mamą. Najważniejsze, że wszystko jest z nim w porządku.
To wszystko to wariactwo, bo nie mogłoby mnie tu nie być. Czuję. Dużo do niego czuję. Mamy zdecydowanie niezakończone sprawy. Nie chcę ich kończyć, nie tak na stałe.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro