Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35. ALE

– Mamo, tato, to jest Patrick i Caitlyn! A to Noah! Go już znacie, ale nie wiecie, że spodziewa się też dziecka ze swoją byłą! – to pierwsze, co mówię, gdy docieramy do mieszkania rodziców i otwieram drzwi.

– Erin, serio? – Noah w ogóle się tego nie spodziewał.

– No co? Wszyscy powinni mieć pełen obraz sytuacji, bo to ważne – upieram się.

– Co mam innego zrobić niż cię przeprosić? Wiesz, że nic więcej nie mogę.

– Że zapłodniłeś inną kobietę? – moja mama szybko załapuje – Będąc z moją córką?

– Zdradziłeś Erin? – dodaje tata.

– Nie, mamo! – krzyczę – To było wcześniej – tłumaczę – Ale ty tato trafiłeś, bo mnie zdradził!

– Erin, proszę cię.

– No co? O co ty mnie prosisz? Bo ja już naprawdę nie wiem! Jestem cały czas sobą w tej relacji, a ty wiecznie jesteś pokrzywdzony. Twój brat cię nienawidzi, twoja wina! Starzy się rozwodzą, ty musisz im pomóc, bo to też twoja wina! Agnes chce dziecka, więc ty musisz być najlepszym ojcem na świecie, który najlepiej zejdzie się z mamusią! A ja mam wszystko rozumieć, jakbym rozumiała mało! – wyrzucam z siebie – Wolałam tego Noah, który miał w dupie ojcostwo, bo jako ojciec podejmujesz totalnie chujowe decyzje.

– Erin, powinniście to załatwić między sobą – wtrąca tata.

– Ale dlaczego? Dlaczego nie chcecie go poznać od tej innej strony? Której się przecież tak wstydzi. Poza tym może udzielicie mu kilku rad, jak nie być tak długo razem, ale ostatecznie się zejść. No bo kurde, kto jak nie wy powie mu, jak wychowywać dziecko osobno, ale razem. Nikt nie wie tego tak dobrze, jak wy!

– Erin, o co ci teraz chodzi? – Noah mówi to tak, że mam wrażenie, że on w ogóle nie chce ze mną rozmawiać.

– Nikt z moich znajomych nie ma rodziców, którzy nie są razem i poświęcają dziecku te samą ilość czasu poza waszą dwójką, a wy się zajebiście kochacie, więc... – tłumaczę.

– No ja nie kocham, kurwa, Agnes! – drze się – Uwierz, że o wiele łatwiejsze byłoby kochanie jej, bo mógłbym być ojcem, którego wiecznie nie ma, ale dziecko miałoby przysłowiową pełną rodzinę i wszyscy byliby szczęśliwi, bo my z Agnes bylibyśmy razem! A gdy nie jesteśmy razem, a ja będę miał mało czasu to będę dużo chujowszym ojcem! Tak! Będę musiał spędzać czas z Agnes! Tak będę musiał ją lubić!

Prycham.

– Proszę cię, żeby spędzać z nią czas nie musisz ją lubić. Lubiłeś ją, gdy ją całowałeś? – pytam przy wszystkich – A może wtedy też ją kochałeś? Serce drgnęło? A może coś innego drgnęło?

– Jeśli mi nie ufasz to zakończmy to w tym momencie, Erin – nie waha się tego powiedzieć, a przynajmniej z mojej perspektywy brzmi tak, jakby się totalnie nie bał, że to koniec – Wracam do domu. Nie, serio, Erin, to jest nie fair.

– I co tak po prostu się poddajesz? – rozmawiałam z nim już o tym, co do Agnes i ich rozstania. Jego poddawanie się zawsze mnie dziwiło, ale uważałam je za odważne i nie do końca za poddanie się, a za umiejętność podejmowania decyzji, które mogą w oczach innych ludzi wyglądać na coś innego niż są.

– Byłem już w pasywno-agresywnym związku, Erin. Przeprosiłem i ja naprawdę nie mogę zrobić nic więcej. No, będę ojcem. No, pocałowałem ją. Nie zrobiłbym tego więcej, nie rozumiesz?

– Nie byłbyś ojcem, czy byś jej nie pocałował? – trafiam w samo sedno.

– Oba, kurwa – łapie za swoją torbę, którą dosłownie sekundę temu odłożył i obraca się do wyjścia – Upokarzasz mnie przed moimi przyjaciółmi i swoją rodziną. No, zraniłem cię. Wiem. Przepraszam, do cholery! Ale powiedz mi, że to po prostu koniec, zamiast mnie upokarzać.

Rozglądam się po mojej rodzinie i jego przyjaciołach. Wszyscy bacznie mi się przyglądają.

Nie chcę być taką osobą. Nigdy nie byłam taką osobą. W tej chwili nie lubię siebie. Jestem zmęczona. Winna. I czuję się, jakbym właśnie znalazła się w jego starym związku. Chcę mu powiedzieć, że to on mi to zrobił, ale to nie jest prawda. Sama sobie to zrobiłam.

– Nie możesz tak po prostu wyjść, gdy ta rozmowa nie jest skończona! – krzyczę tak, że czuję, że będzie mnie po tym boleć gardło.

– Erin, a co mam zrobić? Przekonywać cię? Walczyć? Jak mogę walczyć, gdy ty mi nawet nie wierzysz? – zachowuje się zbyt racjonalnie – Przepraszam, cholernie przepraszam, bo nie chciałem ci tego zrobić, naprawdę. Gdybym miał wybór, byłabyś jedyną osobą, której bym nigdy nie zranił, ale mnie to przerasta.

– I bo ciebie to przerasta, ja mam w tym trwać? – zadaje pytanie, na które nie chcę poznać odpowiedzi.

– Nie, no nie – przyznaje – Dlatego powinniśmy to zakończyć, bo...

– Dlaczego to na mnie nie ma miejsca w twoim życiu? – to pytanie jest nieodpowiednie, właściwie jest okropne i samolubne. Kiedyś byłam bardzo samolubna, a potem poznałam go – Dlaczego nie byłam tą, o której pomyślałeś zanim ją pocałowałeś?

Może te wszystkie pytania są niewłaściwie, ale może to one trafiają w punkt całej naszej relacji.

– Nigdy nie będę tą, o której pomyślisz przed nią.

– Będę ojcem jej dziecka, a nie jej facetem! – próbuje tłumaczyć.

Nie wiem czy chcę mu zaufać albo czy w ogóle jeszcze tego chcę.

– A chcesz być w ogóle jeszcze moim facetem? – to pytanie mnie nurtuje, może nie jakoś mega, długo, ale zastanawiam się nad tym, odkąd dowiedziałam się o pocałunku.

– A ty chcesz jeszcze być moją dziewczyną? – to pytanie zadaję sobie od tego czasu nawet chyba częściej niż to wcześniejsze.

Czuję, jakby obrócił kota ogonem i to ja jestem winna tej sytuacji, bo zbuntowałam się przeciw jego całowaniu innej.

Myślicie, że byłam za dobra? Dosłownie za dobra, bo zostałam z facetem z dzieckiem, więc w takim razie będę przystawać na wszystko. Czy jest taka możliwość?

– Nie. Wiesz, chyba nie. Totalnie nie – w tej chwili tak czuję.

Możliwe, że nawet złamał mi serce. Nie jestem jeszcze pewna, bo nie sądziłam, że zaproponuje rozstanie. Nie wiem, co myślałam. Że będzie walczył? No tylko, jak mógłby walczyć z tym, co siedzi w mojej głowie? No tylko, że ja już sama nie wiem, co w niej siedzi.

– No to ja już będę się zbierał – mówi do wszystkich – Przepraszam wszystkich. Nie chciałem nikomu popsuć sylwestra.

– Chyba sobie żartujesz – to, co mówię nie ma w tej chwili nawet sensu – Po prostu wyjdziesz?

– Erin, przepraszam – znowu mówi to tak, że mam wrażenie, że lepiej wie czego chce niż ja i że o wiele bardziej to przemyślał.

Podnosi swoją torbę i wychodzi z nikim się nie żegnając.

Wtedy odzywa się mój tata.

– Pójdę z nim – nie zamierzam już się odzywać ani kłócić z tatą.

Może z nim Noah będzie chciał rozmawiać i próbować to naprawić zamiast po prostu to zakończyć.

Dopiero w tym momencie przypominam sobie o Patricku i Caitlyn.

– Przepraszam was! Chryste, nie tak miał wyglądać ten wyjazd...

– My chyba też pójdziemy – stwierdza Cal, bo w końcu jest jego najlepszym przyjacielem, a nie moim.

– Nie. Zostańcie. Zaprosiliśmy was i chcę, żebyście zostali. Gdzie pójdziecie? Jest sylwester, nawet już nie wrócicie do domu. Zostańcie – prosi ich moja mama.

– Proszę – dodaję.

Oboje kiwają głowami. Mama prowadzi ich do ich pokoju, po czym stwierdzają, że zostawią nas same i pójdą się rozejrzeć po mieście. Nie sprzeciwiam się i się im nie dziwię. Zrobiłam prawdziwą scenę. Nie poznaję, aż siebie.

– No to teraz możemy pogadać – mówi mama.

– Nie chcę o tym gadać – syczę w jej kierunku.

– Zrobiłaś scenę, więc będziemy o tym rozmawiać – mówi to tak, jakby to było jakiekolwiek tłumaczenie.

– No i co, że zrobiłam scenę? Chryste, ty też mnie winisz? Słyszałaś, co on w ogóle powiedział? – patrzę na nią, żeby zobaczyć jej wyraz twarzy. Chcę ocenić czy jest mną rozczarowana.

– A ty zastanowiłaś się, co robisz wiążąc się z dzieciatym nastolatkiem? – aha, więc tak będzie wyglądać ta rozmowa.

– Nie jest nastolatkiem – przypominam w głupi sposób.

– Jest totalnym dzieciakiem, Erin – z tym mogę się bardziej zgodzić – Ale ty też.

– Proszę, tylko nie ten ton – z nią chyba też nie dam rady rozmawiać.

– A jakiego tonu mam użyć? Zachowałaś się dokładnie tak, jak on, gdy pocałował inną. Nie chcę cię winić, Erin. Ale po co go tu przywiozłaś? Żeby to zrobić?

Wzruszam ramionami.

– Jest mi przykro, dzieciaku – siada obok mnie i obejmuje ramieniem – Ale czego się spodziewałaś po chłopaku z dzieckiem?

Ona totalnie nie rozumie.

– Oboje siebie nie szanujecie.

Nie mogę nie wybuchnąć nieszczerym śmiechem.

– Ja? Nie szanuję siebie? To on nie szanuje mnie! – wykrzykuje.

– No nie wiem, Erin. Nie dosyć, że go tu przywiozłaś, to jeszcze wcale nie chcesz mieć dzieci.

– Nie będę o tym gadać – oburzam się i wstaję. Mam dosyć tematu Noah, tematu jego dziecka, Agnes, mam dosyć, kurwa, tego życia, które sobie stworzyłam.

– Wychodzę. Zobaczymy się na Time Square – informuję ją.

– Jechałaś siedemnaście godzin autobusem. Nigdzie nie pójdziesz. Zamówię jedzenie, a ty weź prysznic.

– Od kiedy mówisz mi, co mam robić? – mój bojowy nastrój przypomina mi nastoletni bunt z filmów. Nigdy nie przeżyłam swojego.

– Może powinnam, to teraz nie płakałabyś przez jakiegoś chłopaka z dzieckiem – teraz niemal jestem pewna, że jest mną rozczarowana.

– Nie będę tego słuchać.

– A ja nie pozwolę ci teraz stąd wyjść, bo jestem twoją matką – chyba nigdy nie słyszałam z jej ust tego tonu.

Moje życie jest fantastyczne. Jestem w Nowym Jorku z rodzicami, którzy powiedzieli mi, że w końcu się zeszli, a ja rozstałam się z pierwszym poważnym chłopakiem, jakiego miałam w życiu, a dzisiaj na dodatek jest sylwester, którego mieliśmy spędzić razem na Time Square całując się o północy.

Pocałował inną, a ja zrobiłam aferę życia.

Tylko, co gdybym nie zrobiła?

Można tak po prostu kiwnąć głową na całowanie innej?

Nie rozumiem.

Nie wiem, co powinnam czuć. Jestem wściekła, ale chciałam to naprawić. Najwidoczniej byłam jedyną, bo on już tego nie chce. Teraz ja też już nie chcę. Okej, będę płakać.

– Chryste, Erin – gdy mama dostrzega mój stan od razu bierze mnie w objęcia – Wszystko się ułoży, dzieciaku. Świat się nie skończył – typowy rodzicielski tekst, a ich też za dużo w życiu nie miałam.

Może to jakieś alternatywne uniwersum, może śpię i ktoś mnie testuje, może to wszystko nie jest prawdą.

*

Noah

Nie udaje mi się odejść daleko, zanim ktoś mnie nie goni, a tym kimś jest nie kto inny, jak ojciec Erin.

– Zawiozę cię do twojego ojca. Przyjechał już?

– Żeby mu powiedzieć, żeby pilnował, abym trzymał się z dala od Erin? – nie mam siły na kolejną poważną rozmowę.

– Myślę, że sam to wiesz, dlatego wyszedłeś – no nie spodziewałem się tego, ale jej rodzice ogólnie mnie zaskakują.

Kiwam głową.

– Przepraszam – nie wiem, dlaczego to do niego mówię.

– Nie masz mnie, za co przepraszać – przyznaje – To pojebane, co nie? Zostać ojcem wcześniej niż się chciało? Widziało się te odległą przyszłość, niesprecyzowaną, a potem nagle...

– No mniej więcej – bo to nie do końca jest tak, że nie miałem planu – Ale już się z tym pogodziłem.

– Nie chcę ci mówić, co masz zrobić. Nie mam takiego prawa. Nawet jeśli chodzi o trzymanie się z daleka od mojej córki, ale posłuchaj mnie.

Kiwam głową.

– To będzie ciężka bitwa między tobą, a matką tego dziecka.

Mówi to tak, jakby cokolwiek wiedział o walce z matką swojego dziecka.

– Nie wiem, czy wykorzystałeś moją córkę. Wiem, że ją zraniłeś.

– Nie zrobiłbym Erin takiego świństwa – ładne słowa zapakowane w kupę prawdy.

– Próbuję ci powiedzieć, że zadbaj o siebie, bo tego będziesz potrzebować. Erin da sobie radę. Ty dasz sobie radę.

– Ale nie razem – teraz już rozumiem to całe wyjście za mną.

– Prawdopodobnie nie – używa takich słów, jak 'prawdopodobnie', ale i tak już namieszał mi w głowie. Wyszedł za mną, mimo, że na jego oczach się z nią rozstałem. Nie wierzy w to rozstanie?

– Wie, pan. Mam już jednego ojca i wiem, jak oni potrafią pierdolić w głowie, więc podziękuję za pana rady i dam sobie radę – ruszam do przodu nie oglądając się na niego.

Może właśnie pokazałem się od takiej strony, że to na zawsze skreśla mnie w jego oczach, ale w tej chwili mam to gdzieś. Wszyscy czegoś ode mnie chcą. Nawet, jeśli mają dobre chęci, to nie do końca w ogóle wiedzą, co jest dla mnie dobre.

Nie, żebym ja wiedział.

*

Mój tata dotarł już do Nowego Jorku, ale jeszcze nie zjawiłem się w jego pokoju hotelowym. Rodzice Erin wynajęli mieszkanie w bardziej fancy dzielnicy, na którą nie stać mojego staruszka. Nie wiem, czy mi się tu podoba. To miasto jest gigantyczne w porównaniu z Denver i wszystkim się spieszy. Na pewno potęguje to sylwester, a ja mam przed oczami tylko ten film z Kutcherem Sylwester w Nowym Jorku i ten film jest trochę jak mój dzień przed nowym rokiem.

Sklepy są jeszcze otwarte, a gdy dostrzegam w witrynie koszulki z I LOVE NY postanawiam, że muszę sobie taką sprawić, aby zmienić LOVE na HATE. To dosyć normalne w moim życiu, że zaczynam nienawidzić rzeczy, które miałem w zwyczaju kochać. To też wynika z tego, że bardziej chyba kocham wyobrażenia rzeczy niż rzeczywistość.

Gdy mam już w ręce koszulkę w swoim rozmiarze dostrzegam śpioszek dla dzieci z tym samym napisem.

Nie mam nic dla mojego dziecka. Nic mu nie kupiłem. O niczym nie myślałem. Zawsze widziałem tylko rzeczy, których sam nie będę mógł mieć, bo będę musiał zastąpić je tymi wygodnymi dla niego.

Sięgam po jeden.

To impuls.

Kobieta przy kasie mi się przygląda. Pewnie stwierdza, że jestem za młody na dziecko, ale mam to gdzieś.

– Będę ojcem – po chwili chcę dodać, że to niedługo, ale nie znam daty porodu.

– Gratuluję.

Staję, jak zamurowany, gdy słyszę to słowo.

Od początku, gdy się dowiedziałem nikt nie użył go w moim kierunku.

Gratuluję.

Ktoś właśnie pogratulował mi tego, że będę ojcem.

Niesamowite.

Wyglądam, jak siedem nieszczęść, pewnie też śmierdzę, ale w tej chwili się uśmiecham. To odmiana, chyba miła. Nawet dziękuję tej kobiecie. Może Nowy Jork nie jest taki zły.

*

W końcu udaje mi się dotrzeć do ojca do hotelu. Jest już gotowy, żeby świętować nowy rok na Time Square, bo właśnie to mu obiecałem.

– Mieliśmy spotkać się na miejscu, co tutaj robisz? – wygląda na szczęśliwego, ale zaniepokojonego.

– A może tak jakieś „cześć"? – pytam.

– Cześć, Noah. Wszystko w porządku?

– Nie do końca – przyznaję – Ale nieważne.

Jestem wykończony.

Tym dniem.

Życiem.

Nie spałem od ponad dwudziestu czterech godzin.

– Wezmę prysznic i się przebiorę i możemy iść.

– Ale co tutaj robisz? – dopytuje.

Nie odpowiadam, bo znikam w hotelowej łazience.

Wychodząc z łazienki słyszę, że tata z kimś rozmawia.

– Tak, Patrick. Jest tutaj. Dopiero przyszedł. Tak, zaraz będziemy wychodzić. Nie. Jest cały i zdrowy. Powiesz mi ty, co się wydarzyło?

Niemal wyrywam tacie telefon z ręki.

– Cal jest okej.

– Dlaczego ty nie odbierasz swojego telefonu? Co ty robisz? – jest totalnie wkurzony.

– Rozładował się – głupie wytłumaczenie, ale jedyne – Będziecie?

– Już jesteśmy, ale sami bez rodziców Erin i Erin. Oni jeszcze się nie zjawili, ale nie wiem, czy wszyscy spędzamy go razem. W ogóle to nic nie wiem, ale martwiłem się o ciebie, debilu. Nie możesz mi tak robić. Mamy razem grać w hokeja, nie możesz zaginąć, kurwa.

– Nie zaginąłem, kurwa – przypominam mu.

– Jest okej? – upewnia się.

– Lepiej.

*

Tłum ludzi to mało powiedziane. Nigdy nie widziałem takiego tłumu ludzi. Nie mam pojęcia czy uda mi się tutaj kogokolwiek odnaleźć. Miałem tu być z Erin. Kurwa, rozumiem ją, ale jednocześnie nie rozumiem, po co mnie tu ściągnęła, skoro nie zamierzała mi tego wybaczać. Nie powiedziałem jej. Jestem bardziej winny.

Mam dosyć bycia winnym.

Może powinienem się wynieść na jakąś bezludną wyspę.

Biorę telefon taty, żeby zadzwonić do Patricka i powiedzieć mu, że to chyba niemożliwe, abyśmy spędzili tego sylwestra razem. On stwierdza, że nawet nie do końca podoba im się ten tłum i chyba się stąd zmyją. Tata jest bardzo podekscytowany i chce tu zostać. Nie pyta już, dlaczego nie pozna rodziców mojej dziewczyny, chyba się domyślił.

– Dziękuję, że mnie tu zaprosiłeś – mówi do mnie tata – Nigdy tu nie byłem i nawet jeśli nie jestem przekonany do tego tłumu to robi to wrażenie – ściska moje ramię – Chcesz podróżować? Czy to ta dziewczyna tego chce? Nigdy nie wydałeś się zainteresowany poznawaniem całego świata. Widziałeś tylko hokej. Kiedyś chciałem cię gdzieś zabrać przed meczem, gdy był wyjazdowy, ale ty powiedziałeś, że wolisz się rozciągać.

Wzruszam ramionami.

– Jesteś inny przy tej dziewczynie – mówi dalej – Jakbyś otworzył oczy na świat.

Znów wzruszam ramionami.

– Kochasz ją?

No to stoję, jak zamurowany po raz kolejny tego dnia. To chyba przez brak snu.

W ogóle o tym nie myślałem. W mojej głowie nie pojawiła się myśl 'ale ja ją kocham' tylko, że gdy ojciec tak o to bezpośrednio pyta zastanawiam się, jak w ogóle może o to pytać, bo to oczywiste, że kocham Erin.

Nigdy jej tego nie powiedziałem.

Dlaczego?

Jak mogłem jej tego nie powiedzieć?

Jestem taki głupi.

Kocham ją, a ją zostawiłem albo ona mnie albo my oboje albo nie wiem.

– To będzie ostatnia dziewczyna, która zna cię takiego. Takiego, jakim jesteś zanim zostałeś ojcem. Już nigdy taki nie będziesz.

– Mówisz to z własnego doświadczenia? – chyba wracam do bojowego nastroju.

– Tak. Już nigdy nie będziesz tym Noah, którym byłeś zanim zostałeś ojcem, a ona jest ostatnią dziewczyną, która zna cię przed tym.

– Ale pierdolenie – nie wyrażam się tak do ojca, a raczej nie wyrażałem – Wiesz, co, jak chcesz znowu zaczynać z tą swoją gadką o tym, jak to dzieci marnują życie to ja spadam.

– Nie to miałem... – próbuje się tłumaczyć.

– Wyrąbane.

Zostawiam go w tłumie na Time Square, skoro tak mu dobrze w jego nowym życiu i nowej samotnej odsłonie.

Powinienem powiedzieć Erin, że ją kocham. To wszystko, o czym nagle mogę myśleć. Nie myślę o tym czy to coś teraz zmieni, czy jest za późno, ale mam wrażenie, że to mogłoby wszystko zmienić.

Gdybym był w jakiś filmie przepychałbym się przez tłum obecnych tu ludzi i próbował ją odnaleźć, co udałoby mi się pewnie sekundę przed północą.

Postanawiam, więc zasadzić się na nią pod mieszkaniem, które wynajęli jej rodzice. To chyba bardziej przerażające niż romantyczne.

Mija jakieś pół godziny, zanim potwierdza się określenie, że głupi ma szczęście, z budynku wychodzi Erin.

– A co ty tu robisz? – oboje zadajemy to pytanie w tym samym czasie.

– Ojciec zapytał, czy cię kocham.

– O nie – mówi pierwsza – Nie ma mowy. Nie będziesz tak zaczynał rozmowy, po tym, co się wydarzyło rano. Lubisz wyskakiwać znikąd. To znaczy lubiłeś, gdy się poznaliśmy. O nie. Jesteś takim romantykiem, ale jesteś w tym dzikusem. Jesteś romantycznym dzikusem, który nie rozumie miłości.

– Od kiedy mówisz mi, czego nie rozumiem? – oburzam się.

Stoimy naprzeciwko siebie. Jestem bardziej zdezorientowany, a ona wkurzona.

– To koniec – informuje mnie – Ją też kochałeś.

– Proszę cię, Erin. Nie mówi mi, że kochałem kogoś, gdy jesteś jedyną dziewczyną, którą...

– Ale pierdolenie – chyba wróciliśmy do początku naszej znajomości – Co ta miłość zmieni? – pyta – Mam to powiedzieć? Myślałam o tym cały dzień. Kocham cię i co? Ziemia się poruszyła?

– Kochasz mnie? – dziwię się, ale jestem też podekscytowany – Bo ja ciebie kocham – robię krok w jej kierunku.

– Kocham – przyznaje – Nawet nie próbuj mnie całować – mówi, gdy kładę dłonie na jej biodrach – Nawet nie próbuj, bo znajdziemy się w tym samym błędnym kole, co ty z Agnes i...

Ale całuję, a ona oddaje pocałunek.

Erin odpycha mnie od siebie.

– To koniec, Noah – powtarza po raz kolejny.

– Jak może być to koniec, skoro się kochamy?!

– Siebie kocham bardziej – no i proszę użyła na mnie tekstu z seksu w wielkim mieście.

****

wiem, że długo nie było rozdziału, ale ciężko było mi go napisać. nie jestem do końca zadowolona, ale mam nadzieje, że teraz jak już napisałam to to pójdzie z górki. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro