Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

31. Co się pcha do twoich drzwi

Noah wyjął z mojej torby mój świąteczny sweter, który dostałam od rodziców, ale uparłam się, że go nie ubiorę, a teraz on stwierdził, że sam chce taką świąteczną stylówkę, dlatego dzisiaj rano jechaliśmy do Walmartu, aby uzupełnić jego szafę o spodnie w kratę i zabawny sweter. Nie spodziewaliśmy się cudów, więc jego ubrania są o dwa rozmiary za duże, ale kompletnie mu to nie przeszkadza.

Postanowiliśmy też, że skoro wstaliśmy już wcześniej to przygotujemy pozostałej dwójce śniadanie. To trochę ryzykowane patrząc na nasze umiejętności, ale Noah znalazł w Internecie przepis na omleta ze szpinakiem i awokado i mówi, że jeśli będzie niedobry to zwali to na kombinacje smaków, a nie brak umiejętności. Uświadomiłam mu, że najpierw musi z tego wyjść w ogóle omlet, a to podobno wcale nie taka prosta sprawa.

– Ty wszystko pokrój, a ja przygotuję masę jajeczną – informuje mnie gapiąc się w telefon i analizując przepis – Dobra?

– Pewnie, ale co mam pokroić? W jakich ilościach?

Noah zaczyna wymieniać mi składniki, które zakupiliśmy dzisiaj rano, a ja jeden po drugim wyjmuje je z torby.

– Potrzebujemy też dwóch patelni. Gdzie on ma patelnie?

Noah zaczyna otwierać przypadkowe szafki, robiąc przy tym nieco hałasu. Udaje mu się za czwartym razem, ale już po chwili otwiera kolejne w poszukiwaniu noży, desek i innych przydatnych kuchennych przyborów.

– Mam nadzieję, że to będzie jadalne, bo jak nie to o wiele gorzej będzie się sprzątać.

– Myślałem, że skoro my gotujemy to oni sprzątają.

– Może powinniśmy zamienić się rolami. Naleśniki Patricka z musem truskawkowym, mmmmm.

– Hej – kopie mnie z kolana w tyłek w żartobliwy sposób – Proszę mi tu nie wzdychać do mojego przyjaciela.

– Chyba do jego kulinarnych zdolności.

Noah teatralnie zaczyna podwijać rękawy swojego świątecznego swetra. Rzucając w moim kierunku wyzywające spojrzenie, które mówi, że nie pozwoli godzić w swoje męskie kruche ego. Parskam śmiechem.

– No to usiądź i patrz na moje kulinarne zdolności – zachęca.

– Po prostu chcesz, żebym po tobie pozmywała.

– A może chcę ci zaimponować? Abyś mi przypadkiem nie uciekła do takiego Patricka.

– No dobrze, pokaż, na co cię stać – uśmiecham się do niego i przysuwam o krok, aby pocałować w nieogoloną szczękę, bo stwierdził, że skoro nie spędza świąt z rodziną to nie musi się też golić na ten dzień.

Noah w kuchni w świątecznym outficie, z zarośniętą szczęką, gotowy na robienie po raz pierwszy w życiu omletu, miękną mi kolana od samego patrzenia na niego i myśli, że jest mój. Nie wiedziałam, że można się tak przy kimś czuć robiąc takie normalne rzeczy, jak śniadanie.

– No co? – pyta, gdy tak się na niego gapię.

– Nic. Cieszę się, że przyjechałam – całuję go jeszcze raz w policzek.

– Co ty taka nieśmiała? – jego dłoń ściska mój pośladek.

– A ty taki niecierpliwy? – owijam ramiona wokół jego szyi.

– Pocałuj mnie – zachęca i pochyla się.

– Sam mnie pocałuj – droczę się.

Nie czeka już dłużej. Jego usta łączą się z moimi, a ja mam nadzieję, że będziemy dzielić jeszcze milion takich pocałunków, milion pierwszy razy w kuchni i smażenia już nie tak pierwszych omletów.

Pocałunek, który zmienił się w dzikie obściskiwanie zostaje przerwany przez jego telefon dzwoniący na blacie. Sięga po niego automatycznie, wypadając z transu pocałunków. Odsuwam się od niego, ale on obejmuje mnie ramieniem i przyciąga moje plecy do swojej piersi. Mój tyłek wyczuwa jego podniecenie i wiem, że nie powinnam chcieć się o niego otrzeć, gdy gada przez telefon, ale to jest takie kuszące, a on przesuwa dłoń owiniętą wokół mojego ramienia na moją pierś i zaczyna masować pierś. Chryste, powinniśmy iść w bardziej prywatne miejsce.

– Słucham? – pyta, bo ktoś się chyba za długo nie odzywa.

Noah

– Hej, chciałam ci życzyć wesołych świąt – gdy słyszę jej głos nie dosyć, że moja dłoń zamiera, ale automatycznie znika też moje podniecenie.

Erin musi poczuć, jak robię się miękki pod jej tyłkiem ocierającym się o mnie, bo obraca się do mnie zaniepokojona.

– Wiem, wiem. Jestem idiotką. Miałeś racje i wtedy, i teraz – nie wiem, dlaczego przyznaje mi racje, ostatnio była bardzo daleka od tego.

Mówię bezgłośnie do Erin, że to Agnes, a ona od razu rozumie i odsuwa się ode mnie. No nie tego chciałem.

– Moja mama przyjechała. Mówiła, że cię spotkała i się zaniepokoiła się o mnie – parska nieszczerym śmiechem – Pierwszy raz chyba w życiu się tak zaniepokoiła. No nie jestem w stanie ukryć ciąży, więc wie. Pewnie twoi rodzice też się dowiedzą.

– Powiedziałem im – no dobra, to nie jest do końca prawda, ale koniec końców o tym z nimi rozmawiałem.

– Aha, okej. Dobrze. Cieszę się.

Erin po chwili stwierdza, że ma gdzieś z kim rozmawiam i wraca do mnie, zaczynając od kąsania w szyje, poprzez wsuwanie dłoni pod mój sweter, aż do linii spodni w kratę pod którymi nic nie mam.

– Serio? – mówię do niej po raz kolejny bezgłośnie.

Moja dziewczyna uśmiecha się, zaczynając ssać moją szyje. Jeśli to nie jest zaznaczenie terenu to nie wiem, co to jest.

– Spotkamy się po twoim powrocie? – pyta – Chciałabym z tobą porozmawiać o dziecku, jeśli jeszcze jesteś zainteresowany.

Cały czas z kimś rozmawiam o dziecku, ale w ogóle ani nie widuję ciężarnej Agnes, ani nie planuję, co konkretnie zrobię, gdy ono się pojawi. Zamiast tego obściskuję się z Erin w kuchni mojego przyjaciela.

Ona dalej coś gada, więc odsuwam telefon od ucha i wyłączam mikrofon.

– Ona gada o dziecku, a ty się do mnie dobierasz. Ciężko skupić mi się i na jednym i na drugim.

– To się rozłącz, przecież nie rodzi.

Pierwszy raz słyszę, gdy mówi coś takiego, co zarazem zahacza o ignorancję i zdecydowany brak ochoty słuchania o dziecku.

Erin staje na palcach, żeby dosięgnąć moich ust.

– Proszę – szepcze w moje usta, a ja nie wiem, czy prosi o koniec rozmowy czy o to, żebym ja przeleciał.

Przyciągam ją do siebie bliżej. Moja dłoń wsuwa się za jej spodnie w kratę, pod którymi nic nie ma i ściska jej pośladek.

Wracam do rozmowy.

– Tak, tak. Zobaczymy się, jak wrócę – moja dłoń przesuwa się, co raz niżej po tyłku Erin – Wtedy porozmawiamy o dziecku. Wesołych świąt. Pa.

– W końcu – mówi Erin rzucając się na moje usta.

Nie mam czasu zastanowić się nad tym czy zachowanie Erin powinno mnie zaniepokoić. Nie mamy też czasu dokończyć tego, co zaczęliśmy. Rzecz jasna w pokoju, a nie w kuchni mojego przyjaciela, bo Cal schodzi na dół i łapie nas na momencie, gdy nasze ciuchy są większą przeszkodą niż pożytkiem.

– Siema, co robicie? – pyta nas.

Erin odsuwa usta od mojej szyi.

– Śniadanie. Nie widać?

– A co jest na śniadanie? Ty czy Noah? – pyta.

– Omlet – obracam się przez ramię, żeby na niego spojrzeć.

– Fascynujące – uśmiecha się.

– Dobra, dobra – Erin próbuje doprowadzić się do porządku – Mówiłeś, że zrobisz, a ja mam patrzeć?

– No chociaż pomóż przy krojeniu – całuję ją w czubek głowy.

– Dla ciebie wszystko – salutuje i sięga po deskę, aby rozpocząć krojenie.

No nie wiem, czy takie wszystko, ale nie będę się z nią o to kłócić, bo wszystkiego czego nauczyłem się przez te ostatnie kilka miesięcy to tego, że nie można od kogoś oczekiwać wszystkiego, nie na tym polegają relacje. Kompromisy to ciężka rzecz, ale bez nich trudno wyobrazić mi sobie i moją przyszłość i ten związek.

*

Przed wyjazdem do domu chce jeszcze zajrzeć do rodziców. Nie poszło najlepiej ostatnim razem, ale czuję, że na nowo złapałem dobry kontakt z tatą i nie chciałbym zaprzepaścić chociaż tego. Chciałbym też porozmawiać z mamą i spróbować jej wytłumaczyć, że moje życie to moje życie i na razie pomimo pewnych przeciwności całkiem nieźle sobie w nim radzę, a jeśli ona chce być jego częścią musi otworzyć oczy i zaakceptować moje wybory i Erin oraz nieślubne dziecko.

Tym razem pukam do drzwi, ale nikt mi nie otwiera. Łapię za klamkę i okazuje się, że jest otwarte, dlatego postanawiam wejść do środka i zobaczyć o co chodzi.

– Halo? Jest tu kto? – to małe miasteczko, ale zamyka się tutaj zamki, gdy wychodzi się z domu.

Wchodzę głębiej prosto do salonu, aż dostrzegam tatę siedzącego przy stole. Stoi przed nim kieliszek i butelka białego wina. Moją pierwszą myślą jest to, że przecież podobno go nie mają, a nie pytanie, dlaczego pije sam.

– Cześć – mówię do niego – Przyszedłem się pożegnać, bo już będę wracał do Denver.

– Już? Tak szybko? – jest pierwszy dzień świąt, ale my nie mamy powodu, żeby zostać tu dłużej.

– No. Jedziemy na sylwestra do Nowego Jorku – może nie powinienem mu tego mówić – Rodzice Erin nas zaprosili. Nigdy nie byłem i...

– Też nigdy tam nie byłem – mówi.

– A gdzie jest mama? – rozglądam się dookoła, ale nie widzę ani nie słyszę jej osoby.

– Usiądź – gdy mówi to takim tonem zaczynam się niepokoić.

– O co chodzi? – posłusznie siadam na krześle obok niego.

– Twoja mama się wyprowadziła.

Co

Do

Chuja

Moje oczy na pewno idealnie obrazują te słowa.

– Nie rozumiem – naprawdę totalnie jest to poza moim pojmowaniem.

– Mi też jest jeszcze ciężko to zrozumieć – uzupełnia winem swój pusty kieliszek.

– Ale dlaczego? – pytam - Jesteście razem od zawsze – to nie tylko całe moje życie, ale całe życie Jacka oraz całe swoje liceum, to ponad połowa ich życia.

– Nie powinienem z tobą o tym rozmawiać - stwierdza, jak typowy rodzic – Tylko, że w tej chwili tak bardzo przypominasz mi mnie samego.

Nie brzmi to, jak komplement. Patrzę, ile właściwie jest alkoholu w tej butelce i dostrzegam, że nie zostało za wiele. Nigdy nie widziałem ojca pijanego, żadnego widziałem go w ogóle pijącego. Nie był człowiekiem, który do niedzielnego obiadu czy meczu zasiada z piwem. Może przez to, że w domu alkohol nie był na głównym planie mnie nigdy nie ciągnęło do jego spożywania i mogą żyć kompletnie bez niego. No tylko, że w chwilach słabości sięgam po niego, a jak widać ojciec robi to samo, a to wygląda, jak pierwszy krok do uzależnia się.

– Może nie powinieneś już tego pić – to nigdy nie jest rzecz, którą powinno się mówić do rodzica.

– Prawdopodobnie masz racje – stwierdza bez agresji – I właśnie, dlatego jesteś ode mnie mądrzejszy. Tak samo, jak byłeś mądrzejszy zostawiając Agnes i skupiając się na swoim marzeniu.

Co on w ogóle do mnie mówi?

– Jack ma racje – to już w ogóle nie jest rzecz, o której potrafię i chcę rozmawiać – Nie byłem dla niego dobrym ojcem, a przynajmniej nie na początku, a może wcale. Nie jestem pewny, czy on był tak szybko w stanie to wyczuć, ale najwidoczniej tak. Byłem wściekły, że zrezygnowałem z kariery z szansy na hokej. Zastąpili mnie jakimiś dużo gorszymi zawodnikami, co się do mnie nie umywali - nigdy nie słyszałem tyle żalu w jego głosie – Nie żałuję bycia rodzicem. Nie. Nie. Jesteście najlepszym, co mnie w życiu spotkało, ale... – czy tu powinno być miejsce na ‚ale'? - Jestem tylko rodzicem. Tylko ojcem. Twoja mama zawsze chciała tylko szczęśliwej rodziny i to był jej główny cel w życiu, a ja skupiłem się na tym, bo... – wzrusza ramionami – Bo się pogubiłem, gdy zabrano mi hokej.

– Tato, ja nie wiem, co ci powiedzieć – rzuca ty we mnie, jakbym był jakimś terapeutą, a nie jego synem.

– Twoja mama uczyniła ze mnie lepszego ojca, a ja sam z siebie nie uczyniłem nikogo więcej.

Ile ludzi chciałoby mieć takiego ojca, jak mój tata, który zawsze przy mnie był? Wiele.

Tylko, że mój brat nie może tego samego powiedzieć o naszym wspólnym tacie, z którym dzielmy więzy krwi, ale totalnie inne wspomnienia.

Dla mnie był lepszym ojcem, bo urodziłem się jako drugi. Jackowi nie dał tego, co dał mi i mamy zupełnie inne doświadczenia i inne zdanie o naszym ojcu. To chore.

– Podejmuj najlepsze decyzje dla siebie, Noah, a reszta się ułoży.

Nie wiem, czy ta rada jest adekwatna do sytuacji, bo on zakłada, że hokej to jedyne, co mnie uszczęśliwi, bo go ani nie uszczęśliwiło dziecko, ani najwidoczniej mama, tylko wiecznie myślał o niedoścignionych marzeniach.

– Zrobię wszystko, żeby tobie się udało – dodaje.

Nie jestem nim, ale to chyba niewłaściwy dzień, żeby mu o tym powiedzieć.

Nie chcę z nim dłużej zostać, ale nie chcę go też zostawić samego z butelką. Sprzątam, więc bałagan, który dostrzegam w kuchni i odgrywam rolę dorosłego. Zastanawiam się, jakie lekcje mogę wyciągnąć z tego, co mi powiedział, oprócz kompletnego szoku. Jestem na niego zły, że nie miał jaj, że zrobił krzywdę mojemu bratu, mamie. Jestem wściekły, że w rzeczywistości jest tak inny od człowieka, na którego kreował się całe moje życie.

Jak można tak długo dobrze grać?

A może nie widziałem tych znaków, bo byłem zbyt w niego zapatrzony?

Ojciec podjął decyzje o byciu ojcem i zapewniał mnie, że to najlepsze, co zrobił, bo chciał być ojcem ponad wszystko i co? To czyste kłamstwa?

Jak można zobowiązać się do czegoś i nienawidzić każdej chwili z tego, unieszczęśliwiając przy tym innych zainteresowanych?

Nie jestem taki, jak on.

Nie i kropka.

I nie mam tu na myśli decyzji o hokeju.

A przynajmniej mam taką nadzieję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro