10. Jestem numerem szesnaście
Przez całe swoje życie nie miałam problemu z tym, że nie jestem czyjąś pierwszą. Jestem niezaprzeczalnym jedynakiem i moja mama poświęcała mi całą swoją uwagę, ale gdy przychodziło do kolesi to nigdy nie musiałam być tą najlepszą, najfajniejszą, pierwszą, czy nawet najlepszą w łóżku. Wystarczało mi, że w danym momencie z danym kolesiem wszystko grało. Dobrze się bawiłam. Robiłam rzeczy, których jeszcze nie udało mi się spróbować. Teraz pomimo tego, że tak naprawdę w ciągu moich dwudziestu lat życia nigdy nie byłam w takim prawdziwym związku obawy nie pojawiały się tylko dlatego, że to coś nowego, bo naprawdę lubię nowe rzeczy, ale z powodu, że on już to robił. Serio, on totalnie wiedział, co robić. Jest taki obyty w byciu z kimś na wyłączność, że ciężko mi w ogóle mu dorównać. Nie chcę mówić, że jest jak automat, ani powiedzieć, że robi to, bo czuje, że tak powinno robić się w związku. Wierzę, że on po prostu chce to robić. Tylko przychodzi mu to tak łatwo. Poza tym wiem, że nie jesteśmy w takim związku, po prostu spotykamy się tylko ze sobą. To jest dla mnie naprawdę duże wydarzenie. Czuję, jakbym była w stanie to spieprzyć, chociażby spojrzeniem na innego. Czy ludzie na wyłączność nie patrzą w ogóle na inne atrakcyjne osoby? Czy to już znaczy, że tak naprawdę nie jestem nim tak bardzo zainteresowana? Mówiłam już, że to jest właśnie powód, przez które unikam takich rzeczy. Nigdy nie wiesz, czy ktoś ci się nie spodoba bardziej, czy nagle ta wyłączność nie zacznie cię uwierać. O wiele łatwiej zostawić kogoś komu nic się nie obiecało, a bycie tylko we dwoje już daje pewne wyobrażenie tego, co was łączy i co dodatkowo może połączyć.
Zamieniłam się dzisiaj zmianami z koleżanką z baru, bo Noah zapytał mnie, czy przyjdę na jego mecz. Nie uważam się za fankę sportu. Hokej też był dla mnie zawsze jednym z brutalniejszych dziedzin. Na dodatek nie za wiele widać pod tymi obszernymi ciuchami i nie ma, na co popatrzeć.
– Nie jestem pewna, czy nie wyjdę w połowie, jeśli mnie to nie znudzi – powiedziałam mu to, gdy zapytał, czy przyjdę – Serio. Nie jestem pewna, czy w ogóle będę wodzić wzrokiem za twoim numerem. Jaki to numer?
– Szesnaście – śmiał się. Nie wiem do teraz, co było w tym zabawnego – Chcesz koszulkę? Jak przystało na prawdziwego kibica.
– Kochanie, naprawdę przesadzasz z tymi próbami zrobienia ze mnie własności – poklepałam go po policzku.
– Po pierwsze to ty oznaczyłaś mnie po pierwszej randce – pokazał jeden palec, po czym od razu drugi – Po drugie, już bawimy się w czułe słówka?
– Wolisz, żebym cię nazywała szesnastką? Hej, szesnastko tutaj!
Zrobił taką minę, jakby nawet podobała mu się ta wizja. Tym bardziej nigdy go tak nie nazwę.
– Nie musisz zostać na całym, jeśli będzie cię to nudzić – nie musiałam go nawet przekonywać, żeby to powiedział.
– Będziesz po tym wykończony, prawda?
Sport zawsze kojarzył mi się z ogromnym wysiłkiem, nawet taki, który uprawia się, jako formę spędzania wolnego czasu.
– Prawdopodobnie tak – podrapał się po karku – Właściwie to na pewno – jego wolna dłoń wylądowała na moim kolanie i ścisnęła je – Możemy potem spać u mnie.
Pamiętam, że się skrzywiłam. Pomysł spania w domu pełnym hokeistów, którzy przegrali albo wygrali do teraz nie jest moim spełnieniem marzeń, a jestem już na trybunach.
– Wystarczy, jak znajdziesz dla mnie chwile po zejściu z boiska.
Stałam się właśnie taką dziewczyną. Łaknącą jego uwagi cały czas.
– Znaczy nie wiem, ile to tam trwa. Zanim się wykąpiesz, nacieszysz z chłopakami i te inne rzeczy tryskające testosteronem...
– No ja też średnio wiem, ile to trwa.
Pokiwałam głową.
– Nie chcę, żebyś długo czekała.
– No mi też się nie chce długo czekać.
Mam wrażenie, że to kłamstwo, ponieważ im bliżej końca meczu tym bardziej chce na niego poczekać. Odkryłam coś ekscytującego w tym sporcie. W patrzeniu na niego, gdy biega z tym kijem za krążkiem i podaje go innym zawodnikom. Właśnie dlatego tak bardzo lubię próbować nowych rzeczy. Co prawda byłam już na meczu hokeja, ale nie miałam wtedy swojego zawodnika.
No i mecz się skończył, a ja czekam. Czekam pod szatnią zawodników. Nie umyka mi fakt, że w pobliżu stoi kilka innych dziewczyn, a dwie z nich mają na plecach numer szesnaście. To dziwne, bo w ogóle się o to nie martwię. Noah jest taką osobą, że nie potrafi dzielić uwagi na kilka frontów. Gdy jedna z dziewczyn z jego numerem się obraca, orientuję się, że ją znam. To piękność z knajpy, z którą poszedł się przywitać. Znana też jako jego była dziewczyna Agnes.
Jedną z zasad, które wyznajemy z Emmą i nie podlega negocjacji jest to, że nie rywalizujemy z innymi kobietami w sytuacjach, w których do naszego życia nie wnosi to niczego poza frustracją, obsesją i ciągłym porównywaniem się. Określanie zdrowej i niezdrowej rywalizacji jest problematyczne. Dla mnie najlepiej sprawdza się ta definicja, że zawsze mam być zadowolona ze swojego wyniku i szukać możliwości poprawy go, a nie skupiać się na cudzych wygranych i porażkach. Nigdy nie uprawiałam żadnego sportu, więc nie mogę tej definicji przypisać jakieś dyscyplinie, ciężko jest też odnieść ją do sytuacji, gdy chodzi o byłą dziewczynę. Mam walczyć o jego uwagę? Czy to on po prostu powinien się określić? Prawdopodobnie to drugie.
Nie wiem, co ona tutaj robi. Jest większą fanką swojego eks czy sportu? Czy w ogóle można dalej być fanką sportu, w który gra twój eks? Nie podoba mi się, że tutaj jest, bo nie wiem, jak się zachować. Emma przyszła ze mną na trybuny. Obejrzałyśmy razem mecz, ale powiedziała, że nie będzie patrzeć, jak się miziamy, więc wróciła do naszego mieszkania.
Noah wychodzi z szatni tak, że najpierw dostrzega ją, a może ona go. Zastanawiam się, czy powinnam poczekać, aż skończą, ale tego nie robię. Podchodzę do nich i kładę dłoń na jego plecach.
– Cześć – uśmiecham się do niego.
– Cześć – nie wygląda na tak zadowolonego, jakbym się spodziewała.
Postanawiam zaznaczyć swoje miejsce, więc wyciągam dłoń w jej kierunku.
– Hej, jestem Erin – używam bardzo miłego tonu głosu, na milszy już mnie chyba nie stać.
– Cześć – przygląda się mojej dłoni, aż w końcu decyduje się ją uściskać – Agnes – gdy to mówi przenosi swój wzrok na Noah.
Noah, jakby chciał zaznaczyć, że jest tu z kimś obejmuje mnie ramieniem i całuje w skroń.
– Dobry mecz – mówi ona – Przez chwile myślałam, że przegracie, ale szybko zebraliście się do kupy.
– Byłaś na trybunach? – głupio pyta.
– Zawsze jestem – uśmiecha się do niego.
– No tak – Noah zaciska dłoń na moim ramieniu – Dzięki, że przyszłaś to dużo znaczy dla... – waha się przez chwilę – Drużyny.
– Skąd masz taką fajną koszulkę z numerem? – nie wiem, dlaczego o to pytam.
– Noah mi zrobił – wskazuje na niego palcem – Jak tylko dostał ten numer to to zrobił.
– Byłem taki podekscytowany – mówi on – Jeden z najlepszych dni w moim życiu.
– No dobra, to ja będę uciekać – te słowa nie padają z moich ust, a jej – Gratuluję wygranego meczu – ściska jego ramię, gdy rusza w kierunku wyjścia.
– Dzięki – to cała odpowiedź Noah.
Gdy Agnes znika z naszego pola widzenia Noah zabiera rękę z moich ramion i staje naprzeciw mnie.
– I jak ci się podobało? – pyta, jakby właśnie nie przeżył dziwnego momentu z byłą, która była ubrana w koszulkę nie tylko z jego nazwiskiem, ale i numerem.
– Podziwiam, że utrzymujecie równowagę w tych strojach. Oglądałam to tylko, żeby zobaczyć, jak któryś się wywraca – żartuję.
– Strzeliłem kilka bramek – mówi tak, jakbym nie widziała – Były dla ciebie.
To mnie rozbawia.
– Tak? A nie po to, żeby drużyna wygrała? – pytam kładąc dłonie na jego piersi.
– Ciii, chciałem ci zaimponować – obejmuje mnie w tali.
Mogę dostrzec na jego twarzy zmęczenie, które miesza się z zadowoleniem z powodu wygranej.
– W sumie to nie jestem tak zmęczony. Chcesz coś jeszcze porobić?
– Jesteś pewny? – pytam zaskoczona.
– No jest impreza, bo wygraliśmy, ale w sumie to nie chcę na nią iść.
– To, co chcesz robić? – rozmasowuję zmarszczkę na jego czole kciukiem.
– Niespodzianka – łapie mnie za rękę i wyciąga z holu, gdzie są szatnie.
Widziałam w swoim życiu kilku zwycięzców, każdy cieszył się ze swojego zwycięstwa inaczej. Noah wygląda, jakby się cieszył, ale jednocześnie, jakby to była dla niego codzienność. Można przyzwyczaić się do wygranej? Dlaczego też nie wspomina o Agnes? Powinnam sama o tym wspomnieć? Czy mnie to obchodzi? Niekoniecznie. A powinno? No po tym, jak się zachował to w sumie nie wiem, czy to było w porządku, czy nie. Rozstali się i tyle. Tego się trzymam.
*
Noah zabiera mnie na plac zabaw, który jest przy uczelnianym kampusie, który jest przeznaczony dla studentów z dziećmi. Mówi, że widać stąd gwiazdy, a on czasem lubi popatrzeć na bezkres wszechświata. Siedzimy obok siebie na dwóch osobnych huśtawkach i ledwo się bujamy. Nie rozmawiamy za dużo, póki Noah nie zaczyna mówi.
– Na początku drugiego roku studiów, gdy trener obiecał nam, że nie zmieni już naszych numerów z chłopakami wytatuowałyśmy sobie kije hokejowe z numerem.
A więc, jednak będziemy rozmawiać o Agnes. Postanawiam jednak udać, że nie widzę związku i obrócić te rozmowę na nieco inne tory.
– Masz tatuaż, a ja o tym nie wiem?! – naprawdę jestem zaskoczona. Wygląda na kogoś grzecznego, kogoś kto nie lubi zmian, a tym bardziej tych na swoim ciele.
– Chcesz zobaczyć? – pyta tak po prostu.
Jestem trochę zdziwiona, ale podekscytowana.
– No już pokaz mi!
Przyglądam mu się, gdy podciąga nogawkę jeansów, po czym zdejmuje but, a za butem idzie skarpetka. Nad kostka dostrzegam to o czym przed chwila mówił.
– Chciałeś mieć numer szesnaście? Czy taki po prostu przydzielił ci trener? – dopytuję.
– Urodziłem się szesnastego – śmieje się pod nosem – Bylem gotów błagać, żeby dał mi ten numer, ale in chyba o tym wiedział.
– Spałeś w moim łóżku i nic nie widziałam – kontynuuję dziwienie się.
– To przez te długie skarpety – tłumaczy.
– Nawet nie pomyślałam, że jesteś gościem, co chce mieć tatuaż!
Może jest w nim jeszcze więcej rzeczy, które mnie zaskoczą.
– Hokej to całe moje życie. Niczego nie żałuję. Kocham ten sport. Chce grać zawodowo. Myślałem nad draftem, ale to zbyt duże ryzyko, zbyt dużo ludzi zaczyna wtedy nienawidzić hokej i jest traktowanym jak gówno.
Zawsze fascynowała mnie ta świadomość szansy na niepowodzenie. Poświęcasz na coś całe życie, kochasz to i jedna zła decyzja, jeden zły ruch i wszystko przepada, a ty tracisz swoją własną tożsamość, na którą pracowałeś latami. Sport to zobowiązanie, a ja totalnie w nie umiem. Znasz świadomość, podejmujesz ryzyko i liczysz, że się opłaci. Niby też podejmuję ryzykowne decyzję, ale nie ryzykuje przez to całego planu na życie.
– Czyli zobaczysz kto się tobą zainteresuje, za rok, gdy będziesz kończył studia? – tyle wiem o sportach uczelnianych.
– Tak. Uwielbiam tę drużynę, są jak druga rodzina, jak prawdziwa rodzina. Kochają hokej tak samo, jak ja. A przynajmniej moi najbliżsi przyjaciele – precyzje.
– Czyli czterech z was ma te tatuaże?
– Hokej pozwolił mi na znalezienie prawdziwych przyjaciół. Za to kocham go jeszcze bardziej.
Nigdy niczego tak nie kochałam, jak on tego sportu. On też niczego innego tak bardzo nie kochał.
– Nie każdemu udaje się to w życiu znaleźć.
Mi na przykład się nie udało. Nie żałuję tego, jakoś specjalnie, no bo nigdy tego nie miałam, więc nie chcę dramatyzować.
– Mój ojciec zawsze mnie w tym wspierał, wiesz? Przez te wszystkie lata woził mnie na treningi, płacił za nowe kije, nowe łyżwy. Był na każdym meczu. Zawsze wierzył, że mi się uda.
Więc naprawę się dzisiaj uzewnętrznia.
– Tata też jeździł? – pytam z ciekawości.
– Trochę w liceum, ale zawsze mówił, że był za wolny, żeby grać zawodowo – robi niezadowoloną minę, jakby bolało go to, że jego ojcu się nie udało.
– Czyli masz te miłość po nim – często tak jest, że dzieciaki dziedziczą po rodzicach takie rzeczy, bo zostali odpowiednio ukierunkowani.
– Tak, nie wiem tylko skąd się wzięła szybkość i wygrywanie. Jego drużyna w liceum wiecznie przegrywała – śmieje się.
– Co powiedział na tatuaż? – wydaje się, że są blisko, a już na pewno, jeśli chodzi o sport.
– Nie powiedziałem mu. Mówi, że zawodowstwo to wcale nie taka bajka i żebym nie przywiązywał się ani do klubu, ani do numeru. Wkurzyłby się, ale mam to gdzieś, bo to był jeden z lepszych dni w moim życiu.
Mówi tak pewnie, jak mało, kiedy. Noah Sullivan jest najpewniejszy siebie, jeśli chodzi o hokej.
– Zrobiłem ten tatuaż tego samego dnia, co dałem Agnes koszulkę. Chciałem, żeby cieszyła się ze mną, ale prawie o tym zapomniałem. Zawsze kojarzę ten dzień z chłopakami i tatuażem – na jego twarzy pojawia się grymas – Wiem, że to, co mówię jest okropne, ale chyba o wiele dłużej niż jestem w stanie przyznać traktowałem ją, jako najwierniejszego kibica, a nie ukochaną.
No jest to totalnie okrutne.
– Kurde, mogła zrobić sobie tatuaż – wstaję z huśtawki i podchodzę do niego, aby stanąć pomiędzy jego nogami – Co trzeba sobie wytatuować z tobą, aby zapisać się na karcie jednych najlepszych dni w życiu? – trochę z niego kpię.
– Bardzo zabawne, Erin.
– Możesz tylko pomarzyć, że będę twoim najwierniejszym kibicem – to nie jest to, co czułam, gdy oglądałam go na boisku, ale nieważne – Ale może mała szesnastka nad tyłkiem?
– Tak? – łapie mnie za tył moich ud i przyciąga do siebie bliżej – Dałabyś mi się tak oznaczyć?
– Pod warunkiem, że ty byś wytatuował sobie moje imię.
– Aha. Mam może nieco miejsca nad kijem – stwierdza.
– Więc to musiałoby być obok kija? Nie dostałabym drugiej kostki? – droczę się.
– A zasłużyłaś? – ściska tył moich ud.
– Totalnie – pochylam się do jego ust.
– Chciałbym zrobić drugi tatuaż, gdy poczuję to, co, gdy robiłem pierwszy.
– Nigdy chyba tego nie czułam, że znalazłam swoje miejsce na ziemi – podsumowuję wszystko, co powiedział o hokeju.
– Jeszcze je znajdziesz – mówi z troską w głosie.
To typowa odpowiedź. Moja mama słyszała ją w nieskończoność, gdy chodziło o jej bycie starą panną z dzieckiem. ‚Jeszcze znajdziesz faceta, co pokocha ciebie i Erin'. Mama zawsze odpowiadała, że ona nawet nie szuka. Mam ochotę odpowiedzieć mu dokładnie to samo i to właśnie robię.
– Każdy potrzebuje swojego miejsca w życiu. Inaczej można dostać na łeb.
– Nie wiesz tego, bo nigdy nie żyłeś bez tego w życiu – mówię z irytacją w głosie – Więc nie udzielaj mi taki rad.
Noah się już ze mną nie kłóci. Po prostu kiwa głową.
– Mogę cię wreszcie pocałować? – pytam go, żeby zmienić temat.
– No nie wiem, czy będziemy się całować w najbliższym czasie. Myślałem, że najpierw zbudujemy głęboką relacje emocjonalną, abyś poczuła, że nie jestem jakiś twoim figo fago.
Patrzę na niego, jakby postradał rozum.
– Zamknij się już.
No i go całuję, bo nie wierzę w tracenie czasu, czekanie na coś i budowanie relacji emocjonalnych ponad te fizyczne. To będzie dziwne, co powiem, ale w jakiś sposób widzę do siebie podobieństwo w nim. Ja wiecznie liczę, szukam czego lepszego, a on myśli, że nic lepszego go już nie spotka. Niektórzy powiedzą, że to dwa przeciwieństwa, ale oboma kieruje strach. W jednym wypadku jest to strach przed zostaniem na dłużej, a w drugim przed zostaniem na krótko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro