Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{1} Hokejowy króliczek Caluma

Myślę, że najlepszym opisem miejsca, w którym się znajdujemy, będzie ten na broszurze uczelni otrzymywanej przez studentów pierwszego roku.

University of Waverly to prestiżowa uczelnia położona w malowniczych okolicach Kolorado. Uczelnia słynie z bogatej tradycji w sporcie, a szczególnie w hokeju na lodzie. Drużyna hokejowa „Waverly Icehawks" cieszy się ogromnym uznaniem i jest uważana za jedną z najbardziej utalentowanych i konkurencyjnych drużyn w regionie.

Uczelnia oferuje doskonałe warunki do treningów hokejowych, w tym nowoczesną arenę, profesjonalne zaplecze treningowe oraz doświadczonych trenerów. Studenci, którzy przybywają na University of Waverly, mają okazję nie tylko doskonalić swoje umiejętności hokejowe, ale także osiągnąć wybitne wyniki w nauce, dzięki wysokiej jakości programom edukacyjnym.

University of Waverly to miejsce, gdzie pasja do hokeja idzie w parze z doskonałym wykształceniem, a wszystko w inspirującej atmosferze dla ambitnych studentów i utalentowanych sportowców.

Popularność na kampusie można zyskać na wiele sposobów. Jednym z nich jest zostanie dziewczyną hokeisty, najlepiej kapitana drużyny, którego największe marzenie to przejście na zawodowstwo. Oczy wszystkich zainteresowanych sportem i dużymi pieniędzmi są skupione na nim.

Jestem Daisy Green.

Znana bardziej jako była dziewczyna kapitana drużyny hokejowej, której złamał serce, po czym rozpuścił w kampusie plotkę o tym, że jest puszczalska. Nie mam nic do tego, kto z kim sypia i jak rozwiązłe życie prowadzi, ale nie wypada robić takich rzeczy, gdy jest się w monogamicznym związku, takim jak nasz, jak oboje twierdziliśmy. Wokół kręciło się wiele dziewczyn, które tylko czekały, aż się rozstaniemy, żeby zająć moje miejsce, więc gdy tylko on rozpuścił plotkę o mojej rozwiązłości, wszyscy od razu chcieli w nią uwierzyć. Słowo najlepiej rokującej na przyszłość osoby na całej uczelni przeciwko słowu cheerleaderki, na dodatek studiującej w tamtym okresie aktorstwo. Moja kariera w przedstawieniach została zakończona w chwili, gdy Calum postanowił zrobić ze mnie kogoś, kim nie jestem. Reżyser nie chciał narażać się kampusowej gwieździe. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, mój eks poszedł do niego bezpośrednio, żeby zawiadomić, że sale podczas wystawianych przedstawień będą puste, jeśli ja wciąż będę grać. Dla reżysera wybór był prosty. Nie byłam warta tyle co ciągle rozsławiany i zdobywający kolejne sukcesy Calum Robinson.

Zostało mi pół roku na uczelni, a z każdym dniem coraz trudniej było mi się pogodzić z tym, jak zostałam potraktowana przez reżysera, przez Caluma i przez większość ludzi, którzy myślałam, że mnie znają. Praktycznie nikt poza moją przyjaciółką i kilkoma innymi osobami, które miały w dupie hokej, nie uwierzyły mi, że nie oszukałam gwiazdy hokeja.

Już nawet nie wspominam o tym, że wraz z utratą pracy jako aktorka, straciłam także miejsce w drużynie. Nie mogłam więcej występować przed meczami. Tworzyć układów tanecznych. Chodzić w stroju cheerleaderki. Być częścią ekipy. Uważałam te dziewczyny za swoje przyjaciółki, ale one też dały się zwieść cholernemu hokeiście. Nie były z nim blisko, ale wystarczyło, że zagrał przed nimi zranionego i oszukanego. Nigdy nie zapomnę, jak wrzeszczał obelgi na środku domu mojego bractwa, z którego – tu spoiler – też zostałam wyrzucona za rzekomą zdradę, i to nie sióstr, a kolesia z drużyny hokejowej!

Ktoś nawet nagrał tę scysję i wrzucił do Internetu.

Nienawidziłam tego.

Tej uczelni, tych ludzi, tego, co koleś mi zrobił.

Nie czuję się winna, ponieważ próbowałam z nim rozmawiać, wytłumaczyć mu, że nic, co mi zarzucał, nie miało miejsca, ale on nie chciał słuchać. Zaufał pieprzonemu wrogowi z przeciwnej drużyny, innej uczelni, a nie mnie, swojej dziewczynie.

Nikt nigdy mnie tak nie zranił.

*

Siedzimy właśnie z Nelly w bibliotece, jak zwykle tuż przed jej zamknięciem, pracując nad zadaniem z kreatywnego pisania, gdy w którymś momencie dochodzą do nas dziwne dźwięki. Praktycznie nigdy nie zasiadamy do stołów, tylko zostajemy gdzieś między półkami, bo łatwiej tak sięgnąć po kolejną niezbędną do napisania pracy książkę, niż nosić je wszystkie do strefy współdzielonej.

– Ściągnij to – słychać zdyszany szept zza rzędu książek.

– Zdejmij to ze mnie. – Do szeptu dołącza chichot.

Po drugiej stronie półek zaczyna się szamotanina. Zostało jakieś pół godziny do zamknięcia biblioteki i w piątkowy wieczór raczej nikt nie szukałby książek z takim zaangażowaniem i na ostatnią chwilę. Przyjaciółka posyła mi jednoznaczne spojrzenie, a kiedy je ignoruję, sama zabiera się do przesuwania książek, aby podejrzeć, co się dzieje po drugiej stronie.

– Zaskakuje mnie, z jaką wprawą ci to idzie – szepczę z nadzieją, że robię to ciszej niż para po drugiej stronie regału i że tamci mnie nie usłyszą.

Udaje jej się zrobić prześwit na drugą stronę. Na widok jej triumfalnego uśmiechu, zaczynam się bardzo powoli przesuwać w kierunku szpary.

– Oczywiście! – niemal warczę do ucha Nelly na widok pleców zawodnika drużyny hokejowej, a właściwie jego granatowej kurtki z numerem i nazwiskiem.

Nelly postanawia zaś zacząć komentować wydarzenia na żywo:

– Żadne z nich nie czyta, więc dlaczego robią to tutaj?

– Proszę, proszę, proszę – piszczy nagle zza książek dziewczyna. – Jak duży jesteś? Tak wielki, jak mówią?

Mogę sobie tylko wyobrazić, jak wpatruje się w niego wielkimi, sarnimi oczami. Zastanawiam się, czy to jest właśnie to, co faceci najbardziej chcą słyszeć. I czy ta laska mówi tak przesłodzonym głosem na co dzień. Może tak bardzo chce go zaliczyć, że jest w stanie się poświęcić? Żałuję, że nie jestem w stanie połączyć nazwiska z twarzą, chociaż jakkolwiek przystojny by nie był, pozostaje hokeistą.

– Pokażę ci, kochanie.

– Och! – Dziewczyna chyba aż podskakuje.

Czyżby włożył jej rękę w swoje majtki, a ona nic tam nie znalazła?

Na tę myśl nie mogę się już powstrzymać od śmiechu i głośno parskam. Moja przyjaciółka patrzy na mnie z przerażeniem, nie mogąc uwierzyć, co właśnie zrobiłam.

Akcja po drugiej stronie zamiera. Oboje zaczynają się rozglądać na wszystkie strony, a my dostrzegamy, jak brunetka opuszcza krótką spódniczkę.

– Kto tu jest?! Co to za podglądacze?!

Nie wiem, dlaczego, ale postanawiam, że się ujawnię. W końcu to nie ja chciałam uprawiać seks w miejscu publicznym i nawet dobrze się nie rozejrzałam, czy nie ma tu ludzi. Nelly miała rację – biblioteka na pewno nie powinna być pierwszym wyborem w wiadomym celu, bo tutaj przychodzi się zdobywać wiedzę, a nie kogoś puknąć.

– Tu się czyta książki, numerze dwadzieścia – odzywam się i staję przed nimi twarzą w twarz z założonymi na piersiach rękoma.

– Zaraz zamykają. – Farbowany blondyn przygląda mi się z wściekłością w oczach.

Pierwszy raz od tamtej sytuacji z przeszłości stoję przed hokejowym chłoptasiem.

Naprawdę to jego tłumaczenie?!

Prycham z niedowierzaniem.

– Biblioteka to miejsce do nauki.

– Przecież chciałem ją czegoś nauczyć. – Szczerzy zęby w śnieżnobiałym uśmiechu.

– Fu! – słyszę za sobą Nelly. – To drogocenne książki.

– Mogłeś to chociaż zrobić w sekcji romansów. Oprzeć ją o jakiegoś harlequina i zacząć walić tekstami prosto z kart. – Nie mam pojęcia, czemu nie potrafię się przymknąć... Bo stoi przede mną hokeista? – „Jak duży jesteś"? – Zaczynam trzepotać rzęsami, przesadnie akcentując każde słowo. – Zmieścisz mi się w buzi? – przedrzeźniam. – Och, och! Ach, ach! – Na koniec zmuszam się do wydobycia z siebie tak wysokich dźwięków, że aż bolą mnie uszy.

Koleś patrzy szeroko otwartymi oczami. Dziewczyna stoi za nim, zawstydzona. On tymczasem odwraca się, żeby na nią spojrzeć.

– Nie brzmię tak – oburza się brunetka. – Jesteś jakąś świruską!

– To wy zaczęliście działać przy widowni.

– Trochę tak brzmiałaś – zwraca się do niej blondyn.

Stojąca za mną Nelly parska donośnym śmiechem.

– Myślałam, że to lubisz – tłumaczy się dziewczyna.

Koleś wzrusza w odpowiedzi ramionami.

– Polecisz mi jakiegoś harlequina? Co to w ogóle jest harlequin? – Ogląda się na sąsiednie półki. – Mają je tutaj?

Po chwili wpatruje się we mnie, licząc, że udzielę mu wskazówek.

– Radź sobie sam, ale następnym razem sprawdź, czy nie ma kogoś w pobliżu. Dobre rozpoznanie to podstawa.

Już chcę poklepać go w ramię, a choć jestem dosyć wysoka, on okazuje się jeszcze wyższy, więc muszę podnieść rękę, ale ostatecznie się cofam. Nie chcę go dotykać. Nie kojarzę ani jego nazwiska, ani tym bardziej nie wpadłabym, jak ma na imię.

Nagle zjawia się bibliotekarka i informuje nas, że to najwyższa pora, żebyśmy stąd wyszli.

Wracamy z Nelly do naszej alejki, żeby zabrać swoje rzeczy. Nagle czuję, że ktoś za mną stoi.

– Pójdziesz ze mną na randkę?

Nie obracam się nawet, chyba nie wierząc, że to do mnie.

– Halo? – słyszę znów za sobą męski głos.

– Daisy, on chyba mówi do ciebie – szepcze do mnie przyjaciółka, ale on jest na tyle blisko, że to słyszy.

– Jesteś Daisy?

Obracam się, aby zobaczyć wyraz jego twarzy. Jest hokeistą, a ja byłą dziewczyną jednego z chłopaków z drużyny. Przygląda mi się z jeszcze większą intensywnością niż przed chwilą.

– Daisy Green.

Zawsze uważałam, że nie mam się czego wstydzić, i dalej się tego trzymam.

– Daisy Green – powtarza, po czym taksuje mnie wzrokiem od góry do dołu.

Mam wrażenie, że gdy usłyszał moje imię, zorientował się, kim jestem, ale chyba się jednak mylę. Wyciąga do mnie rękę.

To hokeista.

Przed chwilą miał przelecieć jakąś dziewczynę w dziale mówców motywacyjnych.

Omijam go bez słowa.

Co on sobie, do licha, myśli?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro