Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝟙 - 𝕚 𝕙𝕒𝕧𝕖 𝕓𝕖𝕝𝕠𝕟𝕘𝕖𝕕 𝕥𝕠 𝕙𝕚𝕞 𝕗𝕣𝕠𝕞 𝕥𝕙𝕖 𝕓𝕖𝕘𝕚𝕟𝕟𝕚𝕟𝕘

♡°◌̊

─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───



『𝕣𝕠𝕜 𝟙𝟞𝟚𝟛』

『𝕛𝕠𝕤𝕖𝕠𝕟』

『𝕜𝕤𝕚𝕖𝕫𝕪𝕔𝕠𝕨𝕪
𝕟𝕠𝕨𝕠𝕣𝕠𝕔𝕫𝕟𝕪 𝕓𝕒𝕝』




Seonghwa cały dzień nie mógł doczekać się dzisiejszego balu.

Od samego rana chodził po podwórzu dopatrując by wszystko było niemal idealne.

Każdą rzecz sprawdzał po sto razy, czy aby na pewno jakość była godna panicza Parka, syna głównego sekretarza króla.

Nie mógł zgodzić się na półśrodki czy tanie zamienniki.

Jego rodzina znana była z organizowania hucznego balu noworocznego, który otwierał kolejny rok w kalendarzu księżycowym.

Bogowie zawsze obdarowywali ich szczęściem i wynagradzali ciężką pracę, którą wkładali w ten bal, dając im to, o co zazwyczaj się modlili.

Dzisiejszego dnia, miał zdobyć się na odwagę i poprosić o rękę miłość swojego życia – syna publicznego lekarza, który publicznie leczył ludzi w mieście.

Youngsoo, syn Kang Shinwoo pochodził z o wiele niższej klasy społecznej niż Seonghwa.

Mieszkał w naznaczonej drewnianej chacie razem z rodzicami i piątką rodzeństwa.

Zazwyczaj pomagał ojcu w szukaniu roślin leczniczych, których mógłby używać w swojej lecznicy.

I to właśnie w takich okolicznościach go poznał.

Wpadł na niego, gdy uciekał przed rabusiami, którym ukradł pędy dzikie czosnku.

Z początku panicz Hwa był wściekły i domagał się ścięcia jego głowy, dopóki nie ujrzał jego twarzy.

Serce szlachcica zabiło momentalnie szybciej i poczuł ścisk w brzuchu.

Łapał chciwie powietrze, czując jakby nie mógł oddychać, a nogi powoli odmawiały posłuszeństwa.

Miał wrażenie, że stało przed nim górskie bóstwo, które miało go ukarać za samotne spacery po lesie i gdyby naprawdę tak było, z zaszczytem zginąłby z jego ręki.

Poznawanie każdego aspektu jego życia było czymś pięknym i nigdy nie miał dość słuchać jego opowieści.

Youngsoo był jego ideałem i mógłby dla niego zginąć w każdej chwili.

Nie obchodziło go, iż tak naprawdę pochodzili z dwóch różnych światów i ich miłość nie miała prawa bytu.

Dwóch mężczyzn nie miało prawa wiązać się z sobą, dopóki nie wystąpiło do króla z wnioskiem o zezwolenie, które rozpatrywał razem ze swoimi ministrami podczas królewskich obrad.

Seonghwa nie miał odwagi by jego ojciec dowiedział się o jego defekcie".

Zapewne zrobiłby krzywdę jego ukochanemu, bojąc się o dobre imię rodu, a własnego syna odesłałby do górskiej świątyni by pokutował za grzechy w towarzystwie mnichów.

Było to zbyt niebezpieczne.

Musieli więc się ukrywać, dopóki nie wyjadą na odludzie, by żyć w spokoju.

Dlatego gdy też wybiła godzina wieczorna, przebrał się w odświętne szaty, najpierw kierując się do domu swego ukochanego.

Nie mógł przestać nucić pod nosem melodii, którą Youngsoo nauczył go podczas jednych z ich spotkań.

Tak szaleńczo go miłował, że każda chwila spędzona bez niego była jak igła wbita w sam środek jego serca.

— Mam nadzieję, że jest już gotowy — Rzekł do siebie, słysząc w oddali bębny i głośne wiwaty skandującej gawiedzi; bal właśnie się zaczynał.

Nie mogli zatem zbyt długo pozostać w ukryciu, zwłaszcza gdy jego ojciec w każdej chwili może dostrzec jego nieobecność.

Wszedł przez uchylone drzwi wejściowe do chaty, kierując się prosto do izby, którą zajmował jego luby.

Nogi ugięły się pod nim a on sam padł na podłogę przez to co zobaczył.

Youngsoo, jego ukochany leżał martwy pośród kałuży krwi a z jego klatki piersiowej wystawał stalowy nóż.

Zalewając się łzami, zbliżył się do niego, nie dowierzając w to co widzi.

Krzyczał jego imię jak najgłośniej tylko potrafił, ale nie uzyskiwał żadnej odpowiedzi – jego sine usta były zamknięte tak jak i oczy, w które niegdyś kochał się wpatrywać.

List, który trzymał w ręce znalazł dopiero, gdy na próżno próbował wyczuć w nim chociażby minimalny puls.

Opanowując swój płacz, panicz Seonghwa zaczął go czytać, co chwilę przerywając by złapać oddech.

Był to list pożegnalny skierowany do niego.

Youngsoo pisał w nim, że nie jest szczęśliwy przy boku Parka i nie ma odwagi by mu o tym powiedzieć, że go nie kocha, dlatego wybiera swój jedyny sposób ucieczki.

Samobójstwo.

Najgorszy możliwy sposób jaki tylko mógł istnieć.

Kang dobrze wiedział jaką hańbą i wstydem okryje swoją rodzinę, jeśli ktokolwiek dowie się, co zrobił.

Szlachcic nie mógł do tego dopuścić.

Nie mógł pozwolić na takie zbezczeszczenie pamięci jego lubego – drżącymi rękoma podniósł jego kruche ciało i udał się w kierunku lasu, gdzie zamierzał go pochować, tak godnie jak tylko potrafił a sam list rzucił do rzeki, gdzie nikt nie miał prawa go odnaleźć.

Był mu to winny – najprawdopodobniej to właśnie on popchnął go do tego kroku przez swoją zbyt dużą miłość, która ostatecznie wykończyła ich obydwoje.

Hwa nie potrafił się pogodzić z jego odejściem.

Pił, próbując zapomnieć o rozrywającym jego serce bólu, przy okazji demolując wszystko co wpadnie mu w ręce.

Nie mógł już dłużej tak żyć, bez swojego bratniej duszy u boku.

Miał wrażenie, iż jest uwięziony w klatce, która powoli się zatapia a każdy jego oddech przybliża go do śmierci.

Męczył się będąc tym, który ma przywilej chodzenia swobodnie po tym świecie podczas gdy jego ukochany zjednoczył się już dawno z przodkami i patrzył na niego z góry, jak niszczył siebie na wszystkie możliwe sposoby.

Siedem tygodni po śmierci Youngsoo, tęsknota za ukochanym była zbyt silna by mógł nad nią zapanować.

Odczekał do północy, gdy gwiazdy świeciły najmocniej na niebie a chłodny wiatr wlatujący przez otwarte okno muskał jego skórę.

Spływająca mu po policzku łza lśniła, gdy kończył wiązać swoje prześcieradło w pętle, po czym stanął na drabince, którą ukradł wcześniej z biblioteki ojca.

Przełożył sobie prześcieradło przez głowę, zaciskając je mocniej na szyi, starając opanować drżenie rąk.

— Wybacz mi mój ukochany, że przychodzę do ciebie tak późno, jednak tchórzyłem do ostatniej minuty czy jestem gotowy by dołączyć do ciebie w zaświatach. Ale nie martw się, śmierć już mnie znalazła i czeka aż chwycę jej kościstą dłoń. Obiecuję, że w następnym życiu będziemy mogli być już na zawsze razem i nikt nam w tym nie przeszkodzi — Powiedział szeptem, gdy zamykając oczy, brał swój ostatni oddech








ਏਓ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro