Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

my heart,

[2]

   Następnego dnia nie zamienili nawet słowa. Nie wymienili żadnego spojrzenia. Jakby oboje zapomnieli, chociaż doskonale pamiętali. Pamiętali moment, w którym zaczęli szukać gwiazd gdzieś indziej niż na nocnym, pustym niebie. 

   Udawali, że w ogóle nie rozmawiali; że wcale nie chcieliby powtórzyć tej rozmowy, oboje.

   Bo to, co w nocy świeci najjaśniej, za dnia gaśnie.

   W przypadku Wonpila: to, co oświetla życie innych, nie do końca potrafi oświetlić je samemu sobie. Chociaż na ogół, umówmy się, blask oraz radość chłopaka były powalające, kiedy przychodziło do decydujących momentów w życiu Wonpila, zazwyczaj jego decyzje nie okazywały się być tymi najlepszymi. Jedną z nich było zagadanie nieznajomego (Dowoona, bo w końcu poznał jego imię) w parku. Na krótką metę wydawało się być to wielkim krokiem dla obojga z nich. Wonpil miał wielkie plany o wypędzeniu pustki z oczu obcego, o podarowaniu mu czegoś więcej. Nie liczył się jednak z konsekwencjami. Nie liczył się z tym, że pewnego dnia, kiedyś w przyszłości, jego oczy również mogą stracić swoją radość.

   Chłopak skupił się na zabawie z siostrzeńcem, udawając, że nie widzi ciemnowłosego, siedzącego po drugiej stronie placu — wpatrującego się w nich z nicością w spojrzeniu.

   — Pillie... — odezwał się malec, równocześnie jeżdżąc swoim czerwonym samochodzikiem po drewnianym brzegu piaskownicy. W oryginale był on sterowany przez przedmiot znajdujący się w plecaku, jednak oboje woleli jeździć nim bez pomocy elektrycznego urządzenia. — Widziałeś kiedyś spadającą gwiazdę?

   Kim Moon-soo z pewnością był wyjątkowym dzieckiem w życiu Wonpila i jedynym, które się liczyło. Chłopiec często pytał o różne rzeczy. Robił to jednak nieco inaczej niż Wonpil myślał, że dzieci robią. Część jego pytań wydawały się... mieć jakiś głębszy sens, który tylko dzieci widzą. Czasami rudowłosemu przechodziło przez myśl, że maluch był tego świadomy i po prostu chciał poznać opinię starszego, niżeli usłyszeć rozwiązanie jego zagadki.

   — Czemu pytasz o to za dnia?

   — A gwiazdy nie spadają też w dzień? W końcu w nocy jest ich tak dużo, a o poranku znikają — rozmyślał chłopiec, skupiając wzrok na zabawce. — Giną?

   — N-nie, Moonie. One nadal tam są, tak myślę.

   — Więc dlaczego ich nie widzę?

   Wonpil zastanowił się przez chwilę nad tym, co odpowiedzieć, aby młodszy zrozumiał. Oczywiście, przez ten krótki moment, jego myśli, jak i oczy, powędrowały w kierunku ciemnowłosego.

   — Bo akurat one potrzebują ciemności, nocy. Lubią się z księżycem i przestają się chować dopiero, gdy je odwiedza. — Ukradkiem spojrzał na chłopaka o pustych oczach. — Ale nadal tam są. Czekają aż wszyscy zasną, by znowu mogły być sobą. Tak samo jak księżyc.

   „Jesteś księżycem. Być może kiedyś będziesz tym moim, świecącym na moim niebie" - pomyślał.

   — A słońce? Co wtedy dzieje się ze słońcem, Pillie? — Pięciolatek dalej wypytywał.

   — Widzisz, mały... — Zawahał się Kim, rozmyślając nad sensowną odpowiedzią. W pewnym momencie postanowił odrzucić racjonalne myślenie na bok, mówiąc to, co podpowiadało mu serce. — Słońce za dnia świeci dla wszystkich ludzi. Dla ciebie też, wiesz? Dla ciebie definitywnie najjaśniej — Chłopak uśmiechnął się czule do młodszego siostrzeńca, którego coraz częściej nazywał bratem. — Niestety, słońce nie jest w stanie świecić cały czas. W nocy gaśnie, no planeta odwraca się od niego. Wtedy księżyc wszystko ratuje, Moon-soo. Ale co do słońca... — Wrócił do poprzedniego tematu, wzdychając ciężko. — Jego blask czasami oślepia innych. Wiesz, ludzie noszą okulary przeciwsłoneczne, odwracają wzrok. Myślałeś o tym, co by było, jakby słońce oślepiało samo siebie?

   — Oślepia samo siebie? Bez sensu! — Skomentował malec. Następnie sięgnął po swój plecak w celu wyciągnięcia steru do autka, wysypując przy tym kredki, które zawsze nosił przy sobie.

   Barwy zgubiły się w trawie, tak samo jak gwiazdy na niebie.

   — Bo daje wszystko, co ma. Całe swoje światło daje, by inni nie musieli siedzieć po ciemku. Jednak pewnego dnia, za wiele, wiele lat, to słońce może zgasnąć wiesz?

   „A ja jestem (twoim) słońcem."

   Gdyby tylko Wonpil był świadomy, że Dowoon wszystko to słyszał i wiedział, że skierowane było do niego.

   Jednak nadal nie poczuł niczego wyjątkowego. Jedynie ciekawość oraz frustracje tym, jak wiele spojrzeń zaczyna posyłać mu rudzielec. W końcu to nie mogło się dobrze skończyć i jeden z nich to wiedział. Drugi, niestety, nie.

   Myśl o gasnącym słońcu oraz ukrytym księżycu nie opuszczała głowy rudowłosego. Nieustannie patrzył w kierunku ciemnowłosego, który albo skutecznie te spojrzenia ignorował, albo odwzajemniał z największą obojętnością.

   A w umyśle Wonpila wtórowało to jedno pytanie: "Czy ten chłopak może rozbłysnąć jaśniej niż słońce?".

   Jego zdaniem, owszem. Dowoon jednak w życiu by się z tym nie zgodził. Rudzielec nie musiał go znać, aby doskonale o tym wiedzieć. Z tego też powodu postanowił udowodnić mu to osobiście. Wtedy też popełnił kolejny, znacznie większy błąd, przez który w końcu pewnego dnia zgasł. Ale nie o tym teraz, bo w końcu nie obchodziło go gaśnięcie, a chłopak z parku... 

   Zastanawiając się nad planem działań, ostatecznie postanowił pożyczyć zabawkowy samochodzik od małego Moon-soo. Chciał wykorzystać go jako pewnego rodzaju łącznik między dwoma odległymi światami, które oddzielone były niebem. W końcu jeden był księżycem, a drugi słońcem.

   Następnie wyciągnął on z kieszeni koszuli małą, zerwaną z kalendarza karteczkę z wczorajszą datą. Zawsze to robił, gdy nastawał nowy dzień: podnosił Moon-soo, by ten zerwał papierek z liczbą, wkładając go do kieszonki brata. Dzięki temu zawsze wiedzieli jaki był dzień, chociaż większość młodzieży w wakacje to nie obchodziło. Oni nie chcieli tracić ani jednego, każdego łapiąc cudowne wspomnienia.

   Gdy wyjął papier, sięgnął dłonią do ziemi, grzebiąc nią między źdźbłami trawy, by znaleźć jakąkolwiek kredkę z tych, które kilka minut temu rozsypał młody Kim.

   Znalazł niebieską — tego samego koloru co niebo. Postanowił napisać nią na odwrocie kalendarzowej karteczki wiadomość do chłopaka z ławki.

   Gdy kawałek papieru był już zapisany, złożył go, potem wkładając do środka samochodzika. Zabawkę rozpędził za pomocą kontrolera i wysłał w stronę Dowoona, odpływającego na ławce z głową ułożoną na oparciu.

   Gwałtowne uderzenie plastiku o drewno wybudziło bruneta z transu oraz sprawiło, że otworzył szeroko oczy, schylając się, by zobaczyć, co jest źródłem hałasu. Wielkie było jego zdziwienie, gdy okazało się, że to tylko czerwone autko. Po kilkusekundowym przyglądaniu się zabawce z obojętnym wyrazem twarzy, odkrył w jej wnętrzu mała karteczkę. Marszcząc brwi, wyjął ją, rozkładając oraz powoli czytając.

   Były na niej nabazgrane niechluje litery. Warto wspomnieć, że zostały napisane krzywo, definitywnie w pośpiechu.

   A treść wiadomości brzmiała:

   ,,Czy mogę sprawić, by księżyc świecił również za dnia?"

   Czytając zawartość, Dowoon westchnął głęboko, drąc kartkę.

   ,,Przecież tak nie powinno być." - pomyślał czarnowłosy. Widział zaangażowanie jakie pojawiało się ze strony Kima i wiedział, że nie zaprowadziłoby ono ich w dobrym kierunku.

   Dlatego, cóż, podarł.

   Wtedy Wonpil wiedział, że wyślę mu kolejną, i kolejną, a potem jeszcze jedną, aż w końcu przestanie je drzeć, a zacznie chować z uśmiechem do kieszeni.

   I od tego zwykłego kawałku papieru umazanego na niebiesko wszystko się zaczęło.

    Po sytuacji z karteczką nie minęła godzina, a dwójka „rodzeństwa" wróciła do domu.  Zawsze od razu po spacerze i zabawie jedli coś, jednak tym razem Wonpil zmienił ich rutynę, prędko sięgając po papier oraz długopis.

   — Co tam piszesz, Pillie? — Brunet o czekoladowych oczętach podszedł do starszego siedzącego przy stole w kuchni, wieszając mu się na plecach oraz oplatając ramionami jego szyję. — List do Mikołaja?

   — Mikołaja? Nie wiem czy jesteś tego świadomy, ale mamy lipiec, młody — Starszy zaśmiał się, nie odrywając wzroku od kartki, na której pisał z wielkim zaangażowaniem. Przywiązywał uwagę do najdrobniejszych detali. Postawił nawet gwiazdki nad literkami „i" oraz „ż" zamiast kropek. Zamienił nawet literkę „c" w mały księżyc.

   — Że w lipcu nie można prosić o spełnienie marzeń? — spytał Moon-soo, jak to dziecko.

   — Do tego akurat nie potrzebujesz Mikołaja.

   — Nie?

   — Nie, wszystkie marzenia możesz spełnić sam — Chwila przerwy na odłożenie długopisu i schowanie karteczki do kieszeni.— A jakie masz marzenie, hm?

   Mały chłopiec zastanowił się przez chwilę, nie była ona wcale długa. Nie minęło pare sekund, a rozpromieniał, dzieląc się z Wonpilem swoim życzeniem.

   — Chcę już codziennie móc chodzić z tobą do parku — Uśmiechnął się Moon-soo, patrząc ukradkiem na siostrzeńca, którego już na porządku codziennym nazywał bratem. — A ty?

   Wtedy starszy rudowłosy wyciągnął złożoną już karteczkę z kieszeni i pokazał ją swojemu rozmówcy, mówiąc przy tym: — Chcę, żeby księżyc mógł świecić również za dnia. Chcę, żeby słońce nigdy nie zgasło, a gwiazdy nie spadały. Po prostu chcę szczęścia wszystkich wokół.

   Niestety, ich marzenia nie zostały spełnione.

   ,,Czy mogę sprawić, by najbardziej bezuczuciowy chłopak w całym parku, uśmiechnął się? Czy potrafisz się uśmiechać?"

  Tę karteczkę podarował Dowoonowi następnego dnia, trochę mniej słonecznego niż poprzedni, sprawiając, że poetycki gest stał się ich nową tradycją. Na nieszczęście Wonpila, samotny chłopak również ją podarł, próbując pokazać rudemu, że naprawdę wszystko było mu obojętne. Chociaż... tak naprawdę, czy było?

   — Myślisz, że księżyc i słońce mogą świecić razem? Tak na stałe? — Po dłuższej chwili ciszy, Moon-soo odezwał się, patrząc równocześnie przez ramię na swojego ,,brata''.

Takie pytania były ich codziennością. W jednym tygodniu mogli nałogowo rozmawiać o grach komputerowych, w innym o smakach lodów, a w jeszcze innym, czyli tym, padło na kosmos. I Wonpił musiał przyznać, ten temat stał się jego ulubionym.

   — Trudne pytanie, mały...

Głęboki wdech, nerwowa zabawa palcami oraz lekki uśmiech na końcu.

Mogły? Może zaćmienia byłyby częściej? W końcu w ciągu 3369 lat, miało wypaść 8000 zaćmień Słońca i 5200 zaćmień Księżyca. Zasłaniałyby siebie nawzajem? A może świeciły wspólnie? Słońce i księżyc razem...

— Uważam, że tak — Starszy wziął głęboki oddech, spuszczając wzrok na kuchenne kafelki. — Ale mogą razem nieumyślnie spalić niebo.

   I może coś w tym było, gdyż z czasem to właśnie niebo Wonpila zaczęło płonąć.

Pomimo to, nie przestał pisać karteczek. Po dwóch podartych, były jeszcze kolejne cztery, które chłopak zniszczył z obojętnością, drąc przy tym serce rudowłosego, mającego w głębi nadzieję, że za którymś razem kawałek papieru ujdzie z życiem.

   Pierwsza o księżycu świecącym za dnia — podarta.

   Druga z zapytaniem, jaki miał humor — rozszarpana.

   Trzecia pytała go na jakich filmach najczęściej płacze. Zniszczył również ją.

   Czwarta była trochę inna. Pytanie "Czy kiedykolwiek uśmiechnąłeś się w tym parku?" napisane na karteczce zostało rozdarte, tak jak poprzednie wiadomości.

   W piątej napisane było ,,Czy kiedykolwiek ktoś sprawił, że czułeś kwiaty w sercu?". Tą podarł znacznie szybciej niż poprzednie.

   I ostatnia, której treść była dość dosadna: "Czy kiedykolwiek w ogóle coś czułeś?" — zniszczona najszybciej.

   Normalny człowiek poddałby się już dawno i przestał wysyłać wiadomości. Kim pragnął dawać ich coraz więcej, codziennie podsyłając kolejne w sterowanym samochodziku.

   Fakt, że chłopak wszystkie darł, utrzymywał go tylko w przekonaniu, że naprawdę potrzebował on pomocy.

   Pomimo tego, że było to zakazane — słońce chciało pomóc księżycowi, by mogli świecić razem.

   Dlatego ów słoneczko postanowiło wysłać kolejną, tym razem naprawdę ostatnią karteczkę, która mogłaby uratować gasnący księżyc.

   Napisawszy coś wcześniej na kawałku papieru wyrwanego z kalendarza, ponownie złożył kartkę i umiejscowił w samochodziku, posyłając zabawkę w kierunku ławki.

   Dowoon kolejny raz widząc czerwony, sterowany samochodzik, zmarszczył brwi, przygryzając lekko policzek oraz schylając się powoli po karteczkę, co było już dla niego codziennością. Każdego dnia dostawał wiadomość z zapytaniem o coś oczywistego, jednak przykrego, jakby nadawca był dzieckiem.

   Ta również taka była. Pytała ona o poznanie.

   "Czy możesz mnie poznać?"

   A pod wiadomością napisany był adres pewnego klubu.

   Yoon przez dłuższy moment przyglądał się kartce papieru, odnotowując każdy jej najmniejszy szczegół, jak na przykład gwiazdkę zamiast kropki nad literą "ż" oraz mały księżyc zastępujący kreskę w "ć".

   W rudowłosym momentalnie zakiełkowała nadzieja i był on pewien, że brunet o kręconych włosach nie podrze tej wiadomości.

   Niestety, ta nadzieja szybko umarła, tak jak mała gwiazdka na kartce, gdyż została rozerwana na pół i rzucona pod drewnianą ławkę.

   Ale adres został zapamiętany.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro