Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8


Oboje siedzimy i mliczymy. Przyglądamy się otoczeniu, kątem oka dostrzegam, że waha się, chce coś powiedzieć, ale próbuje się przełamać. W końcu przemawia.

- Jak masz na imię? - pyta niespodziewanie.

- Sayen.

- Jestem Jake, miło w końcu porozmawiać z kimś w tym odludnym miejscu. Nawet sam nie wiem gdzie jestem.

- Witaj w klubie. - odpowiadam mu.

- Ty też nie wiesz? To naprawdę dziwne, ale w trakcie drogi tutaj po prostu zasnąłem i obudziłem się na miejscu.

- To chyba wina drogi, jest nużąca, ciągle tylko lasy i lasy. Nic ciekawego. Też zasnęłam.

- Ciekawe - mówi. - Nie sądziłem, że Pan Lev ma jakiś znajomych, bo o rodzinie nigdy nie słyszałem.

- Miał żonę - mówię i zastanawiam się czy powinnam.

- Zmarła? - pyta.

- Przypuszczają, że popełniła samobójstwo, ale przecież nie o tym rozmawiamy, prawda? - uśmiecham się. - Co robisz poza dorabianiem?

- Ja? Nic wielkiego, fotografuję amatorsko, tworzę muzykę i zajmuje się rodzeństwem. - patrzę na niego z zachwytem. - Mówiłem, że nic wielkiego. - śmieje się.

- Nic wielkiego? Jestem pewna, że to co robisz jest świetne. - mówię.

- A ty? - pyta nagle. - Co robisz? - nie sądziłam, że będę musiała odpowiadać na to pytanie. Patrzę przed siebie i próbuję wymyślić coś na szybko. W ostatnim czasie poza sprzątaniem butelek matki i zamartwianiem się nie robiłam nic.

- Zajmowałam się matką. - mówię krótko, widzę jednak, że powinnam powiedzieć więcej. - Kilka miesięcy temu odszedł mój ojciec i...- głos mi się załamuje, obejmuje mnie ręką i nie pozwala bym zaczęła płakać. - Przestała sobie z tym radzić. Zaczęła pić. - nie wierzę, że zupełnie obcej osobie mówię o swoich problemach życiowych.

- Wiem jak się czujesz. Mój ojciec, a właściwie to śmieć, znęca się nad moją matką, bije ją i wyzywa, szczególnie gdy mnie nie ma. Staram się pomagać, ale oni oboje piją i tracą nad sobą kontrolę. Moje rodzeństwo na tym cierpi. Siostra jest najmłodsza i musi przyglądać się ich nędznym kłótniom. Przez to, że nie mają już pieniędzy, bo każdy grosz wydają na alkohol, musiałem się tutaj zatrudnić. To była moja jedyna szansa, a chciałem pracy na szybko. Teraz jednak żałuję, bo nie wiem nawet co się z nimi dzieje. Chciałbym wrócić, chociaż wiem, że gdy wrócę z niczym, będzie tylko gorzej. - głęboko wzdycha. - A mój młodszy brat zaczął ćpać. Stoczył się nad dno. Tyle razy tłumaczyłem mu, żeby uważał, ale on nie słuchał. Odbiło mu przez to wszystko co dzieje się w domu. Ja jestem najstarszy, muszę więc brać za wszystko odpowiedzialność. Chciałbym umieć zrobić więcej niż to, co robię.

- To i tak wiele, przecież równie dobrze mógłbyś uciec i pozostawić ich, zapominając o wszystkim. To naprawdę świetna postawa, podziwam cię, że walczysz z tym wszystkim. Zobaczysz, że pewnego dnia rodzeństwo będzie ci wdzięczne za to co zrobiłeś.

- Robię to tylko dla nich, bo są moją jedyną rodziną. A rodzice? Nie wiem czy jeszcze mogę ich nazwać rodziną. - kiedy to mówi, czuję, że rozumiem co ma na myśli. Obrzydzenie wobec swoich rodziców, tak jak ja wobec swojej matki.

- Dobrze, że dajesz radę. Wielu by po prostu stchórzyło i zostawiło to wszystko. - mówiąc to myślę o samej sobie i o tym jak słaba jestem. Przy nim czuję się jak nic nie znacząca istota, zupełnie jakbym swoimi myślami grzeszyła.

- Ty pewnie nie masz lżej. - mówi. - Myślisz, że pobyt tutaj pomoże ci?

- Jeśli czasem zechcesz ze mną rozmawiać pewnie tak, bo prawda jest taka, że odkąd to się stało nie rozmawiałam z nikim poza butelkami po alkoholu mojej matki. Ja naprawdę nie mogłam już znieść tego wszystkiego. Ty masz po co zostać, ja chciałam uciec i wszystko za sobą zostawić.

- Czasem trzeba uciec, są sytuacje bez wyjścia, ale czasem warto zostać i próbować. - mówi. - Ale wiem, że to nie zawsze działa. W przypadku moich rodziców nie działa nic. Oni po prostu nasiąknęli alkoholem, już nawet nie wiem kiedy są trzeźwi. Moją jedyną odskocznią od tego wszystkiego jest muzyka i fotografia. Nie umiałbym bez tego żyć.

- Chciałabym zobaczyć jakieś twoje prace, tutaj ze zdjęciami możesz się popisać. - uśmiecham się.

- Z chęcią ci pokażę. - mówi. - Nadal zastanawia mnie fakt, że przyjechałyście akurat tuaj by odpocząć. Aż tak blisko z właścicielem jesteście?

- Nie - przerywam, bo nie wiem co powiedzieć i jak wyjaśnić tę sytuację. - Zaprosił nas, więc nie odmówiłyśmy.

- Nie chcę obrażać własnego pracodawcy, ale nie sądziłem, że ktokolwiek go lubi poza dziwnymi znajomymi, którzy się tu pojawiają i...

- Dzień dobry! - oboje jak porażeni piorunem podskakujemy. To on. - Widzę, że najwyraźniej świetnie się bawicie. Ale tak nie można - jego oczy są jakby poza orbitami, ma złowrogi uśmiech i mówi donośnym głosem. Jego źrenice są poszerzone. - Zabieraj się do pracy, bo sporo ci zostało, a ciebie zapraszam do domu. - kiedy Jake macha do mnie ręką i znika, Lev patrzy na mnie ze złością i łapie za rękę. Jest agresywny, próbuję wyrwać się z uścisku, ale nie daję mu rady. Niemalże wrzuca mnie do domu i mówi:

- Nie ładnie się zachowałaś, nie podoba mi się to. - patrzę na niego z przerażeniem, bo z oczu wylewa mu się zło. - Czasem warto się zastanowić, zanim się coś zrobi i ty powinnaś o tym wiedzieć. Kolejnym razem się zastanów. Nie chciałbym, żeby ponownie doszło do takiej sytuacji. - mówi, a ja patrzę na niego z zadziwieniem i nie mogę uwierzyć w to, co słyszę. Co ja takiego do cholery zrobiłam?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro