11
Nie zmrużyłam oka. Przeleżałam dziesięć godzin wiercąc się we wszystkie strony i rozmyślając o całym moim życiu, które aktualnie zostało zamknięte w czterech ścianach z podejrzanym mężczyzną i matką, która zdaje się wariować. Moje życie wcale się nie polepszyło, przeciwnie, moje życie ponownie straciło sens. Zamiast ubywać problemów, one tylko narastają, a ich natężenie przerasta mnie. Chciałabym, żeby było spokojnie. Tak jak dawniej.
Zwlekam się z łóżka i wędruję do kuchni. Nie jadłam nic dwóch dni. Może dam radę się zagłodzić? Odtrącam tę myśl od razu i wyciągam z lodówki mleko. Zalewam musli i kiedy chcę się odwrócić, natrafiam na opór. To on.
- Dzień dobry. Jak się spało? - pyta z uśmiechem na ustach.
- Świetnie. - odpowiadam z równie dużym uśmiechem. - Dawno się tak nie wyspałam. - dodaję, mam nadzieję, że to go uspokoi i rozwieje jego wątpliwości.
- Cieszę się niezmiernie, że czujesz się u mnie dobrze. Ten dom jest również twoim domem. Mam nadzieję, że to rozumiesz moja kochana? - nie jestem twoja, mówię do siebie i zaciskam zęby by nie wydać z siebie słowa. - O czym tak myślisz, gdy nieprzerwanie wpatrujesz się w nicość? - to pytanie wprawia mnie w delikatne osłupienie i w końcu spuszczam wzrok ze ściany i wpatruję się w niego. - Słucham uważnie. - mówi.
- O niczym szczególnym.
- A jednak mam inne wrażenie - ciągnie. Siada na przeciwko mnie. - Czego się tak obawiasz? - dopytuje, a ja mam wrażenie, że nie znam odpowiedzi na jego pytanie. - Czyżby męczyła cię przeszłość? Nawiedzają cię obrazy? Powiedz mi, co widzisz?
- Ja po prostu nie mogę o tym zapomnieć.
- Nie da się zapomnieć. - mówi. - Możesz tylko zaakceptować rzeczywistość i zapoznać się z szeregiem jej zasobów, pozostawiając brudne myśli za sobą. Wielka dłoń spoczywająca ponad nami nadaje plan i tworzy struktury, których byt na początku może być niezrozumiały, potem jednak wykształca się jedna, potężna struktura, której jasność jest wyrazista. Musisz tylko ją dostrzec, a to wymaga skupienia. Należy odrzucić myśli, które nie zmienią nic, poza zadawaniem ran w umyśle. Spójrz na te liście za oknem - wskazuje ręką. - Spadły, nie wrócą już na swoje miejsce, a ty nie przykleisz ich klejem, te liście, które leżą na ziemi, zanikną, ślad po nich zaginie tylko wtedy, gdy zostaną spalone. Po nich odrosną kolejne i one również spadną. Zobacz ile natura podpowiada nam schematów życia i jak wielce bliska jest nam. Nie cofniesz, nie wrócisz, możesz tylko spalić i pozostawić prochy. Czekać na nowe, piękniejsze liście.
- A co jeśli podłoże jest zbyt wilgotne by rozpalić ogień? - wymierzam w jego stronę naostrzone pytanie i patrzę z powagą, którą mogłabym przyrównać do jego. Nie uginam się przed jego spojrzeniem. Próbuję z nim walczyć.
- Czas. - mówi i zapada cisza. Patrzy na mnie, a ja odwzajemniam spojrzenie. Udaje mu się wygrać tę walkę, bo ja zbyt szybko z niej rezygnuje widząc te źrenice i wyraz jego twarzy. - Tak samo jak i w naturze, w życiu również czas jest wyznacznikiem i władcą. Żeby ziemia wyschła należy przeczekać deszcze. Spokój i równowaga. Nie próbować drapaczy chmur, bądź zaklęć, należy nałożyć na siebie szatę cierpliwości i skryć się pod nią przed deszczem. - urywa i oboje wracamy do jedzenia. Panuje napięcie, którego nie potrafię opisać. Czuję z jego strony nadmierną dumę i przewagę, którą się szczyci. Ciągle widzę przed oczami to co robił w nocy i nadal zastanawiam się dlaczego to robił. Siedzą tuż przy nim staram się dociec powodu, dla którego wywoził w nocy pudła w dziewiczy las. Co jest za bramą?
Obserwuję kłębiące się na niebie chmury i krople deszczu, które suną w dół, chroni mnie przed nimi tylko szyba. Za oknem jest ponuro, zupełnie jak w mojej głowie. Lev próbował coś zmienić, nic to jednak nie dało, bo poza podsyceniem mojej złości wobec niego, nie zmieniło się nic. Zasiadam na fotelu, którego powierzchnia jest pozłacana i zrobiona z drewna, wyróżnia go obiciowa tkanina, której wzory przypominają kwiaty. Jest wygodny, choć siedzenie na nim nie zalicza się do najprzyjemniejszych, bowiem jest on sztywny i nie można wtopić się w niego na popołudniową drzemkę. Właśnie tego mi trzeba. Potrzebuję snu. Powieki same mi opadają, patrzę przez okno, ale głowa leci mi do przodu i co chwilę wybudzam się z tego transu. Przez moją głowę przewija się wiele myśli, a szczególnie o przeszłości. Gdy przymykam oczy dostrzegam zdjęcia, które pokazała policja, ich raport i minę matki, której nie zapomnę do końca życia. To zniszczyło ją doszczętnie, tak samo jak więź pomiędzy nami. Dlaczego Lev myśli, że to takie proste? Może byłoby łatwiej gdyby sprawca i jego motywy były znane. Nie mam jednak odpowiedzi na moje pytania, to zaś będzie ciągnąć się w nieskończoność, nie wiem czy kiedykolwiek zaznam spoko... Coś przebiega pomiędzy drzewami. Czarna postać bardzo szybko porusza się i znika w ułamku sekundy. Ocieram oczy i nie dostrzegam już nikogo. Gdzieś w domu słyszę jego głos, zdając sobie sprawę, że to nie był Lev. Więc kto? Matka postanowiła pobiegać po lesie w deszczu? Gwałtownie wstaję, bo nie mogę znieść tych myśli, wychodzę na korytarz i poszukuję matki. Skradam się przez słabo oświetlone pomieszczenia i poszukuję wzrokiem jakiegoś ruchu. Słyszę cichy świst wiatru, który w połączeniu z padającym deszczem, sprawia, że napięcie narasta. Ktoś dotyka mojego ramienia, a ja cicho krzyczę ze strachu i patrzę na niego z twarzą skrzywioną w geście przerażenia. Co jest z nim nie tak i dlaczego zawsze musi pojawiać się w takim momencie?
- Czego się tak boisz? - pyta i obserwuje mnie srogim wzrokiem.
- Ja.. szukam matki. Gdzie ona może być?
- Śpi.
- Gdzie? - dopytuję.
- W swoim pokoju. Nie sądzę byś powinna ją budzić.
- Muszę z nią porozmawiać.
- Myślę, że musisz ją przeprosić. - mówi nagle groźnym głosem.
- Właśnie to zamierzam zrobić. - kłamię, ale widzę zmianę na jego twarzy.
- Tędy - wskazuje pokój na końcu korytarza. - Cieszę się, że w końcu zrozumiałaś pewne rzeczy. - oddalam się od niego. Wchodzę do pokoju, na rozścielonym łóżku, w brudnych ubraniach śpi matka. Pomieszczenie wygląda tragicznie, a ona tylko gorzej. Nie czesała włosów od kilku dni, nie myła się. Ciekawe czy coś jadła. Podchodzę bliżej i poruszam nią. Bez rezultatu. Próbuję więc kolejny raz. Nic.
- Mówiłem ci, że śpi - pojawia się nagle za moimi plecami, po raz kolejny strasząc mnie. - Chodź, nie ucieknie ci. - staram się go nie słuchać, patrzę na matkę z konsternacją. Bo nic z tego nie rozumiem.
- Czy ona znowu pije? - pytam, ale nie otrzymuję żadnej odpowiedzi. Szturcham ją coraz mocniej, nic to jednak nie daje. - Dlaczego się nie rusza? - Lev łapie mnie za rękę i ciągnie. Stoję w miejscu.
- Tak, twoja matka pije. - mówi, choć wcale mnie to nie pociesza, bo nie pamiętam by kiedykolwiek doprowadziła się do takiego stanu. Rozglądam się po pokoju i nie dostrzegam żadnej butelki.
- Skąd ma alkohol? - pytam, a on odwraca mnie nagle w jego stronę.
- Już nad tym pracuję. Przestanie pić, musisz jednak pamiętać, że alkoholik nie potrafi żyć bez alkoholu i zdarzają się nawet zgony w przypadku nagłego odstawienia. Mam wszystko pod kontrolą. - gdy to mówi, oboje wychodzimy, ja nawet na niego nie patrzę, po prostu idę w głąb korytarza, kierując się w stronę swojego pokoju. Czuję, że moje ciało jest ciężkie.
- Powinnaś się położyć - mówi gdzieś za mną. - Sen to bardzo ważna rzecz. - drżę na jego słowa, przyspieszam kroku i szybko zamykam się w pokoju. Co to miało znaczyć? Te jego ostatnie słowa brzmiały tak, jakby wiedział, że nie spałam. Przecież rano rozmawialiśmy o tym, że się wyspałam. Dlaczego więc teraz to powiedział? Czyżby się domyślił? Próbuję uspokoić oddech. Nic jednak nie daje mi ku temu powodów. Moje całe ciało obejmują ciarki, zimno pokoju wdziera się na moją skórę, sprawiając, że mimowolnie drżę. Moje serce zorganizowało kolejny koncert, a umysł w jednej sekundzie wie, że nic nie jest dobrze. To nie była matka. To nie był Lev. Więc kto? Kto biegał? Jake?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro