Rozdział 2
Shivani
Właśnie zabijałam kolejną ofiarę, tym razem była to kobieta, która przytrzymywała małych chłopców i robiła z nimi, co tylko chciała, bawiłam się z nią. Ona próbowała uciec ode mnie, mając postrzelone udo, ledwo jej to szło, ale zabawa mi się podobała. Szłam za nią powoli, nucąc cicho piosenkę, dziewczyna odwracała głowę w moją stronę co jakiś czas, a ja z moim uśmiechem pod maską, machałam do niej nożem, który trzymałam w drugiej ręce. W pewnym momencie upadła i zaczęła cofać się, aż plecami zetknęła się z drzewem, podeszłam do niej i kucnęłam przed nią.
- Oj Shelly Shelly, myślałaś, że Twoje czyny nie zostaną zauważone i nie dostaniesz kary? – przejechałam kciukiem po jej policzku.
- Zostaw mnie! – krzyknęła, a ja tylko się zaśmiałam.
- Oj słońce, wiesz dobrze, że nie mogę. Musi Cię spotkać kara – wbiłam jej w drugie udo nóż, a potem go wyjęłam, spojrzałam na krew na nim. Powróciłam wzrokiem na jej twarz. – Ciekawe będzie patrzenie jak twoje ciało płonie, wiesz? – Wstałam i wyjęłam broń spod spodni.
- Jebana psychopatka! Puść mnie! Jestem niewinna! – wciąż krzyczała, mimo że doskonale wiedziała, że nikt jej tutaj nie usłyszy.
- Miło, że tak mnie nazywasz – wycelowałam w nią pistoletem. – Pa pa Shelley, mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawiła w piekle. – Strzeliłam prosto w jej serce i patrzyłam jak zaczyna umierać. Czułam pierdoloną satysfakcję z tego co robiłam, karałam każdego, kto na to zasłużył i jeszcze dostawałam za to pieniądze. Takie życie mi się podobało, wymierzałam sprawiedliwość, odpłacałam się za to co zrobili z moim ojcem, oni zasłużyli na to, on nie. Gdy z kobiety uchodziło życie, ja w międzyczasie oznaczyłam jej krwią drzewo, pod którym właśnie umarła. Wzięłam jej zwłoki i szłam zadowolona do domu.
Po dotarciu do rezydencji Bruce'a, od razu zaniosłam zwłoki do spalenia i poszłam do niego, znowu usiadłam sobie na jego biurku ściągając swoją maskę, kładąc ją gdzieś obok.
- Moja dziewczynka znowu się dobrze spisała – powiedział lustrując mnie, miałam trochę krwi kobiety na sobie, ale doskonale wiedziałam jak to sprać by nie było ani jednej plamki.
- Jak zawsze szefie – uśmiechnęłam się kładąc swoje stopy na jego nogach. Obdarował mnie uśmiechem i zaczął ściągać mi buty, wzięłam sobie jego szklankę z whisky i upiłam spory łyk tego, patrząc na to co robi. Gdy już je ściągnął to odłożył je na ziemię i przejechał dłońmi po moich udach.
- Mam nadzieję, że odpowiednio się zajęłaś ofiarą – zacisnął palce na udach, a przez moje ciało przeszły ciarki.
- Oczywiście, nie odpuściłabym sobie nigdy zabawy z nimi – mężczyzna przyciągnął mnie bliżej siebie. Spojrzałam mu w oczy, znowu liczył na małą zabawę, ale pokręciłam głową i zaśmiałam się cicho.
- Co za dużo to nie zdrowo Bruce – puściłam mu oczko i opróżniłam całą szklankę z alkoholem, odłożyłam ją obok siebie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo mnie pociągasz – mruknął, a ja przejechałam paznokciami po jego policzku i się uśmiechnęłam.
- Wiem Bruce, wiem – patrzyłam sobie w jego oczy miziając jego policzek. – Ale załatw sobie dziwkę by cię zadowala codziennie, gdy ja nie mam ochoty. – Puściłam mu oczko i zacmokałam do niego. Wstałam z biurka i sięgnęłam po buty, wyszłam z jego biura i poszłam do siebie. Weszłam do pokoju i pierwsze co zrobiłam to rozebrałam się do naga i weszłam do łazienki, podeszłam do prysznica i odkręciłam ciepłą wodę. Stanęłam przed lustrem i przejechałam wzrokiem po swoim ciele, było wręcz idealne, każda laska mi go zazdrościła i zrobiłaby dużo, żeby wyglądać jak ja, ale jedynie mogły mi zazdrościć te głupie suki. Weszłam pod prysznic i zaczęłam zmywać z siebie zapach martwych ciał.
Po kąpieli owinęłam się w ręcznik i wróciłam do pokoju, podeszłam do szafy i wyjęłam jakieś luźne ciuchy z niej. Były to dresy, które zabrałam kiedyś Bruce'owi oraz za dużą koszulkę, położyłam się na łóżku i sięgnęłam po telefon. Napisałam do swojej przyjaciółki czy jest wolna. Szybko dostałam odpowiedź.
Od: Promyczek
Jasne, za 30 minut będę mogła się spotkać.
Do: Promyczek
Dobra, to widzimy się tam, gdzie zawsze ;*
Wstałam z łóżka i poszłam suszyć włosy. Po wysuszeniu ich znowu podeszłam do szafy i zaczęłam wybierać jakieś ciuchy. Wybrałam krótki czarny top z koronką oraz spódniczkę czerwoną w kratę, podeszłam do lustra i przejrzałam się w nim. Uśmiechnęłam się. Zgarnęłam telefon z łóżka i ruszyłam do wyjścia, żegnając się z innymi.
***
Spotkałam się z przyjaciółką pod naszym ulubionym barem Unicorn. Przywitałam się z nią i weszłyśmy do środka, zamówiłyśmy obie Unicorn Jizz, dziewczyna spojrzała na mnie.
- Wciąż mieszkasz u niego? – spytała się, na co ja pokiwałam głową. – Boże Shivani, czemu nie pójdziesz na swoje?
– Wzruszyłam ramionami. W sumie to nawet sama nie wiedziałam czemu, coś mnie trzymało, nie wiem co, ale czułam, że muszę tam zostać i tak.
- Jakoś, nie wiem. Czuję po prostu, że muszę tam mieszkać – spojrzałam na nią, położyła swoją dłoń na mojej.
- Możesz u mnie zamieszkać zawsze i znaleźć sobie pracę jakąś – pokiwałam tylko głową. Owszem miałam pieniądze na kupno mieszkania, lecz wolałam tam zostać, bo było mi tam bardzo dobrze i zawsze mogłam się do kogoś odezwać, a to, co było między mną a moim szefem nawet mi nie przeszkadzało.
Dostałyśmy swoje koktajle, od razu upiłam spory łyk. Poczułam na sobie wzrok jakiegoś mężczyzny, więc od razu odwróciłam w jego stronę głowę, blondyn uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam i powróciłam wzrokiem do przyjaciółki.
- Chyba komuś się spodobałaś – szturchnęła mnie blondynka w ramię.
- Nic nowego, każdy by zabił za takie ciało – puściłam jej oczko, a po chwili barman podstawił mi drinka i wskazał głową na mężczyznę, z którym chwilę temu złapałam kontakt wzrokowy.
- No nieźle, jeszcze skończysz z nim łóżku – zażartowała, a ja liczyłam na to.
- Być może – przyjęłam drinka, którego dostałam od niego i od razu upiłam łyk.
- Shivani ja żartuje – spojrzała na mnie całkiem poważne.
- A ja nie – puściłam jej oczko, wzięłam drinka i poszłam do tego faceta. Usiadłam na stołku przed nim i popijałam drinka.
- Co taka piękna kobieta robi sama w takim barze? – zapytał lustrując mnie wzrokiem.
- Siedzę i szukam ofiar do zabawy – odłożyłam szklankę i złapałam go za krawat i przyciągnąłem do siebie. Mężczyzna patrzył na mnie z pożądaniem w oczach, co bardzo mi się podobało, zeszłam ze stołka i ruszyłam przed siebie, ciągnąc go za krawat. Weszliśmy do jednego z pomieszczeń i zamknęłam drzwi, pchnęłam go w stronę kanapy, która znajdowała się za nim, widziałam, że lekko się zszokował, ale ja miałam na twarzy cały czas uśmiech, podeszłam do niego i odpięłam mu pasek ze spodni. Rzuciłam go gdzieś na bok, a potem rozpięłam mu spodnie, zsuwając je wraz z jego bielizną. Ściągnęłam swoje majtki, a potem podwinęłam spódniczkę, aby nabić się na jego przyrodzenie. Gdy to zrobiłam to z moich i jego ust wyrwało się ciche jęknięcie, zaczęłam na początku od powolnych ruchów, facet chciał położyć mi dłonie na talię, ale od razu je odepchnęłam.
- Łapy przy sobie – warknęłam do niego, a on odpowiedział mi na to tylko uśmiechem. Przyspieszyłam trochę ruchy, nachyliłam się nad nim, przejechałam językiem po jego szyi, mężczyzna sapnął na to, a ja poruszałam się jeszcze szybciej, nasze jęki przeplatały się między sobą. Wsunęłam swoją rękę pod top i zaczęłam ściskać swoje piersi, aby go bardziej podnieć. Podziałało to, bo zacisnął dłonie na kanapie, czułam satysfakcję tego, że nie mógł mnie dotknąć, a ja robiłam to specjalnie by go zdenerwować. Przyspieszyłam swoje ruchy i jęczałam głośniej i mocniej ściskałam swoje piersi, zaczynałam czuć, że jestem blisko swojego orgazmu, przez poruszałam się tak szybko jak tylko mogłam, aby dojść.
- Ja pierdole – jęknęłam i ścisnęłam swoje piersi mocniej, gdy poczułam, że orgazm zalał właśnie moje ciało. Zeszłam z członka chłopaka i obrzuciłam go tylko uśmiechem.
- A ja? – zapytał siadając.
- Ty możesz zrobić sobie ręczną robotę – puściłam mu oczko i skierowałam się do wyjścia. Mężczyzna podszedł do niej i wiedziałam co chciał zrobić, więc wyjęłam spod spódniczki nóż i przyłożyłam mu do gardła.
- Nawet. Się. Nie. Waż. – patrzyłam na niego wrogo, a w jego oczach ujrzałam strach.
- Pieprzona wariatka – uśmiechnęłam się do niego.
- Pieprzona mogę być, ale nie przez ciebie. Radzę się nie zbliżać do mnie ani mnie tykać, gdy sobie tego nie życzę – zlustrowałam go wzrokiem i wyszłam stamtąd chowając od razu nóż z powrotem na jego miejsce. Usiadłam obok przyjaciółki, która od razu spojrzała na mnie.
- Zadowolona? – spytała, a ja wzięłam sobie jej koktajl i upiłam łyk.
- Nawet bardzo – uśmiechnęłam się do niej i zaczęłyśmy sobie rozmawiać.
Koło trzeciej nad ranem wróciłam do domu i od razu udałam się do swojego pokoju, położyłam się na łóżku. Odetchnęłam z ulgą, rozebrałam się i ubrałam swoją piżamę, odłożyłam telefon na bok, zamknęłam oczy i od razu zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro