Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Shivani

Szłam właśnie przez las, ciągnąc za sobą martwe ciało, które zabiłam na zlecenie. Na mojej twarzy widniał uśmiech, lecz nikt go nie widział przez maskę, którą miałam na sobie. Mimo braku jakiejkolwiek muzyki w tle ja słyszałam, jak w moim umyśle rozbrzmiewa You Don't Own Me, przez co szłam bardziej zadowolona przez ten las, który nocą wydawał się bardziej mroczny niż za dnia. Ludzie bali się chodzić tędy po zmroku, przez jego upiorny wygląd i historię, jakie słyszeli od mieszkańców, co było ułatwieniem dla mnie oraz szefa i jego ludzi prowadząc zwłoki do jego bazy, gdzie je spalał.

Po długim czasie dotarłam na miejsce, weszłam do środka i zaniosłam ciało na dół domu, położyłam je na ziemi i poszłam do pokoju, gdzie znajdował się szef. Jak zwykle siedział w swojej czarnej koszuli i popijał whisky, usiadłam sobie na jego biurku. Ściągnęłam maskę i odłożyłam ją obok siebie, Bruce spojrzał na mnie, a ja mu posłałam uśmiech.

-Jak moja dziewczynka się spisała? - spytał, odkładając szklankę obok swojego laptopa.

- Bardzo dobrze - patrzyłam na niego, położył dłoń na moim udzie i przejechał po nim. - Zwłoki na pana już czekają i wołają aż, żeby je spalić. - Nachyliłam się i szepnęłam do niego, a on na to się uśmiechnął i wstał z krzesła.

- Dostaniesz wypłatę potem - pokiwałam głową, odprowadziłam go wzrokiem, a potem sięgnęłam po szklankę z whisky i upiłam łyk. Podeszłam do okna i ściągnęłam z siebie swoją czarną pelerynę, odwieszając ją na oparcie fotela i podeszłam do okna, zaczął padać deszcz, przez co na mojej twarzy pojawił się uśmiech i przymknęłam oczy. Uwielbiałam taką pogodę, zawsze mi ona przypominała o moim tacie, z którym wychodziliśmy wtedy na podwórko przed dom i bawiliśmy się, gdy miałam z dziewięć lat. Nie interesowało nas wtedy, że jesteśmy cali mokrzy i że mogę być następnego dnia chora, w tamtym momencie liczyła się tylko dobra zabawa. Wszystko, co dobre się kończy czyż nie? 11 czerwca 2010 roku został zamordowany na moich oczach, jacyś ludzie w maskach włamali się nam do domu, tato kazał mi się schować i to zrobiłam, ale nie przemyślałam kryjówki, bo wszystko widziałam. Krzyczeli coś w innym języku, ale wtedy ich nie rozumiałam aż w pewnym momencie padły strzały, mój ojciec leżał na ziemi cały we krwi, wyszłam ze swojej kryjówki i podeszłam do niego cała zapłakana. Do dziś pamiętam jego ostatnie słowa przed śmiercią:

Znajdź tego człowieka, on ci pomoże i się zajmie tobą odpowiednio. Pamiętaj mój malutki cieniu, że cię kocham.


Od czternastu lat mieszkam u Bruce'a, który wychował mnie i nauczył zabijać ludzi, bym mogła się zemścić za to, co zrobili mojemu ojcu. Zawsze dostawałam od bruneta pochwały, które podnosiły oraz budowały moje ego, cieszyłam się, że tu trafiłam. Było oraz jest mi tutaj dobrze, czuję się jak w domu, mimo że facet jest ode mnie starszy o dwadzieścia lat, to nigdy mi to nie przeszkadzało ani nie obrzydzało.

Z mojego zamyślenia wyrwał mnie dotyk męskich dłoni na mojej tali, nie musiałam nawet zerkać przez ramię i otwierać oczu, aby wiedzieć, że to Bruce. Czułam, jak jeździ rękoma po mojej tali, przez co z moich ust wyrwało się ciche sapnięcie.

-Spisałaś się znakomicie malutki cieniu - obróciłam się przodem do niego i posłałam mu uśmiech. Stanęłam na palcach, by móc mu szepnąć do ucha.

- Jak zawsze szefie - przejechałam ustami po jego szyi i złożyłam na niej pocałunek, zostawiając trochę szminki. Spojrzałam mu w oczy, widziałam w nich żar, co mi się podobało, uwielbiałam doprowadzać go do takiego stanu, a potem robić na złość. Przejechałam paznokciami po jego lekkim zaroście.

- Ale dziś nici z naszej zabawy - powiedziałam i podeszłam do krzesła, zabierając z jego oparcia swoją pelerynę i ruszyłam do wyjścia. - Do jutra szefie. - Wyszłam z jego biura, uśmiechając się i ruszyłam do swojego pokoju, witając resztę pracowników po drodze. Weszłam do niego i odłożyłam ubranie na krzesło, a sama położyłam się na łóżku, zadowolona sięgnęłam po telefon i spojrzałam na przelew, jak zawsze dostawałam więcej od innych, przez to, że byłam ulubienicą Bruce'a oraz jego malutkim cieniem, który on tak bardzo uwielbiał i robił to, co oboje pragnęliśmy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro