9.Lekarstwo
Mija kilka dni odkąd nie odzywamy się do siebie z Bradem. Nie bardzo mi to przeszkadza, bo wierzę, że jeśli będę utrzymywała dystans to Brad przestanie zaprzątać mój umysł i będę mogła spokojnie chodzić spać, nie musząc łykać tabletek nasennych.
Pierwszy piątek piątek miesiąca właśnie mija,więc ,jak obiecałam mamie, wracam na weekend do domu. Pakuję się w małą torbę podróżną, wrzucając niedbale do środka jakiś sweterek i czarne spodnie. Zabieram także ze sobą kilka książek, aby móc się trochę pouczyć oraz niezbędne lekarstwa. Niedługo mi się skończą, więc mam nadzieję, że tata już się zaopatrzył w nowe opakowania.
Wsiadam do jednego z czerwonych autobusów, które jadą w kierunku Stevenage i już po chwili, siedzę na jednym z niewygodnych krzeseł i mijam stare budynki. Po kilkuminutowym przepychaniu się między ulicami, wyjeżdżam na spokojne obrzeża miasta.
Jest tu cicho i spokojnie, dlatego jazda autobusem wydaje się być przyjemniejsza. Stevenage i Londyn dzieli naprawdę niewielka odległość dlatego też droga do domu jest bardzo krótka. Mija niecałe 30 minut i jestem w swoim mieście. Wychodzę na przystanek najbliżej domu i czekam na tatę,który miał po mnie przyjechać.
Tata podjeżdża szybko, więc nie nudzę się niepotrzebnie na przystanku, tylko wsiadam do samochodu i witam się z nim. Rodzic całuje mnie w czoło i mówi, że strasznie za mną tęskni. Opowiada też o tym, jak strasznie pusto jest w domu beze mnie i mojego hałasu,który tak bardzo kochałam stwarzać.Mama podobno po moim wyjeździe zapisała się na kurs malarstwa, bo stwierdziła,że nie ma co robić,gdy nie ma mnie w domu.
Uśmiecham się pod nosem na te wieści i gdy podjeżdżamy pod dom,wychodzę z samochodu i biegnę do domu,aby przywitać się z mamą.Nie widziałam jej ponad miesiąc, ponieważ we wrześniu zrezygnowałam z odwiedzin,bo jak zwykle w pierwszym miesiącu było najwięcej nauki.
Otwieram drzwi, gdy do moich nozdrzy dochodzi zapach mojej ulubionej zapiekanki makaronowej z serem i brokułami.Wdycham tą przyjemną woń i kieruję się do kuchni. Mama wyjmuje właśnie talerze z szafki i chce je zanieść do jadali,jednak gdy mnie widzi,odstawia je na mały stolik przy oknie i podchodzi do mnie. Oplatam ją ramionami i mówię,jak bardzo się stęskniłam.
Jemy wszyscy razem obiad,po czym udaję się do swojego pokoju,aby chwilę poleżeć po posiłku. Brakowało mi tego domowego jedzenia.Masuję się po brzuchu,ponieważ boli mnie od przejedzenia.Wzdycham i zamykam na chwilę oczy.
Jest mi teraz tak dobrze...
Niepotrzebne myśli nie zagradzają mojej głowy,więc jestem czysta od jakichkolwiek refleksji.Dodatkowo odkąd opuściłam Londyn, w ogóle nie myślę o panu MILCZĄCYM,którego imię rozpoczyna sie na B.
* * *
Jest sobota wieczór, dlatego już jutro muszę wracać do akademii. Weekend szybko minął,więc nie nacieszyłam się zbytnio towarzystwem rodziców. Przez cały dzień praktycznie rozmawiamy i cieszymy się sobą nawzajem, jednak gdy jest wieczór odpuszczamy sobie.Rodzice leża w swojej sypialni,a ja u siebie na łóżku z laptopem taty na kolanach ,przeglądając facebooka.
Słysze dźwięk powiadomienia z czatu,więc klikam w czerwoną ikonkę nad koperta i otwieram wiadomość.
To od Brada.
Czego on ode mnie chce?
Brad Simpson :
-Masz teraz czas?
Ty:
-Mam.
Brad Simpson :
-Możemy sie spotkać?
Ty:
-Nie.
Brad Simpson:
-Dlaczego?
Ty:
- a] Nie mam czasu, b] nie ma mnie w Londynie, c] nie chcę z tobą rozmawiać.
Brad Simpson:
-To gdzie ty jesteś?
Ty:
-Czemu Cię to obchodzi? Stevenage jeśli już musisz wiedzieć -,-
Brad Simpson:
-Masz okres czy co? Hormony Ci chyba za mocno buzują...
Ty:
Jesli chciałeś mi tylko to powiedzieć to CZEŚĆ.
Brad Simpson:
-Chciałem pogadać.
Ty:
-Nie mamy chyba o czym.
Urywam rozmowę i zdenerwowana wylogowywyję się z facebooka, a potem wyłączam komputer. Brad zdecydowanie sprawił,ze ten miły sobotni wieczór stał się nieprzyjemny. Nienawidze go takiego, już wolałam go takiego jakim był tydzień temu.
Sympatyczny Brad to najlepszy Brad.
* * *
- Zawiozę Cię dziś do Londynu.Nie będziesz się ściskała w autobusie.W niedziele jest zawsze więcej osób. - informuje mnie taty, gdy cała nasza trójka siedzi w jadali przy stole i je śniadanie.
-Okej,tato - odpowiadam, przeżuwając śniadanie.
- Nina, jak się w ogóle czujesz? Może powinienem Cię przebadać? Wydajesz się być blada. - pyta zmartwiony tata.
- Nie, naprawdę nie trzeba.
-Jeśli będzie coś nie tak, dzwoń - mama mówi cicho. - Doktor Johanson jest zawsze do naszej dyspozycji.Jeśli będziesz się źle czuła to pojedziemy do niego.
Mama jest nieco przewrażliwiona na punkcie mojej niedoczynności tarczycy. Rozumiem ,że martwi się o mnie,ale wszystko ma swoje granice,prawda? Czasami rozmawia ze mną,jakbym była śmiertelnie chora,a to tylko jakaś głupia choroba tarczycy.
Istnieje też pewne prawdopodobieństwo,że rodzice coś przede mną ukrywają.Jednak jeśli by tak było, na pewno domyśliłabym się. Rodzice są w stosunku do mnie szczerzy,a przynajmniej mam taką nadzieję.
- Leki powoli mi się kończą.- mówię, gdy zbieramy z mamą talerze po śniadaniu.
- Tak, zapewne. - kiwa mama. - Tata przed wyjazdem na pewno ci da. - mówi i pogrąża się w myślach.
A może jednak moje przypuszczenia okażą się prawdą? Może rzeczywiście coś jest ze mną nie tak? Może moja choroba staje się groźniejsza?
Idę do taty do gabinetu i proszę o nowe tabletki, które powinnam codziennie zażywać.Tata kiwa głową i schyla się,aby po chwili wyjąc z szuflady dwa opakowania Surfadexu i czegoś nowego.
- Co to jest? - pytam wskazując na nowe leki.
- Ach, to są tabletki, które musisz brać raz w tygodniu w regularnych odstępach.
- Do czego mi one? - pytam zdziwiona.
Od dwóch lat biorę Surfradex i jest wszystko okej.Zażywam je trzy razy dziennie- rano,w południe i wieczorem, a teraz tata daje mi coś nowego.To dziwne i podejrzane.
- Musisz je brać, bo Surfeadex nie jest już taki skuteczny. Powoli twój organizm się do niego przyzwyczaja i nie reaguje tak, jak powinien. Te nowe Buebale są mocniejsze i mają trochę więcej zastosowań,ale nie musisz się o nic martwić.Powinnaś się czuć dobrze.
- Czy będę od nich tyć? - pytam prosto z mostu.
Tata milczy,a ja przygotowuję się na najgorsze .Kiwam głową bez sensu i jżz wiem co muszę zrobić przed wyjazdem.
- W takim razie idę spakować większe ubrania do torby, na pewno się przydadzą .- mówię i zabieram leki,aby móc je schować do torby.
Wchodzę na strych i otwieram stara,lekko spróchniałą szafę, w której są ubrania XL. Mam nadzieję,że nie będę zmuszona ich zakładać.
Gdy pakuje je do czarnej ,sportowej torby z moich oczu wypływają pojedyncze łzy. Czuję,że zaraz się załamię. Nie chce ponownie przechodzić w swoim życiu etapu - GRUBASKA. Chcę się czuć atrakcyjna, a nie jakaś trędowata. Nie chcę znowu martwić się o odpowiedni ubiór,tak aby wyglądać normalnie.
Dlaczego do cholerny spośród miliardów ludzi,musiałam być akurat ja obarczona tą chorobą?
Jesteśmy już w drodze do Londynu i niedaleko akademii jest korek,wiec musimy stać i czekać,aż ruch się rozluźni. Jestem trochę zła na tatę,że wybrał mi takie leki,ale jednak nie powinnam.Przecież to nie jego wina,że mam niedoczynność tarczycy,prawda? Postępuję źle względem niego,nie odzywając sie przez całą drogę.
- Przepraszam,że się obraziłam.Nie mam tak na prawdę za co. - zaczynam rozmowę.
- Nie martw się, Nina. Wiem,że to dla ciebie ciężkie przeżywać wszystko od początku. - mówi tata i głaszcze mnie po ramieniu,aby dodać otuchy.
- Tato,ale czy coś się dzieje? Coś nie tak z moimi wynikami,które przysłała akademia?
- Nie. - odpowiada szybko, nieco się spinając .
- Na pewno? - pytam delikatnie,aby go nie zdenerwować.
- Tak,jeśli cos będzie nie tak to od razu do ciebie zadzwonię,dobrze Nino?
- Dobrze Tato. - odpowiadam i już sie nie odzywam,aż do akademii.
Żegnam się z tatą i wysiadam z auta. Kieruję się w stronę bloku, jednak jest taka śliczna pogoda,więc postanawiam usiąść na jednej z ławek stojącej niedaleko i nacieszyć się ostatnimi chwilami spokoju. Zacznę brać te nieznośne leki i wszystko się zmieni. Ja się zmienię.
Muszę się zastanowić nad dniem,w którym będę brała te cholerne pigułki...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka,dziękuję bardzo za prawie 800 wyświetleń na wattpadzie oraz 6,200 na blogspocie.
Niepokojący jest tylko fakt,że liczba komentarzy cały czas maleje.Nie podoba Wam się czy co?
Jak widzicie Nina ukazuje nam rąbek swojej choroby.Co myślicie o tym wątku?
A i w ogóle,ostatnio nie czuję się zbyt dobrze i nie mam siły pisać,więc myślę,że zrobię sobie krótką przerwę,czy coś. Mam coś w zanadrzu,więc nie martwicie się, nie odejdę od Was :p
No i co jeszcze? Chyba nic nie mam mądrego do napisania.Przepraszam tylko za rozdział :c
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro