11.Przyjemny wieczór
- Może powinnam zadzwonić do Brada, żeby przyszedł i z Tobą posiedział wieczorem. Jesteś blada, więc nie chcę cię zostawiać samej. - mówi przejęta Natalie, dopinając małą walizkę.
Jeszcze mi tu Brada brakowało...
- Naprawdę nie musisz, jutro będzie dobrze, tak myślę.
- Martwię się o Ciebie. - podchodzi do mnie i przytula się. - Jak coś, to pisz do mnie albo do Tristana, Jamesa, mamy, taty, Brada, Cona, Ann.
- Nat, nie jesteś moją matką. Przestań się aż tak przejmować, to zwykłe osłabienie. - kłamię.
- Oby! - mówi, zakładając torbę na ramię. - Ja już lecę bo spóźnię się na autobus. Do niedzieli Nino. - otwiera drzwi i macha mi na pożegnanie.
Gdy dziewczyna wychodzi, zakluczam drzwi, aby nikt nie wszedł i przebieram się w szare spodnie od piżamy i różową koszulkę. Nie lubię jej zbytnio, ale jest tak wygodna , że nie mogłam się powstrzymać i zabrałam ją ze sobą do akademii.
Gdy jestem już gotowa do snu, patrzę na zegarek. Jest dopiero 19, a może aż 19. Powinnam wziąć teraz ostatnią dawkę tego przeklętego lekarstwa. Połykam szybko pigułki i kładę się na łóżko, starając się nie myśleć o tabletkach i całym bólu, jaki towarzyszy mi przez cały dzień.
Ktoś puka do drzwi, więc dziwię się. Nikogo nie zapraszałam, a Ann miała wyjechać do dziadków, więc nie wiem kogo się spodziewać. Otwieram drzwi, a uśmiechnięty Brad nonszalancko opiera się o ścianę,w ręku trzymając dużą czarną sportową torbę.
- Co tu robisz? - pytam szczerze zdziwiona
- Jak to co? Stoję, nie widzisz?
Och,Brad dupek powraca...
- Wpuścisz mnie, czy będziemy tak stali przez całą noc? - pyta, a ja odchodzę od drzwi, pozwalając mu wejść do pokoju. Chłopak wchodzi do pokoju i zaraz po tym zamyka drzwi na zamek.
- Dlaczego zamknąłeś moje drzwi?
- Nie zgwałcę Cię, więc się nie martw. - mówi i rzuca się na łóżko Natalie.
-Nie o to mi chodzi, Brad.- odpowiadam mu, wywracając oczami. - Nat Ci kazała tu przyjść, tak?
- Sam raczej wybrałbym inny sposób spędzania piątkowego wieczoru, nie sądzisz?
- Mówiłam jej żeby nigdzie nie zdzwoniła. - zaczyna tłumaczyć, czując się winna całemu zajściu.
- Yhym, uważaj bo Nat cię posłucha. - chłopak wybucha śmiechem, a ja siadam na swoje łóżko.
- Jeśli chcesz to możesz sobie pójść, najwyżej skłamiemy Nat, że byłeś ze mną przez cały weekend. - proponuję, ale on tylko kręci głową i zaczyna się śmiać.
- Chcesz mnie się pozbyć? - pyta. - Myślałem, że przebywanie w moim towarzystwie sprawia Ci przyjemność. Jarasz się mną. - mówi z pewnym siebie wyrazem twarzy, który mam ochotę teraz zmazać.
- Czemu jesteś takim pewnym siebie dupkiem? - rzucam prosto z mostu.
- Ooo, Nina. Nie bądź od razu taka ostra. - śmieje się ze mnie, a ja staję się jeszcze bardziej czerwona niż jestem. - Uroczo wyglądasz, czerwieniąc się.
Brad,nie teraz, nie w takiej chwili. - mówię do siebie w myslach.
- Ostatnio jak się czerwieniłam ze złości powiedziałeś w subtelny sposób, że jestem brzydka.
- Nadal to rozpamiętujesz? - spytał.
- Sorry, ale pewien chłopak w lokach nie pozwalał mi zapomnieć o tym incydencie przez cały wrzesień.
- To musiał być jakiś głupi chłopak. - mówi Brad, żartując z samego siebie.
Boże, co z tym chłopakiem do cholery nie tak? Miły, niemiły, miły, niemiły... Niech się zdecyduje!
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - odpowiadam i obydwoje zaczynamy się śmiać.
- Co masz zamiar dziś robić? - pyta, gdy już obydwoje leżymy na łóżkach i szperamy w telefonach.
- Źle się czuję, więc chciałabym się położyć spać. - mówię, jednak potem gryzę się w język.
Jestem taką okropną paplą.
- Coś nie tak? - pyta Brad, zmieniając pozycję. Nadal leży, jednak teraz bokiem, przytrzymując ręką głowę.
- Nieważne.- kręcę głową, aby urwać temat.
- Czemu źle się czujesz? Nat coś mówiła o osłabieniu, ale nie bardzo się tym przejąłem. W tym świetle wyglądasz marnie i blado.
- Dzięki, naprawdę dzięki, Brad. Zawsze wiesz, jak pocieszyć dziewczynę.
- Do usług. - mówi i uroczo chichocze. - A tak na serio?
-Nic mi nie jest. - mówię, a za oknem zaczyna zrywać się wiatr.
Brad podchodzi i odsłania maksymalnie zasłonki, aby móc przyjrzeć się widokowi za szybą. Wpatruje się w gałęzie poruszane przez wiatr, po czym zasuwa zasłony i siada na łóżku, opierając plecy o ścianę.
- Chyba będzie burza. - stwierdza, a ja czuję,jak moje ciało się spina. Nienawidzę burzy, bardziej niż wszystko inne.
- Świetnie. - wzdycham. - Będziesz tu spał? - pytam i wskazuję na czarną torbę, leżącą przy szafie.
-Ta.
-Och, okay.
Staram się ukryć entuzjazm, który we mnie wzbudził tym jednym, prostym słowem. Jestem prze szczęśliwa, wiedząc, że podczas burzy będzie ktoś ze mną w pokoju, a fakt, że będzie tą osobą Brad, uszczęśliwia mnie jeszcze bardziej.
Co prawda cały tydzień go unikałam, tak samo, jak w dzisiejsze południe, jednak mam ochotę dać mu szanse. Może porozmawiamy, jak zwyczajni ludzie, nie kłócąc się o nic.
Gdyby nie ten jego zmienny charakter, byłabym zakochana po uszy.
* * *
Na zegarku dochodzi do dwudziestej drugiej. Wciągu tych kilku godzin rozmawiamy ze sobą, jak zwyczajni znajomi. Co prawda, Brad i jego ego, nie dają o sobie zapomnieć i co jakiś czas chłopak żartuje ze mnie.
Podejmujemy raczej neutralne tematy. Mówimy o szkole, zespole i sprawach bieżących z akademii. Żadne z nas nie ma odwagi zacząć poważniejszego tematu. Brad już najwidoczniej nie chce ze mną rozmawiać o tym, o czym chciał tydzień temu, a ja nie chcąc być nachalna i ciekawska, nie dopytuję.
Chociaż jest dopiero 22 to w wyniku zażycia lekarstwa, jestem zmęczona. Ponadto skutki brania leków uwydatniają się jeszcze bardziej, niż podczas lekcji. Czuję, jakby ktoś przewiercał mój brzuch, a w głowę walił ogromnym młotem. Staram się tego nie pokazywać, aby nie wzbudzić w Bradley'u żadnych podejrzeń.
Ziewam po raz kolejny i wstaję z łóżka. Musze pójść przygotować się do snu, dlatego chwytam szybko swoją różową kosmetyczkę i ręcznik, po czym idę do łazienki. Tam nakładam na twarz krem oraz związuję włosy w ciasnego warkocza, aby wstając jutro rano, nie mieć szopy. Szczotkuję jeszcze zęby, po czym wracam do pokoju.
Gdy otwieram drzwi Brad stoi w samych bokserkach przy moim biurku czytając coś. Kiedy słyszy dźwięk otwierania drzwi, odwraca się od mebla i chwyta za spodenki, które trzymał w dłoni.
To było dziwne. - myślę sobie.
Patrzę nieco onieśmielona na jego gołą klatkę piersiową, będąc jak zahipnotyzowana. Dopiero jego głos sprawia, że budzę się z tego dziwnego transu i przenoszę wzrok na ścianę. Siadam szybko na łóżko i patrzę wszędzie tylko nie na niego.
- Możesz popatrzeć. - mówi rozbawiony, widząc moje zakłopotanie.
Potakuję głową, jednocześnie uśmiechają się do niego w nerwowy sposób. Odsłaniam lekko kołdrę i wciskam się pod nią.
Kiedy koszulka leży na klatce piersiowej, Brad zgasza światło w pokoju i również kładzie się na łóżku, z tym , że nie na moim, a Natalie.Wyjmuje telefon, przez co niebieska poświata wyświetlacza, rozświetla nam pokój.
Przymykam oczy i pragnę znaleźć się już w krainie snów, jednak przerywa mi to głośny dźwięk grzmotu.
Przypuszczenia Brada się sprawdziły, dlatego jestem przerażona. Moje ciało się spina, a w głowie powstają najczarniejsze scenariusze, ponieważ od dziecka boję się tego zupełnie niepotrzebnego zjawiska pogodowego.
Tym razem grzmot jest jeszcze głośniejszy, niż poprzedni, a piorun jaśniejszy. Mimo ciemnych grubych zasłon rozświetla cały pokój, sprawiając, że przez chwilę jest biały.Wiercę się niespokojnie na łóżku, ubolewając nad pogodą.
Znalezienie dobrego miejsca na małym łóżku, wydaje się być czymś niemożliwym. Przekręcam się non stop z lewego na prawy bok, mając nadzieję, że to coś pomoże, jednak nic. Nie jestem w stanie zasnąć, choć zmęczenie daje o sobie znaki.
Gdy po raz kolejny przekręcam się tym razem w stronę ściany, Brad cicho chichocze, na co się rumienię. Słyszę, jak podnosi się ze swojego łóżka i idzie w moją stronę.
Momentalnie odwracam się w jego stronę i marszczę brwi, nie mając pojęcia o co może mu chodzić.
- Posuń się trochę. - mówi cicho, prawie szepcząc.
Patrzę na niego nieufnie, nie wiedząc czy jego zamiary są dobre, jednak gdy posyła mi uroczy uśmiech, mówiący o tym, żebym była spokojna, robię to. Przesuwam się do ściany, dotykając jej plecami.
- Leż spokojnie i nie trzęś się, jak galareta. - mówi do mnie rozbawiony.
- Po co w ogóle przyszedłeś? - pytam cicho, nie mając pojęcia dlaczego. W pokoju jesteśmy przecież tylko my.
-Nie mogę znieść tego jak się wiercisz. - odpowiada - A teraz, gdy będziemy razem leżeli, nie będziesz miała gdzie się przekręcić. - dopowiada uśmiechając się.
Gdy chcę się przekręcić tyłem do niego, uniemożliwia mi to, kładąc rękę na moim biodrze.
-Trzymaj łapy przy sobie. - odpowiadam szorstko, na co on śmieje się w moje włosy. - Mówię poważnie, Brad. - patrzę w górę w jego oczy, jednak on nic sobie z tego nie robi.
- Przecież to tylko ręka. - zaczyna się bronić, ale natychmiast mu przerywam.
-Teraz ręka, a potem? Nie wiadomo co ci strzeli do tej zboczonej głowy.
Brad parska śmiechem, a ja w tym czasie próbuję się przekręcić. Niestety nic z tego. Chłopak przysuwa się do mnie, jeszcze bardziej uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch.
- Więc twierdzisz,że jestem zboczony? - pyta z zadziornym uśmiechem.
- Nieważne, powiedziałam to od tak sobie. - kłamię, bo doskonale wiem, że chłopak taki jest.
- A może nie jesteś tego pewna i muszę Ci to jakoś udowodnić? - pyta przyciszonym głosem, sprawiając, że mój oddech jest nierówny.
- N - nn - nie musisz. - ledwo odpowiadam, ponieważ robi mi się gorąco.
Chłopak sunie delikatnie swoją dłonią z mojego biodra, na pośladek. Zaciska na nim palce, na co lekko się wzdrygam. Choć jest to przyjemne to muszę to przerwać.
-Prze - przestań. - znowu się jąkam, ponieważ czuję gorący oddech Brada na szyi. Chłopak obsunął się na materacu niżej, więc leży teraz na równi ze mną.
Dotyka lekko swoimi malinowymi ustami mojej szyi, jednak jej nie całuje.
- Brad, masz natychmiast przestać. - mówię twardo, wyrywając się z tego niebezpiecznego stanu, w jaki wprowadza mnie chłopak.
- Och, już dobrze, dobrze. - jęczy Brad i powraca do dawnej pozycji z ręką na moim biodrze.
Burza po raz kolejny nie zawodzi, a głośny grzmot wypełnia, jednocześnie panującą w pokoju ciszę.Wzdrygam się ponownie, w wyniku zimnego dreszczu, który przechodzi przez moje ciało i zaciskam mocno palce na szarej poduszce.
- Boisz się burzy? - pyta Brad, widząc moją reakcje.
Kiwam jedynie głową, zaciskając powieki jeszcze bardziej, gdy światło błysku przedostaje się do pokoju poprzez szczelinę między firankami.
Burza to jedyny strach, którego nie potrafię przezwyciężyć.
- Nie bój się, jestem przy tobie. To naprawdę nic strasznego. - mówi chłopak łagodnym tonem.
Tonem,który kocham u niego najbardziej.
Tonem,który słyszę może trzeci raz w życiu.
Tonem,który pragnę słyszeć codziennie.
Przez kilka minut panuje cisza, więc mam nadzieję, że Brad już zasnął. Podnoszę oczy do góry, by sprawdzić czy śpi, jednak chłopak przygląda mi się. Odwracam wzrok i zamykam oczy.
- Nadal czujesz się osłabiona? - pyta przejęty, co jest dla mnie dużym zdziwieniem.
- Yhym. - mamroczę cicho pod nosem.
- Nina, czy to na pewno zwykłe osłabienie? - ponownie pyta, jednak tym razem bardziej podejrzliwie.
- Taa...
- Ale?
- Ale nic. - urywam temat.
Nachodzi mnie ochota, aby komuś się wygadać i opowiedzieć o swojej chorobie, ale boję się, jak cholera.
- Mam wrażenie, że coś ukrywasz. - stwierdza.
- Ty zapewne też, kaźdy ma swoje tajemnice. - odpowiadam, nadal mając przymknięte oczy.
- Nino, spójrz na mnie. - mówi cicho. - Nie lubię do ciebie mówić, gdy unikasz mojego wzroku.
Zaraz...co?
Pomijając fakt, że Brad ledwo mnie akceptuje, a ja jestem w nim zauroczona, to moglibyśmy uznać, że to zdarzenie, które teraz ma miejsce jest romantyczne. Jest tylko zasadnicze 'ale' - moglibyśmy.
Wiem, że ta moja sympatia względem Brada to jakiś poraniony pomysł, ale nie potrafię się jej wyzbyć, nie po dzisiejszym wieczorze, o nie...
Gdy moje powieki stają się już cięższe, przymykam oczy i prawie odpływam do krainy Morfeusza.Słyszę jeszcze tylko ,jak Brad kręci się na łóżku, przysuwając do mnie jeszcze bardziej.
Obejmuje mnie szczelniej swoim ramieniem i szepce do ucha:
- Gdy mówiłem, że wolałbym spędzić ten piątek w inny sposób - zaczyna mówić, po czym na chwilę stopuje. - Kłamałem.
Bicie mojego serca znacznie przyśpiesza i czuję się, jakby co najmniej powiedział, że chce, abym została jego żoną.
Teraz jestem pewna.To już nie jest zauroczenie. - zakochałam się.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
O. MÓJ. BOŻE.
1,5 K odczytu i 212 gwiazdek na wattpadzie oraz 8,1 K wyświetleń na blogspocie.
CZY JA ŚNIĘ?!?
Chyba tak,kurcze nie wiem jak Wam wszystkim dziękować.Jesteście najlepsi <3
a jak rozdział? trochę fangirls feels było, co nie? mam nadzieję, że już nie będziecie narzekały na brak Brada, bo od teraz będzie go coraz więcej, aż będziecie miały go dość.SERIO XD.
po za tym już mam gotowy rozdział 12 i on jest taki omfg. w ogóle wiecie co? miałam taki super seeeen i humor mi dopisuje więc jej. tak to jest jak się crush śni hahhaa przez to będzie w kolejnym rozdziale tyle tego wszystkiego ,ze djbsanjfcbsendfkjbnf *-* gdy go czytam to sie sama jaram,ale Was potrzymam jeszcze w niepewności i jak się postaracie troszkę to dodam go w wigilię,awh <3 taki prezent ode mnie dla Was xx
wystarczy tylko,że skomentujecie rozdział,to na prawde nie wiele dla Was,ale dla mnie to strasznie wielka motywacja do dalszej pracy.
pozostawiam Was z fangirls feels i lecę myśleć nad kolejnym rozdziałem,uhuhuhuuh
OFICJALNIE SHIP NINY I BRADA NAZYWA SIĘ - B R I N A
10 kom i 15 gwiazdek - next
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro