Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozterki przyszłego monarchy

Rozdział drugi

Było przyjemne popołudnie w Ignacii.

Słońce świeciło, jednak nie doskwierał nieprzyjemny upał, jak to zwykle było w niewielkiej wiosce.

Niewielka rodzina postanowiła skorzystać ze słonecznej pogody i wybrała się na spacer po łąkach, otaczających Ignacie. 

Przed trójką dorosłych biegała radośnie czteroletnia dziewczynka, która (tak jak każdy znajomy ich rodziny twierdził) wyglądała zupełnie jak jej tata. Amber, bo tak miała na imię córka Kai'a i Skylor Smith, z niezwykłym zainteresowaniem zbierała kwiatki i później podawała je swoim rodzicom, za każdym razem zachwycając się nimi i mówiąc, jakie one są piękne.

Rodzice malutkiej Amber szli koło siebie, uważnie obserwując córeczkę, uważając na jakiekolwiek niebezpieczeństwa. Nie chcieli, aby ich oczku w głowie, którym była właśnie ich córka, stało się cokolwiek złego.

Koło młodego małżeństwa szła siostra Kai'a — Nya. Trójka Smith'ów spokojnie i beztrosko spacerowała.

— Nya — Skylor zawołała swoją szwagierkę, znajdując się teraz pomiędzy Kai'em a nią. Kobieta objęła z delikatnością czarnowłosą wokół talii, co także zrobiła Nya.

Skylor i Nya od zawsze były świetnymi przyjaciółkami.

Przyjaźniły się na długo zanim Sky zaczęła spotykać się z Kai'em. 

Chłopak zawsze był zajęty w kuźni, więc nigdy nie wychodził spotkać kogoś nowego (co samo w sobie było raczej trudne, biorąc pod uwagę, że mieszkali w niewielkiej Ignacii), bo jego najważniejszym zmartwieniem było zarobienie na siebie i swoją siostrę. Zmieniło się to kiedy w wolnych chwilach zaczął coraz bardziej poznawać Sky i z czasem zwykła znajomość przekształciła się w coś więcej.

Zanim Skylor w jakikolwiek sposób mogłaby przejść do tematu, który chciała poruszyć ze swoją przyjaciółką, przerwało jej wołanie malutkiej Amber.

— Ciociaa! — dziewczynka podbiegła do czarnowłosej kobiety i zaczęła ciągnąć ją za szeroką nogawkę jej spodni.

— Co się stało, Amber? — zapytała Nya, kucając przy niej. Nya delikatnie odgarnęła grzywkę dziewczynce z czoła, która zaczęła jej wpadać do oczu, co było znakiem dla czarnowłosej, że najwyższa pora podciąć jej włosy.

Amber złapała Nye za policzki swoimi malutkimi dłońmi i spojrzała swojej cioci głęboko w oczy, przystawiając swoje czoło do jej.

— Chce ci coś pokazać — odpowiedziała jej w pełni poważnie i można było wyczuć w jej głosie nutkę dramaturgii, co wywołało u Nyi uśmiech — To jest takie ładne! Chooodź! — Amber zaczęła ciągnąć kobietę za rękę, a Nya z delikatnym śmiechem podążyła za bratanicą.

Amber zaprowadziła czarnowłosą w znane sobie miejsce, po czym kucnęła przy jednym kwiatku. Nya podążyła za nią i zrobiło to samo, co ona. Jej oczom ukazał się biały kwiatek, taki którego zazwyczaj się w tych okolicach nie spotykało, a na nim siedziała biedronka, którą Amber była bardzo zafascynowana.

— Prawda, że jest śliczne, ciociu? — zapytała dziewczynka, patrząc z zaciekawieniem na dorosłą kobietę. Nya przytaknęła z uśmiechem i objęła ją, składając delikatny pocałunek nad grzywką Amber.

Uwagę Nyi przykuło jakieś błyśnięcie, które zauważyła kątem oka. Dziewczyna wstała i zaczęła podchodzić w tamtą stronę, aby sprawdzić, co tam się znajdowało.

Kiedy czarnowłosa znalazła się bliżej źródła błyśnięcia, to zauważyła, że tym czymś, co przykuło jej uwagę był miecz, od którego promienie słoneczne odbijały się, powodując właśnie ten błysk, który chwilę temu Nya zauważyła. Obok broni leżał nieprzytomny mężczyzna. Ten widok wprawił Nyę w szok, przez co gwałtowanie wciągnęła powietrze, wydając z siebie charakterystyczny dźwięk.

A to odwróciło reakcję Amber od biedronki, przez co zaczęła się zbliżać zaciekawiona, do miejsca, gdzie znajdowała się Nya.

— Co tam znalazłaś, ciocia? — zapytała się brązowowłosa, a Nya gwałtownie się odwróciła w stronę dziewczynki tak, aby zakryć leżące ciało. Nya nie miała pewności czy tajemniczy mężczyzna żyje, a nie chciała niepotrzebnie narażać Amber na widoki, które w tym wieku z całą pewnością nie powinna była widzieć.

— Idź zawołaj tatę — poprosiła dziewczynkę, na co Amber ochoczo przytaknęła i od razu pobiegła w stronę rodzica, wołając go po drodze, aby zwrócić na siebie jego uwagę.

Nya podeszła bliżej do leżącego chłopaka i kucając przy nim, przyłożyła swoją dłoń w okolice jego tętnicy żylnej, aby sprawdzić, czy nieznajomy w ogóle żyje.

Na szczęście poczuła puls, jednak delikatny. Zaczęła oglądać chłopaka, żeby zobaczyć czy nie ma żadnych ran, które mogłyby zagrażać jego życiu, ale nic takiego nie zauważyła. Miał jedynie kilka siniaków i zadrapań.

Po chwili znalazł się przy niej jej brat.

— Co się stało? — zapytał, a dziewczyna westchnęła.

— Nie wiem, znalazłam go tu leżącego — Nya, nie patrząc nawet na brata, chwyciła pod ramię nieprzytomnego chłopaka.

— Co ty robisz? Oszalałaś!? Przecież nie wiemy kto to jest! — szepnął w jej stronę Kai, nie chcąc aby jego córka go usłyszała — Co jeśli okaże się, że jest jakimś zbiegiem, przestępcą i jak tylko się obudzi, to pozabija nas wszystkich, jak tylko nadarzy się taka okazja!?

— Uspokój się, Kai! — Nya też zaczęła mówić ciszej — Chyba nie chcesz go tu tak zostawić na pastwę losu? Jaki dajesz przykład córce? — powiedziała, dobrze wiedząc, że ten argument był dla niego nie do obalenia. To zawsze działało i nawet w tej chwili nie zawiódł jej.

— Ugh, musisz przestać tego używać — jęknął Kai i od razu znalazł się po drugiej stronie, chwytając nieprzytomnego chłopaka pod ramię i kierując się w stronę ich domu na obrzeżach.

— Jak mogłabym, kiedy on zawsze działa — zaśmiała się dziewczyna, zadowolona z siebie.

— W ogóle, zauważyłaś te ozdoby na jego ubraniach? Jest zamożny, nie ma wątpliwości. Ugh, to nie może się dobrze skończyć... — jęknął Kai, ale Nya mu na to nic nie odpowiedziała, tylko szła przed siebie.

Minęły dobre dwa dni odkąd rodzina Smith'ów znalazła na łące nieprzytomnego księcia.

I przez te dwa dni Jay nie obudził się.

Tak naprawdę rodzina zaczęła powątpiewać w to, że chłopak na pewno żyje. Twierdzili, że lada chwila powinien się ocknąć, ale ta chwila nie następowała.

Jednak nie mogli pozwolić sobie na to, aby ta sytuacja przeszkodziła im w codziennym życiu. Musieli w końcu wrócić do swoich obowiązków, które na nich czekały.

Więc te dwa dni dla rodziny Smith'ów minęły prawie że tak jak wszystkie inne dni.

W okolicach wieczora książę zaczął się wiercić. Powoli zaczął odzyskiwać przytomność. Kiedy w końcu otworzył oczy pierwsze, co zobaczył to były ostatnie promienie słoneczne zachodzącego już słońca, wpadające przez okno i czterolatkę, która siedziała tuż przy nim, z zaciekawieniem wpatrując się w jego twarz, oglądając każdy jeden mały detal.

W pierwszej chwili Jay w ogóle nie wiedział, co się dzieje.

Co to za dziecko?

Chcąc nie chcąc chłopak odsunął się trochę od dziewczynki i zaczął poprawiać się do siadu.

W ogóle nie wiedział, gdzie się znajduje, co tam robi i jak się tam znalazł.

Nie pamiętał także za bardzo co się stało.

W jego pamięci znajdowały się jedynie pojedyncze obrazy z ucieczki i ataku.

Malutka Amber jednak nie przejęła się zdziwieniem i dystansem, które emanowały od tajemniczego przybysza. Wciąż opierała swoją główkę na dłoniach, łokcie opierając o materac sofy, na której spał Jay. Patrzyła w niego z typową dla dzieci ciekawością i iskierką w oczach. 

— Jak masz na imię? — zapytała swoim słodziutkim głosikiem po chwili milczenia — Kim jesteś? Co tu robisz? Jak się tu znalazłeś? Jesteś kimś ważnym? Masz żonę? Co robisz... — dziewczyna od razu zaczęła zadawać masę pytań, a dla Jay'a trudnością było zrozumienie, co ona w ogóle mówi, bo prędkość z jaką ona wypowiadała coraz to nowsze pytania była zniewalająca.

A mówili, że to ja szybko mówię...

— Oj, Amber — nagle zabrzmiał łagodny, kobiecy głos i Jay mógłby przysiąc, że właśnie usłyszał anioła. Nigdy nie pomyślał, że ktokolwiek mógłby mieć taki ładny głos.

Jay odwrócił swoją głowę, w stronę z której owy głos dobiegał. Chciał się dowiedzieć kto to był.

Zobaczył młodą, czarnowłosą dziewczynę o delikatnych rysach twarzy i czekoladowo brązowych oczach, które patrzyły z miłością na dziewczynkę przed nim.

A Jay miał wrażenie, że oderwanie wzroku od niej równało się z niemożliwym.

I może wydawało się, to trochę dziwne i nieprawdopodobne, ale ta dziewczyna (mimo że Jay kompletnie nic o niej nie wiedział, nawet nie znał jej imienia) wydawała się być najpiękniejszym (wewnętrznie i zewnętrznie) człowiekiem, jakim kiedykolwiek widział.

Tak naprawdę to Jay nigdy nie czuł nic takiego i nie wiedział, co robić.

Czy to było zauroczenie?

Jak najbardziej. I to nawet dosyć mocne. Jednak mimo że Jay nie miał do czynienia z takimi uczuciami i w tej sferze był kompletnie zielony, to był świadomy, że to na pewno nie była miłość.

Miłość od pierwszego wejrzenia nie istniała.

Zdawał sobie sprawę, że to zauroczenie najprawdopodobniej niedługo minie, a sam książę będzie musiał zapomnieć o tej ślicznej dziewczynie.

Ale to nie teraz.

Stała tam z niebieską konewką w ręce, znajdując się w pobliżu różnych roślin, które zapewne chwile temu podlewała.

— Daj panu odetchnąć. Na pewno jest zagubiony — dziewczyna podeszła bliżej. Kiedy Amber, która, tak jak Jay'owi się wydawało, zapewne była córką tajemniczej piękności, przytaknęła na jej słowa na znak, że rozumie i zgadza się na to, co właśnie powiedziała. Czarnowłosa przeniosła swój wzrok na księcia — Potrzebujesz czegoś? Wody? Posiłku? — zapytała z troską.

Jay przez chwilę wpatrywał się w twarz dziewczyny, nie wiedząc za bardzo co teraz począć ze sobą. Zdawało się, że całkiem zapomniał, jak się porozumiewać z ludźmi.

— Gdzie jestem...? — tylko tyle zdołał z siebie wydusić.

— W Ignacii.

Jay słysząc te słowa cicho odetchnął z ulgą. Fakt, że już znajdował się na terenie Królestwa Ninjago, stanowił dla niego niesamowitą ulgę.

— Znaleźliśmy cię nieprzytomnego na łące. Od razu cię tu przyprowadziliśmy. Spałeś dwa dni — brązowooka chcąc przerwać niezręczną ciszę, postanowiła opowiedzieć po krótce, jak go znaleźli — Um, co się stało? — odważyła się zapytać.

Była pewna, że musiało się stać coś poważnego. Wątpiła w to, że bez większego powodu znalazł się na środku nikąd, nieprzytomny.

A jeśli nawet chłopak oznajmiłby, że nic się nie stało, to i tak by mu nie uwierzyła.

Jay nie wiedział co odpowiedzieć. Naprawdę nie wiedział, czy może jej ufać i nie miał zamiaru wyjawiać wszystkiego obcej osobie, nieważne jak bardzo śliczna ta osoba była. Wiedział, że jeśli zrobiłby to, z pewnością pożałowałby tego.

— Nastąpiły pewne... komplikacje — odpowiedział niepewnie, a dziewczyna widząc nie komfort, który ogarnął chłopaka, postanowiła nie drążyć dalej tematu.

— Chodź, Amber — dziewczyna po chwili zawołała dziewczynkę — Damy panu trochę prywatności — na te słowa dziewczynka zaczęła kiwać głową i praktycznie w tej samej chwili wybiegła z pomieszczenia — Tutaj masz ubrania na przebranie — pokazała na stertę odzieży, która leżała na drewnianym krześle niedaleko — Myślę, że powinny na ciebie pasować. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, to nie zawahaj się poprosić. Możesz zostać na jak długo chcesz, aby stanąć na własne nogi... — powiedziała i zaczęła kierować się w stronę wyjścia z pokoju.

— P-poczekaj — zawołał nagle, a dziewczyna się odwróciła — Jak masz na imię? — zapytał nie pewnie. Nie wiedzieć czemu zadanie tego banalnie prostego pytania wprawiało przyszłego króla w delikatny stres i zdenerwowanie.

— Nya.

— Jestem Jay.

Nya uśmiechnęła się w jego stronę, a ten widok sprawił, że Jay także uśmiechnął się do niej. Po tym dziewczyna wyszła, dając mu chwile na przebranie się.

Książe Jamanakai chwycił za ubrania leżące na krześle niedaleko i zaczął przebierać się.

Nie wiedział co ma teraz zrobić.

Król rozkazał mu ucieczkę do Eda i Edny, czyli do miłej, starszej pary, którzy kiedy to Jay był jeszcze malutkim dzieckiem, opiekowali się nim. I w tamtej chwili dla Jay'a nawet opcją nie było niepodporządkowanie się woli ojcu. Wiedział, że musi zrobić tak jak mu kazał. A to znaczyło, że musi skierować się do Dzikiego Lasu, które było jedynym punktem orientacyjnym, który mógłby mu pomóc dojść do domu starszej pary.

Mieszkali na pustyni i znalezienie ich domostwa bez tej informacji było zadaniem niemalże niemożliwym do wykonania.

Nie wiedział też ile zajmie mu droga i jak w ogóle ma tam dojść.

Wizja, że mógłby napotkać na swojej drodze, któryś z Wężonów, była dla niego straszna, bo z pewnością nie poradziłby sobie z nimi w pojedynkę.

Do tego nie miał przy sobie Cole'a i to znacznie utrudniało zadanie młodemu księciu.

Chwile siedział, dalej zastanawiając się nad swoją beznadziejną sytuacją, kiedy usłyszał kroki. Podniósł wzrok i zobaczył tę samą czteroletnią dziewczynkę, która dumnie kroczyła ze szklanką wody w ręce, z całych sił starając się, aby nie wylać chociażby kropelki wody. Amber jednak potknęła się o róg dywanu, przez co delikatnie się zakołysała, ale udało jej się i nie wylała zawartości szklanki na ziemie. Postawiła szklankę na stół i usiadła koło Jay'a, zapewne już zastanawiając się, jakie kolejne pytanie mu zadać. Za nią szła Nya z posiłkiem, które przyszykowała dla ich gościa. 

— Przepraszam — Nya postawiła talerz koło szklanki — Uparła się, że chce pomóc — dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco w stronę księcia.

— Nie szkodzi. Dziękuje za wszystko — powiedział, patrząc w jej brązowe oczy i nie powstrzymując cisnący mu się na twarz uśmiech. Chłopak zauważył, że nie uśmiechnięcie się, kiedy Nya także to robiła, było zadaniem wręcz niemożliwym. To było po prostu zaraźliwe — Twoja córka jest bardzo pomocna i urocza — postanowił dodać, nie wiedząc tak naprawdę co ma teraz powiedzieć.

Fakt, że Nya mogła mieć córkę, co najprawdopodobniej oznaczało, że była także zamężna, sprawiało delikatne ukłucie w sercu Jay'a, a on nie wiedział za bardzo czemu.

Przecież jej nie znał, więc czemu przeszkadzała mu sama ta myśl, że dziewczyna ma już własną rodzinę?

— To prawda, ale Amber niestety nie jest moją córką — brązowooka zaśmiała się delikatnie, a jej słowa i chichot sprawiły, że samopoczucie Jay'a od razu polepszyło się.

Prawie zapomniał, że nie ma za bardzo jak dostać się do Eda i Edny, że nie ma przy sobie swojego jedynego przyjaciela – Cole'a, a do domu nie może wrócić, co oznaczało, że nie wiadomo przez ile czasu nie będzie mógł zobaczyć swojej rodziny.

Na dodatek nie wie nawet, czy jego rodzice i Cole jeszcze żyją.

Prawie.

— Jest moją bratanicą.

— No to skąd jesteś? Gdzie się wybierasz? — młoda Amber znowu zaczęła zagadywać Jay'a kolejnymi pytaniami. Na początku młody książę nie rozumiał jej za bardzo, ale z każdym pytaniem zaczął coraz bardziej domyślać się o co jej chodzi.

— Chodź, Amberka — Nya zawołała brązowowłosą dziewczynkę — Dajmy panu zjeść w spokoju. Zobaczymy czy mama już wróciła?

Amber za to, jak tylko usłyszała o swojej mamie, to nagle rozpromieniła się i niemalże wybiegła z pokoju, przy tym życząc Jay'owi smacznego.

Dziewczynka szybko zniknęła.

Nya także życzyła przybyszowi przyjemnego posiłku, po czym zaczęła kierować się za śladami ruchliwej czterolatki.

— Poczekaj — zawołał Jay, chcąc zadać jej kluczowe dla niego pytanie. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę z zaciekawieniem, czekając, aby usłyszeć, co miał jej do powiedzenia kasztanowłosy.

— Tak?

— Mogłabyś mi powiedzieć, jak daleko stąd jest Dziki Las?

— To kawałek drogi — dziewczyna zamilkła — Jakieś dwa, trzy dni drogi pieszo — odpowiedziała po chwili zastanowienia — A co? Wybierasz się tam?

— No taak — przeciągnął trochę Jay. Chciał pozostać tajemniczy i nie wyjawiać rodzinie, co się stało i co ma zamiar teraz zrobić, bo po prostu nie wiedział czy może im zaufać. Mimo że do tej pory Nya i jej bratanica nie okazały mu nic oprócz gościnności.

Niestety Jay od zawsze miał problem z dochowywaniem tajemnic.

Przez chwilę zastanawiał się, czy nie lepiej byłoby jakby im opowiedział wszystko. Przynajmniej tak mniej więcej, aby mieli jakieś rozeznanie, co się dzieje. Zasługiwali na odrobinę prawdy, biorąc pod uwagę, że pomogli mu i przenocowali go, dając mu pożywienie, ubrania i wodę. A to wszystko zrobili bezinteresownie i to całkowicie obcej im osobie.

Na pierwszy rzut oka Nya wydawała się dobrym człowiekiem.

— Dziki Las to cel mojej wyprawy — powiedział tylko tyle, na co Nya przytaknęła i opuściła pomieszczenie.

Książe wziął się za swój posiłek, a kiedy skończył, postanowił, że odnajdzie kuchnie i posprząta po sobie.

Stwierdził, że na te chwile przynajmniej tyle jest w stanie zrobić.

Problem tkwił w tym, że Jay nie miał bladego pojęcia gdzie znajduje się kuchnia, gdzie mógłby po sobie pozmywać.

Nie zważając na to, niebieskooki wyszedł z pokoju i znalazł się na korytarzu. Chłopak usłyszał jak z pomieszczenia obok tego, które znajdowało się naprzeciwko niego, dobiegają jakieś głosy, więc postanowił zobaczyć kto tam jest i ewentualnie zapytać się, gdzie jest kuchnia, której poszukiwał.

Szczęście mu chyba sprzyjało, przynajmniej w niewielkim stopniu, bo kiedy spojrzał zza ściany, to zobaczył Nye, opierającą się o blat, małą Amber, która siedziała na blacie, a przy niej czerwonowłosą kobietę, której jeszcze nie widział.

Kiedy tylko chłopak znalazł się w progu, Nya zauważyła go i odwróciła swoją uwagę od kobiety i dziecka, spoglądając na Jay'a z zaciekawieniem.

— Heej — powiedziała na początku, nie zwracając uwagi na to, że już dzisiaj rozmawiali ze sobą — Potrzebujesz czegoś?

Chłopak z uśmiechem pokręcił głową. 

— Nie, dziękuje. Chciałem tylko trochę pomóc i pozmywać — odpowiedział, a czerwonowłosa kobieta, która dotychczas była zajęta zabawą z Amber, odwróciła się w ich stronę.

— Oj, nie martw się tym — zachichotała delikatnie, wciąż rozbawiona (najprawdopodobniej) rozmową z dziewczynką — Ja się tym zajmę — od razu znalazła się przy Jay'u i zanim mógł w jakikolwiek sposób zareagować, zabrała mu z rąk naczynia i zaczęła sprzątać — Jestem Skylor — przy okazji dorzuciła — Mama tej tu Amber.

— Jay — przedstawił się krótko — Wiesz... poradziłbym sobie, naprawdę nie trzeba...

— Aj tam — machnęła ręką. Po chwili spojrzała na niego kątem oka — Wiesz... Te ciuchy chyba nie są odpowiednie na księcia, co? — rzuciła ni stąd, ni zowąd. 

Na te słowa Jay delikatnie pobladł.

Czy o-one...? Skąd? Jak?

Jak to było możliwe, że się domyśliły?

Zanim mógł cokolwiek powiedzieć trójka dorosłych i dziewczynka usłyszała skrzypnięcie otwierających się drzwi, po czym dobiegł męski głos, który cicho wymamrotał "cholerne ustrojstwo" prawdopodobnie na coś narzekając.

— Tataaa! — krzyknęła nagle Amber, próbując zejść z blatu, z czym pomogła jej mama. Od razu pobiegła na korytarz, zgrabnie mijając przy przejściu Jay'a.

— Hej, Ambi! — w przedpokoju znów można było usłyszeć ten sam męski głos.

Owy mężczyzna także po chwili znalazł się w kuchni ze swoją córką na rękach.

— Witaj, książę — zwrócił się Kai do Jay'a. Sam Kai nie wiedząc za bardzo, co się robi w takiej sytuacji, delikatnie ukłonił się.

W życiu by nie pomyślał, że kiedykolwiek spotka jakiegoś członka rodziny królewskiej.

Widać było, że chłopak zaczął czuć się trochę nieswojo. Podrapał się delikatnie po karku i wydał z siebie niezręczny śmiech.

— Jeśli można, to wolałbym, żebyście mówili do mnie po imieniu — chłopak zwrócił się do rodziny Smith'ów z niecodzienną prośbą, którą oni nijak nie skomentowali, tylko pokiwali głową, szanując decyzję księcia — Jestem Jay — teraz zwrócił się do brązowowłosego.

— Kai — ojciec Amber także się przedstawił, posyłając mu delikatny uśmieszek.

Kai po tym (wciąż ze swoją córką na rękach) mijając swoją siostrę, potarmosił ręką jej włosy na powitanie, na co Nya delikatnie jęknęła niezadowolona z tego. Następnie podszedł do swojej żony i złożył na jej ustach delikatny pocałunek, na który sama Amber zareagowała z wymalowanym wstrętem na swojej twarzy.

— Ale musicie tak przy mnie...? — zapytała z wyrzutem, na co każdy z nich zareagował śmiechem.

— A więc, jak się domyśliliście? — zapytał Jay Nyi, nie chcąc przeszkadzać Amber i jej rodzicom.

— Och — zanim Nya w ogóle zdążyła otworzyć usta, żeby odpowiedzieć chłopakowi na pytanie, to Skylor, która podsłuchiwała ich rozmowę (która zresztą nie zdążyła się tak naprawdę dobrze zacząć) i do czego w ogóle nie miała zamiaru się przyznawać, wtrąciła się — Swojego czasu pracowałam w bibliotece tu w Ignacii. Są tam portrety każdej rodziny królewskiej w Ninjago. I są wymieniane na nowsze zawsze, kiedy jest jakaś ważna okazja czy uroczystość.

Jay przytaknął, bo to miało sens. Pamiętał jak zaledwie dwa lata wcześniej musiał pozować do nowego porteru z rodziną, ponieważ miał już osiemnaście lat, stał się dorosły. A to według niektórych była bardzo istotną rzeczą i z powodu tej okazji niemalże koniecznością było namalowanie nowych portretów i wymienienie starych w większości bibliotekach w krainie Ninjago.

Nya i Jay z uśmiechem patrzyli jak mała Amber bawi się i zaczepia swoich rodziców, zwracając na siebie ich uwagę. Kai podniósł do góry dziewczynkę, a ta zaczęła się śmiać, bo uwielbiała kiedy on ją podnosił. Na sam dźwięk jej śmiechu, który jej najbliżsi tak bardzo uwielbiali, bo twierdzili, że to najpiękniejszy dźwięk, jaki tylko kiedykolwiek usłyszeli, na twarzach jej rodziców wpłynął jeszcze większy uśmiech niż przedtem.

Młody książę widząc, z jaką miłością jej rodzice patrzą na nią, nie mógł się powstrzymać napływających myśli o swoich rodzicach, na których zależało mu najmocniej na świecie. 

...nie możesz tu wrócić, dopóki nie dam ci znać...

Jay nie miał bladego pojęcia ile czasu miałaby trwać jego ucieczka. Mogło się to ciągnąć latami, a sama myśl o tym, że miałby nie widzieć swoich rodziców przez najbliższe kilka lat sprawiała, że w gardle rosła mu gula, a oddech stawał się ciężki.

Nie chciał tego.

Byli w końcu jego rodzicami. Inni mogliby stwierdzić, że jest już za stary, aby nie móc przeżyć kilka lat rozłąki z nimi, ale Jay od zawsze był z nimi zżyty i wszystko przeżywał głębiej niż inni.

Król nie ucieka od problemów swojego królestwa.

I przyszły władca też nie.

Nagle wszystko stało się jasne.

Wszystkie jego wątpliwości i strach ustąpiły miejsca pewności siebie i determinacji.

Jay już dawno nie był taki pewny swoich decyzji jak teraz.

Odpowiedź na pytanie, co ma zrobić teraz, stała się przejrzysta jak nigdy dotąd.

Pora wziąć sprawy w swoje ręce i zawalczyć o coś, co prawowicie należało do niego.

Musi wrócić do swojego królestwa, z którego tak zawzięcie uciekał i stawić czoła wrogowi, walcząc o przyszłość swoją, rodziców jak i wszystkich mieszkańców Jamanakai.

— I co teraz zrobisz? — do uszu przyszłego władcy dotarł milutki ton głosu Nyi, która jeszcze sekundę temu zawzięcie wysłuchiwała opowieści Jay'a. Książe zgodził się opowiedzieć w wielkim skrócie, co się stało, stwierdzając, że rodzina Smith'ów z pewnością nie jest dla niego żadnym zagrożeniem.

A przynajmniej znając część prawdy mogliby mu podpowiedzieć co i jak, jak gdzieś dojść itd.

— Jeszcze nie wiem jak, ale muszę odbić moje królestwo.

*******************

Z tego co pamiętam, to ostatnio nie wspomniałam, że rozdziały nie będą pojawiać się regularnie. Będę pisać kiedy najdzie mnie ochota, nic na siłę. Więc dlatego rozdział pojawił się 2 miesiące po ostatnim xD

To tyle, skarby. Bye ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro