Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

The return of the stars

Witajcie kochani!

Uff.. nareszcie skończyłam moje dzieło. Pracowałam nad nim prawie trzy tygodnie. Mam nadzieję, że wam się spodoba.

Przekroczyło ono moje jakiekolwiek limity, gdyż ma 14 331 słów! Nigdy nie sądziłam, że napiszę kiedyś coś tak długiego.

Nie będę zbędnie przedłużać. Zapraszam do przeczytania!

Postacie:
KLAN PÓŁNOCY:

Przywódca: Szkarłatna Gwiazda- szary kocur o błyszczących morskich oczach.

Medyczka : Wrzosowy Lot - Ciemnoruda kotka o bursztynowych oczach
Wojownicy:

Deszczowe Niebo- kremowy kocur z różnymi wzorami na futrze i ciemnozielonych oczach.

Pumi Skok- czarna kotka o niebieskich oczach.

Wierzbowy Szum- rudy kocur o zielonych oczach.

Orle Oko- rudo-czarna kotka. Ma białą końcówkę ogona, skarpetki na dwóch łapach i biały brzuch. Ma złoto-niebieskie oczy. Na grzbiecie ma pręgi, tak samo jak na przedniej łapie.

MIASTO:

Sokoli Szpon- Szpon- brązowo-biały kocur o brązowych oczach.

Świt- kasztanowa kocica o bursztynowych oczach.

Burza- czarny kocur o zielonych oczach. Brakuje mu połowy ucha i ma paskudne blizny na przedniej łapie.

Niebo- szary kocur o piwnych oczach.

Noc- złota, cętkowana kocica o długim ogonie. Ma bliznę na oku i nie zagojoną ranę na barkach. Ma niemalże czarne oczy.

Zorza- szylkretowa kotka o złotych oczach.

Byk- ciemno-brązowy kocur o niebieskich oczach.

Brzask- wielki, masywny kot o bursztynowych oczach i rudym futrze.

POSTACIE EPIZODYCZNE:

Pył- biała kotka o złotych oczach. Jest zaniedbana.


Listek- malutki, biały kocurek o rudych plamach na ciele.

Autorką wszystkich kotków jest Nakrapiana123 . Bardzo dziękuję za tak piękne i szybko wykonane prace ❤️

Było południe, kiedy to się wydarzyło... Kiedy jeden kot, stracił wszystko... Partnerkę... Rodzinę... Przyjaciół... Klan, który kochał i był gotowy oddać za niego życie... zaufanie... szacunek... przynależność.

Słońce świeciło wyjątkowo mocno. Oświetlało bardzo dokładnie sylwetki kotów zgromadzonych na polanie. Łąkę spokojnie można byłoby nazwać ciemną, gdyż każde stworzenie rzucało własny cień. Tylko jeden cień był inny. Znacznie większy od pozostałych.

-Dlaczego to zrobiłeś? Wydawało mi się, że zależy ci na klanie- zagrzmiał surowy głos.

Brązowo- biały kocur, który stał poniżej, patrzył przerażony na swojego przywódcę.
Jego brązowe tęczówki stały się bardzo małe.

-Ale ja nie...- próbował się wytłumaczyć, ale inne koty zaczęły syczeć i warczeć.

-Sokoli Szponie czy przyznajesz się do morderstwa Orlego Oka?- krzyknął rudy kocur o zielonych oczach.

-Nie! Nie zabiłbym własnej siostry! Dlaczego mi nie wierzysz, Wierzbowy Szumie? - wykrzyczał.

-Bo wszyscy widzieliśmy cię nad jej ciałem. Myślisz, że jesteśmy głupi? - zapytał kremowy kot z różnymi wzorami na futrze.

Sokoli Szpon odsłonił kły.

-Ty ją zabiłeś! Widziałem to! Ciebie powinni wygnać!

-SPOKÓJ! - walnął ogonem o skalę przywódca. Wszyscy na niego spojrzeli. Kocur wyczuł, że każdy domaga się od przywódcy tego samego.

-Czy ktoś jeszcze ma coś do powiedzenia?

Nikt się nie odezwał.

-Dobrze. A teraz wydam wyrok...- zapanowała chwila ciszy. Wszyscy w skupieniu słuchali co ogłosi Szkarłatna Gwiazda. - Wygnanie! Jeżeli jeszcze raz pojawisz się na naszym terenie, moi wojownicy mają obowiązek cię zabić!

Członkowie Klanu Północy zaczęli syczeć triumfalnie. Sokoli Szpon zaczął się cofać.

- Deszczowe Niebo- zwrócił się Szkarłatna Gwiazda do wielkiego, umięśnionego kocura- weź ze sobą Pumi Skok oraz Wierzbowego Szuma i upewnijcie się, że już tutaj nie wróci.

Wybrani wyszli przez szereg. Zaczęli się niebezpiecznie zbliżać w kierunku wojownika.

-Pumi Skoku! Ty mi wierzysz, prawda?- zapytał z nadzieją w głosie swoją partnerkę.

Ta czarnofutra kocica o niebieskich oczach była partnerką Sokolego Szpona od 4 księżycy. Kocur ufał jej bardziej niż własnemu rodzeństwu, dlatego jej zdrada tak bolała.

-Nie! Jesteś zdrajcą! Jak mogłeś zabić własną rodzinę!? Nie chcę cię znać! - warknęła i rzuciła się na zupełnie zdezorientowanego kota z wysuniętymi pazurami.

Brązowo- biały odwrócił się w samą porę i zaczął uciekać. Wybrane koty zaczęły za nim podążać.

Brązowooki biegł przed siebie. Sam nawet dokońca nie wiedział gdzie zmierza. Z jego oczy zaczęły kapać łzy. Właśnie stracił wszystko co kochał. Klan, rodzinę, szacunek, przyjaciół, partnerkę, zaufanie.
To wszystko działo się tak szybko.

Kocur tuż przed rzeką oddzielającą ich od Klanu Południa, skręcił w prawo. Instynktownie szukał wyjścia z lasu, zdając sobie sprawę, że nigdzie już nie będzie bezpieczny.

Tuż przed sobą zauważył płot, który stanowił granicę z domami dwunożnych i miastem. Kocur jednak biegł dalej. Jeden sus i już był na ogrodzeniu. Obejrzał się za siebie. Jednak ciągle wrodzy deptali mu po ogonie. Zeskoczył i biegł dalej.

Goniący go również zdołali przedostać się przez przeszkodę. Jednak Deszczowe Niebo ich zatrzymał.

-Morderca uciekł z terenów klanów. Możemy mieć pewność, że nie wróci- syknął olbrzym. Odwrócił się i uciekł z powrotem do lasu. Wierzbowy Szum zrobił to samo. Jedynie Pumi Skok stała jeszcze chwilę. Potrząsnęła głową. Pod jej łapy spadło pióro jastrzębia. Złapała je i zębami zniszczyła. Wrzuciła do kałuży i odeszła z wysoko uniesionym ogonem...

***

Sokoli Szpon biegł jeszcze kilka ulic, aż w końcu musiał na chwilę zwolnić. Rozejrzał się nerwowo. Wiedział, że ucieczka w miasto praktycznie równa jest śmierci. Rozmyślał, kiedy nagle usłyszał dziwny odgłos. Dopiero po chwili go rozpoznał. Odwrócił głowę i zobaczył pędzącego potwora. W ostatnim momencie uskoczył w prawo. Tuż przed nim pojawiły się dwa olbrzymie psy. Zaczęły szczekać i wyrywać się dwunożnemu, który go je prowadził. Zaczął wykonywać dziwne ruchy, a kocur jeszcze bardziej się zjeżył.

Truchtem odsunął się od zagrożenia, kiedy nagle usłyszał świst. Nim się zorientował, zdał sobie sprawę, że oberwał metalowym czymś.

Jacyś mniejsi dwunożni zaczęli się śmiać. Sokoli Szpon teraz przestraszył się nie na żarty. Zasyczał i wbiegł w jedną z alejek, o mało znowu nie obrywając kolejną. Wszedł pod śmietnik i zwinął się w kłębek. Bardzo bolały go łapy, a zwłaszcza pazury, które miały największą styczność z asfaltem.

Na szczęście nic się nie stało. Metalowe pudełko drasnęło go tylko w bok, a naprawdę mogło być gorzej. Nim się obejrzał, zasnął zmęczony dniem...

***

Słońce schowało się, ustępując miejsca księżycowi i gwiazdom, które świeciły mocniej niż kiedykolwiek. Pomiędzy śmieciami przemieszczała się czarna sylwetka jakiegoś kota. Przykucnął i przystąpił do pozycji łowieckiej. Wysunął pazury i skoczył. Złapał mysz i jednym ruchem zębów zabił. Uśmiechnął się.

Nareszcie coś zje. Nie jadł nic od ranka. Ciężko było cokolwiek złapać w mieście w ciągu dnia. Sokoli Szpon jednak obudził się idealnie na zachód słońca, kiedy ulice powoli pustoszały. Nie zastanawiając się długo, pożarł mysz. Czuł, że nadal jest głodny, więc ruszył dalej w poszukiwaniu czegokolwiek zdatnego do zjedzenia.

Szedł po chodniku główną drogą. Wtedy właśnie natknął się na coś dziwnego. Z jednej z uliczek wychodziła jakaś kotka. Kocur nie był w stanie dokładnie jej opisać, gdyż było naprawdę ciemno. Jedynie co zdołał zobaczyć to piękne, odbijające światło bursztynowe oczy kocicy. Trzymała w pysku chudą, mizerną mysz, która podkreślała, że nawet gryzonie nie mają tutaj łatwo.

Koło niej i za nią podążały jakieś koty. Widać, było, że coś do niej mówią, ale ona widocznie miała ich serdecznie dosyć. Nagle jeden z nich, który szedł z prawej strony skoczył na nią i przeturlali się do jednej z alejek. Brązowo-biały dyskretnie podszedł do jej wylotu i zamarł. Te wielkie masywne grubasy, chciały wyrządzić jej niewyobrażalną krzywdę. Jeden z nich trzymał ją przy ziemi.

Teraz to już Sokoli Szpon nie wytrzymał. Napiął mięśnie i skoczył na dręczyciela, zrzucając go z przestraszonej ofiary. Zamachnął się i przejechał mu pazurem po nosie.

Drugi, bury kot skoczył na Sokolego Szpona od tyłu. Ten jednak w pore się zorientował i schylił się. Kocur uderzył w śmietnik. Brązowooki wbił zęby w jego łapę, tak że kocur zaczął wrzeszczeć.

Pozostała dwójka zaczęła krążyć dookoła niego, niczym sępy szukające padliny.

-Posłuchaj nas uważnie. - wysyczał jeden z nich. Jednak mimo to, brązowo- biały nie przejął się ich gadkami i uważnie ich obserwował. - Ta kotka jest nasza. Jak chcesz, to znajdź sobie własną!

-Ona nie jest waszą własnością!- warknął i skoczył w ich kierunku. Zgrabnym ruchem, podciął jednemu z nich łapy. Zanurzył zęby w jego szyi. Wzmacniał swój uścisk, aż w końcu poczuł krew.

Nie! Nie mógł tego zrobić. Nie był potworem. Poza tym to tylko głupie kocury, domowce.

Wypuścił go. Kocur zaczął uciekać, nie oglądając się za siebie. Spojrzał na ostatniego. Ten, uderzył do go łapą w pysk. Sokoli Szpon przeskoczył przez niego i z całej siły pociągnął go za ogon, wrzucając prosto do śmietnika. Kot przewrócił pojemnik i zniknął w ciemnościach, za swoimi towarzyszami. Kocur strzepnął ogonem na pożegnanie i opuścił futro. Odwrócił się. Przy ścianie stała właśnie ona. Kotka, którą kocur uratował. Patrzył na nią chwilę, a potem tak zwyczajnie w świecie się odwrócił i odszedł.

Szedł ulicą, kiedy usłyszał kroki i czyjeś wołanie:

-Zaczekaj! - miauknęła kocica, a brązowo-biały posłusznie się zatrzymał. Stanął koło lampy, aby mógł w końcu dostrzec sylwetkę młodej włóczęgi.

- Chciałam podziękować ci za ratunek - miauknęła i spojrzała mu głęboko w oczy. - Gdyby nie ty, ja... ja nawet nie chcę myśleć, co by się stało- kotka otrzepała się, gdy o tym pomyślała.

-W porządku- mruknął obojętnie.

Nie chodziło mu o to, że coś do niej miał, ale marzyło mi się w końcu coś zjeść.

-Mogę o coś spytać? -kocica się zatrzymała, a brązowo-biały zatrzymał kilka kroków dalej.

Odwrócił się i spojrzał na niższą od siebie bursztynooką.

-Pytaj, tylko szybko. Muszę coś zjeść- miauknął już spokojnie.

-To dlaczego włóczysz się po mieście, zamiast po prostu iść do Starych Garaży? - podniosła brew zdziwiona kotka.

-A gdzie one są? - mruknął uradowany.

-Nie jesteś stąd- stwierdziła niż zapytała.

-Nie, nie jestem. - potwierdził. Czuł, że nie byłby w stanie jej okłamać.

-To chodź za mną! - krzyknęła i zaczęła biec.

Kocur długo za nią nie biegł. Może to dlatego, że miał dłuższe łapy, niż kocica i przebierał nimi szybciej. Byli oni do siebie podobni, a równocześnie inni. Brązowooki może i był szczupły, ale także umięśniony. Bursztynooka była niedożywiona, ale inaczej to wyglądało, niż u niego. Futro ocalonej było zmatowiałe i brudne, w przeciwieństwie do brązowo-białego.

Kiedy szli, trochę ze sobą rozmawiali.

-Jak masz na imię? - zapytała kotka nie spuszczając oczu z pobliskich ogródków i drogi tuż przed nimi.

-Jestem...- kocur już zamierzał powiedzieć swoje klanowe imię, ale się powstrzymał. Może to dlatego, że bardzo dawno temu, doszło do wojny między domowymi kotami
a tymi z lasów¹. Koty domowe, samotnicy i włóczędzy z miast i pobliskich domów bali się postawić łapę dalej niż to absolutnie konieczne. - Jestem Szpon- miauknął, podając tylko swój drugi człon.

-Witaj Szponie!- uśmiechnęła się miło- jestem Świt. Jeszcze raz dziękuję ci za ratunek.

-A oni często cię zaczepiali?

-Codziennie! Chcieli abym była ich partnerką. Ale się nie zgodziłam. Nie podobali mi się.

-Nic dziwnego. Z takimi kotami zadawanie się może się skończyć katastrofą- skwitował Sokoli Szpon.

-O jesteśmy! - miauknęła donośnie.

Przed nimi stał rząd garaży. Wyglądały na stare i zniszczone, ale konstrukcja była na tyle solidna, że spokojnie można było po niej chodzić.

-Mam jedynie nadzieję, że umiesz polować- miauknęła i wpełzła do środka. Brązowo-biały tylko prychnął, ale ruszył za kocicą.

Wnętrze opuszczonych garaży było naprawdę przerażające. Na podłodze leżały odłamki szkła, porozbijane lampy. Na ścianach wisiały jakieś kable i zamoczone urządzenia elektroniczne. W niektórych miejscach nawet nie było ścian. Były po prostu dziury, przez które nawet mały dwunożny jakby chciał, przecisnął się między blachą. W niektórych miejscach leżały jakieś puszki i powylewane z nich substancje.

-Idziesz? - krzyknęła z drugiego garażu.

-Tak- miauknął kocur uważając, aby nie nadepnąć na porozbijane szyby.

Szybko dogonił kotkę.

-Patrz- mruknęła i wskazała ogonem - tutaj zawsze biegają myszy. A w garażu obok szczury, więc jak gdy...- kocica nie dokończyła, gdyż przerwał jej zbulwersowany kocur.

-Chcesz się zatruć? Nie słyszałaś ile niebezpiecznych chorób przenosi szczur, albo ile ma trucizny²? Zjedzenie go może się skończyć śmiercią!

Bursztynooka wydawała się być zupełnie nie świadoma tego, na co się narażała.

-Skąd to niby wiesz co? Jako domowy pieszczoch nigdy nie wiedziałeś co to znaczy czuć głód!- wrzasnęła wściekła.

-Po pierwsze, radzę ci obniżyć ton głosu, bo przepłoszysz całą zwierzynę. Wtedy to nikt się nie naje. Nigdy nie byłem pieszczochem dwunożnych. I wiem co to znaczy czuć głód. To, że nie jestem stąd, nie oznacza, że nie mam o tym pojęcia- miauknął spokojnie i podszedł dalej. Na chwilę się jeszcze zatrzymał i dodał - moja matka zmarła z powodu głodu, jaki nadszedł na naszą rodzinę. Oddawała każdą zdobycz, abyśmy mogli się chociaż po części najeść- wysunął pazury z łap i wbił je w ziemię.

Świt spuściła wzrok i patrzyła się w swoje łapy. Sokoli Szpon, a może raczej Szpon ruszył przed siebie. Kątem oka zauważył jeszcze smutek na twarzy kocicy.

-Idę do końca tych garaży, zobaczyć czy jest coś jeszcze jadalnego, poza tymi szczurami- prychnął i odszedł.

Okazało się, że na końcu też jest pełno myszy. Brązowooki w czasie polowania, rozmyślał nad tym, co powiedział. Kotka go naprawdę zirytowała tym swoim gadaniem, ale włóczęga wiedział, że przesadził. Przecież Świt miała prawo nie wiedzieć.

Po schwytaniu kolejnej, spojrzał na stos. Było tam dziesięć, dość pulchnych mysz, a teraz dołożył jedenastą. Zabrał to wszystko (chwycił za ogonki) i ruszył w kierunku wyjścia. Świt także widocznie uznała, że wystarczy, gdyż również była gotowa do drogi powrotnej.

-Przepraszam, Szponie - miauknęła ze skruchą.

-Spokojnie-miauknął pogodnie- nie mam ci tego za złe. Przecież nie wiedziałaś.

Obydwoje zmotywowani wyszli z tych niebezpiecznych garaży. Na szczęście jeszcze była noc, ale księżyc zbliżał się coraz bardzie do linii horyzontu.

-Dzie teraz?- zapytał, trzymając w zębach zdobycz.

-Mozemy isc do mojej kryjówki- wymamrotała. -jezeli oczywiscie nie masz dzie wrocic.

-Jasne, chodzmy do ciebie- miauknął kocur.

Ruszył za kotką. Niestety musieli teraz przyspieszyć. O świcie dwunożni wyjeżdżali już ze swoich domów.

Świt i Szpon szli bocznymi drogami, aby jak najwięcej unikać jakichkolwiek wydarzeń. W końcu dotarli do jakieś uliczki. Kilka pudeł leżało porozrzucanych. Na końcu tej alejki był płot, z którego łatwo byłoby dostać się na dach. Z lewej strony była też rura, która jednak nie prowadziła do domu, a po prostu ją tak zostawiono. Stanowiła jednak dobre miejsce do ukrycia się przed światem.

Brązowo-biały rozglądał się. Odłożył zdobycz, tam gdzie wcześniej położyła ją kasztanowa kocica. Rozejrzał się uważnie. Wtedy właśnie kogoś wyczuł. Bursztynooka weszła do swojego posłania, które znajdowało się trochę dalej od wejścia.

Szpon stwierdził, że idzie tu grupa kotów. Była ich trójka. Jedna kocica, dwa kocury. Brązowooki zaczaił się przy wejściu, chowając się sprytnie za pudłem.

Zauważył idącą grupę. Na czele szedł czarny kocur o zielonych, błyszczących uszach. Na łapie miał paskudne blizny, które wyglądały, jakby utknął w łańcuchu, który zaciskał się z każdym jego ruchem. Dodatkowo nie miał połowy ucha.
Za nim wędrowała złota, cętkowana kocica o niemalże czarnych oczach i długim ogonem. Jej oko przecinała blizna, a grzbiet jeszcze nie zagojona rana. Ostatni szedł ciemno-brązowy kocur o niebieskich oczach.

Szpon postanowił zaatakować kota, który prowadził korowód. Wymierzył mniej więcej wysokość lotu i skoczył. Wysunął łapy do przodu, aby móc w ostateczności wylądować bezpiecznie. Uderzył w kota i przygwoździł go do asfaltu.

-Kim ty jesteś i co tutaj robisz? - warknął brązowo-biały, kładąc mu łapę na gardle.

-Chyba to ja powinien cię to zapytać! - syknął i zdołał zrzucić kota.

Koty zaczęły się okrążać. Na pewno doszłoby do łapkoczynów, czy coś o wiele gorszego, gdyby nie Świt.

-Przestańcie!- warknęła, a oba kocury zatrzymały się.- Zapomniałam ci powiedzieć, Szponie, że mieszkam wraz z moją grupą. To jest Noc- wskazała złotą kotkę, - ten tutaj to Byk- ciemno-brązowy kocur pomachał ogonem na przywitanie. Kasztanowa kocica podeszła teraz do czarnego kota o zielonych oczach- A to Burza.

Szpon i zielonooki spojrzeli na siebie nienawistnie, ale żaden z nich nic nie powiedział.

-On nie jest stąd?- zapytała Noc swoim piskliwym głosem.

-Nie- miauknął brązowo-biały.

Teraz czarny kot zaczął się śmiać.

-Więc kim byłeś co? - uśmiechnął się złośliwie i podszedł do brązowookiego.- domowiec czy klanowiec?

-Klanowiec- fuknął, a oczy wszystkich zgromadzonych zrobiły się wielkie.

-Jesteś od klanów?

-Tak- przyznał z oporem Szpon.- ale to już przeszłość.

-Zostałeś wygnany?- zapytał zdziwiony Byk.

-Tak- potwierdził.

-Musimy się naradzić- miauknęła niespodziewanie Świt.

Zabrała swoich przyjaciół i odeszli na bok. Szpon rozglądał się w międzyczasie. Pierwszy raz nie bał się o swoje życie. Stracił rodzinę, partnerkę, klan, który kochał, a teraz może stracić nawet tą średnio odpowiedzialną koleżankę, jednak starał się zachować powagę.

Zauważył, że to miejsce jest na tyle błędne, że praktycznie żaden dwunożny tutaj nie wchodził. Kocur wpadł na pomysł, ale na razie postanowił zachować go dla siebie.

-Szponie- kocur odwrócił się i spojrzał na Świt, która stała na czele. - podjęliśmy decyzję.

Zapadła chwila ciszy. Szpon liczył, że grupa zgodzi się, by z nimi został. Po pierwsze nie znał miasta. Po drugie chciał bronić i ,,pilnować" ich przed zrobieniem głupstw, do których należy np. polowanie na szczury. Po trzecie, te koty naprawdę mu zaimponowały swoją wytrzymałością.

-Możesz zostać z nami, ale musisz pomagać w polowaniu- miauknął Burza, przerywając ciszę.

-Oczywiście- powiedział brązowo-biały patrząc na nich zdziwiony. Myślał, że karzą mu pilnować ulicy, spać na dachu, albo asfalcie czy coś.

-Na pewno to nie problem? - zapytał podejrzliwie Byk.

- Nie.- prychnął brązowooki i wskoczył na płot. Grupa patrzyła na niego, ale nic nie miauknęli. Kocur wdrapał się na blachę od dachu i obserwował stąd życie ludzi. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Patrzył jak potwory szybko jadą po drodze, jak mali dwunożni spacerują z dużymi albo jak idą gdzieś z dziwnymi tobołami, nazywanymi plecakami. Nawet nie zauważył, kiedy z jego oczu zaczęły cieknąć pojedyńcze łzy. Tęknił za lasem, klanem, kotami, które go kochały, zgromadzeniami, bitwami, patrolami. To wszystko budziło w nim przykre wspomnienia.

Jednak najgorsze było to, że już prawdopodobnie nigdy nie wróci w dzicz. Będzie musiał żyć jak te koty, które jedzą trujące szczury, grzebią po śmietnikach, umierają w męczarniach przez dwunożnych lub ich potwory. Obserwować małe, porzucone, bezbronne kocięta, umierające z głodu.

Czy musi tak być? Czemu inne koty muszą tak cierpieć? Nawet w lesie jest bezpieczniej.

Tak się zamyślił, że nie zauważył, kiedy ktoś usiadł koło niego. Kot przez pewien czas śledził spojrzenie brązowo-białego, aż w końcu się odezwał.

-Wybacz, Szponie- miauknął, a brązowooki odwrócił głowę.

Patrzył na siedzącego obok czarnego kocura o zielonych oczach i również obserwującego pobliskie tereny.

-Z reguły nie jesteśmy tacy, ale wiesz...

-Wiem. Chodzi ci o bitwę z domowymi kotami. Rozumiem, że macie prawo mi nie ufać. -uprzedził go.

-Skoro jesteśmy w jednej grupie to... nie wiem, zgoda? - zapytał Burza i spojrzał na większego od siebie kota.

-Zgoda!- miauknął Szpon i podniósł uszy do góry, po chwili jednak znowu je opuścił.

-Możesz mi coś wyjaśnić, Burzo?- zapytał grzecznie brązowooki.

-Tak?

-Dlaczego koty z miasta tak cierpią? Czemu musicie chodzi taki kawał, aby polować?

Kocur wypuścił powietrze, ale udzielił mu odpowiedzi:

-Musisz wiedzieć, że prawda składa się z kilku czynników. Jednym powodem są dwunożni. Często gonią nas ze swoich podwórek, na których z reguły biega dużo zwierząt. Po drugie...- tutaj czarny o zielonych oczach zaciął się, ale nie dokończył, gdyż usłyszeli huk na dole.

Spojrzeli na siebie zestresowani i podbiegli równocześnie do krawędzi. Poniżej leżało kilka pudeł, które zakryły legowisko Świtu. Kocica wściekła, wygramoliła się spod kartonów i spojrzała zdenerwowana na Noc, która patrzyła przepraszająco na kasztanową.

-Jedzmy jak mamy jeść, bo noc nas zastanie- pospieszył ich Byk, który już wybierał sobie jedną z tłustych mysz.

-Byk, zostaw!- krzyknęła Noc. Tak się spieszyła, że potknęła się o jakieś śmieci i wpadła prosto na grzbiet ciemno-brązowego. Ten, aż z zaskoczenia podskoczył, wpadając do jednego z kartonów a wraz z nim cętkowana kotka. Koty wybuchły śmiechem.

-Ale co racja, to racja- potwierdził Burza i zeskoczył na płot. Z niego prosto na ziemię. Spojrzał jeszcze na Szpona. Kot z łatwością zeskoczył prosto na drogę, co nie umknęło nikomu z grupy.

Każdy wybrał sobie jedną zdobycz. Jedząc, śmiali się i rozmawiali ze sobą. Szpon co nieco opowiedział im o klanach, o tym jak się zmieniły. Świt i jej przyjaciele wyjaśnili, gdzie najlepiej poluje się na myszy.

Po posiłku cała piątka udała się na drzemkę...

***

Nadszedł kolejny dzień. Koty z grupy właśnie zbierały się na polowanie. A konkretnie tylko Szpon. Reszta jeszcze spała. Kocur chciał się w pewien sposób odwdzięczyć za to, że tak ciepło go przyjęli. Wczoraj w nocy nigdzie nie szli, gdyż zwierzyny mieli pod dostatkiem. Jednak rano już nic nie było.

Szpon, który miał swoje legowisko w jednym z pudeł, wygramolił się z niego. Widząc, że reszta jeszcze śpi, ruszył po cichu starając się nikogo nie obudzić. Delikatnie wyjrzał zza alejki. Kocur powąchał powietrze. Nic. Jedynie co było czuć to odór pędzących, dymiących potworów oraz świeżo nasypywanej karmy. Zwęszył ponownie, starając się zrozumieć, jaka to. Po dłuższej analizie stwierdził, że to musi być pożywienie dla ptaków. Uśmiechnął się pod nosem i zaczął kierować się za zapachem. Jednak oczy i uszy miał szeroko otwarte, aby przypadkiem nie zostać potrąconym przez potwora.

Przechodził przez różne podwórka aż w końcu znalazł to czego szukał. Na jednym z drzew, znajdował się mały, drewniany domek ( karmnik). Na nim siedziały ptaki i zjadały przygotowane dla nich ziarenka. Kocur był sprytny. Z łatwością wdrapał się na sąsiednie drzewo i skoczył w kierunku jednego z nich. Złapał go i ściągnął go na ziemię. Już zamierzał go zabić, kiedy usłyszał niepokojące dźwięki z domu dwunożnych. Bardzo się zlękł, kiedy zobaczył wysoką dwunożną z kijem w ręku. Koło niej szczekał pies, a zaraz po nim wybiegli mniejsi dwunożni.

-Poszedł stąd!- krzyczała i wymachiwała tą dziwną gałęzią. Kot o mało nią nie dostał. Nie rozumiał co krzyczała ta dwunożna, ale na pewno nie była zadowolona. Wielką bestia zaatakowała go. On jednak nie zamierzał wypuścić swojego pożywienia.

-To moje! Nie masz prawa mi tego zabierać!- warknął włóczęga.

Niestety, ale musiał uciekać, gdyż zaczęli w niego rzucać kamieniami. Oberwał w łapę. Zasyczał. Zabolało. Puścił ptaka i zaczął uciekać. Schylił głowę przed kolejną skałą. Wskoczył na płot i zeskoczył z niego po drugiej stronie. Łapa go bolała, ale na szczęście nie złamał jej, ani nawet się skręcił. Trochę krwi leciało, ale wiedział, że musi znaleźć pajęczyny, co wcale nie było takie trudne. Było ich pełno.

Zebrał trochę, owinął łapę, a potem ruszył dalej. Przy śmietnikach złapał dużo myszy, ale niestety nie były tak pulchne, jak te ze Starych Garaży. Przechodząc tak koło drogi, zauważył coś strasznego. Z pyska wyleciała mu cała zwierzyna.

Po drugiej stronie drogi, na asfalcie leżało kilka potrąconych kotów. Leżały w większości na skraju drogi, ale kot dostrzegł jednego na środku. Kocur usłyszał odgłos nadjeżdżającego potwora. Miał dwa rozwiązania: albo pomóc młodemu kotu, który wydawał się wręcz młodszy od Szpona albo porzucić go na pastwę losu. Brązowo-biały miał 39 księżycy, a kot leżący niedaleko niego może z niecałe 28 księżycy.

Nie byłby w stanie tego nie zrobił. Szybko przykrył zdobycz liśćmi i rzucił się na drogę. Biegł, starając się dopilnować, aby nie dopadł go strach. Złapał przestraszonego, co ciekawe nadal przytomnego kota za kark i zaczął go ciągnąć w lewą stronę. Łatwo mu nie było, a potwór był coraz bliżej. Widział już go. Wielki, biały o super szybkiej prędkości. Musiał pilnie zmienić taktykę. W ten sposób nic nie ugra. Podniósł głowę do góry niemal unosząc kota w powietrze i zaczął biec.
W ostatniej chwili wbiegli na chodnik. Kocur delikatnie położył pobratymca. Kot ze strachu, stracił przytomność.

Szpon szybko zaczął go badać, przynajmniej na tyle ile potrafił. Mógł z ulgą stwierdzić, że kot miał naprawdę dużo szczęścia. Poza połamanymi tylnymi łapami, powierzchowną raną na głowie i kilkoma innymi obrażeniami, nic mu nie było. Kiedy spojrzał po drugą stronę, powiedzieć, że był zdziwiony to mało. Koty po prostu zniknęły. Dopiero po chwili ich zobaczył.

-Oni...- kocurowi się to w głowie nie mieściło- Wracać tu! Weźcie ze sobą...- nie dokończył, gdyż poszkodowany sam się odezwał.

-Niebo- wymamrotał ledwo słyszalnie.- Mam na imię Niebo.

-Jak się czujesz?- zapytał. Martwił się stanem kota.

-Słabo. Wszystko mnie boli. - mruknął.

Szpon nie wiedział co zrobić. Dopiero po chwili wpadł mu do głowy pewien pomysł.

-Dobra, musisz tutaj zaczekać. Ja za chwilę wrócę.

Szary kocur tylko zamknął oczy, prawdopodobnie usiłując wytrzymać ból.
Brązowo-biały zaczął szukać jakiś pajęczyn i patyków. Wbrew pozorom, było to tutaj strasznie trudne. Na szczęście udało mu się w miarę. Już miał wrócić, kiedy udało mu się w pobliskim parku wyczuć nagietek. To naprawdę dobrze. Zerwał trochę i zaczął biec z powrotem. Był wściekły jak nigdy. Kot leżał na chodniku, a nad nim był jakiś wielki, masywny olbrzym, który pastwił się na rannym.

Szpon przebiegł przez drogę i upuścił zioła tuż obok poszkodowanego.

-Zostaw go!- warknął i odsłonił kły.

Niebo wydawał się być bardzo przestraszony, słysząc i widząc jak zachowuje się jego wybawiciel.

-Coś ty powiedział? - syknął i odwrócił się. Zmrużył oczy i patrzył na nieco niższego od niego kocura.

-To co słyszałeś. Nie masz prawa się nad nim znęcać! - fuknął.

Kot zaczął do niego podchodzić. Jednak Szpon nie cofnął się. Olbrzym stał raptem kilka długości myszy od niego.

-Jaki pyskaty. Chyba nie wiesz, kim jestem, przybłędo- prychnął, a po chwili dodał: Ciekawe, czy jak połamię ci kości, nadal będziesz taki do przodu.

-Po pierwsze nie boję się ciebie i nie obchodzi mnie kim jesteś. Nie masz prawa czepiać się innych. To prędzej ja ci połamię, niż ty mnie nawet dotkniesz- prychnął i uśmiechnął się złośliwie brązowo-biały kot.

-Teraz przegiąłeś, młody- warknął i rzucił się na kocura.

Jednak jedna rzecz go zgubiła. Nie docenił swojego przeciwnika. Szpon przesunął się w prawo, a kot uderzył głową w śmietnik, wywracając go.

Koty z okolicy zaczęły się śmiać. Kiedy w końcu wyszedł ze środka, inni nadal się śmiali. Rudemu kocurowi utknęła na głowie puszka. Nie mógł jej zdjąć.

-Pomóż- miauknął potulnie, próbując pozbyć się jej z głowy.

Brązowooki podszedł i zciągnął mu to z głowy. Zgromadzeni nadal się śmiali, rozchodząc się.

-Pożałujesz tego- warknął i odszedł.

Kocur spojrzał na niedowierzającego Niebo, który jednak nic nie powiedział. Brązowo-biały zajął się opatrunkami.

Kiedyś, bardzo, bardzo dawno temu, szkolił się na medyka. Widział do czego służą zioła, i gdzie ich szukać, ale potem z tego zrezygnował. Zajął się nauką na wojownika, ale jak się okazało, taka wiedza nie wyszła mu z głowy.

Opatrzył ranę na głowie, podał mu nagietek na znieczulenie, udało mu się wykorzystać patyki i pozostałe pajęczyny na jego tylne, złamane łapy. Wziął go na plecy i biorąc również zwierzynę, zaczął zmierzać w kierunku ich kryjówki. Nie wiedział jeszcze jak zareagują jego inni współlokatorzy, ale bardzo mu zależało, aby również go przyjęli. To był młody kot, który naprawdę mógł się jeszcze wiele nauczyć.

Dochodząc do ich ulicy, miauknął do swojego pasażera:

-Musisz wiedzieć Niebo, że nie mieszkam sam. Tak jak ty, mieszkam z innymi kotami.

Kot nic nie odpowiedział. To tylko potwierdziło, że kocur znowu stracił przytomność. Wziął głęboki oddech i wszedł do środka. Zauważył Świt, która chodziła nerwowo po całej ulicy. Widząc Szpona, podeszła zdenerwowana do niego:

-Po pierwsze gdzie byłeś, a po drugie kto to jest?

-Wszystko ci wyjaśnię Świt, ale na razie muszę się nim zająć. Został potrącony przez potwora. -Byk i Noc zrobili przerażone miny.

-A poza tym, byłem na polowaniu. Co udało mi się upolować, ale dwunożni z okolic pogonili mi zwierzynę- szybko wyjaśnił. Położył zdobycz, a poszkodowanego zaprowadził do swojego legowiska.

-Możecie poszukać mi ziaren maku i nagietka? Pomoże Niebu.

-Niebu? - miauknęli równocześnie.

-Tak się nazywa.

Wszystkie koty poszły szukać ziół potrzebnych brazowo-białemu. Jak się okazało, wszyscy poza Świtem. Kocur upewnił się, że pajęczyny dobrze trzymają, że patyki się nie złamały. Sprawdził jeszcze jego oddech.

-Szpon? - brązowooki odwrócił głowę i spojrzał na kasztanową kocicę. - możemy chwilę porozmawiać?

-Oczywiście- mruknął i odszedł z nią na bok.

- To nie tak, że mam coś do ciebie, ale nie możesz sprowadzać tu każdego, napotkanego kota. Ja rozumiem, że chcesz tylko pomóc, ale to będzie nam szkodzić.

-Pod jakim niby względem?- podniósł brew i zmierzył kotkę spojrzeniem.

-Pomyśl. Czy w waszym klanie przyjmujecie każdego napotkanego samotnika, albo porzucane kocięta, czy chociażby rannych?

-Tak- miauknął Szpon i odszedł od kotki.

Ona patrzyła na niego swoimi bursztynowymi oczami jak odchodzi. Naprawdę była zaskoczona. Zawsze myślała, że do klanu dołączają koty, które na to w jakiś sposób zasłużyły.

Szpon trochę przesadził mówiąc ,,każdego samotnika", ale jeżeli chodzi o kocięta czy rannych, to prawie zawsze tak było. Znał doskonale intencje Świtu, ale nie mógł porzucić rannego. Czuł wewnętrzne, że on i Świt stają się sobie dalecy. Każdy z nich stanął po swojej stronie i wiedział, że żadne z nich nie ustąpi.

Podszedł do Nieba, który już się obudził.

-Dziekuję za ratunek- miauknął i przymrużył oczy. -Słyszałem, że masz przeze mnie problemy.

Brązowooki był naprawdę zdziwiony. Liczył na to, że kocur tego nie usłyszał.

-Nie- uśmiechnął się lekko.- To nie jest twoja wina. Potrzebujesz pomocy. Jak koty z miasta mają przeżyć bez wzajemnego pomagania sobie nawzajem? Przecież tylko razem jesteście w stanie sprostać niebezpieczeństwom.

Szary kot był zaciekawiony tym, co powiedział mu brązowo-biały. Po chwili do kocura podbiegł Burza, Byk i Noc. Mieli pełno różnych ziół: kocimiętka, mięta, liście paproci, jaskółcze ziele, nagietek, maki (przynieśli kwiaty), rumianek i kilka innych, który nawet sam kocur nie znał.

-Wybacz, że tak długo- wydyszał czarny o zielonych oczach - nie zapytaliśmy się jak wygląda nagietek i liście maków.

-Ziarna maków- poprawił ich Szpon. - Dobra robota. Dziękuję.

Koty skinęły głowami i udały się do jedzenia. Kiedy tylko Szpon skończył, również udał się do pożywienia. Na szczęście brązowooki nałapał tego trochę, więc nie stanowiło to jakiegoś szczególnego problemu. Najpierw oczywiście zaniósł jedną z myszy szaremu kocurowi, który czuł się już lepiej. Jedynie brązowo-biały musiał dopilnować, aby kot na noc zjadł ziarenka maku.

Oczywiście rozmawiali ze sobą w trakcie jedzenia. Jedynie Świt wydawała się być obrażona na cały świat:

-Ej, Niebo- zwrócił się do niego Byk.

-Hmmm?- odpowiedział przeżuwając.

-Do jakiej grupy wcześniej należałeś?

-Do Jasnych.

-O gwiazdy!

Szpon przysłuchiwał się temu z lekkim zdziwieniem. Czyli w mieście też istniało coś na wzór klanów, ale o wiele wiele mniejszych.

-Dlaczego cię wyrzucili jeśli można wiedzieć?

- Byłem przeciwny temu, aby pozbywać się słabszych kociąt i starszych kotów.

-Ej, zwolnijcie trochę- upomniała ich Noc- przecież Szpon nie ma pojęcia o czym mówimy. Świt, może ty mu wytłumaczysz?

Kocica spojrzała zła na swoją podwładną. Tylko coś warknęła i odeszła do swojego legowiska. Każdy patrzył na siebie zaskoczony.

-A ją co ugryzło? - zastanawiał się na głos Burza.

Szpon wzruszył barkami. W końcu sam nie do końca znał powód tej nienaturalnej złości kotki.

-Dobrze, w takim razie ja o tym opowiem- zdecydował czarny kot.- Tutaj, w mieście można powiedzieć, że istnieją dwa rodzaje kotów: te, które tworzą grupy oraz te, które samemu sobie radzą. My, jak widzisz jesteśmy grupą. Nie mamy jakoś specjalnej, oficjalnej nazwy, ale inne grupy już tak np. Jaśni- czyli ci o jasnych futrach, jednak rzadko tutaj przebywają. Najbardziej niebezpieczną z grup jest Wschód.

-Wschód? - miauknął zaskoczony Szpon.

-Tak. - kocur opuścił uszy i spochmurniał- to oni najczęściej powodują, że nie ma dużo zwierzyny, że trzeba daleko chodzić. Jeżeli ktoś ich nie słucha i przeciwstawi się im, potrafią spuścić niezły łomot. Są oni wielcy, muskularni, o różnych oczach i kolorach futra. Jest ich trzech. Jednak najgorszy jest ich szef, Brzask.

- Szkoda tylko, że nie wiecie, ale Szpon miał już z nim doczynienia - powiedział na głos Niebo. - przeciwstawił mu się i mnie obronił. Rudy stwierdził, że jeszcze powróci i się zemści- dokończył historię szary kot.

-NAPRAWDĘ!?- krzyknęli równocześnie Noc, Burza i Byk.

-Tak- potwierdził brązowo-biały.- nie trudno było go pokonać. Może i jest wielki i umięśniony, ale głupi jak mysz.

Koty zaczęły się śmiać. Atmosfera była bardzo luźna, więc to może dlatego nie dotarł do nich zapach obcego kota, który ich obserwował. Jego bursztynowe oczy błysnęły ze złości...

***

Minęło kilka wschodów słońca. Słońce mocno przyświecało, jednak nie było w stanie odsłonić brązowo-białego kota w czasie jego polowania.

Skoncentrował się i nagle skoczył, łapiąc przy tym mysz. W ostatniej chwili zauważył o wiele większą sylwetkę. Rozejrzał się nerwowo..

Rudy kocur o bursztynowych oczach wyskoczył zza rogu ze zjeżonym futrem. Jednak nikogo nie zauważył. Powąchał powietrze, ale nic podejrzanego nie unosiło się w powietrzu . Tylko smród dymu zł potworów.

Wzruszył barkami i zniknął za zakrętem. Na dachu siedział przyczajony i również zjeżony Szpon. Jednak Brzask go nie zauważył. Odetchnął w ulgą. Nie było dnia, kiedy miałby od niego spokój. Kocur uważnie strzegł swoich terenów, nikogo do nich nie dopuszczając. Jego relacja z Świtem, na szczęście uległa poprawie, a Niebo pozostał ze swoją nową grupą. Wszyscy go zaakceptowali, a jego stan znacząco się poprawił. Brązowooki oszacował, że jeszcze kilka wschodów i kocur będzie w stanie poruszać się bez jakichkolwiek wspomagaczy.

Włóczęga ruszył w kierunku Starych Garaży. Grupa postanowiła nieco zmienić jak mają wyglądać ich polowania. Będą wysyłać po dwa koty. Każdy ruszył w przeciwną stronę. Chodziło głównie o to, aby nie marnować zwierzyny innym kotom i pozostałym ekipom.

Szpon szedł przez uliczki i ze smutkiem obserwował ranne, starsze koty, leżące i ledwo dyszące przy ścianach. Czasami kocur oddawał im część zwierzyny. Po drugiej stronie były malutkie, porzucone kocięta. Czasami ze swoimi matkami, czasami bez nich. Kocurowi się serce krajało. Można powiedzieć, że był miękki i zbyt wrażliwy, aby mieszkać w mieście.

Szedł z kilkoma myszami. Nagle tuż przed nim, niczym z podziemi, wyrosła biała, krótkofutra kocica o wyblakłych, złotych oczach. W ogóle wiele kotek szalało za młodym Szponem. Brązowo-biały pomimo większego niedożywienia niż w klanie, nadal dobrze wyglądał. Umięśniona sylwetka, porządna i szczupła budowa ciała oraz miękkie i w miarę ułożone futerko.

Jednak włóczęga przed nim, nie wyglądała na taką, która chciałaby poderwać młodego kota.

-Przepraszam, ale mógłbyś dać jedną mysz?- wymamrotała. Miała podkrążone oczy oraz zmatowiałą sierść. - Nie mam czym nakarmić moich kociąt. -wskazała ogonem na maluchy, które bardzo przestraszone, chowały się w jednym z pudeł.

-Jasne- zgodził się kocur.

Dał jej trzy. Widział zaskoczenie w jej oczach, ale brązowooki się tym nie przejął. Kotka miała szóstkę kociąt do wykarmienia. Widać było że są głodne i przestraszone.

-Dziekuję, ale wystarczyła jedna- zamruczała w podzięce.

Kocur się tylko uśmiechnął, a następnie pomachał kociakom ogonem i ruszył w swoją stronę.

-Kto to był mamo? - usłyszał jeszcze od jednego z kociaków.

-Nasz wybawiciel, Listku- miauknęła zmęczona kocica i udała się do swojego pudełka.

Szedł dalej, co jakiś czas słysząc piski kociaków. Patrzył w jakim są wieku i potajemnie je dokarmiał. Myślał nawet o sprowadzeniu ich do obozu ich grupy, jednak wiedział, że Świt nie będzie zadowolona. Wędrował dalej, aż wreszcie, nawet nie wiedząc kiedy dotarł do płotu.

Kot doskonale wiedział, gdzie jest. To było ogrodzenie oddzielające las od miasta. Przykre wspomnienia uderzyły w niego z ogromną siłą. Patrzył jeszcze chwilę na las. Po chwili miał odejść, kiedy do jego uszu dotarł odgłos szeleszczących krzaków po stronie dziczy. Obejrzał się za siebie. Przed dziurę w płocie przecisnęła się ciemnoruda kotka o kasztanowych oczach.

Nagle upadła. Kocur usłyszał jeszcze syk i zobaczył jak czyjeś ciemnozielone oczy znikają w gęstwinie. Wbrew pozorom, brązowo-biały go rozpoznał.

-Deszczowe Niebo- zasyczał i spojrzał na leżącą i krwawiącą kotkę.

Zeskoczył z dachu na przybudówkę i stamtąd na ziemię. Obwąchał pysk kocicy. Żyła, ale miała naprawdę poważne rozcięcia. Kocur upuścił tuż przed nią mysz. Kocica podniosła wzrok i spojrzała na zdobycz. Po chwili oniemiała. Patrzyła w oczy Szpona, nie mogąc pojąć, że to on.

-Sokoli Szpon?- zapytała i podniosła się do siadu.

-Teraz już Szpon- miauknął i podsunął jej pożywienie pod nos. -Zjedz. Musisz mieć siłę, aby iść.

-Gdzie iść? - zapytała, obwąchując mysz.

-Do naszej uliczki.

Kocica skinęła głową. Kocur przy pomocy pajęczyn, szybko opatrzył obrażenia. W międzyczasie kocica zaczęła jeść. Obydwoje skończyli w tym samym czasie. Szpon pomógł kocicy podnieść się na łapy. Zaczęli powoli zmierzać w kierunku alejki, gdzie zamieszkiwał wraz ze Świtem i resztą.

Trwało to chyba wieczność, ale w końcu doszli. Była jedna rzecz, której kocur się obawiał. Otóż.... nie miał przy sobie żadnego pożywienia. Część rozdał, a ostatnią poświęcił dla medyczki. Kiedy zjawili się u wejścia, do nosa brązowo-białego dotarł świeży zapach zwierzyny. Zauważył czekających niecierpliwie przyjaciół.

-Szpon, nareszcie jeste...- zaczęła Świt, ale kiedy odwróciła głowę, była widocznie zaskoczona. - Kto to jest? - warknęła podejrzliwie.

-Świt, wszystko ci wytłumaczę, ale....- zaczął brązowooki, ale kocica mu przerwała.

-Nie. Wyjaśnisz mi to TERAZ- podkreśliła ostatnie słowo i bojowo zjeżyła futro.

Szpon wyczuł od kocicy nie tylko złość, ale także zazdrość, co go niesamowicie zdziwiło. Przecież kasztanowa kotka nigdy nie była o nikogo zazdrosna.

-Burzo, Noc, Byku, Niebo, Świt to jest Wrzosowy Lot, dawna uzdrowicielka
mojego dawnego klanu. Również została wygnana.

-A kto to uzdrowiciel? - podniósł zdziwiony czarny kocur o zielonych oczach brew.

-To inaczej medyk, który zajmuje się leczeniem i pomaganiem rannym kotom.

Wszyscy usiedli, aby słuchać o czym mówi Szpon:
-Medycy mają swoich uczniów, którym przekazują wiedzę z pokolenia na pokolenie na temat ziół, chorób itp. Kot sam decyduje, czy chce nim być czy nie. Wraz ze swoim mentorem udają się do Błyszczącego Kamienia. To tam Klan Gwiazdy akceptuje kota, który się na to decyduje. To dzięki nim uzdrowiciel otrzymuje przepowiednie i omeny.

-A czym jest, ten cały Klan Gwiazd?- miauknął zdezorientowany Byk.

Teraz inicjatywę przejęła Wrzosowy Lot:

-Klan Gwiazdy to duchy przodków, którzy po śmierci trafiają do gwiazd. Jednak trafiają tam tylko koty, które za życia były dobre i wierzyły w Klan Gwiazdy. Za to te złe, trafiają do Miejsca bez gwiazd. Jednak zdarza się czasem tak, że dany kot umiera drugi raz. Wtedy trafia do Otchłani³.

Wszyscy słuchali z zaciekawieniem. Jedynie Świt wydawała się naburmuszona i obrażona.

Kiedy każdy skończył jeść, udali się do swojego pudła. Wrzosowy Lot miała spać w jednym z nich.

-Szponie, możemy porozmawiać? - zwróciła się do kocura.

Gwiazdy migotały już na niebie, a księżyc świecił równie mocno, gdyż był w pełni.

-Oczywiście-miauknął i ruszył za nią.

Wskoczyli na płot, a z niego na dach. Jedynie Świt nie spała. Chwilę potem, jak dawne klanowce weszły na górę, podążyła za nimi. Uważnie przysłuchiwała się rozmowie.

Brązowo-biały i ciemno-brązowa kocica zaczęli rozmowę:

-Za co cię wygnali? - zapytał brązowooki, patrząc w gwiazdy.

-Wiesz, zostałam oskarżona o otrucie Bluszczowego Krzewu, co oczywiście było nieprawdą. Kocica umarła z wykrwawienia w czasie bitwy z Klanem Południa. Jednak Deszczowe Niebo twierdził, że mnie widział.

-To samo tyczyło się mnie. Zostałem oskarżony o zamordowanie własnej siostry. Nigdy bym tego nie zrobił, bez względu jak wyglądały nasze stosunki.

Zapadła chwila niezręcznej ciszy. Po chwili bardzo poważnie odezwała się Wrzosowy Lot:

-Szponie, musisz coś wiedzieć. - kasztanowa kocica, która podsłuchiwała, czuła, że przestała oddychać. - Dawno temu otrzymałam pewną przepowiednię- bursztynooka sama nie wiedziała co o tym myśleć. Co to oznaczało?

-A jaką? -podniósł zdziwiony brew.

Tęczówki ciemno-rudej zaczęły delikatnie migotać, kiedy wypowiadała te słowa:

-Zniknie z klanu, aby móc odbudować go na nowo.

-Co? - zapytała na głos Świt, ale nikt na szczęście jej nie usłyszał.

-Czemu nikomu o tym nie powiedziałaś?

-Wiesz, wstyd przyznać - miauknęła i spuściła wzrok- ale od dawna przestałam wierzyć w przepowiednie. Nigdy żadna z nich się nie sprawdziła.

Zapadła kolejna, niezręczna cisza.

-Możesz mi powiedzieć, Wrzosowy Locie, dlaczego koty z miasta tak bardzo cierpią? Czemu nie umieją dobrze polować, zjednoczyć się i wzajemnie sobie pomagać?

Medyczka zamyśliła się chwilę. Jednak po chwili odpowiedziała mu podobnie.

-Muszę przyznać, że naprawdę dobrze mnie zaskoczyłeś, Szponie. Myślałam, że będziesz chciał się mścić.

-Nie mam za co nienawidzić klanów. Ja... nienawidzę Deszczowego Nieba.

Kocica pokiwała głową. I po chwili znowu się odezwała:

-To dlaczego nie założysz własnego klanu?

To pytanie naprawdę zbiło z tropu Szpona, ale także Świt, która nadal starała się nie wydać.

-Nie wiem, czy dałbym radę, a poza tym, jak sobie wyobrazić klan w mieście. Przecież to jest większe zagrożenie, niż się może wydawać.

-Koty ci ufają, a ty jesteś silny, ale także wrażliwy. Nie wyobrażasz sobie porzucić starszych i malutkich kociąt, co naprawdę dobrze o Tobie świadczy. Dasz radę dobrze rządzić klanem i obydwoje mamy tego świadomość. Ja mogę być medykiem i udzielać pomocy innym kotom.

Świt słuchała tego w naprawdę wielkim skupieniu. Rozumiała już o czym mówiła ciemnoruda kotka.

-No dobrze. Tylko nie wiem jeszcze co na to Świt i reszta.

-Sądzę, że się zgodzą- miauknęła uzdrowicielka.

-O tym przekonamy się rano, Wrzosie- zamruczał i przeciągnął się.- Idę spać. W końcu rano czeka nas trudne wyzwanie.

Kasztanowa kocica szybko zsunęła się z płotu i weszła do swojego legowiska, udając, że śpi.

Szpon widząc ją śpiącą, uśmiechnął się lekko. Minął ją i poszedł do siebie. Zwinął się w kłębek i szybko zasnął...

***

Słońce wstawało powoli na niebo. Jednak przyszły przywódca już nie spał. Nie chciał w to wierzyć. Nigdy nie marzyło mu się być przywódcą. Zawsze uważał, że wystarczy być szlachetnym wojownikiem, aby o tobie później wspominano.

Siedział na dachu i rozmyślał. Wiedział, że może ich uliczka na początek będzie odpowiednia, ale z czasem będzie za mała. Po drugie jak nazwie nowy klan. Czy koty mu się podporządkują i zaufają? Przecież wcale nie musiały. Nikt ich nie zmuszał. Brązowo-biały jednak doskonale wiedział, co największego musi ująć. Troska wzajemna, polowanie dla całego klanu, wiara w Klan Gwiazdy, szkolenia oraz słuchanie się przywódcy.

Jego rozmyślania przerwały rozmowy. Podszedł do krawędzi przybudówki i spojrzał poniżej. Grupa Świtu rozmawiała ze sobą. Kocur czuł, że musi im o tym powiedzieć. Zeskoczył z dachu na ziemię i spojrzał na swoich przyjaciół.

-Świt, Burzo, Byku, Niebo i Noc muszę wam coś ważnego powiedzieć.- dyskusje ustały, a ekipa odwróciła swój wzrok teraz na brązowookiego.

-O co chodzi, Szponie? - zapytała piskliwym głosem cętkowana kotka.

-Sami doskonale wiecie, jak ciężkie jest życie w mieście. Kotki z młodymi bez partnerów mają bardzo trudno, starsze, schorowane koty zresztą także. Znacie doskonale to, co samemu uważam. Dlatego postanowiłem założyć klan.

-Klan w mieście? Myślisz, że to się uda?- podniósł brew czarny kot.

-Jeżeli nie spróbujemy, nigdy się nie dowiemy.

-Ale dlaczego nam o tym mówisz? - miauknął teraz Byk.

-Jesteście moimi przyjaciółmi. Miejsce w klanie zawsze będzie na was czekać.

Koty spojrzały na siebie, ale po chwili odpowiedzieli równocześnie:

-Chcemy należeć- kocur uśmiechnął się.

-W takim razie, witamy w Klanie e....- przywitał ich brązowo-biały, ale zatrzymał się przy nazwie. - Nie wymyśliłem jeszcze nazwy.

-O to się nie martw- miauknęła Wrzos i położyła ogon na jego barkach, co wywołało niezadowoloną minę Świtu.

-Dobrze. Ja i Wrzos...- zaczął, ale przerwała mu kasztanowa kocica:

-Ja też chcę iść- powiedziała stanowczo kasztanowa kotka. Uzdrowicielka zmierzyła ją zdziwionym i podejrzliwym spojrzeniem.

-Jasne, Świt. Więc ja, Świt i Wrzos idziemy ogłaszać powstanie nowego klanu, a wy w tym czasie może przygotujcie posłania? Zróbcie legowisko medyka gdzieś niedaleko płotu, z którego będę musiał przemawiać- kot przewrócił oczami. - Część legowisk zróbcie jeszcze na dachu, ale tam raczej będą starsze koty i uczniowie. Wojownicy i karmicielki będą na tutaj, o ile się zmieszczą- wyjaśnił jeszcze szybko częstotliwość umieszczania pudeł i innych i ruszyli.

-Najpierw może chodźmy na Alejkę Bólu.- zaproponowała ciemno-ruda.

Brązowo-biały skinął głową. Kiedy doszli, wiele kotów spojrzało na nich zdziwiony. Kot jednak nie zamierzał nikogo nie dyskryminować i każdy mógł należeć do nowo powstałego klanu.

-Uwaga! Zakładamy klan! Każdy z nas będzie miał tam należne posłanie- koty wymieniły się spojrzeniami- pożywienie oraz troskę. Tylko razem możemy być bezpieczniejsi!

-A co z naszymi dziećmi?- zapytała jedna z kotek- mamy je tutaj zostawić?

-Bierzecie je ze sobą. Również będą miały miejsce w klanie.

-A co to ten klan? Kolejna grupa⁴,która zamierza wyzbywać się starszych? - zapytał jakiś kocur.

-Nie. Klan tworzą koty, które do niego należą. Są różnie funkcję, jakie trzeba pełnić: przywódca- którym będę ja, zastępca- wyznacza patrole i polowanie, medyk- dba o leczenie i zdrowie kotów, wojownicy- koty, które polują i walczą, uczniowie- szkolą się oni, aby móc robić to, co robi wojownik, karmicielki lub królowe- zajmują się opieką nad kociakami, kociaki- czyli najmłodsi członkowie klanu oraz ważni dla jego dalszego przetrwania, starszyzna- starsze koty, które zasłużyły na odpoczynek.

Włóczędzy wyglądali na szczęśliwych.

-To co trzeba zrobić, żeby do tego ,,klanu" dołączyć?- zapytała jedna z matek.

-Musicie mnie słuchać, jeżeli jednak będziecie znali jakieś lepszy sposób to możecie mi mówić, wzajemna pomoc oraz wiara w Klan Gwiazdy.

-Klan Gwiazdy?- zapytali równocześnie.

-To duchy naszych przodków, którzy umarli. Dołączają do Klanu Gwiazdy i każda gwiazda na nocnym niebie, to oni. Koty, które za życia były dobre, tam trafiają, ale koty, które były złe lub nie wierzyły w Klan Gwiazdy, trafiają do Miejsca bez gwiazd.

Kocur odpowiadał jeszcze na kilka pytań.

-Więc, kto dołącza?- zapytał.

Wszystkie koty po kolej wstawały. Szpon uradowany spojrzał na swoje współtowarzyszki, które były bardzo zaskoczone.

-W takim razie idziemy!- powiedział.

Wszyscy ruszyli za Świt, która ruszyła jako pierwsza. Szpon szedł bardziej z boku i obserwował nowych członków Klanu... Brązowooki nadal nie wymyślił nazwy.
Zobaczył jak jedno z kociąt opadło z sił.

Kotka była bardzo zmęczona. Kocur uśmiechnął się delikatnie i złapał malucha za skórę karku. Kocica była zaskoczona, ale uśmiechnęła się również. Kociak już praktycznie spał.

-Dziekuję- usłyszał w podzięce.

Szedł dalej spokojnie. Po chwili jednak zobaczył kolejnego kociaka, który również nie miał siły już iść. Przecież wszystkie były zmarznięte i wygłodzone. Kocica nie radziła sobie. Kot złapał kolejnego kociaka za skórę karku i teraz niósł dwa.

Oba kociaki słodko spały. Dopiero po chwili zobaczył jak szaroliliowy, starszy kocur upada na bruk, nie mając siły się podnieść. Wszyscy go mijali, ale nie Szpon.

Kiedy tylko Wrzos się na chwilę odwróciła, zdziwiła się. Uderzyła delikatnie Świt. Ta spojrzała na nią, a potem za jej wzrokiem. Również była zdezorientowana.

Brązowo-biały targał na swoich plecach starszego kota, a w pysku cztery kociaki.

W końcu doszli do ich uliczki. Byk, Noc, Burza i Niebo świetnie przygotowali tymczasowy obóz. Uzdrowicielka od razu kazała przetransportować do niej koty, aby im pomóc. Najpierw poszły cztery młode kociaki, które niósł Szpon. Jak się okazało, powód ich zmęczenia był banalnie prosty. Były głodne i wyziębione. Po ich badaniu, Burza zaprowadził karmicielkę do jej legowiska. Wewnątrz były rozłożone jakieś tkaniny oraz steropian, który świetnie działał.

W ten sposób szybko się uwinęli. Świt, Wrzos i Szpon ruszyli znowu zapraszać do klanu, a Byk, Noc i Niebo udali się na polowanie. Musieli upolować o wiele więcej niż z reguły...

***

Była już noc. Gwiazdy migotały na niebie, a cały klan spał. Wszyscy poza brązowo-białym. Wspiął się na dach i umieścił z prawej strony, czyli tam, gdzie jeszcze nikt nie miał swojego posłania. Kocur, zanim tutaj wszedł, upewnił się, że z kociakami wszystko w porządku. Dzięki ciepłu i teraz dobremu wyżywieniu, miały szanse przeżyć. Naprawdę był szczęśliwy.
Spojrzał w gwiazdy.

-Czy dam sobie radę? - patrzył i szukał odpowiedzi.

Wydawało mu się, że jedna z gwiazd migotała przez chwilę. Po chwili usłyszał odgłos metalu. Odwrócił głowę:

-Świt! Czemu jeszcze nie śpisz?- zwrócił się do niej kocur.

Kotka bez słowa usiadła koło niego. Wyglądała na zestresowaną i taką, która szuka odpowiedzi w gwiazdach.

-Nie chcę spać- miauknęła.

Kocur ponownie odwrócił głowę i znowu patrzył w niebo.

-Czym się martwisz?- kasztanowa kocica spojrzała na niego.

-Wszystkim. Nie mam jeszcze nazwy klanu. Poza tym nie umiem rządzić.

-Dasz sobie radę. Zawsze będę w razie czego- uśmiechnęła się lekko i oparła swoją głowę na jego barku. Brązowo-biały był zaskoczony i lekko się spiął. Może to dlatego, że dawno nikt tak nie robił. Zdał sobie sprawę, że zależy mu na bursztynookiej.

-Szpon?- zaczęła.

Kocur spojrzał na nią i podniósł brew.

-Bo.... Bo ja cię kocham- wyznała i spuściła wzrok.

Brązowooki uśmiechnął się, a w jego oczach pojawiły się łzy.

-Świt, ja też cię kocham- wtulił się w kocicę.

Kotka zaczęła mruczeć, a kot polizał ją po policzku. Tak trwając w uścisku, kot niespodziewanie miauknął:

-Już wiem jak nazwę klan. - kasztanowa spojrzała na niego wielkimi ze zdziwienia oczami.

-Od dziś nasz Klan, to Klan Świtu- dawna przywódczyni grupy uśmiechnęła się słysząc to.

Siedzieli tak chwilę, aż w słońcu Szpon zaproponował:

-Chodźmy spać. Rano musimy dokończyć podstawowe czynności związane z Klanem Świtu.

Kotka pokiwała głową. Brązowooki udał się do siebie. Widząc, że Świt zmierza do swojego pudełka, niezadowolony uderzył ogonem o ziemię, zwracając jej uwagę.
Świt ponownie się uśmiechnęła i przyszła do niego. Położyła się tuż przy nim. Kot przerzucił ją tak, aby była wewnatrz pudełka. Kotka wtuliła się w jego podbrzusze. Kocur delikatnie polizał ją po głowie i zaczął wylizywać jej futerko. Bursztynooka zaczęła mruczeć i oparła głowie na jednej z jego łap...

***

-Szponie! - przywódca odwrócił głowę i zobaczył Pył- kotkę, której kilka księżycy temu pomagał.

-O co chodzi Pyle?- zwrócił się do niej.

-Sądzę, że moje kociaki są gotowe, aby zostać uczniami. - brązowo -biały spojrzał na stojącą nieopodal piątkę maluchów.

-To dobrze- miauknął i wskoczył na płot.- Koty, które umieją polować, niech pilnie się zjawią!

Kot zauważył gromadzących się podwładnych. Sporo się zmieniło w ciągu tych kilku księżycy. Niebo związał się Nocą- niedługo mają narodzić się jej kocięta.
On i Świt oficjalnie zostali partnerami, co doprowadziło do małego spięcia z Burzą, ale szybko wyszli na prostą. Wrzos świetnie sobie radziła jako medyczka w mieście, a na dodatek miała już ucznia, Liścia. Poza tym wiele kotów dołączyło do klanu.

-Zgromadziliśmy się tutaj, aby mianować na uczniów czwórkę młodych kociąt. Podejdźcie- maluchy były szczęśliwe, ale również trochę zestresowane.

Gwiazdy świeciły już na niebie i oświetlały pyski młodych kotów. Niedaleko brązowo-białego stała również Świt.

Brązowooki zeskoczył i podszedł do jednej z kotek. Młoda pochyliła głowę, kiedy kocur ostrożnie położył na niej łapę.

-Mleczu, masz już sześć księżycy, co oznacza, że jesteś gotowy, aby zostać uczniem. Twoim mentorem zostanie Niebo- lekko zdziwiony, ale uśmiechnęły szary kot podszedł i dotknął się nosem ze swoim pierwszą uczennicą.

-Żuczku- podszedł do kolejnego kociaka- jesteś już na tyle duży, aby móc, tak jak twoje rodzeństwo zostać uczniem. Twoim wyszkoleniem zajmie się Pazur- był to niski, biało-pręgowany kocur o czarnym futrze.

Kot styknął się z nim nosem.

-Śmieciu- tak właśnie został nazwany kociak. Było mu przykro z powodu tego imienia i przywódca doskonale wiedział, co zamierza z nim zrobić. Nawet rodzeństwo kociaka bardzo go o to prosiło- Twoje imię powoduje, że nie możesz zostać uczniem.- kociak opuścić uszy i patrzył na swoje malutkie łapki.- Dlatego zdecydowałem się je zmienić. Od dziś będziesz znany jako Paprotek, a twoim nauczaniem zajmie się Burza.

Czarny kot uśmiechnął się zadowolony i podszedł do młodziaka. Dotknęli się nosami. Została ostatnia kotka. Była ona bezimienna. Pył powiedziała, że to on ma jej je nadać w czasie mianowania. Kocur długo myślał nad odpowiednim imieniem dla jasno-rudej kocicy.

-Kotko- zwrócił się do bezimiennej- długo myślałem o odpowiednim imieniem dla ciebie o będzie ono brzmiało Księżyc. Twoim wyszkoleniem zajmę się ja- oznajmił i uśmiechnął się.

Kotka była zaskoczona, ale kiedy tylko dotknęła się z nosem przywódcy, podziękowała mu.

Zanim kocur zdołał cokolwiek powiedzieć, usłyszeli zmęczony i przestraszony głos:

-Pomocy! Ratunku!- wszystkie koty odwróciły się i zdezorientowane patrzyły na leżącą u wejścia ich alejki kotkę. Miała szylkretowe futro i złote oczy. Nie wyglądała najlepiej.

-Kim jesteś?- zapytał Szpon i zeskoczył z ogrodzenia.

-Jestem Zorza- wyjęczała przybyła.

-Co się stało?

-Zostałam zaatakowana i...- kotka zamilkła, ale wszyscy wiedzieli o co chodzi. -

-Kto to zrobił?- zawarczał Burza. Zawsze był przeciwny takim zachowaniom, co w pełni popierał Szpon.

-B- Brzask- miauknęła i upadła.

Wrzos wraz ze swoim uczniem natychmiast zabrali ją do pudełka medyka, aby udzielić jej potrzebnej pomocy.

Wszyscy się rozeszli, gratulując jeszcze nowo mianowanym. Wszyscy udali się na spoczynek poza Szponem, Świtem, Niebem, Nocą, Bykiem i Burzą. Czarny kot był naprawdę wściekły. Jego oczy pełne były nienawiści. Chodził w kółko i co jakiś czas odsłaniał kły i pazury.

-Mam nadzieję, że nie zostawimy tego tak- warknął zielonooki.

-Ale co możemy zrobić?- zapytał Niebo, głaskając ogonem Noc.

-Nie wiem, ale ja nie będę tego tolerować. - syknął czarny i wysunął pazury.

-Wiesz o tym, że nie mamy szans z Brzaskiem- zwrócił się do niego Byk.

-Razem jesteśmy silniejsi! - zacytował słynne słowa i motto Szpona, który jak dotąd się nie odezwał. Rozważał, co powinni zrobić. Z jednej strony naprawdę się bał o swoich przyjaciół i klan, ale również nienawidził, gdy ktoś tak robił.

-Szpon?- wytrącił go z zamyślenia Burza.

-Hm?- zapytał go i podniósł brew.

-Co o tym wszystkim sądzisz? - zapytała Świt.

Kocur myślał chwilę nad odpowiedzią, aż w końcu zaczął mówić.

-Powiem tak. Według mnie na razie nie powinniśmy wychylać się przed szereg- kocur już chciał mu przerwać, ale Szpon mu nie pozwolił. - ale to nie oznacza, że pozostaniemy obojętni. Jestem gotowy się założyć, że Brzask sam niedługo nas odwiedzi. A wtedy pożałuje.

-Przysięgasz?- zapytał Burza i patrzył w oczy swojemu przywódcy.

-Przysięgam- oznajmił.

-Dziekuję- miauknął i każdy rozszedł się do siebie.

Szpon ułożył się w swoim pudle i czekał cierpliwie na swoją partnerkę. Kotka uśmiechnęła się i również weszła do wnętrza. Ułożyła się przy kocurze i zaczęła cicho mruczeć. Obydwoje szybko zasnęli...

***

Był już ranek. Słońce wschodziło na niebo, a mentorzy i ich uczniowie wybierali się właśnie na trening. Konkretnie szli na polowanie. Szpon również już nie spał. Oprowadzał po obozie Zorzę, która znacznie lepiej się czuła.

-Tutaj śpią karmicielki i ich kociaki- wskazał na kartonowe pudełka, wypełnione mchem i innymi miękkimi roślinami.

- Na dachu swoje miejsce mają uczniowie i starsze koty. Wojownicy sypiają tam, a pod ogrodzeniem jest moje legowisko.

Temu wszystkiemu z boku przyglądała się zazdrosna Świt, której widocznie nie pasowało, że jej partner oprowadza inną kotkę, która szła koło niego bardzo blisko.
Brązowo-biały zbliżył się do kasztanowej kotki, a ona od razu podeszła do niego i oparła się.

Brązowooki polizał ją po głowie i zwrócił się do szylkretowej:

-To jest Świt- moja partnerka.

-Cześć- przywitały się ze sobą równocześnie.

-Musisz wiedzieć, Zorzo- bursztynooka skrzywiła się, gdy jej partner zwrócił się do kocicy po imieniu- że tutaj wszyscy wierzymy w Klan Gwiazdy. Jeżeli zamierzasz z nami zostać, również musisz.

Świt aż delikatnie się zjeżyła, słysząc, że ta złotooka zamierza zostać w ICH klanie. Nie podobało jej się to, ale wiedziała, że przecież kotka potrzebuje teraz dużo wsparcia, a jej zazdrość w niczym nie pomoże.

-Burzo- miauknął w kierunku przechodzącego nieopodal zastępcy- możesz poszukać jakiegoś wolnego miejsca Zorzy?

-Oczywiście- zamruczał i poszedł wraz z przyszłą karmicielką.

Kasztanowa kocica oddaliła się. Brązowo-biały podbiegł do niej.

-Świt, wszystko w porządku? - miauknął opiekuńczo.

-Tak.- mruknęła, ale po chwili fuknęła- Tylko się zastanawiam, dlaczego każdą kotkę, musisz oprowadzać osobiście? Nie możesz kogoś do tego wyznaczyć?

-Och, Świt- zaczął głaskać ogonem jej plecy- przecież wiesz, że zależy mi, aby wszyscy dobrze czuli się w klanie. - bursztynooka spojrzała na niego. - A zwłaszcza Zorza po tym co się wydarzyło. Wyobraź sobie siebie na jej miejscu.

Kasztanowa nie chciała nawet o tym myśleć.

-Wierzę- ciągnął dalej brązowooki- że w ten sposób zaakceptuje siebie na nowo, ani że nic jej się nie stanie. A może nawet znajdzie partnera?

-A skąd mam wiedzieć, czy nagle spodoba ci się inna kotka?- fuknęła i zrzuciła ze swoim pleców jego ogon.

-Świt, przecież doskonale wiesz, że kocham tylko ciebie. Nic się w tej sprawie nie zmieniło. - polizał ją czule po głowie i uśmiechnął się.

***

Minęły dwa księżyce...

Zorza doskonale zaklimatyzowała się w Klanie Świtu. Niestety okazało się, że skutki owej napaści były dużo gorsze. Kotka zaszła w ciążę. Początkowo była załamana, ale wsparł ją Burza, który oficjalnie stał się jej partnerem. Oczywiście Szpon pytał ją czasem o samopoczucie i kocica stała się jego najlepszą przyjaciółką. Zazdrość Świtu na szczęście opadła już, więc kocur swobodnie z nią rozmawiał.

Pewnego wieczoru stało się coś, co prawdopodobnie nikt nigdy nie zapomni. Szpon i Świt obserwowali, jak ich klan ze sobą rozmawiał. Brązowo-biały wylizywał futerko swojej partnerki, kiedy nagle wszyscy ucichli. Kot również przerwał dotychczas wykonywaną czynność i spojrzał na wejście do alejki. Stał tam... Wielki, masywny rudy kocur o bursztynowych oczach.

-Brzask- wymówił jego imię.

Kocur bez czegokolwiek wszedł do środka i zaczął się rozglądać. Koty chowały się do swoich pudeł. Karmicielki osłaniały swoimi ogonami malutkie, równie przestraszone kociaki. Olbrzym bezczelnie chodził i straszył innych.

-To wy to ten cały klan? Nieźle się urządziliście- uśmiechnął się i rozwalił kilka kartonów, na szczęście pustych.- Ciekawe tylko jak długo jeszcze zamierzacie się tak upokarzać.

-Nie masz nic do gadania, Brzask- warknął Szpon i spojrzał mu w oczy.

Kocur natychmiast rozpoznał w nim swojego dawnego przeciwnika, któremu obiecał zemstę.

-Ach! To ty! Wreszcie dowiedziałeś się, jak mam na imię! Mogłem się domyślić, że to ty za tym stoisz!- syknął i zaczął się do niego zbliżać.

Świt położyła uszy po sobie, z resztą jak jej partner. Wycofała się kilka kroków, ale brązowooki ani nie drgnął.

-No już! Rozejść się! - wrzasnął rudy i wysunął pazury. Ale nikt się nie poruszył.

-Nie rządzisz już nami Brzask!

-Właśnie! Przestaliśmy się ciebie bać!

-Razem jesteśmy silniejsi!- krzyczały koty z Klanu Świtu, wychodząc z pudeł. Mieli futra zjeżone, pazury i kły świeżo naostrzone, a futra lśniły w blasku księżyca.

-Tak?- kocur fuknął i skoczył w kierunku jednej z karmicielek.

Zanim jednak zdarzył wylądować, został odrzucony przez Szpona, który przygniótł go do ziemi.

-Jestem przywódcą Klanu Świtu i nie pozwolę skrzywdzić żadnego z moich członków! - warknął i odrzucił.

Bursztynooki podniósł się z ziemi i rozejrzał się po kotach. Kiedyś wystarczyło tylko jego warknięcie, a wszyscy uciekali, a teraz? Nikt się go nie bał. Po chwili jego uwagę przykuła pewna szylkretowa kotka o złotych oczach.

-Och, Zorzo! Ty też dołączyłaś do nich? Chodź ze mną, a będziesz bezpieczna!

-Nie! Rozumiesz Brzask? Chociaż zrobiłeś mi krzywdę, nigdy więcej nie będę się ciebie bać!

Olbrzym był bardzo zdziwiony. Szpon wskoczył na ogrodzenie i krzyknął do rudego:

-Twoje krwawe rządy dobiegły końca, Brzask! Pogódź się z tym!

-Pożałujesz, że to zrobiłeś, Szponie. Jeżeli jesteś równie silny jak w słowach, to udowodnij to jutro! - warknął i zniknął za rogiem.

Członkowie Klanu Świtu zmierzyli się zaniepokojonymi spojrzeniami. Przecież bitwa z Brzaskiem była praktycznie równa śmierci.

-Koty Klanu Świtu! Jutro zamierzam zawalczyć z Brzaskiem. Chcę, żebyście wiedzieli, że nawet jeżeli coś by się stało, nie wolno wam się poddawać. Razem jesteście silniejsi i dacie radę tylko razem.- kiedy to powiedział, zeskoczył z płotu i udał się na dach. Kot nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Musiał w samotności pomyśleć co dalej ma czynić. Patrzył w gwiazdy i miauknął:

-Siostro, jeżeli mnie słyszysz proszę, poradź mi co mam czynić!

Jednak nikt nie zareagował. Nawet gwiazda nie zamigotała. Co to oznacza? Że Klan Gwiazdy jest przeciwny istnieniu Klanu Świtu i właśnie w taki sposób zamierza go ukarać? Tak się zamyślił, że nie zwrócił uwagi na pewnego czarnego o zielonych oczach kota.

-Nad czym tak dumasz, Szponie? - usłyszał i odwrócił głowę. Obok niego siedział Burza.

-Nad sensem życia- stwierdził ogólnie. Nie chciał martwić swoimi problemami swojego zastępcę.

-Szpon, wiem że to będzie trudne- zaczął zielonooki. - Ale wiem też, że dasz radę z nim wygrać. Musisz tylko w siebie uwierzyć.

-Nie o to chodzi, Burzo, ale dzięki za radę.

Zielonooki usiadł koło niego i razem patrzyli się w niebo.

-Powinniśmy iść spać- zasugerował zielonooki i wstał. Zaczął zmierzać ku zejściu na dół. Odwrócił się i miauknął w kierunku przywódcy:

-Idziesz?

Brązowo-biały skinął głową i ruszył za swoim przyjacielem. Jutro sądny dzień. To jutro wszystko się rozstrzygnie...

***
Słońce było już wysoko na niebie, a Szpon był coraz bardziej zaniepokojony.

-Szponie?- usłyszał głos Listka.

-Tak, Listku? - zwrócił się do niego.

-Przyniosłem ci drozda.

Kocur spojrzał pod swoje łapy. Faktycznie. Tuż pod jego łapami leżała zdobycz.

-Wrzos kazała ci, czy zrobiłeś to sam?

-Zrobiłem sam. Chciałem ci podziękować, za to, że przyjąłeś nas do klanu. Nawet nie wiesz, jak wiele znaczy to dla mojej mamy. - uczeń odszedł do ciemno-rudej, a do kocura dotarło to, co chciał.

,,Stworzyłem klan po to, aby inne koty nie cierpiały. Po to, aby innym pomóc. Nie po to, aby rządzić. Dzisiaj nadszedł czas, abym to udowodnił. Przed każdym"- postanowił Szpon.

Szybko minęło tych kilka godzin i nadszedł wieczór. Brzask, zgodnie ze swoją obietnicą, zjawił się na miejscu wraz ze swoją świtą. Każdy członek klanu usadowił się, aby obserwować wydarzenie. Świt stanęła koło płotu. Bardzo bała się o swojego partnera. Jej stres zdradzały wąsy, które cały czas, bez przerwy drżały. Grupa Wschodu usiadła u wyjścia.

-Mam nadzieję, że jesteś gotowy na klęskę, Szponie- uśmiechnął się szyderczo i powstał.

-Jestem gotowy, aby wygrać to starcie i na zawsze sprawić, że inni nie będą się ciebie bać- zasyczał i również wstał.

Obydwoje wysunęli pazury i zjeżyli futro. Kocur prywatnie, trenował co jakiś czas walkę, ale raczej nie było to częste. Jednak starał się tego nie zdradzać.

Brzask od razu rzucił się na brązowo-białego. Ten przeturlał się pod nim i kopnął go w locie. Rudy kot wylądował na czterech łapach i ponowił atak. Tym razem Szpon nie zdarzył uciec. Kocur z łatwością go powalił. Zaczął wgryzać się w jego gardło. Brązowooki podrapał go po twarzy, powodując, że kot zaprzestał. Jednak złapał go za skórę karku i odrzucił tak, że uderzył głową o ścianę. Zaczęło kręcić mu się w głowie, a przed jego oczami zaczęły pojawiać się mroczki.
Koty wydały przerażone okrzyki.

Bursztynooki zmierzał do niego powolnym krokiem. Oczywiście zaczął z niego drwić:

-Takiego macie przywódcę, który jest słaby. Mówiłem, że zabiję go szybciej niż wam się wydawało. A on- złapał go za gardło i podniósł do góry. - to tylko przybłęda, która nic nie potrafi- zamachnął się i rzucił nim w płot. Kot opadł i przestał się poruszać.

-Szpon, nie! - zawyli jego przyjaciele.
Zapadła cisza. Wszyscy byli przygnębieni i zdezorientowani.

-Nie! Szpon, to nie może być prawda!- krzyknęła Świt i podeszła do kocura. Jednak widząc, że zbliża się bursztynooki, wycofała się
Brzask był usatysfakcjonowany. Wygrał. Znowu. Zbliżył się do kota i położył go na środku.

-To! - upuścił kota, który głucho uderzył o beton. - Oto wasz przywódca! - wrzasnął i zaczął się szyderczo śmiać. To go zgubiło! Brązowooki wykorzystał chwilę rozproszenia rudego i otworzył szeroko oczy.

Szpon natychmiast się poderwał i skoczył na twarz kocura. Wbił pazury w jego głowę i zaczął go drapać.

-Aaaaaa! Puść!- zaczął wrzeszczeć, ale brązowo-biały nie przestawał. Po chwili udało mu się go odrzucić. Kocur wylądował na płocie i ponownie na niego skoczył.

Wszyscy byli tak zapatrzeni w walkę, że nie zwrócili uwagi, że dym zaczął unosić się w powietrzu.

Kocur uniknął ataku Brzaska i sam zadał mu cios w plecy. Rudy nie zdarzył wyhamować i uderzył głową w ścianę, tracąc przytomność. Koty zaczęły wiwatować. Brązowooki odwrócił się do tłumu i zamarł. Kilka pustych kartonów zaczęło płonąć! W jego oczach pojawił się ogień. Dopiero po chwili do nosa Szpona dotarła woń dymu.

- Na Klan Gwiazdy! Uciekać! Pożar!- zaczął krzyczeć.

Koty w panice były nie do zapanowania. Karmicielki zaczęły zabierać kociaki, a uczniowie pomagali starszyznie schodzić z dachu.

-Burzo! Zaprowadź Klan Świtu w bezpieczne miejsce!- próbował przekrzyczeć szalejące płomienie.

Koty zaczęły biec za nim. Wojownicy brali kociaki królowych i pomagali im w ucieczce. Kocur szybko wskoczył na płot i rozejrzał się. Dach zaczął się palić. Kocur sprawdzał pudła. Do jego uszu dotarł pisk kociaka. Szybko odrzucił kilka płonących kartonów i zobaczył przestraszoną szarą kotkę w ciemniejsze pręgi. Złapał ją za kark i zeskoczył z nią na dół. Podał ją Niebu, który uciekł z nią za resztą.

-Świt uciekaj! - krzyknął do kotki, która krztusiła się dymem. Kocur oczywiście również.

Kasztanowa skinęła głową i zaczęła uciekać przez wejście. Szpon już miał biec, kiedy nagle coś sobie przypomniał. Odwrócił głowę. Przy ścianie leżał Brzask. Brązowo-biały miał wybór. Ocalić siebie czy pomóc rudemu.

Nie wahał się długo. Podbiegł do ściany i chwycił kocura za skórę karku. Futro kota w niektórych miejscach było wypalone. Kocur zaczął kaszleć. Nie mieli czasu do stracenia. Zaczął ciągnąć kota. Nagle tuż przed nimi spadła rynna. Brązowooki kopnął ją. W końcu byli już przy wyjściu. Wyciągnął go, a zaraz za nimi zawaliła się dachówka.

-Szpon!- krzyknęły uradowane koty.

Kocur upuścił Brzaska. Zaczęło kręcić mu się w głowie. Upadł do tyłu i stracił przytomność...

***

Kocur powoli zaczął otwierać oczy. Zobaczył nad sobą Świt oraz Wrzos.

-Szpon!- krzyknęła kasztanowa kotka.

Kocur musiał kilka razy pomrugać, aby obraz stał się wyraźny.

-Masz szczęście, Szponie. Poza kilkoma oparzeniami nic ci nie jest. Opatrzyłam jeszcze twoje rany z walki.

Przywódca skinął głową. Po chwili w niego wtuliła się Świt.

-Martwiłam się- kocur zaczął lizać ją po twarzy, uspokajając kotkę.

Kocur usłyszał na zewnątrz zamieszanie. Nagle do środka wdarł się Burza. W jego oczach pojawiła się radość.

-Szpon, martwiliśmy się.

-Martwiliście?

Czarny pomógł wstać brązowo-białemu i razem wyszli z legowiska. Brązowookiego oślepiło światło. Kiedy jego oczy przywykły do jasności, zdębiał. Tuż przed nim był cały jego klan. Widząc swojego przywódcę, powstali. Wśród kotów był Brzask, co lekko zaskoczyło przywódcę.

W oczach Szpona pojawiły się łzy i uśmiechnął się. Czyli ich klanowi naprawdę na nim zależało.

-Jesteśmy gotowi Szponie- miauknął Niebo i uśmiechnął się.

-Dziekuję- zamruczał i spuścił wzrok...

***

Klan Świtu znalazł lepszą uliczkę, w której również mogli wchodzić na dach. Była bardziej przestronna. Rozłożyli już i podzielili legowiska, a patrol ruszył na polowanie. Ich uliczkę odgradzał płot, w którym na szczęście była wystarczająca dziura, aby przez nią wychodzić. Z drugiej strony była ściana, a przy niej stał kontener. Dwunożny wchodził tam tylko raz na siedem wschodów i zawsze, kiedy słońca zachodziło. Tam były schody, które prowadziły na wyższe piętra. Jednak Klan Świtu wykorzystał je do nauki skoków oraz drogi na dach pobliskiej przybudówki.

Część legowisk znajdowała się na dachu, a pozostałe na głównym placu. Każdy miał swoje pudełko, a wewnątrz było trochę szmat, a pod nimi mech.

Gwiazdy pojawiały się na niebie, a młody przywódca życzył każdemu z osobna dobrej nocy. Upewnił się, że młode kociaki śpią, czy starszyzna ma wygodnie oraz bezpiecznie, czy wojownicy dobrze się czują. Już miał iść do siebie, kiedy usłyszał głos Burzy:

-Szponie, ktoś chce z tobą rozmawiać.- brązowo-biały odwrócił się i zobaczył, że za czarnym kotem stoi Brzask.

-Jasne, dziękuję Burzo- miauknął przywódca, a jego przyjaciel skinął głową i poszedł do czekającej na niego Zorzy.

-O co chodzi, Brzask?- zwrócił się do kota i podniósł brew.

-Dlaczego to zrobiłeś?- zapytał go bursztynooki.

-Co konkretnie zrobiłem?

-Pomogłeś mi. Wyprowadziłeś mnie z pożaru. Ryzykowałeś własnym życiem, aby mi pomóc, chociaż nie musiałeś. Przecież tyle zła narobiłem i w ogóle.

-Zrobiłem tylko to, co powinienem. Każdy zasługuje na drugą szansę!- miauknął pocieszająco i zaczął iść do siebie.

-Ej, Szpon- zwrócił się do przywódcy, a ten się odwrócił i spojrzał na niego. - Mogę dołączyć do waszego klanu? Nie mam gdzie wrócić.

-A co na to Klan Świtu?

-Każdego przeprosiłem i powiedzieli dokładnie to samo.

-Oczywiście, że możesz, Brzask.

-Dziekuję przywódco- miauknął i schylił głowę.

-Wystarczy Szpon- miauknął i poszedł do siebie. Spojrzał na Świt, która siedziała ze spuszczoną głową. - Coś się stało?

-Szpon!- kotka płakała. Kocur podszedł do niej i ją przytulił. Kotka wtuliła się w niego, a łzy wchłaniały się w jego futro na piersi.- Bo.. bo j-ja jestem w ciąży. Będziesz ojcem- kocur był zaskoczony, ale tylko mocniej objął kasztanową, pokazując jej, że nie odrzuci jej z tego powodu. Kochał ją i nie zamierzał jej zostawić.

-Kocham cię, Świt- miauknął i polizał ją po głowie.

-Ja ciebie również kocham, Szponie...

***
Minęło 12 księżycy...

-Mamo, mamo! - krzyczał jeden z uczniów.

Kasztanowa kocica siedziała wraz ze swoim partnerem na kontenerze, drzemiąc. Leżała na jego łapach. A kocur wylizywał jej głowę i grzbiet. Brązowo-biały odwrócił głowę, kiedy zobaczył swojego syna, delikatnie przeniósł głowę swojej partnerki na jej łapy, a samemu zeskakując ze miejsca z którego zawsze przemawiał.

-O co chodzi Cień?- zwrócił się do swojego syna. Kocur był niesamowicie do niego podobny, a miał dopiero 6 księżycy.

Zanim klon Szpona zdarzył odpowiedzieć, pojawiły się jego starsze dzieci. Byli już oni wojownikami od niecałego księżyca.

-Tato, jakieś obce koty kręcą się po okolicy. Pachną zupełnie inaczej niż my- poinformował go kasztanowy kocur o białych plamach na całym ciele i brązowymi oczami.

-Hmmm- zamyślił się Szpon.- to faktycznie niepokojące. Mówiliście Burzy?

-Oczywiście- potwierdził kot i łapą odtrącił grzywkę, która opadała mu na oko.

-Widzieliście gdzieś patrol łowiecki, Pióro? Powinni już wrócić...- kocur zauważył swoją córkę, która do owego patrolu należała. Jej rude futro powiewało z wiatrem.

-Stokrotko!- powiedzieli równocześnie Szpon i jego syn- Co się stało i gdzie jest reszta?

-Te podejrzane koty pytały nas, czy należymy do Klanu Świtu. Powiedzieliśmy, że tak. Tato- kotka przerwała i przestraszona wpatrzyła się w brązowo-białego. - oni chcą z tobą rozmawiać.

Przywódca zamyślił się. Oczywiście w razie ataku umieli się obronić i w ogóle, ale nie miał pewności kto to jest.

-Ilu ich jest?

- trzech.

-Ranni?

- Z tego co widziałam to nie.

Kocur ufał swoim dzieciom i był z nich bardzo dumny.

-To przyprowadź ich, Stokrotko. Ale uważaj.- kotka już miała biec, kiedy zatrzymała się na chwilę. - Nie wiemy kim oni są i nie chcę, aby komuś stała się krzywda.

-Oczywiście tato- zamruczała i podeszła do niego. Kocur opiekuńczo polizał ją po głowie. Kotka uśmiechnęła się i pobiegła do czekających na wieści patrolowiczów.
Szpon zwrócił się teraz do swojego syna.

-Pióro, powiedz moim najbliższym przyjaciołom, by zgromadzili się koło mnie. Ja w międzyczasie obudzę Świt.

-Jasne- miauknął - brązowy kocur nie tracił czasu i od razu pobiegł.

Brązowooki widział jak bracia się rozdzielają. Cień pobiegł po Byka, Niebo i Noc, a Pióro po Burzę, Zorzę, i Brzaska.

Brązowo-białego odwrócił się i wskoczył na kontener.

-Świt- miauknął i polizał ją po głowie.- Świt!

Kotka otworzyła oczy i spojrzała na swojego partnera.

-Co jest, Szpon- wymruczała i lekko się uśmiechnęła.

-Nadchodzą jacyś obcy. Prawdopodobnie to klany z lasu. - oczy kasztanowej kotki zrobiły się większe i zaniepokojone. -Chcą ze mną rozmawiać Świt, a nigdy nie wiadomo co tak naprawdę ich tu przyniosło.

-Masz rację- kotka skinęła głową i wstała aby rozprostować kości.

W międzyczasie pozostali członkowie klanu również wyszli ze swoich legowisk, aby zobaczyć co się dzieje. Przyjaciele Szpona przybiegli.

-Cień i Pióro powiedzieli nam, że nadchodzą przedstawiciele leśnych klanów.

-I tak jest. Nie mam pojęcia, dlaczego przychodzą.

-Dobrze- miauknął Brzask- ale czemu akurat my? Jesteśmy zwykłymi członkami Klanu Świtu.

-Nie- zaprzeczył Szpon- jesteście moimi najbliższymi przyjaciółmi i w takich momentach bardzo będę was potrzebować.

Noc, Byk, Burza i Świt doskonale wiedzieli o co chodzi. Przecież Szpon, kiedyś znany jako Sokoli Szpon należał do leśnych klanów.

Ustawili się koło kontenera i usiedli. Szpon im proponował, aby zajęli swoje miejsce koło niego, ale oni odmówili. Świt siedziała i ze stresu drżały jej wąsy.

Szpon siedział i również był zdenerwowany, ale kot kontrolował swój strach. Jego dzieci stały z prawej i lewej strony.

Najpierw weszła jego córka, która widząc resztę swojego rodzeństwa, usiadła koło nich. Reszta patrolu prowadziła trzy koty. Szli oni pośrodku.

Szpon był zdumiony, kiedy zdał sobie sprawę kto to jest.

,,Nie! To... niemożliwe..."- pomyślał, ale był pewien.

Kocury i jedna kotka również poznali przywódcę.

-Sokoli Szpon?- zapytał rudy kocur o zielonych oczach.

-Zaskoczony czy zdziwiony Wierzbowy Szumie?- prychnął brązowooki i uśmiechnął się złośliwie.

-Nie wierzę... To nie może być on- miauknął szary kocur o morskich oczach.

-A jednak Szkarłatna Gwiazdo- kocur położył się na brzuchu i założył łapę na łapę.

Jedynie czarna kotka o niebieskich oczach milczała. Nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa.

-Co was tutaj sprowadza, Szkarłatna Gwiazdo? Zostaliście wygnani?- zakpił brązowo-biały.

Przywódca nic nie miauknął. Spuścił wzrok swoje łapy.

-Co? Przywódcy zabrakło słów? - zadrwił teraz Burza.

Wierzbowy Szum zjeżył futro.

-Mówiłem, Szkarłatna Gwiazdo, że to jest zły pomysł szukać kogoś, kto z nam pomoże.

-Radzę ci się uspokoić- zasyczał Byk. - Nas jest tutaj więcej, a Szpon nie będzie się z nikim patyczkował- wycedził przez zęby.

-To dowiem się, czemu zawdzięczam waszą wizytę?

-Przyszliśmy prosić o pomoc.- mruknął przywódca.

-Mogłabyś głośniej? - miauknęła Świt.

-Przyszliśmy prosić o pomoc. Deszczowe Niebo okazał się zdrajcą. Sprowadził swoich włóczęgów, aby zabili nas. Pumi Skok była partnerką Deszczowego Nieba, jednak on nic jej nie powiedział- kocur podniósł brew, a czarna kocica patrzyła w ziemię. - Pozbawił mnie jednego życia, myśląc, że nie mam już więcej. Wyniósł moje ciało za obóz, a Pumi Skok i Wierzbowy Szum zostali oskarżeni o moją śmierć. Potrzebujemy pomocy, aby go pokonać.

-A inne klany?

-Oni się boją. Nie chcą nam pomóc.

-Proszę, Sokoli Szponie!

-Nie!- kocur wstał i spojrzał groźnie. Po pierwsze jestem Szpon, a po drugie, po co mam wam pomagać?- zbliżył się niebezpiecznie do swojego brata, który cofnął się kilka kroków. - To WY zaufaliście mu, chociaż wam mówiłem. Wygraliście mnie, Wrzos i kilku innych!

Szkarłatna Gwiazda więcej się nie odezwał. Brązowo -biały wskoczył na kontener i powiedział do Burzy:

-Weź naszych najlepszych wojowników i upewnijcie się, że nie wrócą- odwrócił się tyłem.

Trzech przyprowadzonych zaczęło się cofać.

-Jak możesz tak robić bracie?!- wrzasnął zdruzgotany Wierzbowy Szum. - wydawało mi się, że jesteśmy rodziną!

-Byliśmy- poprawił go Szpon.

Rudy kot ruszył w kierunku swojego brata. Ciężko było wyczytać jego zamiary, ale najprawdopodobniej chciał pobić się ze swoim bratem.

Jednak drogę zablokowały mu dzieci Szpona.

-Jeszcze krok, a zginiesz! Nie pozwolimy ci skrzywdzić ojca! - warknął Pióro i wyszedł do przodu.

-Pióro, uspokój się!- miauknęła Świt

-Ojca? - z wrażenia kocur usiadł, a Pumi Skok podniosła głowę.

Brązowooki bardzo jej się podobał. Umięśniona i smukła sylwetka, średniej długości brązowo-biała sierść, grzywka ułożona coś na wzór irokeza oraz brązowe oczy pełne godności i mądrości. Oczywiście fascynacja Pumiego Skoku nie umknęła Świtowi.

-Proszę, chociaż to przemyśl, Szponie- błagał go Szkarłatna Gwiazda.

Kocur zamyślił się.

-Stójcie- zwrócił się do swoich dzieci i Burzy.- Dobrze, pomyślę nad tym.

-Dziekuję- miauknął szary kot i skinął głową.

-Niebo- zwrócił się do niego przywódca, a kocur spojrzał w jego kierunku. - znajdźcie jakieś miejsce dla naszych gości.

Kot skinął głową i ruszył, a za nim przywódca i dwóch wojowników. Świt podeszła do swojego partnera i wtuliła się w jego bok. Kocur owinął wokół niej ogon.

***

Była już noc. Cały Klan Świtu był pogrążony w śnie. No prawie cały...

Brązowo-biały przywódca siedział na dachu i patrzył w gwiazdy. Szukał odpowiedzi na dręczące go pytania. Czy pomóc Klanowi Północy, po tym jak go wygnali? Czy na nowo wrócić? Czy jego koty sobie poradzą?

Pełno pytań, ale brak na nie odpowiedzi. Nawet nie usłyszał, kiedy ktoś koło niego zaczął mruczeć i ocierać się o jego futro. Dopiero po chwili odwrócił głowę i zdziwiony dostrzegł koło siebie... Pumi Skok!

-Co ty robisz?! - fuknął kocur i wstał.

Czarna popatrzyła na niego zdezorientowana i smutna...

Świt ocknęła się przerażona. Śniło jej się, że Szpon zerwał z nią dla tej niebieskookiej. Spojrzała koło siebie. Nie było tutaj Szpona. Zdenerwowana wyskoczyła z pudełka i bezszelestnie weszła po schodach z nich przeskoczyła na dach i schowała się za niewielkim kominem.

-Co ty robisz?!- fuknął Szpon.

Wojowniczka patrzyła na niego zdezorientowana i smutna.

-Szpon, wybacz mi. Może spróbujemy jeszcze raz?

-Nie, Pumi Skoku. To była twoja decyzja. Poza tym kocham już kogoś innego- kasztanowa uśmiechnęła się lekko, kiedy to usłyszała.

Niebieskooka nic nie miauknęła, tylko nadal patrzyła w gwiazdy.

-Czy te koty, to naprawdę twoi synowie?

-Tak- potwierdził.

Jednak czarna powiedziała coś, co sprawiło, że Świt zechciała się ujawnić.

-Przecież dzieci potrzebują matki! Bez nich nie będą dobrze wychowane! A ja z przyjemnością się tym zajmę- kotka chodziła koło niego i ocierając się o niego co jakiś czas. Jednak Szpon na to nie reagował.

-Dziekuję, ale nie trzeba- miauknął i odepchnął ją ogonem. -Idź sobie do Deszczowej Gwiazdy. On na pewno potrzebuje twoich usług.

Kotka smutna patrzyła, jak Szpon ogonem kazał go zostawić. Świt uśmiechnęła się lekko. Kocur naprawdę ją kochał.

Czarna z oklapniętymi uszami zaczęła schodzić z dachu. Świt również postanowiła zejść. Była tego jedna przyczyna. Zamierzała skonfrontować się z Pumim Skokiem...

Kiedy wreszcie niebieskooka odeszła, Szpon ponownie spojrzał w gwiazdy.

,,Czy powinienem pomóc Klanowi Północy?"

Właśnie wtedy zamigotała jedna z gwiazd. A zaraz po niej następne. To był znak. Brązowo-biały spojrzał na swoje łapy a po chwili w gwiazdy.

-Dziekuję- wymruczał i ruszył w kierunku zejścia...

Pumi Skok tylko prychnęła. Nie wiedziała konkretnie kto był partnerką Szpona. Była wściekła, że kocur nie wybrał jej. Przecież stanowiła o wiele lepszą partię niż wszystkie kotki w Klanie Świtu!

Schodząc z dachu wpadła na kasztanową. Czarna chciała ją wyminąć, ale kocicą skutecznie zablokowała jej drogę.

-Przesuń się!- fuknęła w końcu niebieskooka.

-Chyba nie wiesz z kim rozmawiasz, klanowcu- zasyczała bursztynooka i zaczęła krążyć dookoła niej. - Jestem partnerką Szpona i dobrze ci radzę, trzymać się od niego z daleka, zdrajco!

-Nie jesteś moim przywódcą i nie będziesz mi mówić co mam robić!- warknęła.

- Wiem doskonale, że ci na nim nie zależy. Tylko na władzy. A poza tym Szpon cię już nie kocha, a ja jestem dla niego najważniejsza.

Czarna tylko fuknęła i odeszła do siebie. Świt była nią tak zajęta, że nie zwróciła uwagi na siedzącego z tyłu brązowo-białego.

-Nie uważasz, że trochę przesadziłaś? - kotka aż podskoczyła, kiedy usłyszała głos brązowookiego.

Odwróciła powoli głowę i się speszyła. Spuściła wzrok. Przywódca wstał i przytulił się do Świtu. Kocur otulił ją ogonem a ona schowała swoją głowę w jego futrze na piersi...

***

Nastał poranek. Nikt już nie spał. Stos był pełen pożywienia, a wszyscy byli już zgromadzeni.

Na środku siedzieli Szkarłatna Gwiazda, Wierzbowy Szum i oczywiście Pumi Skok.
Byli zdenerwowani i zestresowani. W końcu wszystko było w łapach brązowo-białego.

Kocur siedział i patrzył na nich z przymrużonymi oczami.

-Podjąłem decyzję- wszyscy podnieśli głowę i spojrzeli na swojego przywódcę. Dzieci kocura podnieśli się na łapy. Oczywiście już wcześniej znali decyzję swojego ojca, ale chcieli narobić strachu przybyłym.

-Nie zasłużyliście na czyjąkolwiek pomoc od mojego klanu, ale... pomożemy wam- miauknął i lekko się uśmiechnął. Zeskoczył z kontenera i stanął przed nimi.

Przywódca wydawał się być przeszczęśliwy, tak samo jak brat brązowookiego. Jedynie czarna kotka wydawała się być smutna, ale ukrywała to.

-Dziękujemy Szponie- zamruczał Wierzbowy Szum i podbiegł do brązowo-białego i wtulił się w niego.

Kocur wydawał się być bardzo zaskoczony, ale tylko się uśmiechnął.

-Kiedy planowana jest bitwa?- zapytał Burza i podniósł brew.

-Za trzy wschody słońca.

-Musimy się do tego przygotować. Razem jesteśmy silniejsi!- powiedział, a reszta kotów zaczęła wiwatować...

***

Była już noc. Jutro miała odbyć się bitwa decydująca o losie Klanu Północy. Klan Świtu wykorzystywał jak najlepiej czas i dużo trenował. Szpon dopilnował, aby nikt nie leniuchował. Nawet karmicielki, przynajmniej te, które mogły również przygotowywały się do bitwy.

Przez ten czas Szkarłatna Gwiazda próbował porozmawiać ze brązowo-białym, ale ten skutecznie go unikał. Podobnie było ze Świtem i Pumim Skokiem. Kasztanowa ilekroć nadarzała się jakaś okazja, pokazywała, że brązowooki jest jej i nikomu nie radzi go nawet dotykać.

Świt nakazał swoim wojownikom położyć się wcześniej spać. Musieli jutro wyruszyć o świcie, gdyż bitwa miała odbyć się w samo południe.

Szpon patrzył w rozgwieżdżone niebo. Szukał tam wsparcia. Kątem oka zauważył, jak dosiada się do niego szary kot. Przywódca jednak nie miał już siły unikać przedstawiciela Klanu Północy.

-Szponie? Możemy porozmawiać?- zapytał go morskooki.

Kocur skinął głową.

-Jak nastrój przed jutrzejszą wojną?

-Jest świetnie- mruknął.

Zamilkli. Dopiero po chwili odezwał się Szkarłatna Gwiazda.

-Wiem, że mnie nienawidzisz i masz do tego prawo. Przecież wygnałem cię, nie mając dowodów, a ufając tylko i wyłącznie historyjce Deszczowego Nieba.

-Ja nie mam do ciebie żalu, Szkarłatna Gwiazdo- powiedział otwarcie i szczerze brązowo-biały- Jednak nie tym się teraz martwię. Zastanawiam się, czy Klan Gwiazdy akceptuje mój klan. Nie byłem po 9 żyć, nie mam nawet dwuczłonowego imienia.

-To nie ma znaczenia- stwierdził przedstawiciel Klanu Północy, a Szpon spojrzał na niego- najważniejsze jest to, aby koty dobrze się czuły pod twoim przywództwem. Aby stworzyć zorganizowaną grupę, trzeba być naprawdę zaangażowanym. Nadajesz się do tego znakomicie.

Wiedzieli jeszcze jak gwiazda spada z nieba, a w oczach Szpona zalśnił jej blask.

-Damy radę. A teraz chodźmy spać. Musimy się na jutro wyspać- miauknął brązowo-biały i razem udali się do swoich legowisk...

***

Słońca było już na niebie, a koty Klanu Świtu szły na nieuniknione. Oczywiście nie było to wcale daleko, ale droga strasznie im się dłużyła. Jednak mijał czas, a oni niestety dochodzili do wyznaczonych terenów.

Oddział przeszedł przez płot oddzielający tereny leśne od miasta. Szpon niemalże zachłysnął się tymi wszystkimi zapachami, które super szybko dotarły do jego nozdrzy. Nie był tutaj już tyle czasu. Jego pobratymcy wydawali się być również zaskoczeni, ale także i zadowoleni. Brązowo -biały obawiał się, że nie zechcą już potem wrócić do miasta.

-Zbliża się południe- celnie zauważył Burza.

Brązowooki również spojrzał w niebo. Czarny miał rację. Słońce było już prawie na samym środku jasnej przestrzeni.

Po kilku susach zająca byli na miejscu. Jednak Szpon zatrzymał swoje koty nieco wcześniej. Nie zamierzali od razu pokazywać się wrogom.

Pióro miał iść i z ukrycia obserwować co się tam dzieje. Szkarłatna Gwiazda, Wierzbowy Szum i Pumi Skok mieli czekać już w ustalonym miejscu walki i w odpowiednim momencie dać sygnał synowi przywódcy Klanu Świtu.

Czekali niecierpliwie. Każdy się obawiał. Niektóre koty nawet zaczęły się żegnać, obawiając się, że więcej się nie zobaczą. Naostrzyli pazury. Nagle dostali znak. Pióro machnął ogonem. Szpon zaczął biec. Koło niego biegła Świt. Krok za nim z prawej i lewej strony biegli Burza, Noc, Byk, Niebo, Zorza i Brzask.

A tuż za nimi główne oddziały. Wbiegli na polanę i zaczynali się, wzburzając wielką falę kurzu. Kiedy dym opadł, Szpon na przeciw siebie zobaczył go...

-Deszczowe Niebo!- krzyknął i zjeżył futro.

Kremowy kot odwrócił się i uśmiechnął się szyderczo.

-Sokoli Szpon! Że też wcześniej się nie zorientowałem, że to ty za tym stoisz!- zakpił.- Poza tym jestem Deszczowa Gwiazda.

-A ja Szpon! Nie masz prawa rządzić Klanem Północy! Szkarłatna Gwiazda nadal żyje, a ty jesteś nikim! - zasyczał.

Ciemnozielonooki pokazał zęby i krzyknął:

-Do ataku!

Niemal natychmiast Klan Północy zaatakował Klan Świtu. Jednak jego członkowie również rozpoczęli atak.

Burza rzucił się na Piaszczyste Wzgórze, jednego z sprzymierzeńców Deszczowej Gwiazdy. Szpon ruszył do przodu w poszukiwaniu dyktatora. Nagle leżał już przygnieciony do ziemi. Zrzucił kota. Był to bury, jasno-pręgowany kocur o piwnych oczach. Brązowo-biały przeturlał się pod nim i kopnął go w locie. Kot wyleciał wysoko i spadł po chwili, głucho uderzając w ziemię. Brązowooki doskoczył do niego i wgryzł się w jego mięsień. Zwierzę zawyło i zniknęło w krzakach. W końcu przywódca go zlokalizował. Jednak kiedy już miał go zaatakować, rzuciło się na niego pięć kotów. Szpon walczył niczym lew, ale nie był w stanie pokonać aż tylu sprzymierzeńców Deszczowej Gwiazdy.
Nagle ktoś zrzucił z niego wszystkich. Był to Brzask.

-Leć i pokaż temu idiocie, gdzie jego miejsce. Ja się nimi zajmę- brązowo-biały skinął głową i ruszył w dalsze poszukiwania. Co jakiś czas jednak toczył mniejsze bitwy.

Przedstawiciel Klanu Świtu nadal szukał kremowego kota. Dopiero po chwili go znalazł. Dyktator właśnie rozciął gardło... szaremu kocurowi o morskich oczach.

Szkarłatna Gwiazda ostatni raz spojrzał na podbiegającego do niego Szpona.

-Jesteś świetnym przywódcą i lojalnym członkiem... Na zawsze pozostaniesz bohaterem...

I odszedł. Jego klatka piersiowa przestała się unosić.

-Szkarłatna Gwiazdo!- zawył i schował swój pysk w jego futrze. To go dobiło. Oczywiście nie specjalnie lubił się z przywódcą Klanu Północy, ale nigdy nie życzył mu śmierci.

-Och jakie to smutne- zadrwił Deszczowa Gwiazda i rzucił się na zupełnie nie gotowego kota.

Z łatwością przygniótł go do ziemi i wgryzł się w jego kark. Szpon jednak zdołał go zrzucić i samemu zaatakować wroga. Ten jednak odskoczył w prawo. Przywódca wylądował na łapach i niemal od razu ponowił atak. Tym razem był celny. Przygwoździł do ziemi kota. Już miał go zabić, kiedy usłyszał jego prośby.

-Szponie, proszę....- wyjęczał, gdyż kocur trzymał łapę na jego gardle- daj mi drugą szansę... Ja... Ja się zmienię... Zobaczysz i nie pożałujesz...

Brązowooki uwierzył kocurowi. Rozluźnił uścisk. To go niestety zgubiło. Kremowy kot przygniótł go i wbił pazury w jego brzuch.

-Jesteś tak samo naiwny, jak dawniej. Nic się nie zmieniłeś- zjeżdżał coraz niżej. Przywódca Klanu Świtu zaczął jęczeć i skrzywił się. - Pożałujesz, że tutaj wróciłeś ty idioto. Już na zawsze będę rządzić i robić co tylko chcę! Pozdrów ode mnie Klan Gwiazdy- zaśmiał się i zjechał pazurami aż do ogona.

-Szpon!- kocur usłyszał jeszcze krzyk Świtu.

Kot od razu umarł. Nie było żadnej wątpliwości...

***

Kocur nadal leżał. W końcu zdał sobie sprawę, że może otworzyć oczy. Kiedy to zrobił, był zszokowany. Tuż nad nim stała jego siostra i uśmiechała się lekko.

-Orle Oko... To ty?- miauknął.

Kotka wyglądała zupełnie inaczej. Miała jasne, niemalże białe futro poprzeplatane gwiazdami. Na jej głowie był wianek ze stokrotek. Kocica pokiwała głową.

-Tak, Szponie. To ja.

-Czy ja...- kocur nie chciał kończyć.

-Niestety, ale tak. Umarłeś- powiedziała ze smutkiem.

Kocur spuścił wzrok.

-Jednak wiedz, że skoro tutaj jesteś, nadszedł czas, abyś otrzymał 9 żyć.

Brązowo-biały był bardzo zaskoczony.

-Co? Ale przecież...

Kot nie zdarzył dokończyć. Dookoła niego pojawiły się koty z Klanu Gwiazdy. Brązowookiemu wydawało się, że mówi jeden kot, chociaż mówiły wszystkie naraz.

-Szponie, Klan Gwiazdy akceptuje Klan Świtu i zezwala na jego istnienie z nieco innymi zasadami. Świetnie sobie poradziłeś bez 9 żyć i wierzymy, że stanowi to tylko utwierdzenie twojej pozycji.

Po kolej podchodziły do niego koty: Pierwsza była Jaskółcze Pióro - czyli matka. Podarowała mu opiekę nad klanem, potem był Świerkowa Pręga - ojciec kocura. Dał mu zaufanie własnym przeczuciom. Kolejnym kotem była Słonecznikowa Polana - dawna medyczka, która podarowała mu mądrość. Następny był Wschodzące Pragnienie- przyjaciel Szpona. Ofiarował mu odwagę do pokonywania przeszkód. Potem była jeszcze Liliowa Gwiazda- podarowała mu ona godność. Szóste życie otrzymał od Miętki, swojej siostrzyczki. Była ona radość z życia. Siódme podarował mu Igła, jedno z jego dzieci, które umarło zaraz po porodzie. Dał mu on nadzieję na lepsze jutro. Ósme ofiarował mu Szkarłatna Gwiazda- sprawiedliwy osąd. Ostatnie życie otrzymał od Orlego Oka. Dała mu ona szczęście.

-Szponie, od dziś jesteś oficjalnym przywódcą. Twoje imię zostaje uznane jako przywódcze. Wierzymy, że podołasz. A teraz wracaj i ocal Klan Północy...

Wszyscy zniknęli...

***

Kocur otworzył szeroko oczy i rozejrzał się. Był przerażony. Pióro ledwo stał na łapach broniąc Cienia przed Deszczową Gwiazdą. Szpon wykorzystał element zaskoczenia i zaatakował przywódcę Klanu Północy od tyłu.

-Co jest...- nie dokończył, gdyż brązowo-biały skoczył na niego.

-Tato! - synowie krzyknęli równocześnie - Szpon żyje! - krzyknęli, ciesząc się.

Jednak kremowy kocur zrzucił go z siebie.

-To niemożliwe! Przecież cię zabiłem!

- Hah! Klan Gwiazdy podarował mi 9 żyć! Pożałujesz za wszystko co zrobiłeś, Deszczowe Niebo!

Specjalnie nie nazwał go imieniem przywódcy. Nie zasługiwał na nie. Przywódca odsłonił zęby i skoczył na brązowookiego. Ten jednak odskoczył w prawo, a kremowy uderzył pyskiem w ziemię. Szpon dostał się tuż pod jego pysk. Przewalił go na plecy i przygwoździł do gleby. Brązowo-biały zanurzył pazury i kły w jego gardle. Nie puszczał nawet wtedy kiedy usłyszał prośby kota.
,,Nie tym razem"- pomyślał i tylko wzmocnił uścisk.

Ciemnozielonooki powstał i próbował jakoś go odrzucić. Szpon zdołał tylnymi łapami dotknąć ziemi i odbić się. Znowu przewrócił kota. Do jego pyska napływała krew napastnika, jednak on tylko go wzmacniał. Czuł, że kot pod nim już nie żyje. Wypluł jego ciało na ziemię. Miał paskudną ranę na głowie i boku, ale mu się udało.

Koty z Klanu Świtu i Północy zaczęli wiwatować. Szpon jednak wiedział, że to nie koniec. Czekał, aż Deszczowe Niebo się obudzi, ale to już nie nastąpiło. Dopiero teraz dotarło do Szpona. Deszczowa Gwiazda nie otrzymał 9 żyć. Widać Klan Gwiazdy stwierdził- tak samo jak on- że na nie nie zasłużył.

-Dziękujemy jeszcze raz, Szponie- miauknął Wierzbowy Szum.

-Proszę, Wierzbowa Gwiazdo- nazwał swojego brata.

-Wierzbowa Gwiazdo?- podniósł brew.

-Zasłużyłeś. Będziesz świetnym przywódcą.

Bracia jeszcze chwilę rozmawiali. W Klanie Świtu niestety zginęli: Byk, Brzask, Paprotek, Żuczek i Pył. Przywódca pożegnał każdego kota. Najdłużej jednak czuwał nad Bykiem. Był on mu bardzo bliski. Zdecydowano, że pochowani zostaną tutaj, w lesie. Tak samo jak Szkarłatna Gwiazda.

Medyczka- Kwiecista Bryza- opatrzyła oba klany.

-Na pewno nie chcesz zostać w lesie, Szponie?- zapytał Wierzbowy Szum, a do jego boku przymilała się Pumi Skok.
Brązowo-biały przewrócił oczami.

-Mój klan mnie potrzebuje. Ale wiedz, Wierzbowa Gwiazdo, zawsze służę pomocą.

Do kota podbiegła Świt i spojrzała swoimi bursztynowymi oczami na partnera:

-Jesteśmy gotowi do powrotu, Szponie- zamruczała.

-Do zobaczenia bracie- miauknął i podbiegł do sowiego klanu.

Koty utworzyły drogę, aby on, Świt i jego przyjaciele mogli przejść na początek. Szpon dumnie szedł, a koło niego wędrowała jego partnerka.

Nie ważne co jeszcze ich spotka. Będą w tym razem. Już zawsze. Gdyż przywódcę czyni kot, który nie tylko bierze, ale również i daje...


¹ Chodzi o bitwę z kotami domowymi za czasów Kruczej Łapy i Ognistej Gwiazdy.

²Mój kot otruł się raz szczurem. I wiem, że naprawdę to jest nie bezpieczne.

³ O otchłani dowiecie się więcej z innej mojej książki. Jednak musicie wiedzieć, że czasami będzie się ona przewijać.

⁴ Nawiązanie do Klanu Krwi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro