Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[7,0] - Na gorącym uczynku

Sterty książek i rupieci w gabinecie Foedusa nigdy wcześniej tak bardzo nie przeszkadzały Namjoonowi, jak w tamtej chwili. Próbował dojść do ładu i składu z przeróżnymi przedmiotami, pośród których rzadko kiedy znajdował taki, który w ogóle był w stanie nazwać. Miał wrażenie, że szukał całą wieczność, zanim udało mu się odnaleźć opasły tom ze wzmiankami o przełamywaniu magicznych barier.

Czuł się, jak w jakimś chorym śnie. Nigdy w życiu nie przypuszczał, że zamiesza się w jakieś magiczne porachunki. Nie miał również pojęcia o tym, że Foedus też parał się magią (a z tego co widział w przeszukiwanych księgach, nie tylko tą dobrą i niegroźną). Kim był spokojnym człowiekiem, nie szukał przygód. Widocznie dlatego przygoda znalazła go sama.

- Co tam? - Namjoon podskoczył w miejscu, upuszczając sobie ciężką księgę na stopę, gdy usłyszał trochę zniekształcony głos tuż za sobą i to zupełnie znienacka.

- Święta Tinio! - krzyknął, a po chwili zawył też z bólu. Ta cholerna książka chyba zmiażdżyła mu wszystkie kości śródstopia.

- Wystarczy Jin, ale miło, że porównujesz mnie do uosobienia mądrości. Chociaż nie ukrywam, że wolałbym, gdybyś wzywał świętego Porrena - Namjoon odwrócił się tylko po to, by zobaczyć hologram maga, który poruszał sugestywnie brwiami na wspomnienie boga płodności, uchodzącego za najprzystojniejszego wśród bóstw.

- Chciałbym zwrócić twoją uwagę na pewien bardzo istotny fakt - rudowłosy uniósł jeden palec w górę. - Nie będę mógł ci pomóc, jeśli zafundujesz mi atak serca.

Fioletowa mgła zafalowała, gdy Seokjin głośno się zaśmiał.

- Zebrałem trochę mocy, więc postanowiłem sprawdzić, jak ci idzie - skrzywił się, zauważając wszechobecny rozgardiasz. - Niezły bałaganiarz z tego gówniarza.

- Gówniarza? - Nam zmarszczył brwi w zdziwieniu. W końcu mężczyzna z hologramu wyglądał na może nieco starszego od Joona, ale na pewno nie na choćby równego wiekowo Foedusowi.

- Jestem magiem, Namjoonie - powiedział z uśmiechem Seokjin. - Uzyskanie nieśmiertelności wcale nie jest takie trudne. A tym bardziej zatrzymanie takiego wyglądu.

Rudzielec tylko pokiwał głową ze zrozumieniem, gdy mężczyzna ostro podkreślił dwa ostatnie słowa, uśmiechając się znacząco.  Nie mógł zaprzeczyć, że mężczyzna był przystojny. Po chwili złapał się za brodę, intensywnie nad czymś zastanawiając.

- Czekaj... Skoro jesteś nieśmiertelny, to chyba nic nie powinno ci się stać tam gdzie jesteś, co nie?

Seokjin wywrócił oczami i skierował się do fotela stojącego między regałami. Usiadł wygodnie, tak jakby faktycznie znajdował się w bibliotece. Oparł głowę na ręce, wpatrując się w zdziwionego chłopaka.

- Wy, ludzie, często mylicie najprostsze pojęcia. Jestem nieśmiertelny, nie niezniszczalny - uśmiechnął się tajemniczo. - To, że czas mnie nie rusza, nie znaczy, że ktoś nie może się mnie pozbyć przy użyciu magii czy noża. Zresztą, tutaj raczej nie chodzi o mnie. Gdyby tak było, pewnie już by się ujawnił. Wygląda na to, że potrzebował czegoś z mojego domu albo... sam nie wiem. Cała ta sytuacja jest dziwna, ale mam cholernie złe przeczucia. Dlatego musisz się pośpieszyć.

Zmartwiony mag siedział jeszcze przez chwilę w bezruchu, rozglądając się po pomieszczeniu. Nagle wydał z siebie dość głośne "Och!" i podszedł do jednej ze skrzyń, na której leżały stosy wymyślnej biżuterii. Namjoon bał się, że dotykając którejś błyskotki, mógłby ją zniszczyć i sprowadzić na siebie klątwę, czy coś w tym rodzaju (sam już nie wiedział, czego mógł się spodziewać), dlatego wcześniej trzymał się od nich z daleka.

- Ten amulet będzie sam ukrywał twoje ślady, zaoszczędzi ci roboty z zaklęciami, które możesz spieprzyć - powiedział Jin, wskazując na jeden z naszyjników. - Ubierz go i dobrze ukryj. Jest silny, ale dość szeroko rozpowszechniony, więc jeśli ktoś go rozpozna, możesz wpaść w tarapaty.

Namjoon pokiwał głową, biorąc do ręki naszyjnik i szybko go zakładając. Schował go za koszulę i spojrzał przed siebie na nie do końca zadowolonego Seokjina. Mag zacmokał, by zaraz podejść do zdezorientowanego chłopaka i wyciągnąć rękę w jego stronę. Po chwili Namjoon poczuł osobliwe łaskotanie na szyi, a białowłosy mężczyzna syknął z irytacją.

- Przez ten cholerny hologram nie mogę poprawić ci łańcuszka, a wystaje z dekoltu, więc jeśli z łaski swojej byś go sch-

- Jasne, już się robi - przerwał mu, gwałtownie sięgając do miejsca w którym wciąż spoczywała ręką Jina. Dłoń Namjoona bez problemu przez nią przeniknęła, a chłopak nagle poczuł delikatny prąd, przebiegający przez całe jego ciało.

Młodszy spojrzał zaskoczony na maga. Miał wrażenie, że oczy mężczyzny błysnęły fioletowym światłem, gdy uśmiechnął się do niego. 

- Słyszałeś kiedyś o dotyku przeznaczenia, Namjoon-ah? - zapytał tajemniczo, a po chwili rozmył się, jak poranna mgła i zniknął z biblioteki, pozostawiając rudowłosego w ciężkim szoku.

Bo, cholera, Namjoon słyszał legendy o tym dziwnym dreszczu, który oplata twoje ciało, gdy po raz pierwszy dotykasz dłoni przeznaczonej ci osoby. A Jin miał wielką nadzieję, że chłopak był przesądny. W końcu wytworzenie iskry przez hologram kosztowało go naprawdę sporo energii.

***

Yoongi bezszelestnie przemierzał pałacowe korytarze, oświetlone blaskiem księżyca i lamp oliwnych. Starał się nie stracić z oczu mężczyzny w płowym płaszczu, który skradał się wprost do królewskich komnat. Serce boleśnie obijało mu się o żebra, a rozum szeptał najgorsze możliwe scenariusze zakończenia tej wyprawy. Miał złe przeczucia od kiedy tylko przekroczył próg zamku, a to absolutnie nie zwiastowało niczego dobrego. Po drodze nie natknął się na ani jednego strażnika, czy kogokolwiek ze służby, co jeszcze bardziej go niepokoiło. To nie było normalne. 

Kiedy wyszedł zza rogu, przeklnął cicho pod nosem. Tuż przed nim rozpościerało się rozwidlenie z kilkoma krętymi korytarzami, a nieco dalej schody w górę i w dół.

- Wykurwiście - warknął, gdy zorientował się, że nigdzie nie widział nawet skrawka znikającego w ciemnościach płowego odzienia.

Przez dłuższą chwilę stał w miejscu i nasłuchiwał. W końcu zdecydował się podążyć na wyższe piętro.

Bingo.

Gdy tylko wszedł na kolejny poziom labiryntu korytarzy, zobaczył schowanego za kolumną mężczyznę, którego śledził. Obserwował on bogato zdobione drzwi. "Królewska sypialnia" - domyślił się Min i już wyciągał miecz, kiedy nagle usłyszał za sobą czyjeś kroki. Wiedział, że musiał działać szybko - ktoś tupał tak głośno, że za kilka sekund morderca również by go usłyszał. Ruszył w stronę kucającego mężczyzny, ale ku jego przerażeniu, z drugiej strony korytarza właśnie w tym momencie nadeszło czterech gwardzistów.

- Hej, ty! - krzyknął jeden, zapewne mając zamiar zapytać Mina, co robił tutaj sam. W końcu miał na sobie mundur, więc miał nadzieję, że uda mu się jakoś wywinąć.

- Hyung! - Taehyung wbiegł po schodach tylko po to, by dostrzec swojego opiekuna i czwórkę zwalistych mężczyzn. Racjonalna ocena sytuacji nigdy nie była jego mocną stroną.

- Kurwa, kurwa, kurwa - Min przyspieszył biegu, by zdążyć dopaść skulonego za kolumną mordercę. Pałacowi strażnicy oczywiście nie zauważyli podejrzanej postaci, a była tak cholernie blisko. Za to, za sprawą Taehyunga, zdołali się domyślić, że podejrzany, samotny gwardzista nie był ich prawdziwym kompanem. Wyciągnęli bronie i ku przerażeniu Kima, ruszyli na biegnącego wprost na nich najemnika, który w tamtym momencie faktycznie wyglądał, jakby to na gwardzistów szarżował, a nie na ukrytą w cieniu postać.

Zanim jednak Yoongiemu udało się dotrzeć do mężczyzny, spotkał się w pół drogi z królewskimi strażnikami. Jeden machnął mu koślawo halabardą nad głową, drugi natomiast wymierzył pchnięcie mieczem gdzieś koło żeber. Najemnik bez problemu rozbroił obu kilkoma zwinnymi ruchami, błagając Taehyunga w myślach, żeby się schował albo chociaż nie rzucał do walki. Kiedy już miał się odwrócić, by ocenić, gdzie znajdowali się morderca i Tae, nagle poczuł, jak coś dosłownie go zgniotło. Runął na ziemię, a ogromny strażnik zaraz za nim, całym cielskiem przytrzymując bruneta na podłodze.

- Zostaw go! - wrzask Kima dziwacznie zapiszczał strażnikom i Minowi w uszach. Brunet ostatkiem sił odwrócił głowę w stronę młodszego. Przysiągłby, że zauważył w jego oczach jakiś błysk. Czyżby to światło księżyca, wpadające przez okna na korytarzu, odbijało się w taki sposób w tęczówkach chłopaka?

Mimo szczerych chęci, Tae nie zdążył dotrzeć do swojego hyunga, by spróbował wyciągnąć go spod ogromnego mężczyzny. Trzej gwardziści bez problemu złapali chłopaka, unikając jego pięści, zębów i wymierzanych na oślep kopniaków, które nie robiły na mężczyznach większego wrażenia.

Gdy Yoongiemu zaczynało już brakować powietrza, a młodszy wciąż szamotał się w ramionach gwardzistów na wszystkie strony, ze swojej komnaty wyszedł zaspany król w sypialnej szacie i z mieczem w ręku. Nie miał zamiaru ukrywać, że nieplanowa pobudka spowodowana zamieszaniem na korytarzu dość mocno go zirytowała. Objął wzrokiem całe zamieszanie, a po chwili zza rogu wyłonił się również książę Jeongun w podobnej odsłonie, co ojciec, wraz z dwoma uzbrojonymi mężczyznami tuż za nim.

- Co tutaj się dzieje, do diabła? - spytał Jeonwoo, marszcząc brwi.

- Złapaliśmy mordercę i jego wspólnika, Wasza Wysokość! - odparł dumnie jeden ze strażników.

- Wasz morderca właśnie spierdolił, a ja miałem go na wyciągnięcie ręki, idioci! - krzyknął rozwścieczony Min w stronę uzbrojonych mężczyzn. Zerknął za kolumnę, by upewnić się tylko w przekonaniu, iż przestępca wykorzystał zamieszanie, by po cichu się ulotnić. Przynajmniej nikogo już raczej nie zabije.

- Milcz, łgarzu! Jak śmiesz obrażać moją gwardię? - ryknął król. - Do tego podszywasz się pod jednego z moich ludzi! Za swoje czyny odpowiesz przed sądem! A teraz, do lochu z nimi!

- Jeonwoo - spokojny, kobiecy głos przerwał głośną kłótnię, która najpewniej pozostawiła pół Aventy na równe nogi w środku nocy. Królowa wyłoniła się ze swojej komnaty w sypialnej szacie. Wyglądała naprawdę zjawiskowo. Delikatne rysy twarzy i duże, brązowe oczy idealnie współgrały z czernią długich włosów i bielą ubrania. Każdy najmniejszy ruch wykonywała z wyćwiczoną gracją, robiąc oszałamiające wrażenie samym odgarnięciem jednego pasma włosów za ucho. Kobieta położyła drobną dłoń na ramieniu swojego męża, patrząc z lekkim uśmiechem na wciąż zgniatanego przez gwardzistę najemnika. - Jak się nazywasz, panie?

- Wracaj do łóżka, żono. Za chwilę rozprawię się z tymi-

- Min Yoongi, Wasza Wysokość - Yoongi nic sobie nie robił z wywodu króla, przeczuwając, że królowa mogła wyciągnąć ich z tej nieprzychylnej sytuacji.

Delikatny uśmiech kobiety nieco się powiększył na dźwięk słów Yoongiego.

- A więc ten młodzieniec musi nosić imię Taehyung, czyż nie? - spojrzała na zdezorientowanego szatyna, który energicznie pokiwał głową, na chwilę zaprzestając nieudolnych prób uwolnienia się z uścisku gwardzistów. - Puśćcie ich zatem.

- Ale, Pani...

- Powiedziałam: Puśćcie ich.

Królowa rzuciła surowe spojrzenia strażnikom, którzy bez dłuższego ociągania wykonali rozkaz swojej władczyni. Ta ponownie przywołała na usta litościwy uśmiech i odwróciła się do swojego męża.

- Posłałam wczoraj jednego z moich ludzi, by wynajął pana Mina. Jest jednym z najlepszych wojowników w naszym kraju, mój królu. Gdy tylko dowiedziałam się, że gości w naszym mieście, nie mogłam przepuścić takiej okazji. Jego zadaniem było złapanie grasującego w miastach mordercy. Nie wątpię, że udałoby mu się to, gdyby nie to małe... nieporozumienie - kobieta powoli podeszła do wstającego z podłogi Mina i stanęła naprzeciw niego. Była dużo niższa, ale biła od niej niesamowita aura, która prawie wgniatała biednego Mina w ziemię z większą precyzją niż ogromny gwardzista.

- Ale to bez sensu, przecież następca tronu właśnie wyjechał, a to o niego chodziło przestępcy! - wszyscy zerknęli na zdenerwowanego Taehyunga. - Przyszedłem tu po to, by cię ostrzec, hyung!

- Ja jestem następcą tronu Aventy - warknął do tej pory cichy Jeongun z nutą urazy w głosie. - Musiałeś coś pomylić, dzieciaku.

- W takim razie dlaczego strażnik zwracał się do tamtego chłopaka per Wasza Wysokość?

- O czym ty mówisz, Tae? - Yoongi zmarszczył brwi. - Przecież Aventa ma tylko jednego księcia i stoi przed nami.

- Właściwie to... - zaczęła królowa, zerkając sugestywnie na swojego męża. -... myślę, że tym panom możemy uchylić rąbka tajemnicy. Czyż nie, mój królu?

Na korytarzu zapadła przeszywająca cisza. Jeonwoo patrzył przez chwilę na królową, po czym zrezygnowany zwrócił się do Yoongiego. Jeśli jego żona czegoś chciała, to nie mógł jej odmówić. Tym bardziej, jeśli chodziło o życie ich dzieci.

- W takim razie chodźcie za mną. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro