Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[26,0] - Spotkanie

Yoongi dostrzegł wracających chłopców, gdy tylko ich sylwetki zamajaczyły między drzewami. Nie miał pojęcia, ile czasu ich nie było. Jimin już dawno zdążył zasnąć, a Yoongi tysiące razy przeanalizował dzisiejszy dzień, który zafundował całej czwórce zdecydowanie za dużo wrażeń. Oczywiście najemnik zauważył uśmiechy na twarzach dwóch młodszych chłopaków i splecione dłonie, o których ci zupełnie zapomnieli, idąc przez las ze świeżym wspomnieniem wspólnych przeżyć sprzed chwili. Min zmarszczył brwi, ale postanowił nie komentować. Wystarczy, że i tak już rozmawiali między sobą dość głośno.

- Uciszcie się. Jimin śpi - burknął, gdy byli już wystarczająco blisko niego.

Książę już przybierał obronną postawę, ale Taehyung zdążył odezwać się pierwszy.

- Przepraszamy. Może ty też chcesz się zdrzemnąć, hyung? To był męczący dzień. My potrzymamy wartę - zaproponował z lekkim uśmiechem Kim.

- Nie, lepiej wy się prześpijcie. Jak tylko Jimin się obudzi, ruszamy dalej. Pojedziemy w stronę In, na szlaku jest jedno mniejsze miasto. Uzupełnimy zapasy, a potem zastanowimy się, co dalej - mruknął najemnik, odchylając głowę do tyłu z głośnym westchnieniem. Skrzywił się, gdy jego potylica zbyt mocno spotkała się z pniem drzewa. Wydawało mu się, że był dalej, niż w rzeczywistości i wcale w niego nie uderzy.

- Hyung - Taehyung klęknął obok swojego opiekuna, który zdawał się być naprawdę zmęczony, mimo że nie chciał się przyznać. - Dużo dzisiaj walczyłeś. Proszę, odpocznij trochę.

Yoongi spojrzał zrezygnowany na Kima, bo sam czuł, jak jego powieki robiły się zdecydowanie zbyt ciężkie. Po chwili ciszy po prostu skinął głową i przymknął oczy, ponownie odchylając głowę do tyłu, ale tym razem mniej gwałtownie, by oprzeć ją o drzewo. Nie miał siły, żeby przenosić się na posłanie, a spanie na siedząco koniec końców nie było takie złe.

Miał wrażenie, że przymknął oczy tylko na chwilę, ale gdy je otworzył, zamiast księżyca ujrzał na niebie pomarańczowe smugi wschodu. Słońce nieśmiało majaczyło na horyzoncie, a poranne promienie, przedzierające się przez korony drzew, ostro raziły ledwo co obudzonego Yoongiego.

Chłód poranka doskwierał mu trochę mniej dotkliwie za sprawą koca, który ktoś musiał zarzucić na niego podczas snu. Kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do słońca na tyle, by mógł przestać ciągle je mrużyć niczym wściekły kot, pierwszą osobą, którą dostrzegł, był Jimin.

Były nałożnik siedział przy zgaszonym ognisku, przyglądając się Yoongiemu. Jego długie włosy wciąż pozostawały rozpuszczone, mimo że zdążył już założyć na siebie podróżny strój. Gdy tylko zorientował się, że Min również na niego patrzył, odwrócił głowę w drugą stronę, by zaraz wstać i odejść do koni, przy których kręcili się chłopcy. Widocznie przekazał im, że najemnik właśnie się obudził, bo Taehyung przerwał pakowanie bagażu i posłał mu rozbrajająco uroczy uśmiech.

Yoongi niezręcznie odpowiedział podobnym gestem, zaraz przenosząc wzrok na własne ubranie. Westchnął ciężko, czując własny smród, do którego po tylu latach powinien już przywyknąć, jednak nie potrafił. To, że nie pachniał różami, było jak najbardziej normalne - męczył się i pocił, a o codziennej kąpieli podczas jego licznych podróży nie było mowy. Nie zmieniało to jednak faktu, że lubił się myć, a wczoraj jako jedyny nie skorzystał z okazji, by wykąpać się w strumieniu, czego powoli zaczynał żałować. Szczególnie, gdy pomyślał sobie o tym, że zapewne jeszcze długo nie będzie miał gdzie się odświeżyć.

Kiedy w końcu podniósł się z ziemi i otrzepał z brudu, wciąż uśmiechnięty Tae wyszedł mu naprzeciw, podając kilka sucharów i jakieś jagody.

- Zjedz, hyung. Jesteśmy już prawie gotowi do drogi - powiedział, a Min tylko skinął głową, wgryzając się w pierwszą kromkę.

Momentalnie zrobiło mu się trochę głupio przez to, jak wczoraj posądził Tae o bycie opętanym. Chłopak był przy jego boku od lat, niemal jak młodszy brat czy nawet syn. Mimo że często sprawiał kłopoty, to Yoongi był pewien, że Taehyung nigdy by się od niego nie odwrócił, nawet gdyby Min zrobił coś niewybaczalnego. Kim miał proste, dobre serce, jako jedyny uśmiechał się do swojego opiekuna, kiedy Jimin i Jeongguk odwracali wzrok - jeden zraniony, a drugi zdenerwowany. Obaj na tyle, by nie byli w stanie trzymać emocji na wodzy przy Minie.

Znowu zawalił sprawę. Mimo że próbował coś naprawić, to wyszło jeszcze gorzej, niż było. Chociaż przynajmniej udało mu się uratować Jimina z rąk ich wrogów, a to było najważniejsze.

Teraz musiał po prostu pilnować całej trójki, żeby znowu nie dopuścić do tragedii. A przy okazji dowiedzieć się, kim byli ludzie, którzy porwali Jimina i co wspólnego miał z nimi Kim Seokjin.

Yoongi poznał maga kilkanaście lat temu, jeszcze zanim przygarnął Taehyunga. Wtedy jeszcze zdarzało się spotkać gdzieś czarodzieja czy czarodziejkę, którzy często chętnie służyli pomocą zwykłym ludziom. Mimo to wieśniacy w większości się ich bali, przez co wieści o podróżujących magach szybko się rozchodziły. W tamtych czasach Yoongi dopiero próbował swoich sił jako najemnik, a Seokjin uprzejmie pomógł mu odnaleźć i pokonać podrzędnego demona, który zalągł się niedaleko wsi w okolicach Chiangal i zabijał jej mieszkańców jednego za drugim. Min zapamiętał go jako bardzo miłego faceta, który nawet nie wziął swojej części udziału za wykonanie misji. Może i jego poczucie humoru nie było zbyt górnolotne, a później nigdy więcej się nie spotkali, ale Yoongi wspominał go dobrze.

Dlatego tak ciężko było mu uwierzyć, że mag, który zupełnie bezinteresownie i prawdopodobnie z nudów ocalił go od pewnej śmierci, która czekałaby go w starciu z demonem, teraz mógł być zamieszany w porwanie Jimina. Sprawa wyglądała nawet tak, jakby to sam Kim był szefem całej tej chorej akcji.

Yoongi wciąż nie wiedział, dlaczego Jimin został porwany przez tajemniczych jeźdźców, ani czemu jedynym, co z nim robili, było wykorzystywanie jego pięknego ciała. Czekali na odpowiednią fazę księżyca, żeby złożyć Parka w ofierze, a najemnik jednak zdążył go uratować? Porwali go, ot tak, dla zabawy?

A może to miało jakiś głębszy sens?

Nie rozmawiał o tym z Jiminem, który mógł wiedzieć trochę więcej niż on. Nie chciał na razie rozgrzebywać ran, które sam wczoraj pogłębił. Zresztą, były nałożnik wcale nie wyglądał na chętnego do rozmowy.

Jedyne, co mogli w tej sytuacji robić, to uciekać i liczyć na to, że Seokjin nie zwerbuje kolejnego oddziału barbarzyńców po tym, jak Yoongi zneutralizował jego dotychczasowe siły.

Fakt, że mag budował swoją armię, również dziwił Mina. Yoongi poznał wcześniej jego możliwości i wiedział, że Seokjin był na tyle potężny, żeby na spokojnie radzić sobie z tym, co do tej pory zrobił, w pojedynkę.

Może jego plany sięgały znacznie dalej?

- Co tu się odpierdala? - mruknął sam do siebie, zjadając ostatnią z jagód, która została mu w dłoni.

Kilka minut później byli już niemal gotowi do drogi. Słońce całkiem wyszło zza horyzontu, rosa powoli znikała z liści, a w pełni osiodłane konie wciąż stały spokojnie, nabierając sił na nadchodzącą podróż.

Jeongguk już miał pomóc Jiminowi wsiąść w siodło, gdy nagle usłyszał jakieś hałasy od strony drogi. Zerknął niepewnie w tamtym kierunku, ostatecznie puszczając nogę Parka i łapiąc go w pasie. Przesunął go w stronę Taehyunga, który stał tuż obok nich, a sam sięgnął po swój miecz.

- Ktoś idzie - powiedział cicho, starając się własnym ciałem zasłonić Jimina i Tae. Kim jednak nie dał za wygraną, stając z królewiczem ramię w ramię, ze swoją klingą w dłoniach.

Yoongi wyszedł przed nich, również dobywając broni. Odgłosy rozmowy były coraz bliżej, a ich treść... była podejrzanie mało niepokojąca.

- Ładny ten lasek, szczególnie z rana. Mówiłem ci, że będziemy mieć przyjemne widoki. Szkoda, że nie ma tutaj gór, to dopiero by było! - głos jednego z przybyszów wydawał się Yoongiemu dziwnie znajomy, ale nie zamierzał opuszczać miecza.

- Całe życie mieszkałem w górach. Tutaj przynajmniej jest ciepło - mruknął niepewnie drugi.

- Ach, racja, ale tam to śnieg, kiła i mogiła!

- Właściwie choroby przenoszą się w zimnym klimacie znacznie gorzej, więc ki-

- Ale za to można sobie odmrozić jaja, jak idziesz sikać w krzaki, co? Tam w ogóle da się zimą wysikać na dworze?

- Oczywiście, że tak...

Było ich dwóch, tego Yoongi był pewien. Dwie postacie migały mu już między drzewami, wciąż dość nonszalanckim tempem zbliżając się do Mina, Jeongguka, Tae i Jimina. Jeden, sporo wyższy i o wiele bardziej barczysty, garbił się, by słuchać drugiego, który...

- Czy to wujek Hoseok? - spytał niepewnie Taehyung, opuszczając gardę.

Yoongi z niedowierzaniem patrzył na dwóch wędrowców, którzy właśnie przechodzili szlakiem tuż obok nich. Gdyby nie to, że Taehyung zadał pytanie, przeszliby obok nich, nawet nie zauważając ich czwórki i koni. Teraz to dwaj mężczyźni stali w szoku, co rusz skacząc spojrzeniem pomiędzy Yoongim i resztą.

- Hoseok-hyung! - Kim upuścił swoją broń, ruszając biegiem w stronę Junga. Zdziwiony najemnik bez większego zastanowienia otworzył szeroko ramiona, a szatyn zaraz schował się w jego uścisku.

- Tae, o, rany, co wy tu robicie? - powiedział skonsternowany, klepiąc chłopca po plecach. - Urosło ci się, od kiedy ostatnio cię widziałem! Robisz się szeroki w barkach!

Zaśmiali się cicho, zaraz odrywając się od siebie. Hoseok uśmiechnął się szeroko do Yoongiego, za plecami którego zauważył dwie kolejne osoby i... cóż, niemal odebrało mu mowę.

W pierwszej chwili wziął jasnowłosą postać za kobietę, ale szybko zorientował się, że był w błędzie. Piękny mężczyzna niepewnie podszedł do Yoongiego wraz ze swoim towarzyszem, ale na niego Jung nie zwracał uwagi. Delikatne rysy twarzy, pulchne usta, wąska talia i biodra oraz smukłe nogi nieznajomego blondyna chyba go zahipnotyzowały, bo nie był w stanie oderwać od nich wzroku.

-... słyszysz mnie? - głos Mina dotarł do niego ze sporym opóźnieniem. W końcu udało mu się przenieść spojrzenie z jasnowłosego mężczyzny na własnego przyjaciela, który prawie machał mu ręką przed twarzą, starając się zyskać trochę jego uwagi. - Pytałem, co tutaj robisz i kim jest twój... towarzysz?

- Och - mruknął wciąż oszołomiony Jung. - To Namjoon, ale lepiej porozmawiajmy o twoich towarzyszach, Yoongi!

Hoseok w dwóch susach znalazł się przy Jiminie, a Namjoon miał wrażenie, że brunet za chwilę padnie przed drugim mężczyzną na kolana. Zamiast tego ujął jego delikatną dłoń z jedną, malutką ranką i ucałował jej wierzch. Szarmancki uśmiech wpłynął na jego usta niemal od razu, kiedy zaczął się przedstawiać.

- Jung Hoseok, przyjaciel Yoongiego, po fachu i prywatnie - powiedział, po czym dodał znacznie ciszej, żeby nikt oprócz Jimina go nie usłyszał: - Tak pięknym istotom, jak ty, służę zawsze i wszędzie bez żadnych opłat.

Jimin zamrugał, mając wrażenie, że się przesłyszał. Nie chciał wyjść na chama, ale mimo wszystko wysunął swoją dłoń z uścisku natarczywego amanta. Mrowienie na skórze w miejscu, gdzie Jung cmoknął go w rękę, przywoływało nieprzyjemne wspomnienia ostatnich kilku dni.

Jednak gdy tylko Park uniósł wzrok i napotkał dziwnie przeszywające spojrzenie Yoongiego, który nie wyglądał na zadowolonego, postanowił wykorzystać swoją okazję.

Uśmiechnął się delikatnie, a dłoń, którą przed chwilą zabrał Hoseokowi, ułożył na jego policzku.

- Park Jimin, cała przyjemność po mojej stronie - odparł, ponownie zabierając rękę z daleka od rozgrzanego ciała Junga. - Mam nadzieję, że pokażesz mi kiedyś, jak szeroka jest gama twoich usług.

Ostatnie zdanie wypowiedział na tyle głośno, by na pewno stojący zaraz za Hoseokiem Yoongi wszystko usłyszał. Zaszczycił Mina tylko jednym, przelotnym spojrzeniem, zanim zerknął na wysokiego, rudowłosego chłopaka, który wyglądał na okropnie zagubionego w tej sytuacji.

- Namjoon, tak? - upewnił się, na co zapytany tylko kiwnął głową.

- Kim Namjoon, dokładniej - odpowiedział za niego Jung.

- To dowiemy się, co tutaj robicie, hyung? - spytał w końcu Tae, który nie do końca ufał towarzyszowi Hoseoka.

- A, no, ja, huh... - zająknął się rudowłosy.

- Idziemy komuś z pomocą - powiedział w końcu Jung.

- Komuś? - dopytał Jeongguk.

- Pewnemu magowi, nazywa się Kim Seokjin. Musimy mu pomóc - wyrzucił z siebie ostatecznie Namjoon.

Rudowłosy miał wrażenie, że nawet ptaki na chwilę przestały śpiewać, gdy zdradził tożsamość maga. Ciszę jednak szybko przerwał odgłos stali wyciąganej z pochwy. Miecz błysnął mu w powietrzu, w tym samym momencie, w którym brunet, którego Hoseok nazywał Yoongim, przygwoździł go do najbliższego drzewa.

- Komu, kurwa, musicie pomóc? - warknął mężczyzna, przyciskając swoje ostrze do odsłoniętej szyi Kima.

"Naprawdę powinieneś był wrócić do Zarajou, gdy miałeś jeszcze szansę, Namjoon" - pomyślał rudowłosy, wstrzymując powietrze ze strachu. Jeśli przeżyje ratowanie Seokjina, to nigdy więcej nie ruszy się z biblioteki.

Nigdy, przenigdy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro