Rozdział 6 - "Odwaga"
Od razu chciałabym powiedzieć jedną rzecz. Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za prawie 100 odczytów! Cieszę się, że tak dobrze przyjęliście tę historię i w ogóle ją czytacie!
A, jeszcze jedna sprawa. Jeżeli gdzieś będzie w tekście brakować jakiejś literki, to moja klawiatura od komputera mi ostatnio nawala. Ale spokojnie. Już zakupiłam nową i czekam na to, aż przyjdzie. Następny rozdział będzie jeszcze napisany na starej, ale już kolejny na nowej. Mam nadzieję, że tam klawisze mi się nie będą zacinały...
Zdecydowanie muszę przestać napieprzać w te przyciski z całej siły...
Nie ważne. Miłej lekturki <3
Spojrzałam na Enigmę, która w tym momencie zajadała się już drugim liściem sałaty. Uśmiechnęłam się, kiedy to zobaczyłam, po czym włączyłam telewizor, w którym od razu usłyszałam kolejne informacje odnośnie zamordowanej dziewczyny. Ponownie pokazali jej zdjęcie, przez co po raz kolejny zobaczyłam to podobieństwo do Pani North. Co raz bardziej mam dziwne przeczucie przez moją wizję. Czuję, że stanie się coś okropnego i mnie to również dosięgnie.
~ Z ostatniej chwili! ~
Podniosłam wzrok i podeszłam do blatu, o który się oparłam, aby zobaczyć co się stało.
~ Kolejne dwa ciała młodych kobiet znalezione w dokach. Zamordowane to dwudziestoletnia Reychel Wood i osiemnastoletnia Samantha Night. Sposób postępowania był identyczny, jak w przypadku Dorothei North, która została znaleziona w ubiegłym tygodniu. Z ekspertyzy przeprowadzonej przez biegłych wynika, że te sprawy mogą być ze sobą powiązane. Prawdopodobnie nasza policja ma do czynienia z seryjnym mordercom, dlatego apeluję do wszystkich oglądających. Prosimy o szczególną ostrożność. ~
Znowu. Oba te nazwiska znam. Imiona tak samo. Te dwie dziewczyny też były wiedźmami i pochodziły z magicznego Salem. Gorzej. Znałam je osobiście i bawiłam się z nimi, kiedy nasze matki spotykały się w jakichś sprawach. Reychel była córką kobiety, z którą moja rodzicielka stworzyła nasz świat, w którym niegdyś byłyśmy bezpieczne. Samantha za to była wnuczką Pana Mountgomerego. Mężczyzny, u którego kupiłam swoją księgę czarów. Co się dzieje w tym mieście w ostatnim czasie? Boston zamienia się w miasto morderstw? Przełknęłam ślinę, kiedy do mojej głowy napłynęła myśl, że ja mogę być kolejną ofiarą. Kolejne brutalne morderstwo może dotyczyć mnie. Albo Rochelle. Nie, jej raczej to nie dosięgnie. Ona nie jest wiedźmą. Jak na razie każda zamordowana była tym, czym jestem ja. Enigma do mnie podskoczyła i położyła jedną ze swoich łapek na mojej dłoni, dlatego na nią spojrzałam.
— Nic mi nie jest. — Uśmiechnęłam się lekko, po czym wróciłam do robienia sobie śniadania.
Mimo wszystko nie potrafię wybić sobie myśli o tym, że coś mi się może stać. A co jeśli kiedyś będę chciała wrócić do domu i do niego nie dotrę? Śmierć może na mnie czekać na każdym zakręcie. Wielu ludzi nie zdaje sobie z tego chyba nawet sprawy lub po prostu wolą o tym nie myśleć i kierować się słowami „Co ma być, to będzie". Ja tego nie chcę. Mama mi kazała przetrwać i znaleźć sposób, aby uwolnić wiedźmy od strachu przed łowcami. Zaniedbałam to drugie zadanie, ale to chyba przez to, bo nie ma na to sposobu. Rozważyłam każdą opcję. Stworzenie nowego wymiaru magicznego, wyjazd na całkiem inny kontynent, aby się przed nimi ukryć gdzieś indziej, próba ich zaatakowania, żaden z tych przykładów zakończyłby się fiaskiem. Nie jestem pewna, czy byłabym w stanie sama stworzyć nowy wymiar, który tworzyłabym całkowicie od zera. W innym zakątku świata również mogą się znajdować łowcy, którym wystawiłybyśmy się na srebrnej tacy. Trzecia opcja to już kompletna głupota, bo jest to nic innego, jak najzwyklejsze samobójstwo. W tym momencie syknęłam z bólu, po czym spojrzałam na swoją dłoń, przy której skaleczyłam się w palec. Po moim palcu wskazującym szybko zaczęła spływać krew, która mieszała się w tym momencie z sokiem, który wypłynął z pomidora, którego kroiłam. Podeszłam do zlewu, by następnie obmyć ranę. Enigma przebiegła po całym blacie, by następnie wskoczyć i odbić się od ściany lodówki. Złapała za rączkę od szafki, którą następnie otworzyła. Wskoczyła do środka, jednak miała ona problem z tym, aby się podciągnąć.
— Enigma, co ty robisz? — Zaśmiałam się z jej wyczynów, jednak mi nie odpowiedziała, bo dalej próbowała wciągnąć swój okrągły tyłek do szafki.
Koniec końców się poddała i spadła na blat. Usiadła na tylnych łapkach, po czym na mnie spojrzała smutna.
— Chciałam ci podać plaster, ale nie mogłam. — Pociągnęła noskiem, a ja się uśmiechnęłam i do niej podeszłam.
— Zapomniałaś, że umiesz zmieniać postać? — Zapytałam, a przy tym się przed nią oparłam na przedramionach.
— Ale nie robiłam tego od siedmiu lat. Nie wiem w co bym się zamieniła. Równie dobrze mogłabym się zamienić w słonia, a wtedy byłoby po mieszkaniu. — Pogłaskałam ją po główce.
— Rozumiem. Mimo wszystko dziękuję. — Zapiszczała kilkukrotnie, kiedy natrafiłam na jej ulubione miejsce do drapania.
— Bella, długo będziesz jeszcze chodziła w koszulce tego chłopaka? Coraz bardziej mam wrażenie, jakby powietrze w mieszkaniu stawało się cięższe. — Powiedziała, a ja teraz zauważyłam to, że ma ona rację.
— Dasz radę pootwierać okna? — Zapytałam, a ona pokiwała główką i zeskoczyła na podłogę.
Zaczęła biegać po mieszkaniu, a ja ruszyłam do swojego pokoju, aby następnie zdjąć bluzkę Gavina, którą zmieniłam na jakąś swoją. Włożyłam jakąś szarą, która była z bawełnianego materiału. Była na krótki rękaw, a na ramionach miała wycięcia. Sięgała pod samą szyję, a także maiła na sobie wzorek, który wyglądał jak warkoczyki, które ozdabiały tylko dolną krawędź i szły ku górze. Złapałam za czarny materiał koszulki chłopaka, po czym ruszyłam z nią do łazienki. Stanęłam nad pralką, w której były zapakowane ciemne ubrania i spojrzałam na bluzkę. Przysunęłam ją do swojego nosa, aby po raz kolejny poczuć zapach perfum chłopaka. Mam przez to wrażenie, jakby był zaraz obok. Z jednej strony czuję się spokojniejsza przez to, a z kolejnej mam złe przeczucia. Enigma mówiła, że czuła jakieś rytuały i zioła, jednak ja nie czuję tu nic, poza perfumami i proszkiem do prania. Nie wiem czemu się w sumie dziwię. Chowańce mają od nas czulsze nosy. One nas ostrzegają przed niebezpieczeństwem, więc powinnam jej zaufać. Ostatni raz odetchnęłam zapachem tych pachnideł, których używa Gavin, po czym wrzuciłam materiał do pralki i włączyłam odpowiedni program prania. Wróciłam do kuchni, gdzie zobaczyłam to, jak Enigma odrywa sobie sama liść sałaty od główki.
— Jesteś niemożliwa z tą sałatą. — Powiedziałam i do niej podeszłam.
W momencie, kiedy dostrzegłam kroplę krwi na desce do krojenia, przypomniałam sobie o moim palcu, którego nadal nie zalepiłam plastrem. Po raz kolejny go opłuknęłam, aby pozbyć się zarazków i wytarłam go ręcznikiem papierowym, po czym zakleiłam go oddychającym materiałem. Po chwili dalej zaczęłam sobie przygotowywać drugie śniadanie, które byłą zwykłą sałatką, bo na nic innego nie miałam ochoty. Po chwili zrobiłam sobie jeszcze kawę, po czym usiadłam przed telewizorem. Znowu natrafiłam na wiadomości o morderstwach, ale przewinęłam na inny kanał. Mam już dosyć tych zabójstw i naprawdę nie chcę sobie mieszać w głowie przez to. Szkoda mi tych osób, oczywiście, ale jeśli znowu zacznę o tym myśleć, to koniec końców przestanę wychodzić z mieszkania. Akurat trafiłam na jakiś program komediowy, kiedy to usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Wstałam, po czym ruszyłam w ich kierunku. Odblokowałam zamki, aby po chwili zobaczyć, kto to taki, dzięki czemu zobaczyłam kuriera. To dziwne, nic nie zamawiałam. Może do Rochelle.
— Przesyłka dla Rochelle West. — Kiwnęłam głową
— Jest w pracy, ale jej przekażę. — Powiedziałam, a on dał mi pismo do podpisania, po czym podał paczkę, która była dosyć ciężka, jak na swój rozmiar.
Co ona, cement zamówiła? Albo inne kamienie. Pożegnałam się z kurierem, po czym zamknęłam drzwi i zablokowałam zamki. Mogła dać znać, że może przyjść do niej paczka. Już miałam odłożyć karton pod jej pokojem, kiedy to usłyszałam mój telefon. Co się dzisiaj tak wszyscy uwzięli?! Czy ja nie mam prawa, żeby na spokojnie zjeść śniadanie?
— Enigma, nie wyjadaj mi sałaty ze śniadania. — Zwróciłam jej uwagę, kiedy zobaczyłam to, jak się zbliża do miski.
Podeszłam do blatu, na którym siedziała Psotka, która już podnosiła łapkę, aby walnąć w mój telefon, ale w porę go wzięłam do ręki. Na wyświetlaczu zobaczyłam imię mojego szefa, dlatego natychmiastowo odebrałam. Przyłożyłam komórkę do ucha, aby w kolejnej chwili przejść do pokoju Rochelle i zostawić jej paczkę na jej biurku. Uchyliłam drzwi i tak jak się spodziewałam, miała tak nawalone w pokoju, że można to nazwać wysypiskiem śmieci. Westchnęłam na ten widok, po czym zrobiłam duży rozkrok, aby nadepnąć na odkryty kawałek podłogi, bo tylko tu jest ona widoczna. W tym momencie musiałam chyba wyglądać, jakbym robiła jakąś pozycję baletową. W tym czasie cały czas Jurgen nawijał mi w słuchawce, że dzisiaj odbywa się przedwczesna impreza halloweenowa, bo jutro niektórzy pracownicy klubu chcieliby się sami zabawić, niż pracować.
— Szczerze, to ta twoja propozycja się idealnie wpasowuje, bo sama jutro idę na imprezę i miałam się pytać, czy nie dałoby się wziąć mniejszej ilości godzin. — Zaśmiał się po drugiej stronie, kiedy tylko to ode mnie usłyszał.
— No widzisz. Także dzisiaj jest przebierana impreza, więc prosiłbym cię, abyś się za coś przebrała. — Mruknęłam coś w odpowiedzi, a on się rozłączył, zanim zdążyłam coś powiedzieć.
Mam się za coś przebrać, tylko pojęcia nie mam za co. Zamknęłam drzwi do pokoju dziewczyny, po czym wróciłam do salonu, aby w końcu na spokojnie usiąść i zająć się śniadaniem. Nienawidzę przebieranych imprez.
— Może przebierzesz się za samą siebie? — Zaproponowała Enigma, a ja na nią spojrzałam zaskoczona. — Jest Halloween! Wszyscy będą poprzebierani, więc równie dobrze możesz nawet zdjąć soczewki i udawać wiedźmę, którą i tak jesteś. — Zaśmiałam się na słowa mojej przyjaciółki, która usiadła na niskim stoliku do kawy.
— Wiesz co? Nie głupi pomysł, ale sprawa z tym mordercom mnie nieco niepokoi. Ostatni jego atak był w zachodniej części miasta. Tym razem we wschodniej. Przenosi się. Każda dziewczyna, którą zabił, była wiedźmą. Mam wrażenie, że to może być łowca, więc przebraniem za wiedźmę mogłabym go tylko sprowokować, a z drugiej strony może to być zwykły psychopata, który po prostu szuka młodych i atrakcyjnych ofiar. Nie chciałabym ryzykować, Enigma. — Powiedziałam, a przy tym na nią spojrzałam.
— Powiedziałabym ci, że jesteś tchórzem, ale wtedy bym skłamała. Gdy byłaś mała, uwielbiałaś ryzykować. Pamiętasz jak mnie przywołałaś? — Uśmiechnęłam się na to wspomnienie, a przy tym dotknęłam mojego czoła, na którym po tamtym zdarzeniu miałam bliznę. — Może i chodzi o mordercę, ale co to dla ciebie? Jesteś najsilniejsza! Na kilometr wyczuwasz niebezpieczeństwo, a jeśli nie, to masz chociażby podejrzenia względem tej osoby. Masz szósty zmysł, którego nie posiada nikt inny! Dziewczyno, raz się żyje, a przypominam ci, że masz dwadzieścia dwa lata! Pobaw się trochę! Dwa razy już uciekłaś łowcom. Tym razem podpaliłabyś im tyłki lub rzuciła na nich klątwę. Przecież jesteś do tego zdolna! — W tym momencie przed oczami zobaczyłam tamten wieczór kilka lat temu.
Wracałam z dorywczej pracy do miejsca, które mnie przyjęło pod swój dach. Padał deszcz, przez co miałam całe mokre włosy. Ubrania tak samo, jednak nie to mnie teraz obchodziło. Już miałam skręcać w uliczkę, kiedy to za sobą wyczułam niebezpieczną aurę. Ruszyłam nieco dalej , po czym schowałam się w jednej z uliczek, w której użyłam zaklęcia kamuflującego. Stanęłam pod ścianą, z którą się zlałam, a do zaułka weszła trójka mężczyzn, która miała na sobie skórzane kurtki. W niektórych miejscach na ich ubraniach widziałam wybrzuszenia w kształcie pistoletów. Na nadgarstkach mieli bransoletki z charakterystycznym krzyżem, na którego końcówkach ramion znajdowały się pojedyncze, ciemno niebieskie koraliki. Złapałam głębszy oddech i wstrzymałam powietrze, kiedy jeden odwrócił się w moim kierunku. Miał jasne, błękitne oczy i ciemne, blond włosy, które były nieco przydługie. Do tego dochodził jeszcze lekki zarost, który sprawiał, że wyglądał na dość brutalnego. Czułam to, jak całe moje ciało się trzęsie, kiedy spoglądałam mu w oczy.
— Uciekła... — Odezwał się jeden, a ja zadrżałam, kiedy usłyszałam jego gruby i ostry głos.
— Nic tu po nas. — Powiedział drugi, który się wycofał z tym pierwszym. — Royce, chodź! — Zwrócił uwagę blondynowi, a on kiwnął głową, po czym ruszył za pozostałą dwójką.
Gdy byli wystarczająco daleko, wypuściłam powietrze z płuc, a przy tym powoli wyjrzałam z zaułka. Odeszli. Szybko ruszyłam biegiem w kierunku miejsca mojego zatrzymania, gdzie niemal natychmiastowo zatrzasnęłam za sobą drzwi. Z piętra zbiegła Enigma, a ja się tylko do niej przytuliłam i przekazałam w myślach, co mnie spotkało.
Otrząsnęłam się, po czym dokończyłam śniadanie. Po nim pozmywałam naczynia, uważając na to, aby nie urazić się w palec. Oparłam się dłońmi o blat dookoła zlewu, a przy tym opuściłam wzrok na krople wody, które powoli wpływały do spływu. Nie zwracałam na nic uwagi. Tylko stałam i patrzyłam się pustym wzrokiem w jeden punkt. Wtedy miałam farta, że udało mi się wywinąć tamtym łowcom. Gdyby nie moja szybka reakcja, pewnie dzisiaj byłabym martwa i leżała gdzieś sześć stóp pod ziemią. Miałam się nie wychylać, ale w taki dzień jak jutro, czyli w Halloween mogłabym być w końcu sobą. Tą dziewczyną, która nie bała się każdego swojego kroku, myśląc o tym, że za rogiem może spotkać osobą, która czeka na to, aby władować jej w głowę srebrną kulkę stopioną z popiołem jarzębu. Nie wiem ile czasu spędziłam w tej pozycji, ale otrząsnęłam się z moich myśli dopiero, gdy usłyszałam dźwięk tego, jak w pralce przeskoczył mechanizm blokujący drzwiczki. Ruszyłam w tamtym kierunku, a przy tym o mało nie zabiłam się o Psotkę, która postanowiła się położyć na kafelkach w kuchni.
— Psotka, masz swoje legowisko. — Zauważyłam, a przy tym ją podniosłam z ziemi, jednak ponownie na mnie syknęła, a także podrapała wierzch mojej dłoni. — Psotka, co ci dzisiaj jest? — Zapytałam, a ona uciekła i wskoczyła na kanapę.
Spojrzałam na Enigmę, ale ona tylko pokręciła główką na boki, tym samym dając mi do zrozumienia, że nie ma bladego pojęcia o co chodzi. Mimo wszystko Psotka to tylko zwykły kot. Chowańce nie mogą się z nimi porozumiewać, więc moja przyjaciółka się niczego od niej nie dowie. Spojrzałam na munchkina, a przy tym westchnęłam. Ten kot się dzisiaj tak zachowuje, jakby ktoś mu nadepnął na odcisk i dostał okresu jednocześnie. Ruszyłam do łazienki, gdzie od razu wypakowałam pranie. Wróciłam do salonu, gdzie o ścianę opierał się rozkładany wieszak. Wywiesiłam na nim ubrania, aby w kolejnej chwili wyłączyć telewizor i pójść do pokoju. W tym momencie dostałam wiadomość od Gavina, w której wysłał mi adres. Uśmiechnęłam się pod nosem, a przy tym odsunęłam zasłonkę, aby dostać się do mojego prywatnego pomieszczenia. Przeszłam obok toaletki, a kątem oka zobaczyłam to, że moje włosy na końcach już prawie w całości wyschły. Rzuciłam urządzenie na łóżko, by następnie rozplątać z włosów gumkę. Złapałam za grzebień i je rozczesałam, dzięki czemu zobaczyłam to, jak po raz kolejny sięgają mi one do ramion, a nie jak gdy są proste i mierzą mi do jednej trzeciej łopatek. Wyjęłam z szuflady toaletki suszarkę, by je następnie wysuszyć. Gdy po raz kolejny spojrzałam na swoje odbicie, zobaczyłam w nim moją matkę. Potrząsnęłam głową na boki, a przy tym odwróciłam wzrok w innym kierunku. Gdy ponownie zwróciłam się do lustra, widziałam siebie. Nawet Enigma mi mówi, że jestem prawie klonem mojej matki. Przełknęłam ślinę, po czym podeszłam do szafy, aby poszukać jakiegoś stroju, z którego bym mogła zrobić przebranie na dzisiejszy wieczór. To w tym momencie na jednym z wieszaków dostrzegłam pelerynę mojej rodzicielki. Pokręciłam głową, a następnie spojrzałam na górne półki, gdzie dostrzegłam jakiś kapelusz. Sięgnęłam po niego, dzięki czemu dowiedziałam się tego, że to jest ta parodia naszego wyglądu, który ludzie czasami starają się odwzorować. Podeszłam do lustra, poprawiając przy tym szpic na czapce, po czym założyłam ją na głowę. Wyglądam jak debil.
— Enigma! — Zawołałam ją, a ona przybiegła do pokoju. — To by była obraza dla wszystkich wiedźm, jeśli by mnie tak zobaczyły. — Zauważyłam, a moja przyjaciółka umierała w tym momencie ze śmiechu.
Zrzuciłam to głowy, po czym rzuciłam ją na zwierzę, które nie umiało się wydostać spod kapelusza. Zaśmiałam się na jej próby wydostania się, po czym złapałam za czubek i podniosłam materiał. Rzuciłam go na łóżko, a następnie ponownie podeszłam do szafy, skąd z górnej półki zdjęłam beret.
— Może przebiorę się za mima? — Założyłam go na głowę, a Enigma wskoczyła na krzesło, a następnie na toaletkę.
— Może jeszcze za księżniczkę? — Zapytała sarkastycznie, a ja ubiłam ją wzrokiem.
— Tak, za Roszpunkę. — Ponownie się zaśmiała, a ja odrzuciłam nakrycie głowy na posłanie.
Dalej szukałam czegoś na górnej półce, aż w pewnym momencie znalazłam długą, czarną sukienkę z dość sporym dekoltem i rozcięciem na prawej nodze. Rękawy były nieco mocniej rozkloszowane, a przy tym w specyficzny sposób obcięte. Wyprostować włosy, pomalować na czerwono usta i będę wampirem.
— Na pewno lepsze, aniżeli Roszpunka. — Powiedziała Enigma. — Nie byłoby lepiej, jakbyś po prostu założyła jakąś kieckę, poobwiązywała się jakimiś chustami, założyła od groma bransoletek i naszyjników — Spojrzałam na nią chyba wiedząc, do czego ona zmierza. — I założyła pelerynę twojej matki? — Zwróciłam wzrok na ciemno granatowy materiał, który od spodu był czerwony.
Złapałam za wieszak i wyjęłam ją z szafy. Nie chciałabym, aby coś się z nią stało. Mimo wszystko to jedyna rzecz po niej, jaka mi pozostała. Może i kupiła mi mój artefakt, księgę, kociołek, którego nie używałam od lat, ale mimo wszystko są to rzeczy, których ona potem nie używała. Na tym materiale nadal znajdował się jej zapach, który mi przypomina te wszystkie szczęśliwe lata z mojego dzieciństwa. Może gdybym się bardziej przykładała do treningów, to wtedy byłabym w stanie ich uratować?
— Albo stałoby się z tobą to samo, co z nimi. — Zauważyła fretka, a ja usiadłam na brzegu łóżka, trzymając przy tym materiał w rękach.
— Wiesz, że moje urodziny i Halloween są dla mnie najgorsze. Rodziców straciłam w pierwszy, a drugi to było święto, kiedy wszyscy razem chodziliśmy na festyn, który był wyprawiany w magicznym Salem. Do dzisiaj pamiętam, jak łowiłam z Grayem jabłka, czy jak szukaliśmy w lesie różowego jednorożca, który przynosi szczęście i rzadkiej odmiany mandragory, która nie krzyczy, kiedy się ją wyjmuje z ziemi. Tęsknie za tymi chwilami, gdy w spokoju mogliśmy się bawić. Gdybym miała założyć do pracy pelerynę mamy, to nie dałabym rady się uśmiechać za barem i podawać drinków. — Fretka wskoczyła na łóżko i położyła swoją łapkę na moim udzie. — Chciałabym, aby tu byli. Chciałabym ich chociaż jeszcze raz zobaczyć. Powiedzieć, że jestem cała i zdrowa. Że nie muszą się o mnie martwić. Że ich kocham i za nimi tęsknie. — Enigma weszła na moje nogi, a przy tym patrzyła na mnie zaniepokojona. — Nawet za Uorą tęsknię, choć była czasami niemiła. — Pogłaskałam zwierzątko po głowie.
— Bella... — Odezwało się zaniepokojone.
— Jest ok. Tylko czasami nachodzą mnie myśli, że ktoś mnie chyba musi nienawidzić, skoro to wszystko spadło właśnie na mnie. Może wyjdę na samolubną egoistkę, bo nie jestem jedynym człowiekiem na świecie, który coś stracił, ale mimo wszystko. — Oparła się o mój brzuch, aby mnie pocieszyć, dlatego poklepałam ją delikatnie po grzbiecie. — Już. Puściły mi nerwy. Przepraszam, że się zmartwiłaś. — Pokręciła główką.
— Robię to samo, co ty czynisz dla mnie. Opiekujesz się mną najlepiej, jak tylko możesz, kiedy to jestem w takiej, a nie innej formie. Gdy nie jestem w stanie się teraz samej obronić, ty zawsze mi przychodzisz z pomocą, dlatego odpłacam ci się tym samym. Nie dlatego, że muszę, a po prostu tego chcę. Ktoś się musi tobą zająć. — Miałam wrażenie, jakby w tym momencie jej pyszczek się lekko wykrzywił w uśmiech.
— Dziękuję, Enigma. — Widziałam to, jak jej oczy się lekko zaświeciły, co znaczy, że moje również zalała moja moc.
Nasza więź się po raz kolejny wzmocniła, a za tym idzie, że nie jesteśmy tylko chowańcem i wiedźmą. Jesteśmy jednym. Pokiwała główką na moje myśli, dlatego ją uniosłam, po czym dałam całusa w nosek.
— Skoro jesteśmy jednym, to czy to przypadkiem nie znaczy, że właśnie pocałowałaś samą siebie? — Szerzej otworzyłam oczy, kiedy o to zapytała, na co usłyszałam jej popiskiwanie.
— Wiesz co? Czasami mam cię dość za to twoje zadawanie mi zagadek, które prawdopodobnie nie mają odpowiedzi. — Ponownie się zaśmiała, czego dowodziły te piski. — Enigma. — Zwróciłam jej uwagę, dlatego teraz patrzyła mi w oczy. — Pójdę jako wiedźma. Nie mogę całe życie uciekać przed tym, kim ja tak naprawdę jestem. — Odłożyłam ją na łózko. — Rodzice nie byliby szczęśliwi, jeśli by mnie teraz zobaczyli. — Kiwnęła główką, a ja się podniosłam i ponownie złapałam za kapelusz czarownicy, który założyłam na swoje kręcone, krótkie włosy.
Podeszłam do toaletki, przy której zdjęłam soczewki, po czym się do niej odwróciłam.
— Co myślisz? — Zapytałam, a ona podskoczyła, jakby się czymś podekscytowała.
— Idealnie! — Powiedziała, a ja podeszłam do szafy, przy której zaczęłam szukać innych części garderoby, które mogłaby wkomponować do mojego przebrania.
Jak zawsze mam nadzieję, że rozdział się podobał. Dajcie znać koniecznie :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro