Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3 - "Rycerz"

Dzisiaj naprawdę poleciałam.
Ponad 4k słów.
Tym razem naprawdę radzę wziąć piciu i jedzonko.

Weszłam do mieszania kulejąc, po czym ruszyłam do salonu, gdzie nadal nikogo nie było. Rochelle nadal chyba nie wstała. No nic. Zostawiłam wszystkie kupione przeze mnie rzeczy na blacie, po czym ruszyłam do swojego pokoju, gdzie niemal natychmiastowo zamknęłam za sobą drzwi. Zdjęłam bluzę, którą niemal natychmiastowo rzuciłam w kierunku mojego łóżka. Zablokowałam drzwi ramą krzesła, zasłoniłam okno firanką i zdjęłam kontakty, aby w kolejnej chwili wyciągnąć prawą dłoń. Wzięłam głęboki wdech, który wypuściłam niemal natychmiastowo, aby się uspokoić i oczyścić umysł. Uchyliłam powieki, tym samym ukazując prawdziwy kolor moich oczu. W mojej dłoni zaczęła zbierać się energia, która po chwili ukształtowała się w moją księgę czarów.

Zefirze, wietrze północy, stwórz wir potężny, niczym ten, który nadszedł pewnej nocy. — Powiedziałam szybko, aby księga zaczęła się unosić w powietrzu.

Machnęłam dłonią, a książka zaczęła się przekartkowywać na właściwą stronę, gdzie po chwili znalazłam zaklęcie uzdrawiające. Wzięłam głęboki wdech, aby w kolejnym momencie unieść dłonie do góry. Miałam je mniej więcej na wysokości mojej twarzy, a przy tym wnętrze moich rąk było skierowane w moim kierunku. Spojrzałam na inkantację, by w kolejnej chwili zacząć ją recytować.

Duszę, kości, narządy, mięśnie, ciało. Ulecz wszystko tak, jakby nic się nie stało. — Powiedziałam pod nosem, jednak byłam w stanie dosłyszeć to, jak mój głos zamienia się w echo. — Każda rana, skaza, blizna zniknie w mgnieniu oka. Ból zniknie tak, niczym przemijająca epoka. — W tym momencie poczułam lekkie chrupnięcie w mojej prawej kostce, a następnie ulgę.

Wichura, która powstała w moim pokoju i zmusiła Enigmę do tego, aby schować się pod moje łóżko, zniknęła, a ja złapałam księgę w obie dłonie, po czym zamknęłam. Klamra natychmiastowo się na niej zatrzasnęła, a ja cicho westchnęłam, po czym podrzuciłam zbiór kilkuset stron, który po chwili zniknął w stworzonym przeze mnie wymiarze. Odblokowałam drzwi, po czym podeszłam do szafy, aby w kolejnej chwili wziąć z niej jakieś inne ubrania. Przy toaletce z powrotem włożyłam do oczu kontakty. Po chwili wyszłam z pomieszczenia z jeansowymi spodniami i zwykłym T-shirtem. Weszłam do środka, aby wziąć szybki prysznic. Zamknęłam oczy, kiedy to po mojej twarzy spływała woda, która zmywała ze mnie pozostałości potu. Zakręciłam wodę, po czym wytarłam się i ubrałam. Gdy weszłam do salonu, zobaczyłam Rochelle, która mieszała łyżką w misce z mlekiem, w którym wcześniej prawdopodobnie były płatki.

— Hejka. — Powiedziała, a ja do niej podeszłam, by w kolejnej chwili pchnąć jej ramię.

Zaśmiała się, a następnie wypiła mleko z naczynia. Podeszłam do blatu, przy którym zaczęłam robić sobie śniadanie. Rochelle jest nieco wyższa ode mnie, czyli ma jakieś mer siedemdziesiąt osiem. Ja za to jestem od niej niższa jakieś cztery centymetry. Jest z tych osób, co mogą zjeść ile chcą i kompletnie tego po nich nie widać. Mimo tego sporo ona ćwiczy, bo jest instruktorką tańca i prowadzi zajęcia zumby na siłowni, która jest naprzeciwko budynku, w którym mieszkamy. Ma dosyć długie włosy, bo sięgają aż za jej tyłek, który mam ochotę skopać za każdym razem, kiedy tak samo jak przed momentem kradnie mi to, co zrobiłam sobie do jedzenia.

— Zrób sobie sama tosty. — Zwróciłam jej uwagę, na co podskoczyła i usiadła na blacie kuchennym za mną.

— Ty robisz lepsze. Znaczy ogólnie lepiej gotujesz, więc się nie dziw, że jak się nadarza okazja, to ci podbiorę jedzenie. — Zaśmiałam się lekko na jej słowa.

Westchnęłam cicho, po czym wzięłam się za przygotowywanie kolejnej porcji. Wracając do opisu jej wyglądu, Jej włosy są dosłownie białe, bo niby je rozjaśnia, ale jakoś nigdy nie widziałam u niej jakiegokolwiek odrostu. Musiałaby chodzić do fryzjera co tydzień, a ona się praktycznie nie rusza z mieszkania. Tylko do pracy. Czasami zrobi zakupy. Najbardziej charakterystyczną cechą w jej wyglądzie jest jej opadająca powieka i nieco zadarty, ale mimo wszystko prosty nos. Ma dość spore i pełne usta, na które miesięcznie zużywa przynajmniej dwie pomadki nawilżające. Jest uzależniona chyba od tego, aby je ciągle zwilżać.

— Strasznie cicha jesteś dzisiaj. — Zauważyła, a ja na nią spojrzałam. — Coś się stało? — Wzruszyłam ramionami, a ona lekko zmarszczyła brwi.

— Jak biegałam, to prawie złamałam sobie nogę, ale zanim upadłam na ziemię, to złapał mnie jakiś chłopak. — Zagwizdała podekscytowana.

— Fajny był? Przystojny? Brunet, szatyn, blondyn? Jaki miał kolor oczu? Jak miał na imię? Zdobyłaś numer? Miał fajnego kumpla? Przystojnego najlepiej. — Zaśmiałam się głośniej na jej słowa.

— Jesteś niemożliwa. — Podrapała się po głowie, jednocześnie się śmiejąc, a ja podałam jej drugiego tosta, którego od razu zaczęła jeść.

— Za to mnie kochasz. — Odezwała się z pełnymi ustami, a ja pokręciłam głową nie dowierzając w to, że się z kimś takim zadaję.

— A odpowiadając. Był przystojny. Wyglądał, jakby był wyciągnięty z jakiejś okładki. — Zaśmiała się z mojego porównania. — Taki Matthew Daddario, tylko z blond włosami i niebieskimi oczami. No i oczywiście młodszy i z brakiem zarostu. — Ponownie zagwizdała.

— Jak on serio tak wygląda, to to jest jakiś młody Bóg. — Zaśmiałam się na jej porównanie, po którym wzięła kolejnego kęsa.

— Przedstawił się jako Gavin, ale nie zdobyłam numeru. Za bardzo język mi ugrzązł w gardle, jak zobaczyłam jego uśmiech. Coś czuję, że każda baba by przez to chciała go mieć w swoim łóżku. — Zaczęła ruszać wymownie brwiami. — Ani się — Zaczęła mówić, zanim skończyła zdanie.

— Czyli taka jedna z mimo wszystko mniejszości płciowej, z którą mieszkam pod jednym sufitem też. — Rzuciła, a ja przetarłam swoją twarz załamana, kiedy tylko wypowiedziała to zdanie.

— Z kim ja mieszkam? — Zaśmiała się na moje słowa, po czym uniosła rękę ku górze.

— Ze mną, czyli twoją najlepszą przyjaciółką i siostrą, ale z innej matki. — Powiedziała, a ja ponownie westchnęłam, po czym wzięłam swoje śniadanie. — Miał jakiegoś fajnego kumpla? — Otrzepała swoje dłonie z okruszków.

— Nie wiem. Jak się rozeszliśmy, to się na moment odwróciłam. Poszedł w kierunku dwóch chłopaków, ale nie za bardzo widziałam to, jak wyglądali. — Wydęła wargę niezadowolona, a ja podeszłam do kanapy, gdzie następnie włączyłam telewizor.

Leciały akurat wiadomości z ostatniej chwili, gdzie było to co zwykle. Jakiś pożar, wypadek samochodowy, czyli to, w czym ludzie są mistrzami. W sprawianiu zmartwień. No cóż. Od siedmiu lat udaję jedną z nich, czyli muszę robić to samo, choć naprawdę nie chcę. Westchnęłam cicho, aby w kolejnej chwili zabrać się za jedzenie. Poczułam za sobą jakąś obecność, która mnie nieco zaniepokoiła, dlatego się odwróciłam, dzięki czemu zobaczyłam Rochelle, która zdejmowała Psotkę z jednej z półek przy biblioteczce. Zmarszczyłam brwi. Co to było? Pierwszy raz coś takiego przy niej poczułam. Nigdy wcześniej tak nie miałam.

— Zwykle robisz sobie jeszcze picie. — Powiedziała nagle, a przy tym się do mnie odwróciła i szeroko uśmiechnęła.

— Ta... — Powiedziałam zamyślona przez to uczucie, ale starałam się nie dać niczego po sobie poznać.

Podniosłam się, po czym podeszłam do kuchni, gdzie z lodówki wyjęłam sok pomarańczowy, który po chwili wlałam do szklanki. Kątem oka zauważyłam to, jak dziewczyna siada na kanapie i bierze do ręki pilota, aby pod głosić to, o czym właśnie mówili w wiadomościach.

~ Dziś rano, między godziną siódmą, a ósmą, w śmietniku jednej z fabryk przy nabrzeżu znaleziono zwłoki młodej kobiety. Jej tożsamość jest jak na razie nieznana, jednak policja stara się ustalić kim ta osoba była. Jej wygląd wskazywał na to, że kobietą była najprawdopodobniej prostytutką. Przenosimy się na miejsce wydarzeń, gdzie znajduje się jeden z naszych reporterów. ~

Podeszłam bliżej, trzymając przy tym szklankę z nalanym już sokiem. Usiadłam obok Rochelle, która uważnie słuchała tego, co było mówione przez reportera.

~ Thomas Ronson, 7NEWS, witam serdecznie. Wciąż wstępnie nie ustalono co mogło się przydarzyć tej młodej kobiecie, jednak udało się dowiedzieć tego, kim ona była. Zamordowana to Dorothea North, lat dziewiętnaście. Obok mnie stoi Inspektor bostońskiej policji. Proszę o kilka słów, Panie Inspektorze.

To straszne i bardzo brutalne morderstwo z pewnością odbije się na mieszkańcach, którzy będą chodzili przerażeni na każdym kroku, jednak trzeba być silnym. Wszystkich państwa przed telewizorami prosimy o to, aby zachowali szczególną ostrożność po zmroku, ale nie tylko wtedy. Prosilibyśmy o to, aby nie chodzić samemu wieczorami, a także o to, by w razie potrzeby mieć przy sobie gaz pieprzowy, którym można szybko obezwładnić napastnika i wtedy szybko uciec. ~

Przełknęłam ślinę, po czym napiłam się ze szklanki. Kątem oka zauważyłam to, jak Rochelle na mnie spojrzała zaniepokojona. Dalej słuchałyśmy w milczeniu, a przy tym dowiedziałyśmy się tego, że mieli już światka, który zeznał, że widział dziewczynę poprzedniego wieczora w towarzystwie jakiegoś mężczyzny, jednak było zbyt ciemno, aby dostrzec to, jak on wyglądał. Po chwili na pasku poleciała informacja, że jeśli ktoś znał dziewczynę, proszony jest o to, aby się zgłosić na policję. Na boku wyświetliło się jej zdjęcie, dzięki czemu zobaczyłyśmy naprawdę śliczną szatynkę o złotych oczach. Przełknęłam ślinę, kiedy do mojej głowy wróciło to, jak w dniu moich trzynastych urodzin byłam w sklepie z magicznymi składnikami. Gdy mama wtedy zapłaciła, zapytała sprzedawczyni o jej córkę. Pamiętam, że była ode mnie kilka lat młodsza. Jeśli to ona, to mógł dorwać ją jakiś łowca czarownic. Ponoć są bardzo brutalni w swoim sposobie zabijania takich, jak my.

— Szkoda mi tej dziewczyny. — Odezwała się białowłosa, która siedziała zaraz obok mnie.

— Tak. Miała pecha, jeśli chodzi o klienta. — Kiwnęła głową, po czym na mnie spojrzała.

— Masz uważać, jak będziesz wracać dzisiaj z pracy. Zaczekam na ciebie wieczorem, dopóki nie wrócisz. — Uśmiechnęłam się lekko na jej słowa, po czym oparłam się o jej ramię.

— Wszystko będzie dobrze. — Powiedziałam, a ona średnio przekonana się ze mną zgodziła.

Łowcy rozpoczynają swoje łowy. W przyszłym tygodniu jest Halloween, ale jednocześnie Święto Zmarłych. Jedno z ważniejszych świąt dla łowców, ale tak samo i dla takich jak ja. To wtedy nasze ciała są silniejsze, tak samo jak magia, bowiem świat umarłych łączy się z tym. Już teraz dostrzegam wszystkie duchowe stworzenia, które wędrują po tym wymiarze, jednak tego jednego dnia jest ich dziesięciokrotnie więcej. Zaliczają się do tego także dusze zmarłych osób. Odwiedzają wtedy swoich bliskich, aby sprawdzić, czy z nimi wszystko w porządku i jak sobie radzą bez nich. Dla łowców jednak jest to nie święto, podczas którego by jakkolwiek świętowali. Co roku w ten jeden dzień przyjmują w swoje szeregi kilkoro nowych osób, które zyskują swoją broń, z której są w stanie nas zabić. Najczęściej jest to pistolet, który został poświęcony przez papieża w samym Watykanie. Zwyczajnymi sposobami, typu kulka w środek czoła lub w serce się nas nie zabije. Do takiego rewolweru jest specjalna amunicja, która jest z czystego srebra, połączonego w czasie odlewania z popiołem ze spalonego drewna jarzębu. Po jakimś czasie umyłam w mieszkaniu podłogę, a Rochelle udało się pogonić do tego, aby pozmywała naczynia. Ja do tego wszystkiego zrobiłam pranie, które potem wywiesiłam na wieszaku. W między czasie pożegnałam się z białowłosą, która poszła do swojej pracy, gdzie była instruktorką tańca. Oparłam się o blat w kuchni, a w tym samym momencie podleciała do mnie Enigma, którą podniosłam na ręce.

— Czujesz to, że mam złe przeczucie. — Powiedziałam do niej, a ona kilkukrotnie pisnęła. — W moim śnie widziałam omen nieszczęścia. A co jeśli ta dziewczyna, która została zamordowana, to naprawdę córka pani North, a mój sen, czy może jednak wizja mówiła o niej? Pod drugą sytuację jej nie podłączam, bo nie była dla mnie aż tak bliską osobą, jednak mimo wszystko znałam ją. Do trzeciej to tym bardziej nie pasuje. Jeżeli naprawdę tak jest, to w najbliższym czasie wydarzy się jeszcze kilka złych rzeczy, o których chyba wolałabym nie mieć świadomości, że mają nadejść. — Odłożyłam fretkę na blat kuchenny. — Przydałaby mi się teraz pomoc. Mamo, co ty byś zrobiła? Co mam zrobić, aby nikogo mi bliskiego nie spotkała krzywda? — Odchyliłam głowę do tyłu, aby spojrzeć na sufit, przy którym naokoło znajdowały się ledy.

Westchnęłam zrezygnowana na swoje postępowanie. Przecież mi nie odpowie. Straciłam ją tamtego dnia, tak samo jak tatę i Graysona. Na tym świecie zostałam całkiem sama. Jedyne co mi pozostało, to dziedzictwo mojej rodziny, którym jest magia i nazwisko Lockwood. Uniosłam dłoń, a pod nią niemal natychmiastowo znalazła się Enigma, którą zaczęłam głaskać po głowie. Po jakimś czasie zaczęłam się szykować do pracy. Stanęłam przy szafie, mając na sobie tylko bieliznę, po czym zaczęłam szukać jakichś ubrań do pracy. Przesuwałam wieszaki, aż w pewnym momencie natknęłam się na sukienkę, która była na ramiączkach i była zapinana na przodzie. Wzięłam ją, aby następnie przejrzeć się w lustrze, jak bym w tym wyglądała. Ponownie jest to sukienka mini, ale tym razem nie ma takiej tragedii, jak w przypadku wczorajszej. Tutaj przynajmniej nie powinno mi być widać tyłka, kiedy się lekko schylę. Jedyny minus, to taki, że się w tym ugotuję. Sukienka jest z czarnego, szklącego się lateksu, a przez to raczej powietrze nie przejdzie. No nic. Położyłam ją na łóżku, by w kolejnej chwili znaleźć kolejne części mojego dzisiejszego ubioru. Na posłanie rzuciłam paczkę kabaretek, a także długie, czarne skarpetki z nylonu. Zaczęłam przeszukiwać swoje półki z bluzkami, bo może jednak wybiorę sobie coś innego, ale złapałam za cienką bluzkę na długi rękaw, która posiadała też golf. Założyłam ją na siebie, tak samo jak wszystko to, co sobie przygotowałam, aby w kolejnej chwili ponownie stanąć przed lustrem. Przesunęłam dłońmi po śliskim materiale, po czym złapałam za gumkę, którą miałam związane włosy. Chwyciłam grzebień, którym przeczesałam swoje włosy, a następnie ułożyłam je tak, jak za każdym razem, czyli zrobiłam przedziałek po lewej stronie, aby grzywka padała mi na prawą stronę. Przyjrzałam się sobie, po czym pomalowałam rzęsy, a następnie usta, które teraz barwiły się na ciemno fioletowo.

Złapałam za swoją skórzaną kurtkę, którą założyłam na plecy, a następnie sprawdziłam, czy mam wszystko w torebce. Klucze do mieszania i do klubu, portfel, dokumenty, zapasowa szminka i tusz do rzęs, chusteczki, telefon, słuchawki, gaz pieprzowy, mój artefakt. Chyba wszystko jest. Zawiesiłam torebkę na na ramieniu, aby w kolejnym momencie ruszyć w kierunku kuchni, gdzie napełniłam Enigmie i Psotce miski jedzeniem i piciem, po czym przeszłam pod drzwi. Wciągnęłam na stopy moje czarne botki na grubym obcasie i z ozdobnym łańcuchem na nich, po czym odetchnęłam głośno. Kątem oka zauważyłam to, jak kotka i fretka usiadły na samym środku korytarza i mi się przyglądały. Uśmiechnęłam się lekko w ich kierunku, po czym otworzyłam wszystkie zamki.

— Wychodzę. Bądźcie grzeczne. — Po swoich słowach wyszłam z mieszania, po czym zamknęłam je na klucz.

Kilka chwil późnej znalazłam się przed budynkiem, aby następnie ruszyć na postój taksówek, gdzie jedną złapałam. Na ulicy zwracałam na siebie całkiem sporo uwagi. Mimo wszystko mój ubiór jest dosyć mało taktowny, ale nic nie poradzę. Muszę tak wyglądać w klubie, bo wtedy jest więcej klientów. Nie bez powodów mój szef, Jurgen, mnie zatrudnił. Jak to powiedział „Ładna buźka, szczupła laska z długimi nogami, a do tego kobieca i seksowna, z niesamowicie ponętnymi kształtami. Idealna panienka na barmankę.". Tym właśnie jestem. Barmanką w klubie, która nalewa dziennie dobre osiemset drinków, a w ciągu weekendy ta liczba rośnie trzykrotnie. Nie jestem już chyba nawet w stanie zliczyć tego, ile razy w ciągu wieczora ktoś mi proponuję szybki numerek w kabinie w toalecie. Oczywiście odmawiam, bo nie jestem dziwką, z którą można robić co się chce. Zatrzymałam się na postoju taksówek, gdzie akurat jedna podjechała. Nikt do niej nie wsiadał, więc ja to zrobiła.

— Dokąd? — Zapytał mężczyzna za kierownicą.

— Proszę na Arlington Ave. — Kiwnął głową, po czym ruszył w tamtym kierunku.

Z torebki wyjęłam słuchawki, z których po chwili słuchałam muzyki, aby myśleć o czymś innym niż to, gdzie mnie zaprowadziło wszystko to, co zniszczyło mi życie. Tamten atak łowców na mój rodzinny dom spowodował to wszystko. Znaleźli miejsce, gdzie znajdował się portal do magicznego Salem, a potem wygnali stamtąd wszystkich, którzy się tam znajdowali. Nadal nie znaleziono odpowiedzi na to, w jaki sposób byli w stanie przejść przez bramę. Niemagiczne stworzenia powinny spłonąć w momencie, kiedy tylko zetkną się z mocą przejścia między wymiarowego. Tak zostało stworzone. Abyśmy my, wiedźmy i wiele innych niezwykłych stworzeń mogło żyć w spokoju. Po jakimś czasie samochód zatrzymał się na ulicy, gdzie w jednym z zaułków znajduje się klub, gdzie pracuję. Zapłaciłam dwadzieścia dolarów, które wyliczył taksometr, po czym wysiadłam z pojazdu, który niemal natychmiastowo odjechał. Przepłaciłam o całe sześć dolarów. Cholerny remont ulicy, który muszą akurat robić na moim skrócie do pracy. Rozejrzałam się dookoła, dzięki czemu zobaczyłam radiowozy policji, które cały czas przejeżdżały w tę i z powrotem. No tak. Niedaleko znaleźli ciało tamtej dziewczyny. Otrząsnęłam się i przebiegłam na drugą stronę ulicy, po czym zapuściłam się w jedną z ciemnych uliczek, gdzie naprawdę nikogo nie było. A przynajmniej na razie, bo jeszcze nie ma osiemnastej. Stanęłam przed metalowymi drzwiami, które miały na samym środku przesuwną klapkę, która się uchyliła, kiedy to w nie zapukałam.

— A, to tylko ty, Bella. — Odezwał się ochroniarz, który przepuszczał do klubu, po czym otworzył przede mną drzwi. — Jak ci minął dzień? — Zapytał czarnoskóry mężczyzna, który był o wiele większej postury niż przeciętny osobnik jego płci, który przechodził po ulicy.

— Prawie złamałam nogę podczas porannego joggingu, ale lód działa cuda. — Zaśmiał się na moje słowa. — A jak u twojej siostry, Toby? Polepszyło się jej? — Zapytałam, a on pokręcił głową, kiedy to zamykał drzwi.

— Nie. Nadal czeka na dawcę. — Kiwnęłam głową, że rozumiem.

— Gdybym mogła coś zrobić, to daj znać. — Uśmiechnął się do mnie półgębkiem.

— Dzięki, młoda. — Pchnął lekko moje ramię.

— Jest może Jurgen? Muszę z nim porozmawiać. — Zapytałam, a on cicho westchnął.

— Odpuściłbym sobie z nim rozmowę, kiedy jest podminowany. Oglądałaś dzisiaj wiadomości? Znaleźli ciało jakiejś dziewiętnastolatki w koszu jakąś ulicę dalej. Musiał rozmawiać z policją i tłumaczyć, że ona tutaj nie pracowała i to jest tylko klub nocny, a nie burdel. — Skrzywiłam się lekko.

— Ta słyszałam o tej dziewczynie. Jestem ciekawa jaki dzisiaj będzie ruch przez tę sprawę i policję. Cały czas jeżdżą niedaleko klubu. — Na moje słowa westchnął.

— Się okaże. — Kiwnęłam głową, po czym machnęłam ręką i ruszyłam schodami w dół, aby znaleźć się w lokalu.

Widziałam to, jak Jurgen chodził w tę i z powrotem, jednocześnie rozmawiając przez telefon i wypalając kolejnego już pewnie z rzędu papierosa. Wypuściłam powietrze zrezygnowana, kiedy to usłyszałam, że się z kimś kłóci. No to nowy shaker musi poczekać. Ruszyłam do barku, za który natychmiastowo weszłam. Zostawiłam swoje rzeczy na wieszaku, zaraz przy półkach z alkoholem, a w tym samym momencie usłyszałam to, jak przy blacie ktoś siada. Odwraca się, dzięki czemu zobaczyłam Rosjanina, który zgasił niedopałek w popielniczce. Jurgen pociągnął się z włosy, a przy tym na mnie spojrzał.

— Przez to cholerne morderstwo wszystko poszło się jebać. — Powiedział, a ja złapałam za szklankę, do której wrzuciłam ociosaną przeze mnie kostkę ludu, którą następnie zalałam whisky, które mężczyzna najbardziej lubi.

Podałam mu szklankę, a on kiwnął głową w podziękowaniu i opróżnił naczynie jednym haustem. Ja za to oparłam się bokiem o blat i założyłam ręce na klatce piersiowej.

— Policja mnie nachodzi we własnym klubie, pytają o jakąś dziewczynę, której nawet nie znałem, o to, czy nasz klub nie jest burdelem i czy ona tu nie pracowała, a do mnie wydzwaniają wszyscy znani ludzie, którzy rozsławiali to miejsce wśród znajomych, że już nie będą tu uczęszczać, bo jest zbyt niebezpiecznie i prostytutki mi tu latają. Gorszego dnia mieć chyba nie można. Własny biznes mi upada, a jego istnienie mi przelatuje między palcami. — Położyłam mu rękę na ramieniu.

— Musimy mieć nadzieję, że przetrwamy ten okres. Masz nadal nas. Mnie, Tobyego, Nicka, wszystkich pracowników. My cię nie zostawimy w trudnej chwili. Przetrwamy, jeśli będziemy się trzymać razem. — Kiwnął głową na moje słowa, po czym złapał za butelkę z whisky, którą położyłam obok niego i wlał sobie jej zawartość do szklanki.

— Dobra, rozkręcamy dzisiejszy wieczór. Możemy dać dzisiaj do północy wieczór darmowych drinków, ale będziesz miała przez to urwanie głowy. — Kiwnęłam głową.

— Dam radę, ale w razie potrzeby zadzwoń może do Nikki, aby była przygotowana do przyjścia dzisiaj wcześniej i do pomocy, anie żeby mnie zastąpić. — Zgodził się z moimi słowami, po czym złapał za swój telefon i wybrał numer dziewczyny, która jest drugą barmanką.

Wzięłam się za przygotowywanie wszystkich potrzebnych mi rzeczy do pracy. Po kilku godzinach było już całkiem sporo osób w klubie i wszyscy głównie stali przy barze, gdzie przygotowywałam drinki jeden za drugim. Powoli zaczynam nie wyrabiać. Biała Rosja, krwawa Mery, Caipirinha, Pina Colada, Gin z tonikiem, kolejka shotów, Cerebro, Juanita, Margarita, Sex on the Beach. Za moment zwariuję. To w tym momencie usłyszałam kolejne zamówienie, kiedy podawałam komuś drinka.

— Już podaję! — Starałam się przekrzyczeć głośną muzykę, którą puszczał Nick.

— Przepraszam za spóźnienie, ale policja przeszukuje każdego, kto chodzi wieczorem Arlington Ave. To przez to morderstwo. Sprawdzają, czy ma się przy sobie chociażby gaz pieprzowy. — Wytłumaczyła Nikki, która zdejmowała z siebie swoją kurtkę, a ja tylko na jej słowa kiwnęłam głową.

Niemal natychmiastowo szatynka o metrze pięćdziesiąt dziewięć zaczęła przyjmować zamówienia, które również zaczęła od razu robić. Błagam, niech ta północ szybciej nadejdzie! Znowu będę musiała brać przeciwbólowe, zanim pójdę spać. O dwunastej ruch przy barze w końcu ustał, a ja mogłam pójść do toalety.

— Za max dziesięć minut jestem z powrotem! — Powiadomiłam Nikki, a ona kiwnęła głową.

Podeszłam do torebki, którą wzięłam ze sobą, po czym wyszłam zza baru, który obeszłam. Zaczęłam mijać pijanych ludzi, a przy tym ignorowałam wołające mnie do siebie dzieciaki, które nie powinny mieć tu pewnie nawet wstępu. Jeżeli ma się kasę i Jurgen to zatwierdzi, to mogli się tutaj dostać. Są zabawowiczami, więc nic się nie poradzi. Tak długo jak płacą, muszę to przeżyć. Weszłam na korytarz, który prowadził do łazienek, wcześniej mijając przy tym grupkę trzech chłopaków. Nie wiedzieć czemu, ale znowu poczułam to, że trudniej jest mi złapać oddech. Gdy weszłam do pomieszczenia, odetchnęłam, bo tutaj było o wiele ciszej, więc kiedy się na moment zapomni o tym, iż jest to toaleta, można powiedzieć, że to jest taka oaza spokoju. Załatwiłam swoje potrzeby, by w kolejnej chwili umyć ręce i spojrzeć na swoje odbicie. Wyjęłam z torebki paczkę chusteczek i zmyłam z ust pozostałości fioletowej pomadki. Wyciągnęłam inny kolor szminki, który miałam w mojej kopertówce. Tym razem był to czerwony. Westchnęłam, a następnie nałożyłam kosmetyk na usta, dokładnie je przy tym obrysowując. Zdjęłam nadmiar chusteczką, aby nie przeniosła mi się ona na zęby, po czy, wyrzuciłam chusteczkę. Wyszłam z łazienki, ale w tym samym momencie zostałam przyszpilona do ściany przez jakiegoś chłopaka, który miał ciemno brązowe oczy i włosy pofarbowane na niebiesko.

— Co robisz sama w klubie? — Zapytał, a ja poczułam od niego to, że musiał naprawdę sporo wypić.

Nienawidzę być w takiej sytuacji! No i co teraz? Magii na nim nie użyję, bo nie wiem, czy się w klubie przypadkiem jakiś łowca nie kręci, a dodatkowo może tu ktoś w każdej sekundzie wejść. Poczułam to, jak się on do mnie zbliżył i zaczął szeptać do ucha, przez co przeszedł mnie dreszcz, ale obrzydzenia.

— Ładnie wyglądasz. Jestem ciekaw jak piękne ciało się kryje pod tymi ubraniami. Może zamkniemy się w jednej z kabin? — Przełknęłam ślinę, aby nie zwymiotować na jego podryw.

— Nie jestem dziwką. — Powiedziałam, a przy tym go spoliczkowałam, bo już nie wytrzymałam. — Jak czegoś takiego chcesz, to idź do burdelu. — Chciałam odejść, ale brutalnie chwycił mnie za nadgarstek, który bardzo szybko zaczął mnie boleć.

— To nie było za miłe. — Powiedział mi znowu do ucha, kiedy ponownie przyszpilił mnie do ściany, ale tym razem przodem, a przy tym wykręcił mi rękę do tyłu.

— Puszczaj mnie! — Krzyknęłam na niego, jednak w tej samej chwili poczułam ulgę.

Obejrzałam się, dzięki czemu dostrzegłam blondyna, którego spotkałam rano. Szerzej otworzyłam oczy, kiedy uświadomiłam sobie to, co się właśnie stało. Uratował mnie przed prawdopodobnym gwałtem lub czymś gorszym. Na jego jasnej skórze, zaraz na knykciach pojawiło się zaczerwienienie, co znaczy, że musiał tego drugiego znokautować. Wyprostował się, po czym odetchnął.

— A ja się zastanawiałem, czemu on tak długo nie wraca? — Złapał się za głowę.

— Tu je... Ile on wypił? — Zapytał brunet, który wyszedł zza rogu.

— Nie wiem, ale zdecydowanie za dużo. Prawie jej złamał rękę i nie wiem co by jeszcze zrobił, gdybym — Zaciął się, kiedy na mnie spojrzał i prawdopodobnie rozpoznał. — To ty. — Powiedział, a ja kiwnęłam lekko głową.

— Tak... — Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc tylko to z siebie wydusiłam.

— Ryan, zabierzesz Bryce'a? — Brunet o ciemno brązowych oczach, takich samych jaki miał mój napastnik, kiwnął głową i się szeroko uśmiechnął, po czym podszedł do drugiego chłopaka i go podniósł, przerzucając go przy tym przez ramię. — Przepraszam za niego. Jak da mu się za dużo alkoholu, to mu odbija i myśli, że jest królem świata. — Podrapał się zakłopotany po karku, a ja uniosłam prawą rękę i chciałam założyć włosy za ucho, ale chłopak zauważył powstającego siniaka. — Nie wygląda za dobrze. Mogę? — Zapytał, a ja mu podałam swoją dłoń.

Odsunął rękaw, dzięki czemu zobaczył to, jak powoli na mojej jasnej skórze kształtuje się fioletowy siniak, z gdzieniegdzie pojawiającymi się czerwonymi „pajączkami".

— Naprawdę przepraszam. Musiałaś się wystraszyć. — Powiedział, a ja usłyszałam skruchę w jego głosie.

— Nic się nie stało. — Spojrzał na mnie zaskoczony. — Gorsze rzeczy przeżyłam, niż to. Poza tym, zawsze mogło być gorzej. Mogłam skończyć, jak tamta dziewczyna z wiadomości. — Zaśmiał się lekko.

— Przepraszam, że się śmieję, ale — Zaciął się, a przy tym spojrzał mi w oczy. — Zresztą mniejsza. Mogę cię odwieźć do domu. Z taką ręką się nie obronisz, jeśli cię ktoś nie daj Boże zaatakował. — Odchrząknęłam cicho, a przy tym spojrzałam na wyjście na parkiet.

— Pracuję tutaj, a jest dość spory ruch, więc, no rozumiesz. Nie mogę tak po prostu wrócić do siebie. — Kiwnął głową.

— W takim razie na ciebie poczekam. Mimo wszystko nie powinnaś wracać sama do domu. No chyba, że jesteś samochodem. — W tym momencie mnie rozśmieszył.

Spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem, a ja zakryłam usta, aby nie było słychać tego, jak brzmi mój śmiech.

— Nie mam auta. Nawet prawka nie mam. — Powiedziałam, a przy tym starłam łzę, która poleciała mi od śmiechu. — Poza tym, skąd mam wiedzieć, że ty mnie nie zaatakujesz? — Oparł się o ścianę po drugiej stronie.

— Będziesz musiała mi zaufać. Uratowałem cię już dwa razy. Nie uważasz, że to musi coś znaczyć? — Zapytał, a przy tym włożył ręce do kieszeni swojej skórzanej kurtki.

Rycerz się znalazł. Uśmiechnęłam się szerzej, po czym z powrotem ruszyłam do baru, gdzie ponownie zaczął się ruch. Natychmiastowo ruszyłam w jej kierunku, aby jej pomóc. Zobaczyłam Gavina, jak podszedł bliżej i usiadł na końcu baru. Poczułam na twarzy ciepło, jednak szybko się ogarnęłam i zaczęłam przygotowywać drinki, tak samo jak Nikki.


Mam nadzieję, że rozdział się podobał!!! ❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro