Rozdział 29 - "Nadzieja umiera ostatnia"
Znowu wyszedł mi nieco dłuższy, bo na ponad 5k.
Mimo wszystko dzisiaj dostaniecie małe zaskoczenie <3
Będzie nowa perspektywa!
Mam nadzieję, że się wam spodoba!
I
Mała niespodzianka pod koniec!
Również mam nadzieję, że się wam spodoba!
Miłej lektury!<3
Będę wdzięczna za komentarze!
Tak samo jak Gavin, podeszłam bliżej do wyspy kuchennej, jednak stanęłam tak, aby opierać się plecami o blat, na co reszta uważnie mi się przyglądała. Założyłam także ręce na klatce piersiowej, po czym na nich spojrzałam, mając przy tym nadzieję, że nie będę musiała im opowiadać całej historii swojego życia i po prostu będą mi zadawać pytania. Przełknęłam ślinę, kiedy to w ten sposób staliśmy przez jakieś dwie minuty i po prostu mierzyliśmy się wzrokami.
— Jakby rozumiem, że nadal jesteście w lekkim szoku, ale nie musicie wywiercać we mnie dziury. — Zaśmiali się na moje słowa, a do mojej nogi podeszła Psotka, która zaczęła mnie niuchać.
— Nie jestem w stanie od niej wyczuć żadnej magii. To dziwne. Od Rochelle ją czuję, ale nie od ciebie. — Powiedziała, a chłopacy szerzej otworzyli oczy, kiedy to kot się odezwał.
— Czy ktoś poza mną słyszał to, że ten chowaniec zaczął nagle gadać? — Zapytał Bryce, na co się zaśmiałam.
— Chowańce są w stanie normalnie mówić. Mają swoją duszę, więc są żywymi stworzeniami, choć są bardziej częścią wiedźmy niż jakąś osobną jednostką. Z tego co mi mówiła mama, to są w stanie to robić przez to, iż pobierają od wiedźmy jakiś znikomy ułamek jej mocy, a potem rozprzestrzeniają go w powietrzu, tym samym zaczarowując wszystkich dookoła, aby byli w stanie je słyszeć. — Odpowiedziałam mu, jednocześnie wzruszając ramionami, jakby to było nic takiego, na co ten kiwnął głową niepewnie.
— O tym nie wiedziałam. — Powiedziała Rochelle, która siedziała na krześle, bo była tak osłabiona, że ledwo stała na nogach.
— Powiem ci tak, jak im tłumaczyłaś, to wielu rzeczy nie powiedziałaś odnośnie wiedźm. Nie wiem czy tego nie zrobiłaś z własnego lenistwa, czy po prostu zapomniałaś. — Podrapała się po głowie, a do mnie podeszła Enigma, która trąciła mój bok. — Co chcesz, Enigma? — Zwróciłam się do mojej małej przyjaciółki.
— Pora karmienia, Bella. Jestem głodna, a ostatnie liście sałaty zjadłam na obiad. — Westchnęłam zrezygnowana, kiedy to na mnie spojrzała, jakby mnie chciała zabić, a przy tym usiadła na tylnych łapkach.
— Ta też gada?! — Zaśmiałam się na słowa Bryce'a, po czym wyciągnęłam dłoń nad Enigmę, aby wyczarować jej kilka liści sałaty, w których się zatopiła, kiedy to opadła na nią całkiem spora ich kupka.
— Skoro jest moim chowańcem, to ma prawo gadać. — Wzruszyłam ponownie ramionami i włożyłam dłonie do kieszeni bluzy.
— Enigma jest twoim chowańcem, ale kompletnie nie utożsamia się z twoim charakterem. Do tego gdy wcześniej ją widziałam, to z kruka, zamieniła się w lisa. Jakim sposobem? — Zapytała zaciekawiona Rochelle, a ja wzięłam głębszy wdech.
— Przyzwałam ją dzień, przed moimi trzynastymi urodzinami. Nie zdążyła wykształcić swojej ostatecznej formy, więc zmienia się w każde zwierzę, jakie w ogóle chodzi po ziemi. Jest zmiennokształtna. — Wytłumaczyłam, a ona lekko kiwnęła głową i spojrzała na Psotkę. — Dziwi mnie to, że nie zadajecie mi żadnych konkretnych pytań dotyczących mojego bycia wiedźmą i tego, co się stało przy hangarach. — Podrapałam się po karku.
— Chyba każdy ma zbyt dużo pytań i nie wie, które zadać jako pierwsze. — Powiedział Gavin, a wszyscy pokiwali głowami.
— Dobra, powiedziałaś, że Minerva Lockwood jest twoją matką. Ale to by znaczyło, że ma ona ponad — Weszłam jej w zdanie.
— Ponad pięćset lat. Tak. — Uśmiechnęłam się lekko do białowłosej, a chłopacy szerzej otworzyli oczy. — W tym roku pięćset czterdzieści cztery. O ile naprawdę ona, mój ojciec i Gray żyją. — Odwróciłam wzrok zastanawiając się nad słowami, które powiedziała Pani North.
— Dobra, ja mam na dzisiaj dość. Idę spać. — Powiedział Bryce, który odsunął się od blatu.
— Tu się zgodzę. Za dużo wrażeń, jak na jeden dzień. — Podszedł do Rochelle. — Pomóc ci dojść do pokoju, czy dasz radę? — Zapytał się jej brunet, a ona powoli wstała z krzesła, jednak niemal natychmiastowo ugięły się pod nią kolana.
Ryan ją w porę złapał, po czym podniósł na ręce jak księżniczkę.
— Przepraszam, że musisz to robić. — Powiedziała cicho, na co pokręcił głową, jednocześnie ruszając do pokoju, gdzie spała białowłosa.
Spojrzałam na chłopaka, który się zaśmiał pod nosem. Podeszłam do niego, by w kolejnej chwili się do niego przytulić, na co mi odpowiedział tym samym.
— Co jest? — Położył mi dłoń na prawym policzku, a ja podniosłam na niego wzrok.
— Myślę o tym wszystkim, co mi powiedziała Pani North. — Zmarszczył lekko brwi. — Ta wiedźma, z którą walczyłam. Jest przyjaciółką mojej matki, albo była. Nie wiem. Ciężko mi zrozumieć całą sytuację. Przez ostatnie siedem lat myślałam, że cała moja rodzina została wyrżnięta w pień, a dzisiaj się dowiaduję, że żyją. Wszystkie wiedźmy, które przeżyły masakrę w magicznym Salem próbowały wyczuć moją matkę, ale nie były w stanie. Ja tak samo. — Oparłam się o blat wyspy kuchennej tyłem, a on objął moją twarz.
— Raz ktoś mi opowiadał o bransoletkach, które są w stanie zablokować magiczną moc na tyle, że nie da się jej wczuć. Nie są wszechpotężne, bo minimalna ilość mocy podobno może z nich wyciekać, ale mimo wszystko. — Powiedział, dlatego spojrzałam na niego zaskoczona. — Może dlatego nikt nie był w stanie jej wyczuć. — Delikatnie złapałam za jego nadgarstki, po czym przejechałam kciukami po skórze na jego dłoniach.
— Kto ci o tym mówił? — Pokręcił głową i odwrócił wzrok zdegustowany.
— Mniejsza. To nikt ważny. Powinniśmy iść odpocząć. — Skinęłam głową na jego słowa, choć nieco mnie zaniepokoiła ta jego zmiana.
Nim położyliśmy się w łóżku, ja wzięłam prysznic, bo mimo wszystko leżałam wcześniej w błocie i byłam nieco przez to brudna, a chłopak w tym czasie zajął się zmianą pościeli, która była cała wilgotna i poplamiona. W głowie cały czas odbija mi się to, co powiedziała mi kobieta. Mam posłuchać snów, co znaczy, że muszę chyba rozszyfrować wszystko to, co widziałam w moich wizjach, a to mi trochę zajmie, kiedy pod uwagę się weźmie to, że nie zapisywałam tak swoich snów. Czasami się jednak cieszę, że mam dobrą pamięć i w miarę pamiętam wszystko to, co mi dana postać mówiła. Nie powinnam sobie robić nadziei. Jak już wcześniej o tym myślałam, dużo rzeczy mogło się wydarzyć w ciągu tych dwóch lat. Cicho odetchnęłam, a przy tym zdjęłam nadmiar wody z moich włosów. Muszę się z tym chyba przespać, aby to wszystko poukładało mi się w głowie, bo w przeciwnym wypadku nic mi nie da to, że będę się nad tym głowiła jak głupia.
— Wszystko ok? — Zapytał Gavin, który zapukał do drzwi.
Musiałam się chyba mocno zamyślić i całkiem długo tu siedzieć, skoro przyszedł sprawdzić czy ze mną wszystko w porządku. Zakręciłam wodę, zdjęłam ponownie jej nadmiar z moich włosów, po czym zawinęłam się w ręcznik i podeszłam do powłoki, którą uchyliłam.
— Nic mi nie jest. — Powiedziałam do chłopaka, który stała za drzwiami, na co kiwnął głową.
Szybko się wytarłam i przebrałam, a także umyłam zęby, po czym wyszłam z toalety, do której następnie wszedł Gavin. Ruszyłam do pokoju, gdzie pościel nie była tak samo jak wcześniej szara, a we wzór szachownicy. Podeszłam do kosza na pranie, na pranie, by następnie wziąć do rąk moje spodnie, które były nieco ubłocone na przodzie i wyjąć z ich kieszeni to, co dała mi mi rudowłosa kobieta. Z powrotem wrzuciłam część garderoby do wiklinowego, białego mebla, po czym podeszłam do łóżka, gdzie weszłam pod pościel. Zaczęłam kręcić małym sześcianem w dłoniach, a przy tym oparłam łokcie o kolana, które zgięłam do kąta prostego. Na każdym boku znajdowała się inna runa.
Algiz, runa męstwa.
Ansuz, mądrość.
Thurisaz, niezłomność.
Hagalaz, bezkompromisowość.
Isaz, opanowanie.
I Jera, zapobiegliwość.
Co one mają u diabła wspólnego z tym wszystkim? Nie rozumiem! Mama kazała mi to przekazać, ale do cholery z tym, kompletnie nie wiem co mam z tym zrobić. Zaczęłam to próbować przekręcić w każdym kierunku, ale to również nic nie dawało. W pewnym momencie usłyszałam to, jak Gavin się zaśmiał, kiedy się po chwili poddałam.
— Przepraszam. Wyglądałaś trochę, jak dziecko próbujące otworzyć paczkę cukierków. — Wytłumaczył, na co zabiłam go wzrokiem. — No już, nie gniewaj się. — Zamknął za sobą drzwi, po czym do mnie podszedł i pochylił, aby doczepić swoje wargi do moich.
Dalej udawałam obrażoną, dlatego nie oddawałam pocałunku, ale chłopak znalazł sposób, aby mnie do tego zmusić. Uszczypnął mnie w bok, na co cicho jęknęłam, a tym samym uchyliłam usta, przez co jego język znalazł się w środku.
— Chodząca cholera. — Przezwałam go, kiedy to się ode mnie odsunął, na co się zaśmiał i ścisnął moje napompowane policzki z irytacji.
— I tak mnie kochasz. — Przeniósł się na drugą stronę łóżka, a ja na jego słowa się lekko uśmiechnęłam. — Co to? — Zapytał, kiedy zobaczył w mojej dłoni mały sześcian.
Pokręciłam głową, że to nic takiego, ale spojrzał na mnie lekko ostrzegawczym wzrokiem, co znaczyło tyle, że albo powiem, albo coś mi zrobi. Westchnęłam zrezygnowana na jego słowa, na co się zaśmiał.
— Pani North mi to dała. Moja matka kazała jej to przekazać, gdyby udało jej się mnie spotkać. — Lekko się uśmiechnęłam, po czym odłożyłam sześcian na szafkę obok łóżka, na którym się po chwili położyłam.
Gavin zgasił światło, by następnie położyć się obok mnie, a przy tym pogłaskać mnie delikatnie po włosach. Swoje drugie ramię położył także pod moją głową, a ja usunęłam ze swoich oczu soczewki, bo w końcu on już wie jaki kolor oczu mam naturalnie, więc nie muszę się martwić, że się ich nieco przestraszy. Uśmiechnął się lekko, kiedy to je zobaczył, ale nie na długo, bo już po chwili zamknęłam oczy, by w kolejnym momencie zasnąć.
Uchyliłam powieki, dzięki czemu zobaczyłam po raz kolejny ten las, w którym widziałam niejednokrotnie moje wizje. Wróciły?! Nie miałam ich od kilku miesięcy, więc czemu nagle teraz znów się pojawiły? Oblizałam wargi, dzięki czemu poczułam metaliczny posmak w moim prawym kąciku ust, do którego sięgnęłam dłonią. Gdy ją odsunęłam, zobaczyłam szkarłatny kolor z jasnymi, niemal błyszczącymi fragmentami, jakby znajdował się w niej brokat. Bardziej przesunęłam dłonią po prawej stronie twarzy, dzięki czemu zobaczyłam to, jak całą moją dłoń pokrywa warstwa magicznej krwi. Rozejrzałam się dookoła, dzięki czemu u moich stóp zobaczyłam plamy krwi, a także znaki, jakby ktoś był ciągnięty po ziemi. Dosłownie, gdzie nie spojrzałam, widziałam czerwień. Przełknęłam ślinę, aż w pewnym momencie w końcu natrafiłam na to, co było niczym innym, jak tym, co pozostało po magicznym Salem.
— No bez żartów. — Szepnęłam pod nosem, a w tym samym czasie moje ciało samoistnie się poruszyło.
Próbowałam się zatrzymać, jednak moje próby nie wiele mi dawały. Nie miałam wyboru i po protu musiałam iść w kierunku, w którym prowadziły mnie moje nogi. Całą drogę rozglądałam się dookoła, kiedy to każdy budynek, który mijałam był dosłownie zalany krwią.
— Nie podoba mi się ten — Właśnie, co?
Sen? Wizja? Nie wiem do czego to przypisać. Wielokrotnie już miewałam takie imaginacje, ale chyba jeszcze nigdy tak krwawe. Dosłownie pod moimi nogami płyną stróżki tej życiodajnej substancji, która przemieszczała się fugami między kamieniami na ścieżce. Spojrzałam przed siebie, dzięki temu zobaczyłam świątynię, gdzie zbierała się najwyższa Rada Wiedźm magicznego Salem. Na tych kilku stopniach widziałam coś, co przypominało pociski z broni, jednak nie ze zwykłej. Były srebrne, a do tego widziałam w tym materiale jakieś małe, czarne drobinki.
— Niech nikt mi nie mówi, że to jest popiół z jarzębu. — Przełknęłam ślinę, po czym powoli weszłam po tych pięciu dość szerokich podstopnicach, które się kawałek ciągnęły.
W końcu zobaczyłam to, co znajdowało się w budynku, jednak nie musiałam nawet do niego wchodzić. Drzwi były całkowicie wyważone i to przez nie głównie wylewała się cała krew, która ściekała ulicami miasta. W oddali widziałam kupkę ciał, które leżały na sobie. Znajdowały się tam zarówno kobiety z magicznymi zdolnościami, jak i łowcy. W tym stosie dostrzegłam trójkę moich znajomych. Ryana, Bryce'a i...
Gavina...
Przełknęłam ślinę przerażona tym widokiem, po czym uniosłam wzrok na osobę, która miała ustawione krzesło na całej tej stercie trupów, a przy tym na niej siedziała z założoną nogą na nogę. Uniosła na mnie lekko wzrok, jednak kompletnie nie byłam w stanie dostrzec jej twarzy przez kaptur, który ją skrywał, jednak wydała mi się ona jakoś dziwnie znajoma. Nagle postać ruszyła w moim kierunku, jakby zamieniła się w zjawę, dlatego zakryłam się ramionami. Zostałam odrzucona do tyłu, a przez to wylądowałam na kamiennej ścieżce, gdzie znajdowało się od groma krwi, z której nagle wydobyły się czyjeś dłonie, które nie mam pojęcia gdzie mnie pochłaniały. Widziałam tę postać, która trzymała Gavina za kołnierz skórzanej kurtki, jednak kompletnie się nie ruszał. Moje ciało zaczęło się wyrywać bez jakiejkolwiek mojej ingerencji, jednak nic to nie dawało. W pewnym momencie jedna z wciągających mnie dłoni wbiła swoje palce w moje prawe oko, a ja poczułam niewyobrażalny ból tego, że było ono dosłownie miażdżone.
Gwałtownie się uniosłam na łóżku, a przy trym czułam, jak z mojego ciała lał się lodowaty pot. Mój oddech był nierównomierny i szybki, jednak to bicie serca mnie teraz najbardziej bolało. Złapałam za swoje włosy, które zaczesałam do tyłu, a przy tym wstrzymałam na moment oddech, aby się uspokoić. Wzdrygnęłam się nagle, kiedy to poczułam na ramieniu czyjąś dłoń, dlatego spojrzałam na chłopaka, który musiał się obudzić przez mój nagły ruch.
— Spokojnie, to tylko ja. — Powiedział lekkim tonem, a przy tym mnie przytulił, na co ja przytuliłam go z całej siły. — Co — Weszłam mu w słowo.
— Koszmar. Zdecydowanie zbyt realistyczny. — Czułam to, jak zaczęłam się trząść. — Widziałam ciebie, Ryana i Bryce'a martwych. — Wzdrygnął się lekko, a ja weszłam na jego nogi i usiadłam na nich okrakiem, by w kolejnej chwili schować się w zgięciu jego szyi. — Do tego była tam jeszcze jakaś postać. — Delikatnie podrapał mnie po plecach, a przy tym położył się z powrotem, jednak teraz leżałam na nim.
— Wszystko dobrze. To był tylko sen. — Cicho odetchnęłam, po czym z niego zeszłam, by następnie się podnieść. — Co jest? — Zapytał, a przy tym uniósł się na łokciach.
— Muszę się napić. — Kiwnął głową, dlatego podniosłam się, by w kolejnej chwili wyjść z pomieszczenia i ruszyć do kuchni, gdzie nalałam sobie szklankę wody.
Od razu się z niej chciałam napić, ale gdy tylko spojrzałam na przezroczysty płyn, zobaczyłam ponownie krew. Przełknęłam ślinę i odłożyłam natychmiastowo naczynie na blat. Nie mogę. Cały czas przed oczami mam tę scenę z koszmaru. To jak postać trzymała za kołnierzyk martwego Gavina. Oparłam się łokciami o blat, by w kolejnej sekundzie chwycić się za włosy, które już prawie całkowicie wyschły.
— Coś jest na rzeczy. — Usłyszałam, dlatego podniosłam wzrok na przejście. — I nie próbuj mi nic wmawiać. Widzę, że coś się dzieje. — Podszedł bliżej, a przy tym założył mi włosy za ucho.
— Ta postać z mojego snu. Nie widziałam jej twarzy, ale wydawał mi się znajoma. Nie wiem czemu. — Wzięłam głęboki wdech, po czym opowiedziałam mu wszystko od początku.
— To się nie wydarzy, Bella. Rochelle mówiła, że jeden z magicznych wymiarów został całkowicie zamknięty. — Kiwnęłam głową.
— Tylko Najwyższe wiedźmy mogą go otworzyć. Kobiety, które były w radzie — Zacięłam się. — I ja. — Powiedziałam, kiesy już przełknęłam ślinę.
— Chodź spać. Jest w pół do trzeciej. — Ponownie pokiwałam głową, po czym wzięłam szklankę z wodą i ruszyłam do pokoju razem z chłopakiem.
Gdy się położyliśmy, przewróciłam się na lewy bok, a przy tym się nieco skuliłam i przytuliłam do kołdry. Gavin się chyba bardziej zmartwił tym wszystkim, ponieważ już po chwili dał mi całusa w ramię i objął. Swoje drugie ramię włożył pod moją głowę, na co splotłam palce mojej prawej dłoni z jego lewej ręki.
— Wiedźmy wierzą w przeznaczenie. — Powiedziałam cicho, na co ten się lekko poprawił i dał całusa w szyję. — Z jakiegoś powodu mam swoje żółtozielone oczy. Z jakiegoś powodu nasza dwójka się spotkała i w sobie zakochała. Z jakiegoś powodu musiałam stracić rodziców i brata. Nic się nie dzieje bez przyczyny. — Zaśmiał się lekko.
— Przestań nad tym wszystkim myśleć, bo to ci da tylko nieprzespaną noc. — Podniósł się delikatnie, a ja na niego spojrzałam. — Chcesz wiedzieć co to wszystko znaczy. Rozumiem to. Ale żeby to rozwiązać, musisz mieć dużo siły. A nie będziesz jej miała, jak na moment nie skupisz się na sobie i swoim zdrowiu, i się nie prześpisz. — Wypuściłam powietrze w napływie śmiechu, po czym się do niego odwróciłam i położyłam głowę na jego klatce piersiowej.
— Kocham cię. — Wyszeptałam, na co dał mi całusa w czubek głowy, tym samym dając mi znak, że czuje to samo.
Zaczął delikatnie gładzić mnie po włosach, a dzięki temu coraz bardziej oddawałam się błogiemu spokojowi, który po chwili mnie pochłonął, bym mogła odpocząć. Już nie męczyły mnie koszmary. Wiedziałam, że Gavin jest przy mnie, ponieważ przez większość jego nocy byłam w stanie wyczuć bicie jego serca. Rano obudziło mnie słońce wpadające przez okno. No tak, zapomniałam zasłonić zasłony, kiedy kładłam się spać. Spojrzałam za siebie, dzięki czemu zobaczyłam blondyna, który spał z lekko uchylonymi ustami i roztarganymi włosami, na co się uśmiechnęłam. Uroczo wygląda. Nie chcę go jeszcze budzić. On też musi być wykończony po tym wszystkim, co stało się w dniu wczorajszym. Poprawiłam mu jeden kosmyk, który opadał na jego czoło, a przy tym mruknął i delikatnie uchylił oczy.
— Spałem z jakąś boginią? — Zapytał zaspanym głosem, na co się lekko zaśmiałam.
— Głupek. — Pokręciłam głową nie mogąc przestać się uśmiechać.
— Wyjdź za mnie. — Odezwał się, a mnie w tym momencie zamurowało.
— Ch... Chyba jeszcze śpisz. — Zająknęłam się, a przy tym zaczęłam się bawić jego włosami.
Mruknął coś pod nosem, a przy tym ponownie zasnął. To co powiedział. Nie wiem czy mam to interpretować jako majaczenie ledwo przebudzonej osoby, czy na serio. Odetchnęłam lekko, by w kolejnej chwili wstać i zasłonić roletę. Nie chcę, aby ten majaka przez cały dzień chodził ledwo przytomny, a nie będzie w stanie jeszcze pospać, jeżeli słońce będzie mu świeciło po oczach. Jak najciszej byłam w stanie przebrałam się w koszulkę na krótki rękaw i jeansy, które miały dziury na kolanach. Do tego założyłam jeszcze sweter chłopaka, po czym ruszyłam do łazienki, wcześniej zabierając sześcian oraz swój telefon, na którym sprawdziłam godzinę. Było wpół do siódmej. Już się nie dziwię temu, czemu Gavin tak majaczył, kiedy się na moment obudził. Weszłam do łazienki, gdzie od razu załatwiłam swoje potrzeby, a także ogarnęłam tę burzę, która rozpętała się na mojej głowie, umyłam twarz, zęby i ponownie zakryłam swój naturalny kolor oczu soczewkami. Po jakimś czasie weszłam do kuchni, gdzie zrobiłam sobie kawę, której nawet nie osłodziłam, po czym podeszłam do stołu, na którym wyczarowałam sobie kartki i długopis.
Muszę się w końcu zabrać za rozszyfrowywanie tamtego wszystkiego, co kiedykolwiek usłyszałam w swoich snach. Złapałam za pióro, którym następnie rozpisałam na jednej kartce wszystkie słowa po kolei. Tak, opłaca się mieć taką pamięć jak ja. Każdy obraz, dźwięk, w ogóle wszystko jestem w stanie sobie przypomnieć jakby za pstryknięciem palcami. To rozkładanie zdań na czynniki pierwsze jest bardziej skomplikowane, niż wcześniej mi się wydawało. Kilka z nich mi się udało, ale nadal co po niektóre są dla mnie problematyczne. Byłam jednak na tym tak skupiona, że w między czasie wszyscy zdążyli się pobudzić, co znaczy, że zajmowałam się tym przez kilka ładnych godzin.
— Co to? — Zapytał blondyn, który nade mną stanął i oparł się o stół oraz krzesło, na którym siedziałam, dlatego uniosłam na niego wzrok.
— Od jakiegoś pół roku śnią mi się dziwne sny. W każdym pojawia się jakaś postać, która coś do mnie mówi, ale kompletnie nic z tego nie rozumiem. Jakiś czas temu odkryłam to, że w zdaniach są pomieszane wszystkie litery. Próbuję to rozszyfrować. — Podeszli do nas pozostali.
— Czemu nie użyjesz magii? — Zapytał Bryce, na którego spojrzałam, a przy tym oparłam się o oparcie.
Nadal widziałam w jego oczach to, że nie dowierzał w to, iż jestem wiedźmą.
— Bo to jakaś wiedźma próbuje się ze mną porozumieć. Łączę zostało obłożone magią ochronną, a ja nie wiem jaką. Takich zaklęć jest od groma, a wypróbowywanie każdego po kolei zajmie więcej czasu, niż rozszyfrowywanie tego ręcznie. — Wyraźnie go zaskoczyłam.
— To przyśpiesz czas. — Powiedział, na co się zaśmiałam i pokręciłam głową, jednocześnie wracając do pisania.
— Magia czasu jest zakazana. — Zaskoczyłam ich, nawet samą Rochelle, która jest dzisiaj jakaś małomówna. — W wymiarze, w którym się wychowywałam nie można było używać magii czasu, bo szły by z tego zbyt duże konsekwencje. Jak byłam mała, to byłam świadkiem sytuacji, gdzie kobieta, która chciała cofnąć swoją kłótnię z mężem użyła tejże magii. Została skazana na karę. — Zmarszczyli brwi.
— Jaką karę? — Zapytał Ryan, a ja w czasie tego dalej wszystko rozpisywałam.
— Została jej odebrana moc. — Zacięłam się na moment, kiedy to sobie przypomniałam tamten dzień, jednak szybko się ogarnęłam i wróciłam do poprzedniej czynności.
— Chcesz powiedzieć, że — Weszłam w zdanie białowłosej.
— Została zwykłym człowiekiem. Tak, to chcę powiedzieć. — Złapałam się za włosy, kiedy to zatrzymałam się na jednej wielkiej niewiadomej.
— Może my ci pomożemy? — Zaproponował Ryan, który czując ciężką atmosferę postanowił ją zburzyć.
— Nie musicie. Dam radę. — Spojrzałam na nich, ale wszyscy usiedli na krzesłach i czekali na wytyczne tego, co mają robić.
Gavin siedział po mojej prawej. Obok niego był Bryce, naprzeciwko którego znajdował się Ryan. Po mojej lewej usadowiła się za to Rochelle. Zaśmiałam się lekko, po czym dałam skopiowałam kartkę, na której było wszystko rozpisane, by w kolejnej chwili również się tym zajęli. Co jakiś czas na mnie spoglądali, ale to było głównie przez to, że jako jedyna w tejże grupie trzymałam pióro w lewej dłoni. Po jakimś czasie musiałam sobie zrobić przerwę, dlatego wstałam od stołu, by następnie zrobić sobie herbaty. Najwięcej czasu zajmuje jednak jedno zdanie, którego żadne z nas nie jest w stanie rozszyfrować. Coś czuję, że w końcu będę musiała wyszukać jakiegoś zaklęcia, bo w przeciwnym wypadku nic nie przyniosą nasze poszukiwania.
— Głodna już jestem. — Odezwała się Rochelle, która odchyliła się na krześle.
— Ja już nie myślę. Cukier mi za bardzo spadł. — Powiedział młodszy z rodzeństwa, na co drugi dalej próbował się skupić, jednak po chwili sam głośno westchnął i złapał się za głowę.
— Ni cholery, to jest już ponad moje siły. Dobre oczny miałem za czasów szkoły, ale czegoś takiego mnie nie uczyli w moim chorym liceum. — Wszyscy się zaśmiali na zmarnowany ton, jakim to wszystko powiedział.
— Bella, wiesz może kto próbował się z tobą skontaktować? — Pokręciłam głową na pytanie Rochelle, a w tym samym czasie podeszłam do stołu z herbatą. — Może to twoja matka? — Zaproponowała, a ja przypomniałam sobie wszystko to, co chodzi mi po głowie od wczoraj.
— O co chodzi? — Zapytał Gavin, który złapał za moją prawą dłoń.
Wzięłam głębszy wdech, dzięki czemu byłam w stanie cokolwiek z siebie wydusić.
— Pani North powiedziała, że widziała moich rodziców dwa lata temu. — Kiwnęli głowami dla potwierdzenia. — Przez ten czas mogło się wydarzyć dużo rzeczy, w tym coś złego. Nie chcę robić sobie złudnej nadziei, bo potem mogę ponownie cierpieć, bo się okaże, że oni nie — Weszła mi w zdanie Rochelle.
— Nawet nie waż się kończyć tego zdania. — Wskazała na mnie palcem wskazującym prawej dłoni, po czym poprawiła jeden kosmyk swoich włosów, który wychodził z jej wysokiego kucyka. — Znajdziesz ich, Bella. Jestem tego pewna. — Odezwała się poważnym tonem, a ja się lekko uśmiechnęłam.
— Żeby to było jeszcze takie łatwe. — Oparłam się lewym łokciem o szklany blat, przy którym siedzieliśmy.
— Nie ma żadnego zaklęcia, które by mogło ich namierzyć? Coś jakby GPS? — Rzucił dla rozluźnienia atmosfery Bryce, a mnie olśniło w związku z tym, co bym mogła zrobić, aby mieć pewność, iż oni żyją i gdzieś jest.
— Wiesz co, wątpię, że tak by coś takiego nazwali. — Odezwał się Ryan, który chciał go chyba zgasić.
— Bryce, jesteś geniuszem. — Wszyscy na mnie spojrzeli zaskoczeni. — Medytacja. — Chłopacy oczywiście nie zrozumieli o co mi chodzi, ale Rochelle zrobiła wielkie oczy na moje słowa, po czym pokręciła głową i oparła się o blat.
— Zwariowałaś?! — Wydarła się na mnie, czym zwróciła uwagę całej trójki. — Kobieto, to cię może wykończyć. Nawet dla najpotężniejszych wiedźm coś takiego może być zabójcze. To jest dosłownie samobójstwo, jeśli nie zrob9isz tego z rozwagą. — Zauważyła, a ja spostrzegłam to, jak chłopacy spojrzeli na mnie nie dowierzając.
— Nie mam wyboru, Rochelle. — Wyraźnie ją zaskoczyłam. — Nie rzucę się do paszczy lwa ze zwykłą nadzieją. Muszę mieć pewność, a Medytacja wydaje się być jedynym sposobem, jaki w ogóle się ostał, żeby chociaż spróbować wyczuć cząsteczki duchowej energii mojej matki. Zaryzykuję. — Powiedziałam, po czym wstałam od stołu i ruszyłam w kierunku kanapy.
— Czekaj, Bella! — Zwrócił moją uwagę Gavin, ale ja przyzwałam swoją księgę zaklęć. — Rochelle powiedziała, że to jest samobójstwo. Nie pozwolę ci się w coś takiego wpakować. Nie ma nawet opcji. — Chwyciłam zbiór kilkuset kartek i uniosłam lekko głowę.
— Przepraszam, że coś takiego wyciągam, ale gdybyś mógł znowu zobaczyć swoją matkę, jak byś postąpił? — Wzdrygnął się na moje słowa.
— Cholera. — Wyszeptał pod nosem. — Wyciągnęłaś zdecydowanie za mocną kartę. — Kiwnęłam lekko głową, a on wypuścił powietrze, które przez moment trzymał w płucach. — Prawdopodobnie to samo. — Spojrzałam na niego i lekko się uśmiechnęłam.
— Nic mi nie będzie. Enigma w razie kłopotu mnie wyciągnie, gdyby jakaś inna wiedźma mnie wyczuła i próbowała zaatakować. — Wyraźnie zaskoczyłam Rochelle. — Nie wiedziałaś, że w czasie Medytacji chowaniec musi być blisko ciebie? To on cię wyciąga, żebyś nie była zbyt długo poza ciałem. — Spojrzała na Psotkę, która siedziała na końcu stołu razem z Enigmą, która to cały czas wypełniała jej pyszczek liśćmi sałaty, co było dość zabawnym widokiem.
Jak z tym zwierzem nie wytrzymam całe życie.
— Wypraszam sobie przezwisko „zwierz"! Jestem uroczą fretką! — Zaśmiałam się na jej słowa.
— Która jest w stanie się zamienić przy okazji w niedźwiedzia lub słonia, gdyby tylko tego chciała. — Zauważyłam, na co reszta się lekko roześmiała, a ja niemal od razu zrobiłam się poważna. — Enigma, do mnie. — Powiedziałam, a ona zeskoczyła ze stołu, zamieniając się przy tym w swoją oryginalną formę gluta.
Gdy tylko znalazła, się przy mnie, obwiązała moją szyję swoim ogonem, kiedy to zamieniła się w węża. Ja za to usiadłam po turecku na kanapie i ponownie spojrzałam na to, co muszę zrobić. Niby to nie jest bardzo skomplikowane, ale jeden zły ruch i wszystko pójdzie źle. Mimo wszystko lepiej chyba tego nie spartaczyć. Po chwili wrzuciłam księgę do mojego wymiaru i wyjęła z kieszeni sześcian. Peleryna byłaby zbyt ciężka, a do tego mama ją miała na sobie ostatni raz siedem lat temu, więc cała jej energia mogła z niej zejść. Sześcian oddała dwa lata temu, co znaczy, że ma na sobie jeszcze jakieś pozostałości jej energii. Pokręciłam nim jeszcze w dłoni, by następnie go podrzucić w powietrze. Uniosłam obie ręce, aby tworzyły kąty proste z moim ciałem, a palce wskazujące ułożyłam tak, aby stykały się z małymi. Pozostałe miałam zgięte. Czułam to, jak dreszcz przeszedł przez całe moje ciało, kiedy to mała kostka zatrzymała się na między moimi palcami.
~ Nie jestem co do tego przekonana, Bella. ~ Usłyszałam w głowie Enigmę.
~ Ja też, ale nie mam innego wyjścia. ~ Po swoich słowach zamknęłam oczy, a w kolejnej chwili poczułam to, jak moja energia duchowa przemieszcza się.
Co chwilę przed oczami pojawiała mi się inna sceneria, gdzie wyczuwałam jakąś energię, jednak nie była ona mojej matki, tylko jakiejś losowej wiedźmy w pobliżu. No dalej, proszę. Ona, oni muszą żyć!
Grayson
Nic cię nie zmieniło. Przez ostatnie siedem lat siedzę w tym pomieszczeniu, które ma niby imitować nasz stary dom, ale tamtych murów nic nie zastąpi. Nic nie zastąpi miejsca, gdzie się urodziłem, gdzie miałem siostrę, gdzie byliśmy rodziną, której nie było do szczęścia potrzebne nic, poza nami samymi. W tym momencie na moje nogi wskoczyła Uora, która się na nich rozsiadła, kiedy to siedziałem na parapecie przy oknie, które było oczywiście sztuczne.
— O czym myślisz, młody? — Zapytała, a ja lekko westchnąłem i pokręciłem głową.
— A o czym mogę myśleć? — Odpowiedziałem pytaniem, a przy tym jak zawsze powiedziałem to nieco smętnie.
— Gray, przerabialiśmy to już. Ja też tęsknię za tym małym wulkanem energii, którym była twoja siostra, tak samo jak twoja matka i ojciec. Nawet za tym małym szczurem tęsknię, choć za nim nie przepadałam. — Zaśmiałem się lekko na jej słowa, głaszcząc przy tym jej małą głowę.
— Od kiedy wtedy mama połączyła się z jej umysłem, a ja chciałem jej przekazać wiadomość, cały czas mam przed oczami to, co stało się w jej śnie. Jak ktoś ją zaatakował, a ona spadła w ciemność. Nie mogłem tego zatrzymać, a byłem ledwie trzy kroki od niej. Chciałbym wiedzieć, jak ona teraz wygląda. Zaklęcie ochronne rozmazuje całą postać, kiedy z nią się porozumiewałem, a przez to wzrok też mi się zamazywał. — Oparłem się łokciami o kolana, które lekko zgiąłem, przez co Uora była zmuszona usiąść na poduszkach, które znajdowały się na parapecie.
— Cóż, biorąc pod uwagę geny Minervy i Matthew, to zapewne wyrosła na przepiękną dziewczynę. Pewnie w Bostonie jest łamaczką męskich serc. — Ponownie się zaśmiałem na słowa chowańca.
— Bella? Nie uwierzę, póki nie zoba — W tym momencie miałem wrażenie, jakby ściana się rozmazała. — MAMO! TATO! — Zawołałem ich szybko, kiedy nagle coś zaczęło się pojawiać na moich oczach.
Zszedłem z parapetu, a Uora stanęła w pozycji obronnej, choć nie mogła przyjąć swojej pełnej formy przez obrożę na szyi, której nie możemy zdjąć. W tym momencie zobaczyłem moich rodziców, którzy wyglądają tak, jakby nie skończyli więcej, niż trzydzieści pięć lat.
— O co chodzi, Gra — Zacięła się, kiedy zobaczyła to, jak coś się przed naszymi oczami kształtowało. — Za mnie oboje, ale już! — Powiedziała niespokojnie, a mnie tata zakrył własnym ciałem. — Chwila. — Odezwała się nagle, kiedy to na ułamek sekundy postać przyjęła swoją pełną formę, przez co wyglądała jak dość szczupła dziewczyna, z widocznymi, ale nie przesadzonymi kobiecymi kształtami, której włosy były kruczoczarne. — Niemożliwe! — Zakryła usta uradowana, a ja spojrzałem na osobę, której energia zaczęła się stabilizować.
— Czy to jest — Zaczął tata, który objął mnie ramieniem, a ja się uśmiechnąłem, poczuwszy w moich oczach napływające łzy.
— Bella. — Niemal od razu po mojej twarzy spłynęło kilka kropel, kiedy to zobaczyłem jak uchyla powieki, aby na nas spojrzeć, jednak przychodziło jej to z wielkim trudem. — Znalazła nas! — Powiedziałem, kiedy zobaczyłem, jak otwiera szerzej swoje żółtozielone oczy ze zdziwienia, ale w tym samym momencie zobaczyłem jak z jej nosa spływa pojedyncza stróżka krwi.
Chciała coś powiedzieć, czego dowodziły jej uchylające się usta, ale połączenie zostało zerwane, a jej ciało astralne zniknęło, jakby go tutaj wcześniej nie było. Spojrzałem zaniepokojony na mamę, która tak samo jak ja i tata się popłakała, kiedy to ją zobaczyła.
— Użyła Medytacji, co znaczy, że tyle już zagrażało jej życiu, więc Enigma musiała ją wyciągnąć. — Powiedziała, a przy tym obojgu nas przytuliła. — Ale — Uśmiechnęła się mimo wszystko. — Udało jej się. Znalazła nas. — Cała nasza trójka się objęła, a ja przed oczami nadal miałem obraz tego, jak wyglądała.
— Wyrosła. — Odezwał się tata, a ja pociągnąłem nosem, na co mama potargała mnie po włosach.
— Już niedługo. — Kiwnąłem głową na jej słowa, a przy tym spojrzałem na miejsce, gdzie jeszcze moment wcześniej znajdowała się moja siostra.
Isabelle
W momencie, kiedy wyszłam z transu złapałam głęboki oddech, jakbym wynurzyła się spod wody. Czułam to, jak kręciło mi się w głowie, a do tego dwoiło, choć w sumie bardziej troiło mi się w oczach. Gdyby nie to, że Gavin siedział na stoliku przede mną, to prawdopodobnie padłabym na podłogę. Trzymał chusteczkę przy moim nosie, a ja starałam się jak tylko mogłam, aby przyzwyczaić się do dźwięków dookoła mnie. Miałam wrażenie, jakby wszystkie były rozdwojone, a do tego odbijały się głośnym echem w moje głowie. Po chwili Rochelle kazała się wszystkim uspokoić, bo próbowałam wrócić do normalnego funkcjonowania, a to, że zadają od groma pytań w niczym mi nie pomaga.
— Bella? — Odezwał się po chwili zaniepokojony blondyn, który trzymał mnie, żebym nie upadła na ziemię.
— Widziałam ich. — Wszyscy w pomieszczeniu złapali głębszy wdech.
— Rodziców? — Pokiwałam głową.
— I brata. — Podniosłam na niego wzrok, który w tym momencie był zalany łzami. — Oni naprawdę żyją. — W tym momencie z moich oczu popłynęło jeszcze więcej słonych kropel, a przy tym się on do mnie uśmiechnął, po czym przytulił.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał!
A teraz przyszedł czas na niespodziankę, o której mówiłam na początku!
Kolejne karty postaci!!!
Ps. To nadal nie są wszystkie postaci.
Pojawią się jeszcze dwie, które będą mocno ingerowały w fabułę, ale tego dowiecie się już w krótce :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro