Rozdział 33 - "Las szeptów cz. I"
I znowu rozdział podzielony na części, bo wyszedłby zbyt długi.
Hehe
No cóż, czyli od tej części zostanie mi 5 rozdziałów do napisania i będzie koniec tej części
Miłego czytania! ❤
Grayson
Od czasu, gdy widzieliśmy Bellę, minęło nieco ponad tydzień. Nie winię jej, że to zajęło tak dużo czasu. W dzień, kiedy zostaliśmy wzięci do tego więzienia, założyli mamie bransoletkę wiążącą jej moc. Z jej ciała wycieka naprawdę niewiele energii, ale jest w stanie ją zebrać i spotkać się z nią w snach. Ostatnio tego nie robiła, ale dzisiaj chce tego spróbować ponownie. Podniosłem wzrok znad książki, dzięki czemu zobaczyłem, jak czarnowłosa kobieta przygotowuje zaklęcie z lekkim trudem, bo blokada na mocy nie pozwala jej zużywać zbyt wiele. Rodzice postanowili, że tym razem w jej umyśle pojawimy się wszyscy razem, ale mnie to martwi. Belli się nic przez to nie stanie, jednak mama może być mocno osłabiona, skoro tym razem nie nakłada zaklęcia ochronnego, abyśmy mogli ją zobaczyć.
— Dobra, wszystko gotowe. — Powiedziała, a przy tym odwróciła się w moim kierunku.
Tata w tym samym czasie odsunął się od ściany. Ja natomiast zszedłem z parapetu, by w kolejnej sekundzie odłożyć książkę na bok i podejść do mamy. Uora w tym samym czasie wskoczyła na blat stołu i usiadła przed kociołkiem. Przełknąłem ślinę, kiedy to złapała naszą dwójkę za dłonie, a przy tym zamknęła oczy. Cicho szeptała pod nosem zaklęcie, jednak praktycznie nic nie zrozumiałem z tego mamrotania. Cała nasz trójka zamknęła oczy, a gdy ponownie je otworzyliśmy, rozejrzeliśmy się dookoła.
Ponownie byliśmy w tym lesie, gdzie za każdym jednym razem widziała nas moja siostra. To chyba sprawka mamy, aby łatwiej jej było nas znaleźć. Jakaś wskazówka, gdzie powinna nas szukać.
— Bella. — Odezwał się tata, a ja i mama spojrzeliśmy w kierunku, gdzie patrzył.
To w tym momencie zobaczyliśmy moją siostrę, a przez to miałem wrażenie, jakbym patrzył na lustrzane odbicie mamy. Uśmiechnęła się do nas, co również i my zrobiliśmy.
— Wyrosłaś. — Zauważyła mama, na co moja siostra się lekko zaśmiała, co mnie lekko zaskoczyło.
Ale chyba nie tylko mnie. Rodzice też się zdziwili, kiedy to nie zobaczyli tej pełnej życia dziewczynki, którą niegdyś była.
— Mam dwadzieścia dwa lata, więc to chyba normalne. — Powiedziała spokojnie, czym również nas zaskoczyła, bo nie wkładała w to zbyt wiele entuzjazmu.
— Bella, co się stało z tą małą dziewczynką, która była wulkanem energii? — Wyszła przed nas mama.
Opuściła wzrok, a przy tym znikomy uśmiech całkowicie zszedł jej z ust.
— To nic takiego. Po prostu dorosłam i trochę nie wypada, żeby dorosła osoba zachowywała się tak, jak ja kiedyś. — Wzruszyła ramionami, ale w tym samym momencie odwróciła głowę w innym kierunku.
To w tej samej chwili usłyszeliśmy krzyk mandragory, przez co byłem zmuszony do tego, aby zatkać sobie ucho. Skrzywiłem się na ten dźwięk.
— Znowu? — Odezwała się cicho, a my na nią spojrzeliśmy, dzięki czemu zobaczyliśmy to, jak bardzo poważna była w tym momencie. — Czyli to nie był omen krzywdy bliskiej osoby. — Zmarszczyła brwi, jednak już po chwili zwróciła wzrok na nas. — Mamo, ten sześcian, który dała mi pani North. Czym on jest? — Wyraźnie ją zaskoczyła.
Nagle poczułem to, jak przez moje ciało przebiegł nieprzyjemny dreszcz, jednak nie tylko ja go poczułem. Rodzice również się wzdrygnęli.
— Nie zostało nam dużo czasu. Zdejmij z niego zaklęcie chroniące, wtedy będziesz wiedziała czym on jest. Od razu zrozumiesz. — Powiedziała nasza matka, a ona wyraźnie posmutniała, ale kilka sekund później się uśmiechnęła.
— Już niedługo, obiecuję. — Wszyscy kiwnęliśmy głowami.
Cały obraz zaczął się zamazywać.
Gdy uchyliłem powieki, ponownie byliśmy się w pomieszczeniu, gdzie wszyscy staliśmy nad kociołkiem, a za nim siedziała Uora. Spojrzeliśmy na siebie, ale w tym samym momencie zobaczyłem to, jak mamie zaczyna lecieć krew z nosa. Tata od razu złapał za serwetkę, która leżała na stole, zaraz obok wszystkich rzeczy, a ona od razu przyłożyła ją do nosa.
— Jeszcze trochę. — Powiedziała, a my zgodziliśmy się z jej słowami.
Już niedługo będę mógł z nią porozmawiać na żywo, a nie w taki sposób. Zmieniła się, bo w pewnym sensie wychowało ją życie przez ostatnie siedem lat, ale może wróci do normy, kiedy ponownie będziemy wszyscy razem.
Isabelle
Uchyliłam powieki, kiedy to sen się skończył. Uśmiechnęłam się na to, że zobaczyłam rodziców i Graya. W tym samym momencie usłyszałam szmer otwieranej szafy, dlatego się powoli podniosłam, aby sprawdzić, kto tak buszuje od samego rana. Zobaczyłam Gavina, który wyciągał z mebla koszulkę. Widziałam to, jak spojrzał w lustro, dlatego się do mnie odwrócił.
— Nie chciałem cię obudzić. — Pokręciłam głową na znak, że to nic takiego. — Coś się stało? Masz chyba dobry humor. — Podszedł do mnie, by następnie dać mi całusa w czubek głowy.
— Wiedziałam rodziców we śnie. Graya też. — Wytłumaczyłam, na co też się uśmiechnął, po czym przy mnie usiadł i pogłaskał po policzku.
— Harry i Jimmie załatwiają już więcej magazynków do pistoletów, choć naprawdę mam nadzieję, że nie będzie to potrzebne. — Zagryzłam dolną wargę, a przy tym kiwnęłam głową. — Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to jutro rano będą już wolni. — Ponownie przytaknęłam. — Rochelle razem z chłopakami pojechała na zakupy, a ja mam się spotkać z Harrym i Jimmim na mieście, żeby załatwić jeszcze kilka spraw. Jeśli chcesz, to możesz — Uśmiechnęłam się lekko.
— Zostanę z Enigmą. Muszę wykombinować, jakiego zaklęcia ochronnego użyła moja matka na tym. — Powiedziałam, łapiąc jednocześnie za sześcian, a on spojrzał na mnie zaskoczony. — I — Zacięłam się. — Muszę zadzwonić jeszcze do Jurgena, bo jutro kończy mi się urlop, na który mnie wysłał po sytuacji z mordercom. — Zaśmiał się lekko.
— W takim razie życzę ci powodzenia we wszystkim. — Wstał, ale zanim wyszedł z pokoju, dał mi całusa w usta. — Kocham cię. — Rzucił, gdy wyszedł na korytarz.
— A ja ciebie. — Odpowiedziałam mu cicho i złapałam za swój telefon.
Była już dziewiąta. Raczej Jurgen się nie pogniewa, jak dam mu znać, że w ogóle jeszcze żyję i potrzebuję jeszcze maksymalnie tygodnia wolnego. W sumie czym ja się martwię? Wytłumaczę mu wszystko i się zgodzi. Zapomniałam o tym, że on wie kim jestem, więc wątpię, iż by mi odmówił. Po chwili przyłożyłam telefon do ucha, a on odebrał od mnie niemal natychmiastowo.
— Dobra, dawno cię nie słyszałem. Co potrzebujesz, Bella? — Odezwał się niemal natychmiastowo.
— Mam pewną sprawę związaną z moim urlopem. Pamiętasz, jak kiedyś opowiadałam wam o tym, co się stało z moją rodziną? — Zaczęłam, a on odpowiedział mi twierdząco.
Opowiedziałam mu w skrócie co się stało, a także to, co czym się dowiedziałam, a potem poprosiłam o jeszcze kilka dni wolnego. Wiedziałam, że proszę o dużo, bo mimo wszystko ostatnie pół roku wkleił mi jako chorobowe, co w pewnym sensie się zgadzało, bo jako normalny człowiek po tym wszystkim musiałabym przejść przez leczenie psychologiczne, ale wiedźm coś takiego nie trzyma długo. Wystarczyły trzy, maksymalnie cztery dni, żeby moja i tak mocno nagięta psychika doszła do siebie. Cicho odetchnęłam, kiedy to skończyłam mówić, a przy tym słyszałam, jak przewracał kartki swojego kalendarza, w którym mówił, że musi spojrzeć na terminarz.
— W przyszłym tygodniu jeden koleś zamówił lokal na urodziny swojej dziewczyny, więc naprawdę byś się przydała. Mamy środę, a impreza odbywać się będzie w poniedziałek. Mogę ci dać wolne do niedzieli, bo potem jest zapchany grafik. Mimo wszystko powoli zbliża się czas letni, a za tym idą wakacje i więcej imprez. — Pokiwałam głową, choć wiedziałam, że nie będzie on w stanie tego zobaczyć i oblizałam lekko usta.
— To i tak dużo, Jurgen. Dziękuję. — Zaśmiał się lekko po drugiej stronie .
— Tu chodzi o twoją rodzinę, Bella. To jasne, że bym się zgodził. — Powiedział, na co od razu poczułam, jak zrobiło mi się cieplej na sercu. — Powodzenia. Mam nadzieję, że wrócisz cała i zdrowa. No, i że ci się uda. — Szerzej się uśmiechnęłam na jego słowa.
— Dzięki. Do zobaczenia w poniedziałek. — Odpowiedział mi standardowym „Na razie", po czym się rozłączył.
Spojrzałam na Enigmę, która siedziała na łóżku, a przy tym uważnie mi się przyglądała.
— Wiem, że o dużo proszę, nie musisz mi nic mówić. — Powiedziałam w jej kierunku, na co ziewnęła.
— Bardziej chciałam ci zwrócić uwagę na to, że jest już po porze karmienia, a ja nadal nic nie jadłam. — Spojrzałam na nią z szeroko otwartymi oczami.
— Jesteś niemożliwa, jeśli chodzi o jedzenie. — Zapiszczała kilkukrotnie, by w kolejnej chwili mnie pośpieszyć, abym wstała z łóżka.
Wstałam pod jej przymusem, po czym wstałam i powoli ruszyłam w stronę kuchni, moment wcześniej zakładając bluzę Gavina. Przeciągnęłam się, jednocześnie zatrzymując się przed lodówką, skąd następnie wyciągnęłam jedzenie dla Enigmy. Po chwili podłam jej miseczkę, a ona niemal natychmiastowo zaczęła zajadać się swoją ukochaną sałatą. Ponownie cicho westchnęłam, by w kolejnej sekundzie przyzwać moją księgę. Zaczęłam w niej szukać informacji o zaklęciach ochronnych, do których aktywacji potrzebne są runy pokazane na kostce. W trakcie tego zatrzymałam się także na jednej kartce, gdzie zobaczyłam jakiś urok, który przykuł moją uwagę.
— „Przekazanie mocy". — Uniosłam wzrok znad książki.
Coś takiego jest w ogóle możliwe? Słyszałam tylko o odbieraniu mocy, ale nie o przekazywaniu. Z tego co widzę, to z opisu nie wydaje się to być tak bolesne, jak w przypadku pierwszej opcji. Tutaj wiedźma się jej jakby wyrzeka, więc z własnej woli się jej pozbywa. Pokręciłam głową. To niedorzeczne. Raczej mi się nie przyda, ale z drugiej strony gdyby coś takiego zrobić, to czy przypadkiem by to nie oznaczało, że można się z kogoś pozbyć jego limitu magii? Jeżeli tak, to mogłabym jakoś pomóc Rochelle, aby nie odczuwała bólu podczas jej używania, ale nadal pozostaje kwestia tego, czy jej osłabione ciało by przyjęło taką ilość mocy, jaką bym jej przekazała. Dobra, koniec! Nie myśl o tym, bo nie znajdziesz tego, co jest ci teraz potrzebne. Szybko wypuściłam powietrze, po czym ponownie spojrzałam na księgę. Kartkowałam każdą jedną stronę, aż w pewnym momencie natrafiłam nie tyle na odpowiedni czar, jak rysunek kostki. Porównałam malunek z rzeczywistością, kiedy to przywołałam sześcian z pokoju, dzięki czemu wiedziałam już to, czym jest owy przedmiot.
— „Kuferek wiążący"? — Odezwałam się sama do siebie, po czym spojrzałam na bryłkę.
Ponownie zwróciłam wzrok na księgę, a przy tym przeczytałam to, jak pod spodem był opisany sposób tego, jak ten przedmiot otworzyć. Położyłam palec na runie Thurisaz, która oznaczała nie tylko niezłomność, a był to znak do tworzenia tarczy. Była działem magii runicznej, której raczej używało się do tego, aby ochraniać swój dom i rodzinę w nim. Przymknęłam oczy, a przy tym się skupiłam na kostce i krótkim zaklęciu, które przeczytałam, w jaki sposób zdjąć.
— Tajemnicę zdejmuję, tak samo jak runę, która ją obejmuje. — Wyszeptałam pod nosem. — Tajemnicę zdejmuję, tak samo jak runę, która ją obejmuje. — Powtórzyłam, a mój głos odbił się echem po pomieszczeniu. — Tajemnicę zdejmuję, tak samo jak runę, która ją obejmuje. — Powiedziałam nieco głośniej, a przy tym poczułam, jak napięcie przechodzi po całym moim ciele. — Tajemnicę zdejmuję, tak samo jak runę, która ją obejmuje! — Echo zrobiło się dziesięciokrotnie głośniejsze, a przy tym zobaczyłam, jak sześcian zaczyna emanować iskrami, dlatego zwiększyłam swoją moc.
Poczułam mrowienie w całym moim ciele, a przy tym ponownie zamknęłam oczy. Zaklęcie nakładała moja matka, więc powinnam się domyślić już na samym początku, że będę potrzebowała więcej energii do zdjęcia tego czaru. Gdy ponownie zobaczyłam sześcian, okrążało go kilka łańcuchów, które rozerwałam lewą dłonią, gdy do nich sięgnęłam. Spojrzałam na bryłkę, która teraz się rozłożyła, dzięki czemu zobaczyłam to, jak w jej środku znajdował się mały portal.
— Mały wymiar? — Wyciągnęłam dłoń pod niego, a on z powrotem złożył się w sześcian.
Mama musiała coś w nim ukryć, a to znaczy, że muszę go przeszukać. Odesłałam swoją księgę do innego wymiaru i złapałam kostkę do ręki, po czym ruszyłam do pokoju, gdzie od razu się przebrałam w jakieś jeszcze luźniejsze ubrania. Na zewnątrz nadal pada. Mam nadzieję, że przynajmniej w Salem nie czeka nas taka pogoda, bo będzie to większy problem. Jeżeli bym chciała zmienić warunki atmosferyczne, to może nam to przynieść tylko tyle, że odbicie moich rodziców będzie utrudnione. Mimo wszystko w lesie jest jedna z siedzib łowców, a to znaczy, że muszą mieć jakieś czujniki magii, czy coś takiego. Choć to podlega wątpliwości, kiedy pod uwagę wezmę to, że moja matka jakoś musiała się ze mną skontaktować. Westchnęłam cicho, kiedy to podciągnęłam rękawy zbyt dużej na mnie bluzy kangurka. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, a w nim zobaczyłam jedno, co najbardziej zwróciło moją uwagę. Moje oczy, które nie przestały się mienić.
Co jest? Przecież uspokajałam swoją energię, więc czemu nadal jest ona w moich oczach? Wzięłam głębszy wdech i się odprężyłam, dzięki czemu w końcu moja moc opadła. Pokręciłam głową nie dowierzając w samą siebie, że zapomniałam o czymś takie. Nie wiem czego to jest kwestia, ale...
W tym momencie zobaczyłam sześcian, którego runy się świeciły. Do tego na taki sam kolor, jak moje oczy, kiedy nie ma na nich soczewek. Sięgnęłam do komody, na której go położyłam, a on w tym samym momencie mocniej błysnął. A może...
Odetchnęłam i ponownie wybudziłam swoją moc, aby przenieść ją do oczu, z których zdjęłam soczewki. Sześcian ponownie się rozłożył, a przy tym delikatnie powiększył. W powstałym w środku portalu dostrzegłam jakiś kształt, dlatego sięgnęłam do środka. Dotknęłam powierzchni przejścia, przez co poczułam, jakby to był jakiś płyn, bo zaczął się delikatnie poruszać. Portale raczej są z natury świetlistymi okręgami, jednak ten jest jakiś specyficzny. Włożyłam dłoń do „płynu", a w środku poczułam jakiś miły materiał, który wydał się welurowy, a także coś innego. Włożyłam do środka drugą dłoń, by w kolejnej chwili wszystko wyjąć ze środka.
W tym momencie zobaczyłam pelerynę, która była biała. Druga peleryna, której mama nigdy nie założyła na siebie. Podobno tylko głowa najwyższej Rady Wiedźm miała prawo, aby nosić ten kolor wierzchniego odzienia. To miało odznaczać najwyższe położenie wśród całego społeczeństwa. Był dowodem na to, że ona była najpotężniejsza. Położyłam pelerynę na łóżku i ponownie sięgnęłam do wymiaru, skąd wyjęłam kolejne kilka rzeczy. To był jakiś strój, ale nie rozumiałam z tego nic, dopóki nie natrafiłam tam na coś szorstkiego, niczym lniana kartka papieru, która była znakiem rozpoznawalnym mojej matki. Zawsze listy pisała na takich. Złapałam ją w dłonie i usiadłam na łóżku, po czym zaczęłam czytać co było na niej napisane.
~
Mój mały stworku, który już dorósł i ukończył magiczne szkolenie.
Nadeszła pora, abym cię wprowadziła we wszystko, co było związane z twoim staniem się moją następczynią. Zawsze wiedziałam, że dokonasz wielu rzeczy. Jako, że jesteś moją córką, to prawdopodobnie się nie myliłam. Na pewno wiele osiągnęłaś i jeszcze wiele w życiu przyjdzie ci osiągnąć.
Nigdy w ciebie nie wątpiłam.
Od dnia twoich narodzin wiedziałam, że jesteś najbardziej wyjątkową wiedźmą, która ma pod sobą cały magiczny świat i będzie w stanie zmienić to, czego ja nie byłam w stanie zrobić przez moją całą kadencję, jako głowa Rady Wiedźm.
Teraz pora na to, abyś ty zajęła to miejsce.
Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek będę to komuś przekazywała, ale już od samego początku czułam, iż twoja kolej nadeszła.
Dasz sobie radę, wiem to.
Peleryna odzwierciedla ciebie. Czystą, sumienną i niezłomną kobietę, na którą wyrosłaś. Ona od zawsze czekała na to, aby to twoje ramiona nakrywać, a teraz pora na to, by to się stało codziennością.
Nie żyj tym, co się stało kiedyś.
Patrz w przyszłość, a może pewnego dnia ponownie przyjdzie nam się spotkać. Jestem w stu procentach pewna tego, że będę wtedy z ciebie niesamowicie dumna. Choć w sumie zawsze byłam, nawet jeżeli rzucałaś klątwy na inne wiedźmy w twoim wieku, które się szkoliły w tym samym czasie co ty.
Strój, który znalazłaś w Kuferku Wiążącym.
Szukałam go od dawna, jeszcze zanim się urodziłaś. Miałam z nim mały problem, ponieważ był tak mocno ukryty, że nie wyczuwała go żadna magia. Potem się okazało, że miałam go praktycznie pod nosem. Jest on specjalnie dla ciebie. Nosiła go twoja poprzedniczka, która miała równie jaskrawo żółtozielone oczy, jakie masz ty. Nie znałam jej dobrze, ale wiem jedno.
Chciałaby tego, aby jej strój nosiła równie potężna kobieta, co ona.
Ja nie byłam w stanie tego zrobić, choć byłam silniejsza od niej, ale może ty dasz radę. Udało mi się jedyne go nieco przerobić, aby nie odróżniał się w nim styl z dawnych lat, a z dzisiejszych. A przynajmniej mam nadzieję, że owo wygląda.
To co się stało tamtego dnia, odbiło się na wszystkich ze społeczeństwa.
Na tobie jednak najbardziej. Byłaś moją następczynią, a jednak nie byłam w stanie cię poprowadzić na piedestał, kiedy to nadeszła odpowiednia pora. Nadal wierzę, że pewnego dnia nadejdzie moment, iż znowu się spotkamy twarzą w twarz, a ja będę mogła powiedzieć, jak bardzo z ciebie jestem dumna.
Kocham, mama.
~
W tym momencie na kartce wylądowało kilka moich łez, które od razu starłam i spojrzałam na strój. Nie wie w ogóle na jaką osobę wyrosłam, a mimo tego podejrzewa, że zasłużyłam na to, aby była ze mnie dumna. W moim śnie nie pokazałam im tego, jaka jestem. Nie wiedziałam jak się powinnam zachować. Zbyt długo ich nie widziałam.
— Wszystko ok? — Gwałtownie się odwróciłam w kierunku, skąd usłyszałam głos Gavina. — Wołałem cię. Wszyscy już wróciliśmy. Chcieliśmy — Tłumaczył, ale przerwał, kiedy zauważył to, jak po mojej twarzy spływają łzy. — Bella? — Pokręciłam głową, kiedy chciał do mnie podejść i szybko starłam krople wody.
— Jest ok. Po prostu udało mi się otworzyć ten sześcian. — Zmarszczył brwi nie rozumiejąc. — W środku był list od mojej matki i strój, który podobno należał do pierwszej kobiety, która posiadała takie same oczy jak ja. Trochę się rozczuliłam nad tą wiadomością. — Uśmiechnął się, a przy tym poprawił moje włosy, aby nie wchodziły mi do oczu.
Machnęłam swoją dłonią, by w kolejnej chwili zakryć swój naturalny kolor oczu. Uśmiechnęłam się do chłopaka, po czym złapałam za materiał białej peleryny, której się przyjrzałam.
— Niewiele czasu zostało. — Kiwnął głową, a przy tym zmusił, abym na niego spojrzała.
— Wszystko będzie dobrze. Uda się. — Odłożyłam materiał na łóżko, by w kolejnej sekundzie się do niego przytulić.
Objął mnie, a przy tym pogłaskał po głowie. Czułam, że chce o coś zapytać, ale chyba się powstrzymywał lub nie umiał znaleźć odpowiednich słów. Gdy będzie gotowy, to na pewno zada pytanie, które nie daje mu spokoju, ale do tego czasu musimy najpierw przeżyć dzisiejszy skok. Po chwili ruszyliśmy do salonu, gdzie znajdowali się wszyscy. Przyglądali mi się, jednak nie mówili nic. Kilka minut później omawialiśmy już plan, który ustaliliśmy kilka dni temu. Analizowaliśmy go już setki razy, ale nie zaszkodzi powtórzyć go po raz ostatni przed jego wykonaniem. Mimo wszystko lepiej niczego nie pominąć.
— Zostały nam niecałe trzy godziny, więc lepiej odpocząć, bo potem nie będziemy mieli na to opcji. — Odezwał się Gavin, a wszyscy się rozeszli po mieszkaniu, aby po chwili się rozluźnić.
Na dużo ich narażam, aby odzyskać członków rodziny. Poświęcają się dla mnie, a ja nie mam za bardzo jak im się odwdzięczyć. Nie wiem co mogłabym zrobić, żeby spłacić tak wielki dług, jaki u nich wszystkich będę miała po tej akcji. O wiele ich proszę, jednak oni nie chcą nic w zamian. Z mojego chwilowego zamyślenia wybił mnie Gavin, który położył na moim ramieniu dłoń. Spojrzałam na niego, jednak już po chwili się lekko się uśmiechnęłam, na co odpowiedział mi tym samym.
— Powinnaś odpocząć. Udało ci się otworzyć sześcian, więc zużyłaś na to nieco mocy, a na tej akcji musisz być w pełni sił. — Spojrzałam na niego i założyłam ręce pod piersiami.
— Nic mi nie będzie. Pójdę się na moment położyć i wszystko wróci do normy. — Skinął lekko głową, a ja ruszyłam w kierunku pokoju, gdzie ponownie podeszłam do łóżka, skąd wzięłam do rąk materiał peleryny.
Usiadłam na łóżku, zginając przy tym prawą nogę, a przy tym przejechałam po nim dłonią. Krótkie włoski weluru delikatnie połaskotały moją skórę, na co ponownie się lekko uśmiechnęłam, ale tym razem smutno. W końcu mam swoją pelerynę, ale czy mogę się już nazywać najpotężniejszą wiedźmą, jaka w ogóle chodzi po ziemi? Biały kolor jest raczej kojarzony z limitem magii, ale tutaj jest nieco inaczej. W magicznym Salem ten kolor to coś więcej. Miał oznaczać jakby niezapisaną kartkę papieru. To, że wszystko zaczęło się od tejże barwy. Nowy początek, który zacznie nabywać kolory z każdym naszym krokiem. Ma także symbolizować ogromną wiedzę i proces uczenia.
Po kilku minutach położyłam się na poduszce, by w kolejnej chwili przymknąć oczy. Jakiś czas później zostałam delikatnie obudzona przez mojego chłopaka, który się do mnie uśmiechnął. Pochylił się w moim kierunku, po czym dał mi całusa w usta. Objęłam jego kark ramionami, kiedy to w pewnym momencie ktoś nam wszedł do pokoju.
— Sorry! — Powiedział Harry, a Gavin oblizał powierzchnie swoich białych zębów.
— Postrzelę go i udam, że był to przypadek. — Zaśmiałam się lekko, by w następnej sekundzie się podnieść do siadu i przetrzeć swoje oczy.
— Chciałem powiedzieć, że za trzydzieści minut zaczynamy akcję, więc się szykujcie. — Odezwał się najstarszy w tym mieszkaniu, po czym wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Harry za niedługo kończy dwadzieścia dziewięć lat. Jimmie jest od niego rok młodszy, przez co w pewnym sensie można powiedzieć, że bierze z niego przykład. Gdy najstarszy tego chce, jest w stanie zachowywać się poważnie. Widać po nim, że był wychowywany przez łowcę, a przynajmniej ja i Rochelle to zauważyłyśmy. Ma niezłego cela, jeżeli chodzi o strzelanie z broni, a gabaryty wskazują na to, że również sporo trenował. Raz przez kompletny przypadek złapałam go bez koszulki, a przy tym widziałam na jego ciele mnóstwo blizn. Podobno nie jest łowcą, bo wyrzekł się swojego dziedzictwa. Od samego początku nie podobały mu się poglądy ich ojca i chciał się od nich najzwyczajniej w świecie uwolnić. Gavin mi powiedział, że Harry ma podobno dziewczynę, która jest wilkołakiem. Zastanawia mnie przez to jedna kwestia. Czy to po jej pazurach chłopak ma na sobie tyle skaz? Lekko westchnęłam, po czym spojrzałam na blondyna, który zrobił ten sam gest co ja. Zaśmiał się lekko, a następnie dał mi ponownie całusa i się podniósł, by w kolejnej chwili podejść do szafy, skąd wyciągnął sobie ubrania.
— Myślisz, że się uda? — Zapytałam nagle, a on spojrzał na mnie zaskoczony.
— Uda się. — Ponownie się do mnie zbliżył, ale tym razem nie miał na sobie koszulki. — Ja w to wierzę. Razem damy radę ze wszystkim, z tym zwłaszcza. — Skinęłam lekko głową. — Wszystko będzie dobrze, Bella. Odzyskasz ich. — Położył palec na moim podbródku, po czym wrócił do przebierania się.
Spojrzałam na ubrania, które leżały na krawędzi łóżka. Pora na to, aby go założyć. Jestem ciekawa jak będę w tym wyglądała. Mimo wszystko jak się przyglądam tej bluzce, to nawet moje wszystkie sukienki, w których muszę chodzić do pracy więcej zakrywają niż ona. Mama w liście coś wspominała, że przerabiała nieco ten strój. Czy to znaczy, że tak bardzo powycinała te plecy? Po co? Żeby lepiej odprowadzać pot? No nic. Powoli wstałam, aby po chwili złapać za pierwszą część garderoby, którą były skórzane spodnie. Były grafitowe. Spojrzałam na Gavina, który dał mi całusa w skroń.
— Będziemy czekać w salonie. — Przytaknęłam głową, a on wyszedł z pomieszczenia.
Szybko się ubrałam. Po kilku minutach stanęłam przed lustrem, gdzie zapięłam klamrą białą pelerynę. Spojrzałam na swoje odbicie, dzięki czemu widziałam to, jak teraz wyglądałam. Bluzka to czarne body, dodatkowo bezrękawnik, który miała wycięcie w kształcie deltoidu na dekolcie. Do tego miałam dwa osobno zakładane rękawki, których materiał sięgał mi do połowy ramion, a także zakrywał moje palce środkowe. Były one nieco wciągane jak rękawiczki, ale nie zakrywały mi wewnętrznej części dłoni. Miałam wycięcie na całych plecach, które ciągnęło się nieco do przodu, przez co boki również miałam odkryte. Spodnie kończyły się na biodrach i miały długą nogawkę. Były ze skórzanego materiału. Na stopach miałam do tego moje długie buty, które sięgały mi pod kolana. Peleryna za to długością mierzy za mój tyłek. Na ramionach ma dodatkowe zakładki, które mają chyba dodatkowo okrywać, jeżeli większą część materiału się odrzuci do tyłu.
Wyglądam jak inna osoba. Westchnęłam cicho, po czym ruszyłam do salonu, gdzie słyszałem to, jak wszyscy ze sobą rozmawiają.
— Bella się stresuje. — Odezwał się Gavin, dlatego zatrzymałam się przy ścianie.
— Mimo wszystko chodzi o jej rodzinę, więc to chyba normalne, że będzie poddenerwowana. — Zauważył Ryan.
— Powinniśmy się już zbierać. Co jej tyle zajmuje? — Zapytał Bryce, a ja wyszłam zza ściany.
— Starałam się dobrze założyć strój, który moja matka ukryła w sześcianie. — Wszyscy spojrzeli w moim kierunku, a ja zauważyłam to, jak momentalnie Rochelle się ugięły kolana, przez co podtrzymała się stołu.
Chłopacy na nią spojrzeli, bo nie wiedzieli o co chodziło. No cóż, ona zrozumiała.
— Biała... peleryna? — Przełknęła lekko ślinę.
— Nie rozumiem. Peleryna jak peleryna. Co w niej jest takiego niesamowitego? — Odwróciłam lekko wzrok, a przy tym do nich podeszłam.
— Białą pelerynę nosi wiedźma, która jest głową najwyższej Rady Wiedźm. — Wyraźnie ich zaskoczyłam. — A skoro moja matka nią była, a ja jestem jej następczynią, to teraz należy do mnie. W osiemnaste urodziny miałam przejąć jej rolę, ale tak jakby nie miałam możliwości przez tamto wszystko, co się wydarzyło, gdy kończyłam trzynastkę. — Patrzyli na mnie tak, jakby widzieli mnie po raz pierwszy w życiu. — Mniejsza. Wszyscy gotowi? — Przytaknęli w odpowiedzi, a ja odwróciłam się do łuku wejściowego i wzięłam głęboki wdech. — To pora ruszać. — Powiedziałam cicho, a oni przyglądali się temu, co robię. — Otwórz się przejście, które będzie zwiastować moje przyjście. — Wyszeptałam pod nosem, ale mimo wszystko mój głos odbił się po pomieszczeniu echem.
Przed naszymi oczami zaczął się otwierać portal, który powstawał właśnie w łuku wejściowym. Powoli zaczął się powiększać, aż sięgał każdej krawędzi. Kiwnęłam głową, kiedy to się upewniłam, że przejście jest stabilne. Po chwili wszyscy ruszyliśmy w kierunku przejścia. Enigma i Psotka również. Kilka sekund później znaleźliśmy się w Salem, a ja wzięłam głębszy wdech, kiedy to w oddali zauważyłam dawne wejście do magicznego Salem. Lekko się spięłam, kiedy to wrócił do mnie tamten dzień sprzed kilku lat.
Czułam to, jak jakaś część mnie znikała. Ta beztroska i wesoła mała dziewczynka. Teraz była tylko skorupa. Podniosłam wzrok. Zamykają je. Wejście do magicznego Salem. W moich oczach niemal natychmiastowo pojawiły się łzy, które od razu spłynęły po mojej twarzy. Cała praca mamy, aby wiedźmy mogły żyć w spokoju, poszła na marne. Każde wspomnienie jakie miałam, zostało w tamtym miejscu. Nie będę miała żadnego kolejnego.
— Już dobrze, Isabelle. — Położyła mi na ramieniu dłoń kobieta, która była przyjaciółką mamy.
Całe moje dotychczasowe życie odchodzi w zapomnienie, a to wszystko przez to, co się stało w dniu wczorajszym. Już nigdy więcej nie zobaczę tego miejsca.
W tym momencie poczułam na ramieniu czyjąś dłoń, przez co niemal natychmiastowo się wzdrygnęłam i obejrzałam do osoby, którą był Gavin.
— Wszystko ok? Stoisz i patrzysz się w przestrzeń od jakichś dwóch minut. — Kiwnęłam głową.
— Jest ok, po prostu — Ponownie spojrzałam na most kolejowy, który był nieczynny i zamknięty metalową siatką. — To tam było wejście do magicznego Salem. — Wszyscy wyraźnie zszokowani zaczęli się rozglądać dookoła. — Mniej więcej w tamtym miejscu się wychowałam. — Dodałam jeszcze, po czym wypuściłam powietrze i odwróciłam się w kierunku lasu.
Było już ciemno, więc wydawał się on mocno przerażający, ale nie możemy się wycofać. Przełknęłam ślinę, po czym wyszłam przed wszystkich, zanim weszliśmy w jego głąb.
— To miejsce — Zaczęła Rochelle, obok której stanęłam.
— To Las Szeptów. — Powiedziałam, a ona na mnie spojrzała, kiedy to Enigma wylądowała na moim ramieniu pod postacią kruka. — Jeśli coś usłyszycie i będzie to wam kazało iść wgłąb lasu, zignorujcie to. — Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni.
— Jak to? — Odezwał się Jimmie, którego wyraźnie zaniepokoiłam.
— Tak to. Nie zwracajcie na to uwagi i idźcie przed siebie, chyba że chcecie, żeby coś was wciągnęło głęboko w las oraz zabiło. — Wszystkich wyraźnie lekko przeraziłam.
Zrobiłam dwa kroki do przodu, a przy tym się do nich odwróciłam.
— To co, idziemy? — Uśmiechnęłam się do nich lekko, kiedy to oni przyglądali mi się jak jakiejś wariatce.
— To był żart, prawda? Ty chcesz tylko rozluźnić atmosferę, mam rację? — Pokręciłam głową na słowa Bryce'a.
— Zwariowałaś? — Dodał Harry, na co odwróciłam wzrok.
— Z moją nagiętą psychiką powiedziałabym, że już dawno temu. — Odwróciłam się do nich plecami. — Enigma, monitoruj wszystko z góry. W razie, gdyby coś się działo, natychmiastowo mnie informuj. — Kiwnęła główką, po czym wzniosła się ponad nas.
W tym samym momencie ruszyłam w kierunku gęstwiny drzew, a pozostali nie mając najzwyczajniej w świecie wyboru, ruszyli za mną. Już niedługo się zobaczymy na żywo i tym razem mam nadzieję, że nie będzie to aż tak niezręczne, jak w przypadku mojego snu.
Mam nadzieję, że się wam spodobał!
Dajcie znać koniecznie!
A tu macie, jak wygląda strój Belli! ❤
Dawno nie rysowałam, więc odpuściłam rysowanie twarzy.
I tak już wyszły nogi do nieba.
W każdym razie.
Do następnego! (Niedziela!)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro