15.
-Gdzie wychodzisz?-pyta moja mama, kiedy zakładam na siebie skórzaną czarną kurtkę.
-Małe wyjście z kolegą-odpowiadam. Sama nie wiem gdzie się wybieramy, więc chyba najlepiej to ujęłam.
-Znam go?-pyta, unosząc brew. Spoglądam na nią i przewracam oczami.
-A co za różnica?-chowam telefon do torebki.
-Chyba lepiej by było gdybym go znała, prawda?-zakłada ręce na piersi.
-Więc powiem ci, że go nie znasz-wzdycham-Chociaż raczej cię to nie uspokoi.
-Masz rację-kiwa głową-Mam jednak nadzieję, że jesteś odpowiedzialna-mówi protekcjonalnym tonem.
-Oczywiście. Mogę już iść?-pytam, spoglądając nerwowo na zegarek, wiszący na ścianie. Harry już na mnie czeka.
-Wróć wcześnie-prosi, a ja mruczę ciche okej i wychodzę z mieszkania. Zbiegam na tyle szybko, na ile się da po schodach w szpilkach, aby jak najszybciej rozpocząć ten wieczór. Wychodzę z bloku i od razu czuję jak ktoś chwyta mnie za dłoń i przyciąga do siebie, tak że ląduje w czyiś ramionach. Od razu do moich nozdrzy dociera znajomy zapach. Unoszę głowę i nie zdążę spojrzeć w jego oczy, kiedy całuje mnie mocno. Oddaję pocałunek, uśmiechając się, kiedy czuję smak mięty i papierosów.
-Czy ty nie za bardzo przyzwyczaiłeś się do tego?-unoszę brew, kiedy odrywamy się od siebie.
-Nie rozumiem-przybiera bezczelny uśmiech na twarz.
-Pocałowałeś mnie już tyle razy, a my nadal nie mieliśmy tej pierwszej randki-zauważam-Ten zakład nie jest do końca fair.
-Nikt nie powiedział, że to jest nasza pierwsza i ostatnia randka, Scarlett.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro