Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

064 - tym razem serio

Było się tak stresować?





Półtora roku później

(koniec października 2018)

Stary garaż na obrzeżach Coast City przerobiony na salę treningową, a pośrodku niej prowizoryczny ring. To w nim dwaj mężczyźni walczyli ze sobą, wyposażeni w rękawice bokserskie. Młodszy pada jak długi od silnego uderzenia w szczękę. Wydaje z siebie głośne stęknięcie, gdy zdejmuje jedną z rękawic, odrzuca ją i dotyka obolałego miejsca. Drugi, nadal stojący, również zdejmuje swoje wyposażenie i wyciąga dłoń ku swemu pokonanemu przeciwnikowi z lekkim uśmiechem.

-No dawaj, Roy. Nie uderzyłem, AŻ tak mocno. - mówi Jordan.

Rudowłosy podaje mu rękę i pozwala się podnieść.

-Uch... Jestem wykończony. - przyznaje – Od początku roku nauczyciele prześcigają się kto zada nam więcej pracy domowej, treningi baseballowe plus treningi z tobą... za dużo tego dla mnie... - marudzi, kiedy siadają razem pod ścianą. Hal podaje chłopakowi butelkę z wodą, a on dziękuje skinieniem głowy.

Nie odzywają się dłuży moment, popijając chłodne h2o i łapiąc oddech.

-Przesadzasz... - rzuca pod nosem starszy – Myślałeś już o studiach?

Harper stęka.

-Cholera, Hal... Mam jeszcze prawie cały rok...

-Nie planujesz na żadne się wybrać, nie? - przerywa mu. Nie patrzy na byłego pomagiera Green Arrowa, ale wie, że trafił w dziesiątkę. Roy nie był typem pilnego ucznia. Wie, że to trudny temat, bo o jego brata bliźniaka uczelnia dosłownie zabijają się i ślą mu propozycje już od ostatnich dwóch miesięcy drugiej klasy liceum. Nagle to Rory stał się dumą i chlubą Olivera i Dinah.

Bo Rory jest taki grzeczny i mądry. Nie pakuje się w kłopoty i przynosi do domu dobre oceny. Nie da się ukryć, że pozostałe Strzalątka miały do niego o to pewne wąty.

-Masz kogoś? - zagaduje ponownie – Pamiętam, że strasznie ciężko przeżyłeś rozstanie z Donną...

Wspomnienie byłej dziewczyny boli, ale Roy nie daje tego po sobie poznać.

-Aktualnie... nikogo nie mam. - odpowiada i bierze łyk wody.

Hal kiwa tylko głową i dłuższy moment siedzą w milczeniu. Jeszcze kilkanaście minut rozmawiają o różnych rzeczach, po czym rozchodzą się do swoich domów.

Rok później

(październik 2019)

Dyrekcja Uniwersytetu Centarl City już od kilku miesięcy, jeszcze przed rozpoczęciem nowego roku akademickiego uważała, że spotkał w ich, w pewnym sensie, najwyższy zaszczyt. Przybrany syn Olivera Queena, choć spędził osiem lat w ośrodku badawczym Cadmus jako obiekt badan, wykazywal się niesamowitą inteligencją i sprytem – to właśnie ich uczelnię wybrał ten młody geniusz!

Chociaż prawda była taka, że to nie program uczelni, ani jej poziom nauczania skusił młodego Harper-Queena. To było cos innego, a raczej – ktoś inny. Harrison Wells – słynny, cieszący się uznaniem naukowiec zaprosił właśnie jego do siebie na staż. Może i był dopiero studentem, ale Wells uznał, że to nie będzie problem. Rory należał do grona tych ludzi, którzy podziwiają mężczyznę i kiedy ten zaproponował mu dodatkowy rozwój u swego boku, nie mogł się nie zgodzić.

W ten sposob, kolejne Strzalątko opuściło rodzinny kołczan.

Roy zaskoczyl wszystkich i wybrał się na uniwersytet w Gotham City. Dlaczego tam? Sam rudzielec twierdzi, że to tylko po to, żeby rzucić nieco soli w oko Olivera.

Ale powód był znacznie poważniejszy...

Zamaskowana postać z symbolem nietoperza na piersi, wbiła linkę w ścianę jednego z budynków i rzuciła się za inną, kolorową postacią, która runęła właśnie w dół.

-Mam cię! - zawołał, łapiąc chłopca za pelerynę, a ciałem zawrócił tor lotu z powrotem ku budynkowi, przyciskając guzik odpowiadający za wciąganie liny – Musisz popracować nad lataniem, Robinie.

-Hej! Miałem wszystko pod kontrolą! - zarzekł się chłopak, krzyżując ramiona. Starszy uśmiechnął się pod nosem z domieszką kpiny.

Lądując na budynku, puścił materiał kostiumu chłopca, przez co ten przeturlał się bezwładnie kawałek po betonie, po czym stęknał.

Mężczyzna posłał mu krótkie spojrzenie, po czym uniósł głowę, wpatrując się w rzadki widok. Bezchmurne, nocne niebo nad Gotham City.

-Dobra. - rzekł – Wracamy do jaskini.

W pomieszczeniu panował półmrok. Gołe, szare ściany wpędzały człowieka w poczucie smutku, a skrzypiące panele na podłodze wcale nie pomagały. Pokój godny Gotham oraz symbolu tego miasta, Batmana.

Jakaś postać przemknęła przez całą długości i szarpnęła za sznurek wiszący niemalże od sufitu do połowy ściany.

Żaluzja zatrzepotała, podjeżdżając do góry i do sypialni wpadły promienie słoneczne. Prosto na twarz drugiej, śpiącej sylwetki.

-Psia mać...! - warknął zaspany rudzielec, przecierając twarz dłonią, ale nie otworzył oczu. Przewrócił się na drugi bok, plecami do okna.

-No weeeeź! - zawołał nastoletni brunet i potrząsnął nim.

-Jason, kurwa! - Harper zamachnął się ręką, próbując uderzyć trzynastolatka z łokcia, jednak ten zdołał odskoczyć ze śmiechem.

Roy podniósł się na rękach i zlustrował z poirytowaniem swojego gościa.

-Co tam? - spytał brunecik, rozwalając się na obrotowym krześle – Nadal się nie rozpakowałeś? Zadzwonić po Alfreda, żeby ci pomógł?

Ten smarkacz miał ten irytujący, wyzywający wzrok i łobuzerski uśmiech. Cholernie przypominał Dicka. Gdyby nie to, że Jason miał ciut większe jaja od swojego starszego kolegi po fachu... Z drugiej strony, przypominał Royowi w pewien sposób siebie samego sprzed lat. Łobuz, niesłuchający się przełożonych (czytaj Olivera czy Bruce'a), ale ślepo zapatrzony w starszego od siebie gościa, który coś tam już wie o lataniu w rajtkach.

Yup. Roy miał Hala, a Jason ma Roya.

Uroczo.

Tylko czemu ten gówniarz wbija mu bez zaproszenia do mieszkania i go budzi? Do tego w sobotę? O wpół do ósmej? Dawny Speedy postanowił podzielić się z wyżej wspomnianym gówniarzem swoimi wątpliwościami.

-Hehe. - zaśmiał się gówniarz – Obudziłem cię na zajęcia. - przechylił głowę z tym swoim wkurzającym uśmieszkiem.

-Dzisiaj jest sobota. - odparł bez cienia emocji, po czym zrzucił z siebie kołdrę i wstał, drapiąc się po brzuchu.

-Słuszna uwaga. - przyznał, bawiąc się palcami – Prawie jak ta, że masz na sobie podkoszulek.

-Brawo Watsonie... - ziewnął, drapiąc się mało elegancko tam, gdzie plecy traciły szlachetną nazw... Oh. Ma na sobie TYLKO podkoszulek. Świetnie. Paraduje z gołym interesem przed trzynastolatkiem. Czy to podchodzi pod paragraf? Czy zostanie za to zamordowany z rąk Batamana?

-Poza tym, mówiąc o zajęciach, miałem na myśli trening twojej uczelnianej drużyny baseballa.

Och, w mordę...

-To dzisiaj?

Cóż, Roy miał tą zdolność, której mógł mu pozazdrościć Flash – nawet przy najmniejszej ilości czasu potrafi się nie spóźnić, albo spóźnić minimalnie. W końcu wołali na niego Speedy. Niczym torpeda przygotował się do wyjścia, oszczędzając czas, myjąc zęby pod prysznicem oraz decydując się na nieogolenie delikatnego, rudego zarostu. Ten kilkudniowy zarost zawsze dodaje uroku, nieprawdaż? Warto wspomnieć, że prawie dziewiętnastoletni już Roy Harper, dawno zrezygnował z żelów i lakierów do włosów (och tak, kilka lat temu namiętnie ich używał, do czego oczywiście się nie przyznawał), przez co jego włosy już nie sterczą tak w idealnej fryzurze. To już zupełnie inny człowiek. Dojrzał. Zmężniał.

Zasznurował starannie trampki i wyprostował się, przygładzając kaptur szarej bluzy, zerknął do lusterka w korytarzu i złapał za sportową torbę. Wtedy też usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Na wyświetlaczu zobaczył dobrze znane, choć tak dawno nie widziane już nazwisko – Issac James. Jego niegdyś najlepszy przyjaciel. Czemu niegdyś? Gdy został odnaleziony jego brat bliźniak, ich drogi powoli się rozeszły, aż w końcu stali się tylko znajomymi. Zbyt wiele wydarzyło się w życiu Roya, a sam Issac długo nie walczył o tą przyjaźń. Harpera z jednej strony to smuciło, a zdrugiej cieszyło – już nie musiał okłamywać swojego najlepszego kumpla co do tego, co porabia wieczorami.

-Jason,wypad! - krzyknął do środka mieszkania, wychodząc na klatkę schodową bloku. Wygrzebał klucze z małym Green Lanternem jako breloczkiem i czekał już tylko, aż jego nieproszony gość wyjdzie, a on sam będzie mógł zamknąć mieszkanie i popędzić na trening.

Który został zorganizowany o niemożliwie wczesnej godzinie, tak na marginesie.

-Idem, idem! - zawołał leniwie nastolatek, wychodząc spacerowym tempem.

-Mówi się „idę", czopie! - pacnął go w potylicę i pośpiesznie zakluczył drzwi.

-Alfie pyta czy wpadasz na kolację. - rzucił Todd, kiedy rudzielec był już w drodze na dól.

-Jestem biednym studentem! Nie pogardzę darmowym posiłkiem! - odparł, zbiegając po schodach.

Wychodząc z budynku przypomniał sobie o wiadomości. Otworzył ją i przebiegł wzrokiem, krocząc już na przystanek autobusowy.

Przyjedziesz w następny weekend do Star City? Chcę z tobą porozmawiać."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro