Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

051

Rozdział dedykuję Konopce - człowiekowi, który ogarniał moją gramatykę, kiedy ja nie miałam już do tego głowy, ale serce i palce pisały dalej.

(Pindzisiąty pierwszy rozdział, a to, aż druga dedykacja. Cool – jak to mawiają Miszczeły)

Oliver musiał przyznać, że o ile październik był niczym urlop od kłopotów, tak w listopadzie znów zaczęło się trochę komplikować.

Po tym jak Roy wyszedł, szukał go przez kilka godzin, a ulewa i silny wiatr wcale sprawy nie ułatwiały. Ostatecznie wrócił do domu przemoczony bez niego, zgarnął opieprz od Dinah i spędził kilka godzin na obdzwanianiu ludzi, u których chłopak mógł się zaszyć. Ostatecznie dopiero o drugiej w nocy dostał telefon od Jima Harpera, do którego wcześniej zadzwonił Roy, informując zawczasu o swojej niespodziewanej wizycie.

Co jak co, ale chłopak z kołczanem pełnym strzał i w skórzanym kostiumie w komunikacji miejskiej musiał wzbudzić duże zainteresowanie. Już widział oczyma wyobraźni nagłówek porannego wydania gazety „Pomagier Green Arrowa samotnie w autobusie!".

Potem Rory nie odpowiadał na żadne wiadomości, aż ostatecznie przysłał do Dinah maila, że jest bezpieczny w Górze Sprawiedliwości, wróci do domu na śniadanie i żeby się nie martwić.

Ale Canary Mom i tak się martwiła, nie dając mężowi zmrużyć oka.

Co prawda na samym śniadaniu Rory się nie zjawił, ale faktycznie się pojawił. Z dziewczyną – siostrzenicą J'onna, jak się potem Oliver dowiedział. Oczywiście, Dinah musiała się podekscytować. O co jej chodziło i czemu tylko koleżanki tego konkretnego dziecka wywierały na nią taki wpływ, nikt nie wiedział.

M'gann szybko się ulotniła, ponieważ przyszła jedynie pożyczyć kilka książek, a potem Rory'ego nikt nie widział do kolacji. A i wtedy nie był skory do rozmów. Szczególnie z Oliverem. Z Dinah i Rossem szło mu jakoś normalniej.

-Nastolatki – podsumował ze zmęczeniem, gdy wieczorem walczył ze spodniami Arrowa – Czy ja przytyłem? - spytał sam siebie. Odpowiedziała mu cisza, którą wziął za zaprzeczenie. Nie jesteś gruby, Oliverze – powiedziała Cisza.

Z Ciszą nie można się kłócić.

Wcisnął się w spodnie, odnotowując w pamięci, aby potem zorganizować sobie nowe, bo te ewidentnie uległy zepsuciu. Reszta kostiumu weszła normalnie i mógł teleportować się do Gotham, gdzie obiecał Batmanowi pomóc w sprawie Sportsmastera i jego córek.

Córki.

Och, jak on chciałby mieć córkę! Dziewczynki są takie bezproblematyczne w porównaniu do chłopców!

-Musimy porozmawiać. - oznajmił oschle Batman, gdy tylko się spotkali.

Ani dzień dobry, ani witam, ani całuj mi buty. Ale chociaż on chciał rozmawiać, a nie strzelać fochy nie wiadomo o co i dlaczego.

-Co jest? - spytał, wzdychając ciężko.

Bruce nie odpowiedział od razu. Najpierw rzucił batarangiem na dach pobliskiego budynku, zaczepiając o jego krawędź batlinkę. Arrow w odpowiedzi wystrzelił w tamtym kierunku strzałę z hakiem do wspinaczki. Obaj znaleźli się na dachu i puścili się biegiem w kierunku wybranym przez Mrocznego Rycerza.

Oliver nie odzywał się, wiedząc, że popędzanie Wayne'a nic nie da.

-Rory uderzył Robina. - wyznał w końcu. Wyglądało na to, że musiał się namyślić, jak to ująć.

Queen parsknął szczerym, rozbawionym śmiechem.

-Rory uderzył kogokolwiek. - zaśmiał się – Dobre sobie!

Zerknął na towarzysza. Zacisnął usta, jakby się tego spodziewał.

-Mówisz serio? - spytał po chwili blondyn. Zdenerwował się – Nie kpij sobie ze mnie, Bat! - syknął – Nie uwierzę, że Rory mógł kogokolwiek uderzyć specjalnie!

-Zrobił to. - pozostawał twardo przy swoim.

Łucznik pokręcił głową. Nie miał zamiaru wierzyć w taką bzdurę.

-Zaatakował go bez powodu, a potem próbował nam wmówić, że to Robin zaczął i zniszczył do tego jego tablet.

-A ty oczywiście uwierzyłeś Robinowi, tak? - spytał z irytacją – Bo przecież Robin jest nieskazitelny...

-Robin to dwunastolatek.

Zielony zaśmiał się krótko i sarkastycznie.

-To twój argument? Dwunastolatki to najgorsze co może być! Nie są jeszcze nawet nastolatkami, a już mają się za dorosłych. - pokręcił głową, zatrzymując się. Batman też to uczynił.

-Sugerujesz, że Robin kłamie?

-Sugerujesz, że Rory kłamie, uderzył „niewinnego" dzieciaka i specjalnie zepsuł swój tablet? Kolejny?

-Nie moja wina, że jest niezdarny.

Queen już otworzył usta, aby rzucić w stronę kumpla z dzieciństwa wiązankę niezbyt cenzuralnych słów, kiedy ktoś postanowił wtrącić się do dyskusji.

-Macie panowie problemy wychowawcze? - obrócili gwałtownie głowy.

-Sportsmaster. - mruknęli z niezadowoleniem. Po jego bokach stały dwie dziewczynki – wyższa brunetka w masce kota, niższa blondynka w masce hokejowej. Takiej samej, jak jej ojciec.

-Może w czymś wam pomóc? Wychowałem dwie córki na całkiem niezłe obywatelki. - zaśmiał się w ten typowy dla złoczyńców sposób.

-Raczej je degenerujesz. - sarknął rozzłoszczony Arrow. Naprawdę miał już tego wszystkiego dosyć. Chciał wrócić do domu i się napić.

Dziewczyna w kociej masce przechyliła ciekawsko głowę, niczym kot. Albo raczej pies. Zły dobór maski. Ta druga nie wyglądała na zachwyconą swoim obecnym położeniem.

-Powinni odebrać ci prawa rodzicielskie. - kontynuował blondyn.

-I kto to mówi? - mruknął ledwie słyszalnie Batman. Łucznik puścił uwagę mimo uszu.

-Słyszałem, że mnie szukasz, Batmanie. - zwrócił się teraz bezpośrednio do Nietoperza – A nawet wziąłeś sobie wsparcie. - to mówiąc, zerknął przelotnie na Olivera – Aż tak cie boli, że wciągnąłem córki to biznesu?

-To nie biznes, tylko przestępczość. - odparł sucho brunet.

Arrow napiął mięśnie, widząc, jak blondynka z kołczanem i łukiem na niego patrzy. Mimo że widział tylko jej oczy, doskonale widział targające nią uczucia – poddenerwowanie, strach i próba zaskoczenia go atakiem, kiedy jej ojciec toczy słowną bitwę z drugim bohaterem. Uśmiechnął się lekko, zbijajac ją z tropu. Przez chwilę nawet mu zaimponowała.

Nikt nawet nie zauważył kiedy, ale para łuczników stanęła w pozycjach gotowości i naciągniętymi strzałami na cięciwę.

-Ty pierwsza. - zaśmiał się lekko, jakby właśnie był w trakcie treningu z Royem.

Dziewczyna puściła cięciwę. On też. Jego strzałka zbiła z trajektorii jej przez co obie trafiły w betonowy dach. Ułamek sekundy później, Batman rzucił się na Sportsmastera, a młoda blondynka uciekła. Mężczyzna miał do wyboru stoczyć bój z Milczącą Kotką albo pobiec za łuczniczką.

Wybrał łuczniczkę.

Zeskoczyła na niższy budynek. On za nią. Zbiegła po schodach pożarowych. On również. Zeskoczyła na ziemię, a on tuż za jej plecami, blokując jedyne wyjście ze ślepej uliczki.

-Hej, hej, spokojnie, mała! - przewiesił sobie łuk przez ramię i uniósł dłonie w uspakajającym geście – Nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy. - postąpił krok do przodu, ona dwa do tyłu – Chcę ci pomóc. Widzę, że nie popierasz tego, co robi twój staruszek.

Znów się cofnęła.

-Pozwolisz mi sobie pomóc? - spytał, wyciągając ostrożnie w jej kierunku dłoń.

Jeden sztylet sai przeciął powietrze i zranił wyciągnięte ramię mężczyzny. Syknął i spojrzał w górę, gdzie na trzecim piętrze schodów przeciwpożarowych stała Kocia Dziewczyna w palcach obracając drugi, taki sam sztylet.

-Nie słuchaj go. - poleciła siostrze.

Oczyma wyobraźni widział ten drwiący uśmieszek Batmana - „zaskoczyła cię nastolatka!". Nim zdążył się namyślić w jego kierunku celowały obie dziewczynki.

-Mam dwóch nastoletnich synów. Oddam ich dziewictwo za swoje życie. - zażartował lekko, unosząc dłonie na znak poddania.

Obie musiały uznać propozycję za bardzo kuszącą, bo znieruchomiały, rozważając ją. Postanowił to wykorzystać, błyskawicznie łapiąc za swój łuk i strzałę. Wytrącił broń z dłoni młodszej z sióstr i już miał zająć się starszą, jednak kolejny sztylet poleciał w jego kierunku i miał już raczej marne szanse. Na przeżycie.

Typowym fartem dla Olivera Queena, ktoś przybył, aby go wybawić z opresji. Czarny batarang świsnął w powietrzu, wpadł na sai i razem upadli na ziemię, pobrzękując cicho.

-Dzięki, Ba... - zaniemówił, widząc, że to nie Batman przybył mu na ratunek. Na dachu sąsiedniego budynku stała rudowłosa dziewczyna. Miała na sobie fioletowy kombinezon, czarną pelerynkę z żółtym „środkiem", nietoperzą masko-kask, żółtego nietoperza na piersi i w tym samym kolorze pas, buty oraz rękawiczki.

-...Batgirl! - dokończyła za niego w uśmiechu.

Pozazdrościł mi rudych dzieci – przemknęło mu przez myśl.

Nie oponował jednak. Córki Sportsmastera również, jednak na wszelki wypadek dały nogi za pas.

-Mówisz, że nazywasz się Batgirl? - zagadnął rudowłosą, siląc się na przyjazny ton, mimo zmęczenia.

-Owszem! - przytaknęła dumnie.

-Długo pracujesz z Batsem? Też dołączasz się do drużyny Młodych?

Oczy dziewczyny błysnęły.

-Drużyna Młodych? Nic o tym nie wiem!

Arrow zawahał się. Batman nic jej nie powiedział? W sumie, on też wcześniej o niej nie słyszał. Może dopiero zaczynają...

-Prosiłem, żebyś dała sobie spokój. - Batman znalazł się przy nich, patrząc ze zmęczeniem i rozdrażnieniem na dziewczynę.

-No weź, Batmanie! - jęknęła – Potrzebujesz mnie!

-Kto tak powiedział?

-Ja! Każda drużyna potrzebuje kobiety!

-Nie wydaje mi się. - odparł surowo.

Oliver miał ochotę nabąknąć, że kobieta faktycznie może mu się przydać, ale miał na myśli raczej sferę prywatną, do której niepełnoletnia dziewczyna nie była najlepszym rozwiązaniem.

-Formujecie jakąś drużynę Młodych! Chcę dołączyć!

-Nie. - uciął, zerkając z potępieniem na łucznika. Ten wzruszył ramionami, udając niewiniątko.

-Batmanie...!

-Wracaj do domu, Barbaro. Twój ojciec na pewno cię szuka. - zwrócił się do Arrowa – Ty też mógłbyś czasem zmartwić się o swoje dzieci.

Blondyn zmarszczył groźnie brwi.

-A ty mógłbyś zainteresować się wychowywaniem Robina, a nie zezwalasz mu na samowolkę. - i z tymi słowami obrócił się na pięcie i odmaszerował, unosząc podbródek i wypinając pierś do przodu.

Nie będzie go cholerny Nietoperz pouczał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro