Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

032


 Roy ziewnął przeciągle, omal nie strącając Issacowi okularów w trakcie przeciągania. Jego kolega mruknął niezadowolony i poprawił swoje patrzałki mocy, zerkając na niego z naganą.

- Niedługo wychodzą te Fantastyczne zwierzęta, nie? - zagadnął rudzielec, kiedy wyszli na dziedziniec za szkołą, gdzie czas spędzali zarówno gimnazjaliści i licealiści, jak i uczniowie podstawówki.

- W listopadzie. - odpowiedział bez większego entuzjazmu – Czemu pytasz?

- Bo Rory zaczął się jarać Harrym Potterem.

James skinął krótko głową i oparł się o jedno z drzew. Trwała przerwa obiadowa i większość dzieciaków siedziała na stołówce. Tylko nieliczni, którzy dostali drugie śniadanie z domu i nie chcieli się tłoczyć na sali jadalnej, jedli na zewnątrz lub na szkolnych korytarzach.

- O, patrz. - szatyn uśmiechnął się lekko, wskazując ruchem głowy na kilkoro ośmiolatków siedzących po drugiej stronie dziedzińca na kocyku i jedzących swój lunch – Ross już zdobył swój własny harem. - zaśmiał się.

Harper, który akurat był w trakcie wspinania się na drzewo – nikt „nie wie" dlaczego, ale właśnie na drzewach czuje się najbezpieczniej – zerknął w tamtym kierunku i faktycznie, jego młodszy braciszek siedział otoczony przez cztery albo pięć dziewczynek i razem zajadali się zapakowanymi przez ich rodziców smakołykami. Ba, mały Queen zdawał się być w centrum uwagi.

- Queenowska krew. - mruknął, wzruszając ramionami.

- Idziemy do nich?

- Może innym razem... Mam złą sławę w szkole, a znając życie, któraś z nich to młodsza siostra Maddie Gray. - wspiął się na drzewo i usadowił wygodnie na niższej gałęzi – Jeśli tak, to starsza siostrzyczka zrobi piekło mojemu małemu braciszkowi.

Issac zamyślił się. Madeline Gray miała to szczęście trafiać co roku do tej samej klasy, co Roy, jedynie w liceum w końcu dane im było odpocząć od codziennego patrzenia na siebie przez kilka godzin. Nie dało się ukryć, że Maddie uważała się za lepszą od wszystkich, nie mówiąc już o Royu, którego w ogóle uważała za odpowiednik średniowiecznego chłopa bez zębów i mózgu.

Do tego zawsze jest przewodniczącą klasy, a w zeszłym roku nawet szkoły. To było więcej niż pewne, że gdyby dowiedziała się, że jej młodsza siostra przyjaźni się z Rossem, chłopiec nie miałby życia w szkole.

Nagle sobie o czymś przypomniał.

- A wiesz, że Maddie trafiła do jednej klasy z Rory'm? - wypalił, a Roy, aż musiał wbić paznokcie w korę drzewa, aby nie spaść.

Zapanowała ciężka cisza.

- Co?! - sapnął rudzielec.

- No. - przytaknął, wyciągając z plecaka kanapkę i butelkę wody – Koleżanka mojej kuzynki chodzi z nimi do klasy. - dopowiedział, nim wgryzł się w kanapkę.

Tymczasem Harper oparł głowę o pień i wbił wzrok w prześwit między liśćmi. Nie spodziewał się, że jego dawne zwady z Maddie mogą przysporzyć tyle kłopotów. Jeśli nie jemu, to jego braciom.

- Ooo... Ross mi macha! - szatyn odmachał blondynkowi.

Tymczasem po drugiej stronie dziedzińca, mały Queen wrócił spojrzeniem do swoich koleżanek.

- Kto to? - spytała Jully, patrząc podejrzliwie na Issaca.

- Przyjaciel mojego brata.

Okularnica pokiwała krótko głową i wgryzła się w swoją babeczkę.

- Lubisz Miraculum? - spytała dziewczynka o rudych splecionych w dwa warkoczyki włosach. Miała na imię Lucy i wadę wymowy, przez co nie wymawiała literki 'r'.

- Milaculum? - powtórzy zdziwiony akurat, kiedy dołączyła do nich Emma, powracając z toalety – Co to?

Emma usiadła obok niego i uderzyła go w ramie, wyciągając z plecaka pudełko śniadaniowe. Podsunęła mu je i ujrzał obrazek z dziewczynką przebraną w kombinezon przypominający biedronkę i chłopca przebranego za kota. Nad ich głowami widniał napis „Miraculum".

- To taka bajka, głuptasie! - zaśmiała się uroczo i wyjęła z pudełka swoją kanapkę z serem – Byłbyś idealnym Adrienem! - dodała.

- Nie całkiem. - Ginny nieco zmarkotniała, patrząc sceptycznie na kolegę – Nie ma zielonych oczu.

- Mój tata ma zielone! - wypalił – Jestem do niego bardzo podobny! Może on jest tym Adrianem?

- Adrienem. - poprawiła go Lucy taki tonem, jakby co najmniej obraził prezydenta. Chociaż zabrzmiało to bardziej jak „Adlenem", niż „Adrienem".

- To zależy. - odezwała się znów Emma – Jak wygląda twoja mama? Może faktycznie są Ladybug i Chat Noir?

Wydawała się być inna od pozostałych dziewczynek. No jasne, miała długie włosy i nosiła spódniczkę, i miała lawendowy plecak z kotkiem i kilka innych dziewczyńskich rzeczy, ale była inna. Po prostu. Była taką trochę chłopczycą. Śmiała, odważna i nie bała się stawiać czoła chłopcom (Ginny niby też, ale mimo wszystko unikała starć bezpośrednich). Lubił to w niej. Może nie znali się za długo, ale coś go do niej przyciągało, niczym magnes.

* * * *

- Boże... Jestem okrutną matką! - jęknęła, rozwalając się jeszcze mocniej na łóżku.

Oliver siedział na parapecie otwartego okna, patrząc jak jacyś poparańcy kąpią się w odkrytym basenie, chociaż nie wybiła jeszcze ósma rano.

- Ja tu się dobrze bawię, a oni siedzą sami w domu i szykują się do szkoły! - lamentowała dalej Dinah. Spojrzała zdenerwowana na męża, słysząc z jego strony jedynie siorbnięcie kawą i chrząknięcie – Oliver!

- Pamiętasz, gdzie zostawiłaś dzieci? - spytał znużonym tonem, dalej patrząc na innych wczasowiczów.

- Tak. - odparła.

- No to jeszcze nie wiesz, co to znaczy być okrutnym rodzicem. - wzruszył ramieniem – Jakbyś nie pamiętała, gdzie ich zgubiłaś... Znaczy, zostawiłaś i dobrze byś się bawiła – wtedy byłabyś okrutnym rodzicem.

Zapanowała cisza, a on znów upił łyk kawy.

- Biedny Roy. - westchnęła, opadając na poduszki.

Queen odstawił kubek i położył się koło żony.

- To co? Robimy czwarte?

- Idiota. - burknęła, wyrywając mu poduszkę spod głowy i trzasnęła go nią mocno.

- Pretty bird, a jakbym postarał się, żeby to była dziewczynka? - spytał spod poduszki.

- Nie mów, że kontrolujesz swoje plemniki. - mruknęła, patrząc z powątpiewaniem na ciało z poduszką zamiast głowy.

Zrzucił okrycie, szczerząc się głupkowato i poruszył znacząco brwiami.

- Potrafię bardzo wiele rzeczy, kochanie.

- Och, tak, na liście rzeczy, których nie potrafisz jest jedynie; ugotowanie czegoś poza chilli z twojego przepisu i usmażeniem jajek na bekonie, obsługa pralki, prasowanie, odkurzanie, zmywanie, sprzątanie, ścielenie łóżka, opieka nad dzieckiem, a czyszczenie brudnego kibla wywołuje u ciebie reakcję „ale ja jestem bogaty... Chyba sobie kpisz!".

- Ech... Nie? - mina mu nieco zrzedła i przysunął się do niej – Ja... - zmieszał się, próbując jakoś zejść z tematu – Chciałem ci znaleźć jakieś zajęcie, jak ja będę w pracy, ale... No. Tak. - chrząknął, uciekając spojrzeniem w bok – Z mamą prowadziłaś kwiaciarnię, prawda? Może chciałabyś otworzyć jakąś w Star City? Kupiłbym ci lokal i...

- Zawsze chciałam być gwiazdą rocka. - wypaliła nagle, wbijając wzrok w sufit.

- Rocka...? Ach, no tak! - skinął głową – Zespół też ci mogę kupić. Mogę ci kupić nawet fanów!

Dinah wywróciła oczami, uśmiechając się lekko i położyła mu dłoń na piersi. Przycisnęła go do materaca i przeniosła się na jego tors, całując go namiętnie.

Państwo Queen spędziło bardzo namiętne pół godziny, nim postanowili zejść na śniadanie.

- A jakbyśmy mieli czwarte dziecko - podjęła temat blondynka, podczas gdy jej mąż zapychał sobie usta jajecznicą – to jakbyś chciał je nazwać?

Oliver przełknął to, co miał w ustach i zastanowił się.

- Rosalia albo Raymond.

Canary uniosła wzrok znad swojego talerza i uważnie mu się przyjrzała.

- Czemu? - zdziwiła się.

- Bo chłopaki mają imiona na r, więc i kolejne dziecko też powinno takie mieć. - oznajmił takim tonem, jakby to była rzecz więcej niż oczywista – Ewentualnie Rachel, Randy, Ronald, Randal... Nie znam więcej imion na r. - zmarszczył brwi, patrząc gdzieś ponad ramieniem ukochanej.

- A Robert?

Blondyn znieruchomiał z nieswoją miną, jakby coś go bolało. Odłożył widelec z głośnym brzdękiem i gwałtownie odsunął krzesło. Wstał.

- Muszę się przewietrzyć. - rzucił na odchodne i czym prędzej wyszedł z sali jadalnej.

- Oliver! - chciała rzucić się za nim, ale coś ją powstrzymało. Gdzieś z tyłu swojej głowy usłyszała Hala, kiedy mówił jej o problemach Olivera, których sama nie potrafiła dostrzec.

Zmarszczyła brwi, zaciskając palce w pięści. Tak bardzo chciałaby wiedzieć co naprawdę siedzi w Queenie. Powoli zaczynała dochodzić do wniosku, że pośpieszyli się z tym ślubem. Po tylu latach nadal nie znali się ani odrobinę. Oczywiście, wiedziała jaki jest jego ulubiony alkohol, że potajemnie uwielbia wszelkie komedie romantyczne, że czasem lubi zapalić sobie cygaro... Wiedziała o wszystkich jego poglądach! Lewicowy ateista-kociarz z bzikiem na punkcie zielonego koloru. Ale to była jakby gruba powłoka tego, co naprawdę siedziało w tym durnym playboyu.


Możliwe, ze pogubicie się w czasoprzestrzeni najbliższych wydarzeń ze względu na fakt, że Ollie i Dinah w pewnym momencie znajdą się w innej strefie czasowej, a ja skaczę trochę, omijając nudniejsze chwile z życia bohaterów. Nie przejmujcie się. Ja też sie pogubiłam, ale w pewnym momencie się połapałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro