Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

027


 - Pij to! - Roy złapał blondyna za włosy z tyłu głowy i wepchnął mu do ust ustnik kartonu soku z pomidorów – Było tyle nie chlać! Nie musielibyśmy sobie teraz radzić jakimiś średniowiecznymi metodami!

Queen wydał z siebie niezadowolony pomruk, ale w końcu zastosował się do poleceń przybranego syna i sam złapał karton, kontynuując picie napoju.

Ross majtał wesoło nogami pochłaniając już trzecią miskę płatków śniadaniowych, a Rory konsumował tosta, pilnując, aby Hal jadł miód.

- A co z resztą? - spytał, patrząc na bliźniaka, który złapał się za kubek z herbatą.

- A co mnie oni? - wzruszył ramionami – Najważniejsze, żeby pan młody i jego drużba byli w formie. - wskazał ruchem głowy na Jordana, który uderzył dłonią w czoło, zmuszając się do wciśnięcia sobie do ust kolejnej porcji słodkiej substancji.

- A czemu sok pomidorowy i miód?

- Metoda na kaca. Nie wnikaj. - polecił, siadając obok Olivera.

Kuchenne drzwi otworzyły się i ku zaskoczeniu najmłodszej trójki – dorośli byli zajęci próbą nawrócenia się – pojawiła się w nich młoda kobieta.

- Ummm... Cześć! Jestem Emily Moris, przyjaciółka Dinah! - przedstawiła się – Sierotka zapomniała butów. Kamerdyner powiedział, że mi je przyniesie i mam poczekać tutaj! - wyrzuciła z siebie, po czym podała rękę najbliżej siedzącemu Royowi, który lekko uścisnął jej dłoń – Walczymy z kacem, co? - zaśmiała się, co Jordan i Queen skomentowali jęknięciem.

- Roy. - odparł nieprzytomnie.

- A ty to pewnie Rory! - jej spojrzenie powędrowało na poczochranego rudzielca, a potem na Rossa, któremu akurat mleko spływało po brodzie – O maj gasz! - pisnęła, przyprawiając mężczyzn o jeszcze większy ból głowy, ale nawet nie zwróciła na to uwagi. Dopadła do małego Queena i chwyciła jego twarz w dłonie. Dokładnie obejrzała go z każdej strony, a nawet odgarnęła mu włosy z twarzy – No patrzę i nie dowierzam!

Bliźniacy wymienili zaniepokojone spojrzenia.

- Dzień dobry? - spytał niewyraźnie chłopiec.

- Awwww! On mówi! - wyprostowała się, ściskając swoje policzki.

Oliver zebrał całą swoją siłę woli, wstał i podszedł do kobiety.

- Mogę wiedzieć, co pani robi z moim sy-!

Emily Moris rzuciła mu się na szyję, przy okazji macając odsłoniętą klatkę piersiową.

- Ja pierdzielę! Oliver Queen! Trochę nieświeży i nie tak przystojny, jak na okładkach, ale...!

Queen złapał ją za ramiona i odsunął od siebie. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, kiedy do kuchni wszedł Barry przebrany za Wonder Woman.

- Jest mi ktoś w stanie to wytłumaczyć? - spytał, patrząc po zebranych, a kiedy zorientował się z obecności Moris, zakrył krocze ręką, rumieniąc się soczyście.

- Tego akurat nie pamiętam. - mruknął Oliver.

- Graliśmy w butelkę. - wymamrotał Hal.

- Wolałem tego nie widzieć. - bąknął Roy, wbijając spojrzenie w taflę herbaty. Rory nic nie powiedział, a Ross wpatrywał się w wujka z mieszanką fascynacji i dezorientacji.

Kobieta zachichotała głupio.

- Zaczynam się bać. - stwierdziła.

* * * *

- Wyglądam okej? - spytał, patrząc z przerażeniem na Hala. Ten zmrużył oczy i przyjrzał się raz jeszcze jego wyglądowi. Podrapał się w zamyśleniu po uchu, po czym westchnął i pokręcił głową.

- W sumie to już ją wyrwałeś. Na cholerę masz się dalej starać?

Oliver dopadł do lustra i przyjrzał się sobie samemu jeszcze raz.

- Aż tak źle?! - wypalił, próbując jednocześnie wygładzić marynarkę i poprawić włosy.

Jordan zaśmiał się, odciągając jego ręce.

- Żartowałem. Jest dobrze. - zapewnił go.

- Nie strasz mnie tak! - jęknął.

Ktoś zapukał do drzwi i zajrzał do nich Gardner.

- Laseczki wy moje, ruszać tyłki, bo zaraz Wild Cat was stąd wyciągnie siłą. - na pożegnanie cmoknął jeszcze i zniknął za drzwiami.

- Wild Cat. - powtórzył sparaliżowany ze strachu blondyn – Całkowicie zapomniałem o JSA!

- Wyluzuj stary! - położył mu dłonie na ramionach i zaczął go masować – Nie zrobią ci krzywdy na oczach Rossa, pamiętaj! Już go pokochali jak własnego wnuka, więc nie uczynią mu takiej traumy.

- Taaa... Dzięki. - mruknął.

- No chodź, chodź. - ponaglił go, zabierając dłonie i ruszył do wyjścia, a Queen powłóczył się za nim – A jak coś, to ja będę cię osłaniał! W sensie, rzucę im pod nogi Barry'ego i użyjemy Clarka jako tarczy!

- Czasami zastanawiam się, dlaczego Carol pozwala ci pilotować samoloty...

- Nie zmieniaj tematu, babe.

Wyszli z małej salki i przeszli do samej kaplicy, gdzie kłębili się już goście. Ruszyli przez tłum do ołtarza, aż ktoś ze strony gości Dinah stanął za nimi i sapnął wściekle.

- No, no, Queen... Ślubik, co?

Oliver wzdrygnął się i przypomniał sobie o sytuacji, którą jeszcze dwa dni temu wspominał z Tommy'm. Powoli obrócił się przodem do właściciela głosu i tak, jak się spodziewał, stał tam Duck Moris – tak samo brzydki, tak samo rosły jak w liceum, teraz na dokładkę cały w tatuażach i bliznach.

- Cześć Duck. - spróbował się uśmiechnąć – Więc to ty jesteś mężem Emily... tak? - powoli zaczął cofać się w kierunku ołtarza.

Hal tymczasem cofnął się na bok, przyglądając się i będąc w gotowości, aby ewentualnie pomóc kumplowi.

- Ta. - przytaknął, posuwając się za nim – Wiesz, fajnie się spotkać, nie? Mamy niewyrównane rachunki.

- Naprawdę? - udał szczerze zaskoczonego – A jakież to?

Duck złapał go za krawat i mocno pociągnął. Nagle wszyscy się nimi zainteresowali. Bruce już zmierzał, aby zainterweniować.

- Trzymaj się z daleka, przystojniaczku. To tylko kumpelskie porachunki, co nie, Queen?

Blondyn nie odpowiedział, łapiąc go za nadgarstek ręki, którą go trzymał.

- Pamiętasz Queen, jak narobiłeś z Merlynem bajzlu, wykiwaliście mnie, twierdząc, że potrafisz grać na gitarze, a potem spierdoliliście, aż się za wami kurzyło?

- Rany, Duck, kiedy to było... - pokręcił głową – Byliśmy młodzi i głupi, i... - dostrzegł w jego oczach chęć mordu – I to nie była tak na dobrą sprawę nasza wina. Znaczy, nie moja. Nasza. No, nie ważne. - machnął ręką – Prawdą było, że umiem grać. Kilka akordów i jedna piosenkę harcerską. To ty się nie dopytałeś na ile potrafię grać...

Moris przywalił mu z liścia, aż się biedny zachwiał. Jednak Queen już po chwili stał wyprostowany, masując szczękę.

- Po tą zemstę przyszedłeś zdecydowanie za późno, Moris. - warknął, strzelając kostkami. Mierzyli się jeszcze chwilę wzrokiem i już miał mu przywalić, kiedy podbiegł do niego Ross, pociągnął za rękaw, zmuszając do uklęknięcia i poinformował go szeptem, że mama jest gotowa do wejścia i wujek Ted ją wprowadzi.

Blondyn wyprostował się.

- Proszę o zajęcie miejsc, moi drodzy! - uśmiechnął się urokliwie do tłumu – Panna młoda już czeka! - zaklaskał i razem z Halem ruszyli pod ołtarz. Tymczasem mały pognał do przodu, aby odebrać poduszkę z obrączkami, którą miał nieść.

- Tchórz! - ryknął Moris.

- Nie, Duck, nie jestem tchórzem. - rzucił przez ramię – Po prostu jestem dorosłym facetem, któremu nie grozi zawiśnięcie za gacie na maszcie szkoły lub na pomniku. - posłał mu sympatyczny uśmieszek – Nie boję się ciebie. - dodał jeszcze.

Wszyscy zajęli swoje miejsca, nawet Duck usiadł na krześle obok swoich dzieci, mamrocząc coś pod nosem. Do pomieszczenia wszedł pastor, a za nim Emily. Główne drzwi otworzyły się, a organista zaczął grać.

Po czerwonej wykładzinie powolnym krokiem w jego kierunku zmierzała jak zwykle przepiękna Dinah prowadzona pod ramię przez Teda Granta. Kobieta miała na sobie perłową suknię z jasno-zielonymi elementami.

Ich spojrzenia spotkały się, a świat przestał się liczyć. To ten dzień, ta chwila. Nareszcie zwiążą się węzłem małżeńskim.

- Tylko nie zacznij się ślinić. - zachichotał do jego ucha Hal, ale Queen słyszał go jakby przez wodę.

Ted podprowadził kobietę pod sam ołtarz, cmoknął ją w policzek i usiadł obok oryginalnego Lanterna, który akurat podawał chusteczkę pierwszemu Flashowi, który nagle dostał „alergii" i zaczęły łzawić mu oczy.

Pastor ustawił się tak, aby być widocznym zza młodej pary i rozpoczął ceremonię.

- Spotkaliśmy się tu, aby połączyć tą oto dwójkę zakochany węzłem małżeńskim. - Oliver uśmiechnął się szerzej, patrząc w oczy swej prawie-żony. Na pytanie, czy bierze ją za żonę odpowiedział automatycznie, bezmyślnie – ale na szczęście trafnie i nie powiedział „nie". Zaliczył progres.

Dinah również zgodziła się wziąć go za męża i wszystko szło w jak najlepszym kierunku, kiedy po pytaniu, czy ktoś zna powód, dla którego nie mieliby wziąć ślubu, Duck po raz kolejny postanowił dopiec swej szkolnej ofierze i podniósł się ze swojego miejsca. Queen pobladł gwałtownie, a Emily zgromiła męża wzrokiem.

- Duck! - syknęła.

- Ja znam! - oznajmił z ohydnym uśmieszkiem.

- Oliver? - szepnęła cicho Lance.

- Spokojnie. - odszeptał.

- Spokojnie, Di. - wtrącił się jeszcze Hal – Ja moczę spodnie za całą naszą trójkę.

Ku zdumieniu wszystkich, na samym końcu rzędu ław zajętych przez gości, z definicji, od Olivera, wstał chudy mężczyzna.

- Tommy?

- Sprzeciw wysoki sądzie! - krzyknął na całą salę Merlyn – Ten oto Duck Moris ma mózg wielkości orzeszka! Nie można brać go na serio!

- Miało cię tu nie być stary... - wymamrotał pod nosem blondyn.

Moris obrócił się przodem do Tommy'ego, który nagle stracił cały hart ducha.

- No proszę! Jeszcze Merlyn! - zarechotał – Co? Dwójka frajerów nadal trzyma się razem?

- Duck! - Emily dalej próbowała zapanować nad mężem, ale po jej minie widać było, że nie da rady przywołać go do porządku. Tymczasem mężczyzna ruszył na chirurga, a najbliżej siedzący Aquaman i Superman już podnieśli się, gotowi powstrzymać atak.

Oliver Queen w jednej chwili podjął męską decyzję. Zamaszystym krokiem odszedł od ołtarza i złapał zmorę jego licealnego ja za kołnierz, i wyciągnął przed budynek. Jego nowy-stary skrzydłowy wybiegł za nimi, gotowy mu asystować, chociaż dobrze wiedział, że wiele nie zdziała.

- Tommy! Łap to krzesło i zabarykaduj drzwi! - rzucił przez ramie do kumpla i pchnął drugiego mężczyznę na wyłożony szarą kostką dziedziniec.

Merlyn według jego poleceń złapał jedyne krzesło, które stało przed wejściem i ustawił je tak, aby uniemożliwiało otwarcie drzwi od wewnątrz.

Duck powoli zaczął się podnosić, ale sprawę ułatwił mu Queen, ponownie łapiąc za ubranie i podrywając go do góry.

- No, co tam księżniczko? - spytał, dalej patrząc na niego z tym złośliwym uśmiechem – Księżniczka się wku-

Oliver zamachnął się i przywalił mu z całej siły w lewy policzek. Mężczyzna zatoczył się i spojrzał na niego nieco przytomniej.

- Księżniczka nauczyła się bić. - mruknął, łapiąc się za twarz. Tommy cofnął się na schody, gdy Duck zaszarżował na blondyna, który bez trudu zrobił unik i złapał go za rękę, wykręcając mu ją – Nie przesadzasz?! Aż tak was nie traktowałem!

Oliver puścił go, nie spuszczając ani na sekundę wzroku.

-Akurat do tego dołączam pozdrowienia od pewnego kujona. Może pamiętasz Teda Korda, który był u nas na wymianie?

Moris nie odpowiedział, obrócił się przodem do niego, patrząc wściekle.

- Zamierzasz się mścić, księżniczko? - warknął, a Queen zwęził mocno źrenice.

- Ja jestem swojego rodzaju mścicielem, Duck. - odparł, uderzając go raz jeszcze. Tommy zmarszczył mocno brwi, analizując jego słowa.

Tym razem Duck upadł na ziemię, a Oliver szybko znalazł się nad nim, wyciągając mu ze spodni materiał koszuli, po czym złapał za wystającą gumkę od majtek. Jak się mścić, to za wszystko. Pociągnął mocno, a Moris zaskomlał z bólu, łapiąc się za swoje krocze.

- Jak myślisz, Tommy? - zwrócił się do przyjaciela – Powiesić go na drzewie czy na pomniku Starlinga?

- Byłbym za pomnikiem, ale to kawał drogi stąd. - odparł, podchodząc bliżej.

Spojrzeli na siebie w milczeniu, a na ich ustach rozlały się okropne uśmiechy.

- Drzewo. - przytaknęli.

* * * *

- Spokojnie, Di. - Hal objął ją ramieniem, próbując uspokoić – Zaraz wrócą.

- Z powybijanymi zębami. - mruknęła, bliska płaczu.

- No daj spokój! Najważniejsze, żeby broda przeżyła! Bez brody to całkiem inny facet! - próbował zażartować, ale widząc jej minę, dał sobie spokój – Zaraz wróci. - dodał, zerkając z niepokojem na członków JSA, którzy zaczęli między sobą coś szeptać i nie wyglądali przy tym na zadowolonych.

Drzwi otworzyły się zamaszyście. Wszyscy zamilkli. Tommy usiadł na swoim miejscu, a Oliver wrócił przed ołtarz, poprawiając krawat.

- Najmocniej przepraszam. Musieliśmy uspokoić pana Morisa. - rzucił szelmowski uśmiech zgromadzonym, szepnął coś na ucho Emily i odepchnął Hala, stając naprzeciw ukochanej – Możemy kontynuować. - dodał, patrząc jej głęboko w oczy.

Gdy wymieniali się obrączkami, Dinah nie mogła nie zauważyć zaczerwienionych kostek na dłoni partnera. Uniosła głowę i spojrzała na niego oskarżycielsko, ale ten tylko wzruszył ramionami, uśmiechając się niewinnie.

Odchodząc od ołtarza, wziął ją na ręce i wyniósł z kaplicy. Zaraz po ich wyjściu rozległ się przeraźliwy wrzask;

- QUEEN! MERLYN! JESTEŚCIE MARTWI!

Już-Nie-Lance spojrzała zdezorientowana na świeżo powziętego męża, a ten znów tylko się uśmiechnął. Odstawił ją dopiero przed czekającą na nich limuzyną. Oliver skłoni się teatralnie przed gośćmi i wiszącym za gacie na drzewie Duckiem.

- Nieokrzesany szczeniak do ostatniej chwili wolności się żegna! - krzyknął z szerokim uśmiechem – Zróbcie zdjęcia i dobrze zapamiętajcie tę chwilę, bo już nigdy nie wróci!

- Mam niby uwierzyć, że od jutra będziesz odpowiedzialnym dorosłym? - zaśmiała się stojąca przy nim Canary.

- Owszem, my lady. - otworzył drzwiczki, pozwalając jej wsiąść – Rzucaj tym bukiecikiem i uciekamy póki Wild Cat nie zabił mnie wzrokiem, a Hal i Arthur nie zaczęli śpiewać „Miłość rośnie wokół nas".

Kobieta pokręciła z rozbawieniem głową, po czym rzuciła swój bukiet kwiatów prosto w tłum. Zapanował rozgardiasz, gdy niezamężne panny próbowały zlokalizować jego położeniem. Powietrze przeciął donośny śmiech Rory'ego.

- Ani mi się waż przyprowadzić swoją ciężarną dziewczynę, jeden z drugim! - warknął zdenerwowany Queen, domyślając się komu w ręce wpadły kwiatki.

- Zamknij się, do cholery! - odpowiedział mu głos Roya, który raczej kierował te słowa w kierunku brata, a bukietu użył do odgonienia od siebie Jordana, który wydawał się być załamany faktem, że los uważa, że to jego strzalątko pierwsze się hajtnie. Nawet przed nim.


W tym tygodniu pojawi się początkowy projekt alternatywnego The Queens, które działoby się bezpośrednio w świecie serialu Arrow. Wrzucę to do Archiwum lub Bo The Queens mi nie wystarcza. W czwartek. Albo w środę. Jutro nie, bo jutro Zabawa z Zielonkami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro