023
Oliver skierował się do jadalni na śniadanie, kiedy po drodze wpadł na rozczochranego Rory'ego.
- Cześć, Einsteinie. - zaśmiał się, czochrając jeszcze mocniej włosy średniego syna.
- Daj spokój. Daleko mi do Einsteina. - odparł ze śmiechem, strącając z głowy jego dłoń.
- E tam! Najmądrzejszy w rodzinie jesteś? Jesteś. - uśmiechnął się – Chłopaki jeszcze śpią?
- Byłem obudzić Rossa, ale nie było go w jego pokoju. - oznajmił. Blondyn skinął głową i weszli razem do jadalni, gdzie Michael z pomocą Dinah nakrywali do posiłku.
- Gdzie Roy i Ross? - zapytała kobieta, widząc ich.
- Roy chyba jeszcze śpi, a Ross... - Queen wzruszył ramionami – Obudzę Roya i poszukam małego.
- Dobra.
Oliver wyszedł z pomieszczenia i skierował się na piętro, chcąc najpierw ocudzić najstarszego z ich „pociech", a potem zająć się odnalezieniem swojego pierworodnego. Wszedł do sypialni Speedy'ego, jednak to, co tam zobaczył sprawiło, że stanął jak wryty, uśmiechając się głupkowato.
Obaj jego synowie smacznie spali przytuleni do siebie. Blondyn żałował, że nie miał przy sobie aparatu. To niesamowite, jak ta dwójka zżyła się przez dwa tygodnie. Roy dosłownie z miejsca zakochał się w nowym młodszym bracie. Z wzajemnością, zresztą. Gdzie szedł Harper, Rosline zaraz też się tam pojawiał, podglądając co robi jego wzorzec.
Z bólem serca podszedł do łóżka i potrząsnął nimi delikatnie, chcąc ich obudzić. Blondynek w ramach protestu mruknął niezadowolony i wtulił twarz w koszulkę starszego brata.
- Ollie, to ostatni tydzień wakacji... Daj żyć. - burknął rudzielec, przyciskając brata do siebie i zakrył oczy ręką.
- Chciałbym, ale nie mogę. - oznajmił, ściągając z nich kołdrę, co spotkało się z kolejną falą niezadowolenia – Chłopaki, błagam was. Ja muszę jechać z Dinah załatwić ostatnie sprawy związane z naszym ślubem, a wam powierzam zadanie dokupienia wszystkiego, co wam potrzebne do szkoły.
- Ja nie chcę! - oznajmił obrażony Ross. Oliver westchnął ciężko.
- Rossy, jak będziesz grzeczny, kupię ci plecak z Flashem. - oznajmił. Chłopiec spojrzał na niego z błyskiem w oku.
Mimo całkowitej przemiany w inną osobę, młodemu została ta dziwna miłość do Flasha. Do tego, razem z genami Olivera i Dinah dostał kilka wspomnień. Konkretniej – zwyczajnie wiedział kto jest kim. Oczywiście do wszystkich imion dodawał „wujek" lub „ciocia", tym samym czyniąc praktycznie wszystkich członków Ligii swoimi wujkami i ciotkami.
Ale najważniejszym wujkiem został wujek Barry. Gdy tylko Allen pojawiał się w zasięgu wzroku, Rosline przyklejał się do jego nogi i nie chciał puścić. Sprinter w końcu pogodził się ze swoim losem, żądając zostania chrzestnym dzieciaka, tak jak Hal i Clark dla bliźniaków. Nie było żadnych głosów sprzeciwu.
- Zgoda! - oznajmił, wyplątowując się z ramion starszego brata, zerwał się na równe nogi i grzecznie pognał do jadalni.
- Zdrajca! - mruknął Harper, wtulając policzek w poduszkę.
- Wstawaj, Speedy. - uśmiechnął się dorosły.
- Zapomnij.
- Rooooy~
- Nie-e.
Queen usiadł na materacu i podciągnął wymiętolony podkoszulek nastolatka.
- Ollie, co ty...?
Już po chwili rudzielec zaniósł się śmiechem, wijąc i próbując się wyswobodzić, podczas gdy mężczyzna go łaskotał.
- Ollie! Przestań! - krzyknął między napadami śmiechu.
Queen zmienił pozycję i teraz znalazł się nad synem, dalej go łaskocząc, oczywiście.
- OLLIE!
- Było grzecznie wstać! - zaśmiał się, błądząc palcami po ciele nastolatka.
Mężczyzna jęknął głośno i przywalił czołem w brzuch nastolatka, gdy rudzielec w ramach samoobrony, kopnął go w krocze. Harper stęknął ciężko, z trudem zrzucając z siebie zwłoki, po czym wygrzebał się z łóżka i przeszedł nad zwijającym się z bólu Queenem, mamrocząc coś pod nosem. Oliver nie miał jednak zamiaru dać mu tak łatwo odejść i złapał go za kostkę, przez co Speedy wywalił się jak długi na ziemię, lądując nosem w stercie brudnych ubrań.
- Co wy wyprawiacie? - obaj unieśli głowy, aby spojrzeć na poirytowaną Dinah. Za nią wychylił się Ross, zaglądając z zaciekawieniem do pokoju. Brew kobiety zaczęła drżeć ostrzegawczo – Oliver, miałeś go obudzić, a nie dusić brudnymi gaciami. - upomniała go, niemalże sycząc.
Blondyn wydał z siebie przeciągły pomruk, a następnie przemówił;
- No wiesz, sole trzeźwiące.
Czując rozluźnienie uścisku na kostce, Roy podniósł się i otrzepał, kierując się w kierunku macochy i młodszego brata.
- Co na śniadanie? - spytał, udając obojętność.
- Maaaaamooo. - Rosline pociągnął matkę za materiał spodenek do spania. Blondynka spojrzała łagodnie na chłopca – Mogę płatki?
- Oczywiście, kochanie. - uśmiechnęła się, gładząc go po głowie.
- Jej! - zawołał i uciekł. Harper normalnym krokiem podążył za nim, pozostawiając dorosłych samych sobie.
Arrow podniósł się z podłogi, poprawiając włosy i uśmiechnął się zawadiacko, puszczając kobiecie oczko. Podszedł do niej, złapał z zaskoczenia w pasie i wtulił nos w szyję, łaskocząc i drażniąc ją wąsem.
- Ollie! - krzyknęła, chichocząc.
Gdy kilka minut później zeszli na śniadanie, jeszcze na korytarzu usłyszeli niepokojące krzyki dochodzące z jadalni.
- Zapomnij! Wpadło do mojej miski!
- Ale Rory!
- Znowu kłócą się o zabawkę z płatków? - zdziwił się blondyn, marszcząc brwi – Czy Rory nie jest, no nie wiem, trochę za stary?
- Ollie. - westchnęła, upominając go wzrokiem – Rory jest ciągle w trakcie terapii i psychicznie ma około trzynastu lat. - przypomniała mu, na co ten tylko wywrócił oczami.
Weszli do środka, gdzie Rory i Ross wykłócali się o zapakowaną w nieprzeźroczystą folię zabawkę z płatków śniadaniowych, a Roy spokojnie konsumował swoją porcję. Micheal musiał się ewakuować, nie mając ochoty wysłuchiwać krzyków dwójki braci. Oliver podszedł do trzymającego zabawkę rudzielca, zabrał mu ją i otworzył opakowanie, aby sprawdzić jaka zabawka się w niej kryje. Okazała się to być Wonder Girl z nowej edycji zabawek skupionej na Teen Titans. Uniósł figurkę, dzięki czemu wszyscy mogli jej się dokładnie przyjrzeć. Już otwierał usta z zamiarem rozstrzygnięcia kłótni, kiedy ktoś zabrał mu zabawkę z okrzykiem „moje!".
Zszokowany opuścił wzrok i spojrzał na uśmiechającego się pod nosem Roya, który okazał się być nowym posiadaczem figurki. Wszyscy zamilkli, obserwując minę Harpera.
- Nic już nie adoptujemy. Chyba że dziewczynkę. - mruknął Queen do narzeczonej, na co ta skinęła nieprzytomnie głową – Może ona będzie normalna.
Oliver zajął swoje miejsce, kręcąc głową, sięgnął po leżące niedaleko niego tosty i maselniczkę.
- Zamawiam Kid Flasha, jak już się trafi. - burknął pod nosem Ross.
- Okej. - mruknął cicho Rory.
- Roy, nie baw się, tylko jedz.
- Dobrze, Dinah... - wymamrotał, niechętnie odkładając figurkę.
Oliver powoli uniósł wzrok znad smarowanej właśnie kromki chleba i spojrzał na swoją rodzinę.
* * * *
- Fred? - dziewięcioletni blondynek uniósł głowę, patrząc na stawiającego przed nim talerz z naleśnikami kamerdynera.
- Tak, paniczu? - spytał, prostując się.
- Co to za okazja? - zmarszczył brwi, przyglądając się z nieufnością posiłkowi.
- Nie rozumiem. Co masz na myśli?
- Mama... Nie pozwoliłaby mi od tak zjeść naleśniki na śniadanie... - wymamrotał – A właśnie... Gdzie ona jest? - spytał, rozglądając się po jadalni, w której byli tylko oni dwaj. Frederick While uśmiechnął się smutno.
- Matka panicza wybrała się z koleżankami do gorących źródeł. - wyjaśnił.
- Och... Nic mi nie wspomniała. - mruknął, jednak po chwili uśmiechnął się i złapał za widelec, wiedząc, że może ze spokojem zjeść swoje ulubione naleśniki – Kiedy wraca? I kiedy będzie tata?
Kamerdyner pogładził go po włosach.
- Oboje wracając w niedzielę wieczorem. - odparł.
- Szkoda. - westchnął – Liczyłem, że uda mi się pobawić z tatą.
* * * *
Oliver uśmiechnął się do siebie, czując się tak, jakby miał się zaraz rozpłakać. Patrzył na chłopaków i swoją prawie-żonę, bojąc się mrugnąć, jakby mieli okazać się jedynie iluzją, spełnieniem cichego, dziecięcego marzenia o możliwości zjedzenia posiłku, nie czując się jak kolejny czynnik, służący do przedłużenia rodu.
Po chwili dostrzegł pytające spojrzenie Roya, więc jedynie uśmiechnął się szerzej, mrugając szybko powiekami i pochylił się nad talerzem.
* * * *
- To cholerny podstęp. - warknął Rory, kiedy Roy wprowadził jego i Rossa do zakładu fryzjerskiego.
- Mhm. - przytaknął niewzruszony Speedy, zaciskając palce na materiale koszulki bliźniaka i poprawiając rękę, którą trzymał dłoń młodszego brata.
Usiedli na pufach w poczekalni, przyglądając się jak fryzjerki i fryzjer skaczą wokół aktualnie obsługiwanych klientów. Blondynek przyległ do boku najstarszego z ich trójki, podczas gdy średni siedział z założonymi rękoma, obrażony na cały świat, bo kazali mu ogarnąć włosy.
- Daj spokój, Rory. - westchnął Harper, zaczesując swoje krótko ścięte włosy palcami do tyłu – Jeszcze będziesz dziękował. Ja też byłem sceptycznie nastawiony, ale zdecydowanie łatwiej się żyje z fryzurą, która nie żyje własnym życiem. - Harper-Queen nic nie odpowiedział, dalej urażony. Tymczasem Roy poczuł, coraz mocniej napierającego na niego Queena – Co jest, mały? - spytał. Chłopiec przez chwilę nie odpowiadał.
- Roy? - wyszeptał, przyglądając się dzierżonym przez fryzjera nożyczkom, a następnie uniósł głowę, patrząc z przerażeniem, bliski płaczu na starszego brata – Bardzo boli?
- Co? - wypalił zdezorientowany.
- No... - spojrzał z niechęcią na nożyczki – Obcinanie włosów...
Roy parsknął szczerym śmiechem, zwracając na siebie uwagę chyba wszystkich obecnych. Chwilę zajęło mu powstrzymanie się.
- Nie, Rossy, to nie boli. - zapewnił, otaczając go ramieniem – Nawet nie poczujesz.
- Obiecujesz? - spytał z powagą.
- Oczywiście. - odparł równie poważnie.
- Nigdy nie byłeś u fryzjera? - ni stąd, ni zowąd pojawiła się koło nich młoda fryzjerka, uśmiechając się sympatycznie do Rosline'a. Chłopiec wymamrotał coś w odpowiedzi, mocniej wtulając się z bok brata.
Jeden z foteli zwolnił się, świadcząc o tym, że jedna z klientek została już obcięta.
- Jak masz na imię? - kontynuowała niezrażona dziewczyna – Hm? No nie bój się. Ja jestem Jas. - przedstawiła się, odgarniając kosmyk swoich ciemnych włosów za ucho.
- No, dajesz, mały. - Roy zabrał ramię, uśmiechając się – Zastosuj jakiś podryw. Może właśnie poznałeś przyszłą żonę. - zażartował, chcąc trochę wspomóc blondynka. Rory dalej milczał, jednak nie wyglądał na tak obrażonego, jak jeszcze trzy minuty temu.
- Jestem Ross. - przedstawił się nieśmiało blondynek, na co dziewczyna uśmiechnęła się i podała mu rękę.
- Chodź, Ross. Zajmę się tobą i omówimy nasz ślub, dobrze? Jesteś przeuroczy! - zaśmiała się, prowadząc go na fotel. Roy podążył za nimi, posyłając ostrzegawcze spojrzenie Rory'emu – Co robimy? - zwróciła się do najstarszego z braci.
- Tniemy. - oznajmił, wsadzając dłonie do kieszeni – Zapuściliśmy się przez wakacje z braćmi. Daję pani wolną rękę. Ale nie wiem jak brat. - zaśmiał się.
- Damy sobie radę, nie, Ross? - zwróciła się do chłopca.
Wczoraj stuknęło osiemdziesięciu obserwujących. Okłamuję was od trzech miesięcy. Nie będzie żadnego specialu na "dziesiętnych" obserwujących. Może jestem leniwą bułą, a może wolę skupić się na priorytetach, którymi jest chociażby The Queens.
Poza tym, zapomniałam was spytać co sądzicie o moich OC. Jak podoba wam się Rory i Ross? Tak wiem, że nie było jeszcze za dużo scen z nimi, ale ciekawią mnie wasze odczucia do nich w tym momencie, kiedy jeszcze nie zdążyli się rozwinąć. ;q
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro