Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

016


 - Mogę wiedzieć czemu tak milczycie? - zapytał Lex, spoglądając na siedzących po drugiej stronie stołu bliźniaków. Starszy z nich uniósł głowę i spojrzał na niego znudzony.

- Bo Rory się boi, a mnie Ollie nauczył, że czasami lepiej milczeć, bo do idiotów i tak nic nie dotrze. - i to powiedziawszy, wrócił do dźgania widelcem kolacji.

Luthor odłożył sztućce z brzdękiem, który poniósł się echem po ogromnej jadalni. Bracia spojrzeli na niego uważnie z nutą zaskoczenia oraz strachu. Kto wie co ten człowiek faktycznie ma w głowie...

- Rozumiem, że postrzegacie mnie jako wroga. - złączył dłonie, podpierając łokcie na blacie stołu i przejechał wzrokiem po jego powierzchni – Zabieram cię od Olivera Queena oraz wmówiono wam, że jestem zamieszany w sprawę Rory'ego. W porządku. - wciągnął głośno powietrze przez nozdrza, dalej na nich nie patrząc. Już miał kontynuować, kiedy usłyszał jakiś pomruk od strony jednorękiego – Co powiedziałeś?

- Bo jesteś. - powtórzył głośniej, wbijając spojrzenie w talerz. Rude włosy opadały mu na twarz, zasłaniając oczy, ale bez trudu można było poznać po jego obliczu, że jest rozjuszony – Pamiętam cię! Ciebie, gnomy i tamtego profesorka! - Roy zamrugał zaskoczony oczami, zerkając z ukosa na brata. Lex wydawał się być równie zaskoczony.

- O czym ty...?

- Nie zgrywaj niewiniątka! Pamiętam! Wszystko! - poderwał głowę, patrząc na niego z czystą nienawiścią – Mówiłeś, że to jest konieczne! Że przepraszasz! Że wrócisz i wtedy ponownie spotkam się z bratem! A potem mnie uśpiliście! Mówiłeś o dzisiejszym dniu, prawda? Wszystko sobie zaplanowałeś! To jest twoja jedna, wielka gra!

- Zamilcz, do cholery! - warknął, uderzając dłonią w stół – Nie życzę sobie takiego zachowania pod moim dachem! Macie odnosić się do mnie z szacunkiem! Nie zamierzam tolerować bezpodstawnych oskarżeń oraz szczeniackich i bez szczelnych odzywek!

Roy prychnął, uśmiechając się wrednie pod nosem.

- No widzisz, trzeba było przemyśleć swój plan. - Lex już zamierzał odpowiedzieć – By the way, zasady dobrego wychowania jasno mówią o nie trzymaniu łokci na blacie.

* * * *

- Jesteś z siebie dumny? - zapytał, patrząc na leżącego na jego łóżku Roya.

- Bardzo! - oznajmił z dumnym z siebie uśmiechem - Widziałeś? Wyglądał, jakby chciał mnie zabić, ale wiedział, że nie może mi nawet zwykłego szlabanu wlepić!

Rory pokręcił z politowaniem głową, szykując sobie czyste rzeczy – zasadniczo jego rzeczy, były również rzeczami Roya, które na czas nie określony mu udostępnił. Wiadomo, jak trafią pod opiekę Olivera, to Dinah z miejsca zaciągnie Jednorękiego do centrum handlowego, dzierżąc w dłoni kartę blondyna.

- Idziesz się kąpać? - spytał, patrząc na niego z pozycji leżącej. Kudłacz skinął głową – Wykąpmy się razem! - wypalił – Tak, jak w dzieciństwie! - chłopak wydawał się w pierwszej chwili zaskoczony tą propozycją, jednak zaraz uśmiechnął się szeroko i przytaknął – To ja tylko skoczę po piżamę i zaraz jestem! - oznajmił, zrywając się na równe nogi i pognał do swojej sypialni, by po chwili wrócić z potrzebnymi rzeczami.

Zamknęli się we dwóch w przestronnej łazience. Swoje rzeczy położyli w bezpiecznej odległości od dużej wanny, zdając sobie sprawę, że nie będą bezpieczne zbyt blisko.

Łucznik odkręcił ciepłą wodę i nalał trochę płynu do kąpieli, który stał na półce z kosmetykami i zaczął się rozbierać bez większej krępacji. Tak samo jego brat, chociaż miał lekkie problemy ze względu na swoją jednoręczność. Kompletnie nadzy stanęli przodem do siebie i wzajemnie przebiegli spojrzeniami po swoich ciałach.

Roy zauważył jak chudy jest jego brat i przyjemnie pozbawiony większych blizn.

Rory nie mógł nie zauważyć wysportowanej sylwetki bliźniaka oraz chmary blizn.

Obaj jednocześnie spojrzeli na tatuaż swojego bliźniaczego odbicia.

- Równie czerwony, jak zapamiętałem. - uśmiechnął się Speedy, dotykając czerwonej wersji swojego tatuażu. Po chwili przestał się uśmiechać pod wpływem przykrych wspomnień – Rory, przepraszam za to, że... No wiesz. Zrzuciłem cię wtedy, ale ja... naprawdę nie chciałem.

- Daj spokój. - uśmiechnął się delikatnie, kładąc dłoń na jego ramieniu – Wiem, że nie chciałeś zrzucić mnie z klifu...

- Ale ja nie o tym! - przerwał mu płaczliwym tonem – Mówię o tym, jak zrzuciłem cię z drzewa prosto w ramiona taty, żeby mieć czas na ucieczkę!

Kudłacz przywalił mu z całej siły jaką posiadał w ramię.

- Łżesz! To akurat zrobiłeś specjalnie!

- No. - przytaknął ze śmiechem, ocierając spływające po policzkach łzy – Zrobiłem to specjalnie. Nie chciałem dostać kary. Tata był straszny, kiedy był zły.

- Czemu ryczysz? - zapytał łamliwym głosem.

- Bo nie mogę uwierzyć w to, że znów mam cię przy sobie. - całkiem się rozpłakał i przystawił wewnętrzną stronę nadgarstków do oczu, chcąc zatamować łzy.

- Roy, przestań, bo ja też zaraz zacznę ryczeć...

- Byłoby miło, żebym nie wyglądał na jakiegoś płaczliwego siusiumajtka.

- A się posikałeś? - spytał, mieszając łzy ze śmiechem.

- Jeszcze nie. - odparł, nadal płacząc i również się śmiejąc.

- Tam masz jakąś doniczkę z kwiatkiem. - wskazał mu doniczkę stojącą w kącie. Speedy przetarł ponownie policzki.

Kilka minut później po ogarnięciu głupawki oraz płaczu, i odlaniu się (nie do doniczki), bracia Harper nareszcie wylądowali w wannie, mocząc się w ciepłej wodzie. Aktualnie byli zajęci siłowaniem się na nogi, jednak dość szybko im się to znudziło.

- Więc poznałeś rodzinę od Williama? - zapytał po dłuższej ciszy Rory. Łucznik skinął głową i odchylił głowę do tyłu, próbując ubrać w słowa rodzinę Rossów.

Elizabeth „Beth" Ross alias mama - sympatyczna kobieta o długich, mysich włosach i roziskrzonych niebieskich oczach. Beth pracuje jako nauczycielka biologii w liceum.

Louis Ross alias tata – dziwny człowiek o brązowych włosach i szarych oczach, lubujący się w kumpelskim klepaniu po plecach każdego, kto się napatoczy. Nadużywa słowa „koleś". Pracuje jako nauczyciel wychowania fizycznego w gimnazjum i trener tamtejszej drużyny piłki nożnej.

Jeffrey „Jeff" Ross alias starszy syn/starszy brat – trzynastoletni klon Louisa, tyle że z oczami Beth. Od następnego semestru uczeń drugiej klasy gimnazjum. Lubi baseball, ale nie ma kumpli, żeby z nimi grać, bo większość dzieciaków z jego szkoły woli gry komputerowe.

Philip Ross alias Dzieciak z akumulatorem w dupie – siedmiolatek, ewidentnie wdał się z wyglądu w matkę. Wszędzie go pełno, jego urok osobisty i wrodzona słodycz powala na kolana do tego stopnia, że Roy stracił dwie godziny z życiorysu na zabawie z nim. Jego największym idolem jest Flash.

Roy milczał jeszcze przez chwilę.

- Wiesz, sympatyczna rodzina, w którą ja się zdecydowanie nie wdałem. - pokręcił z rozbawieniem głową. Chociaż może? Był podobny do Philipa. Hal zawsze powtarzał mu, że po wszelkich parkach, domu i ogrodzie biegał, jakby miał akumulator w tyłku. O ile w zasięgu wzroku nie było Olivera. Ponoć przy Oliverze był spokojniejszy.

A, no i sporo osób z Ligii nie chciało nim się zająć po raz drugi, argumentując, że nie jest dzieckiem, a szatan przejął nad nim kontrolę. No cóż.

Łucznik przyjrzał się bratu.

- Pomóc ci umyć włosy? - spytał w końcu. Po chwilowym szoku Rory skinął głową na znak zgody – Chodź tu. - mruknął, zmieniając pozycję tak, że siedział na swoich kolanach. Kudłacz posłusznie usiadł przed nim, odwracając plecami – Zamknij oczy. - polecił, sięgając po wąż prysznicowy i odkręcił ciepłą wodę. Najpierw upewnił się, że woda nie będzie ani za zimna, ani za ciepła, po czym skierował strumień na rozczochraną czuprynę bliźniaka i namoczył ją – Nie chciałbyś ich ściąć? - zapytał, sięgając po butelkę z szamponem.

-Nie. - zaprzeczył – Podobają mi się.

-To może je chociaż jakoś ogarnąć? - zaproponował, mydląc rude włosy brata. Po chwili namysłu nalał sobie jeszcze odrobinę płynu i nałożył go na swoje włosy – Wiesz, fryzjerzy, do których notorycznie ciąga mnie Ollie potrafią stworzyć prawdziwe arcy- urwał, zdając sobie sprawę, że brzmi jak typowy rozpieszczony dzieciak.

- Pomyślę. - mruknął w odpowiedzi Rory, nie szczególnie przejmując się urwanym zdaniem.

Speedy zmył mydliny z ich włosów i wrócił do poprzedniej pozycji. Rory został między jego nogami i nie wyglądało na to, aby taka pozycja jakkolwiek ich peszyła.

Moczyli się w ciszy, relaksując ciepłą wodą. Po chwili Kudłacz ostrożnie zmienił pozycję tak, że nogami wystawał z wanny. Roy podniósł jedną powiekę i spojrzał najpierw na przerzucone przez ściankę wanny nogi, a potem na brata.

- Zmarzniesz. - rzucił krótko.

- Dobrze, mamo.

- Morda.

Rory uśmiechnął się, opierając plecami o drugą ścianę wanny.

- Hej, Roy, moglibyśmy dzisiaj... No wiesz...

- No nie wiem. Mów jaśniej. - odparł, trzymając oczy zamknięte.

- Mo-moglibyśmy... - zaczął się jąkać. Speedy otworzył oczy i spojrzał na niego wyczekująco – Bo ja... Bo ja nie najlepiej znoszę noce i...

- Boisz się spać sam? - na te słowa Rory speszył się i uniósł ramiona, próbując się w nich schować – Daj spokój! Nie wstydź się! Jak chcesz, to możemy spać razem! Skoro kąpiemy się we dwóch, jak za starych, dobrych czasów, to i możemy spać w jednym łóżku!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro