Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I

Mycroft przynależał do osób, które nigdy nie sprawiały problemów. Problemy nie chodziły z nim w parze. Były one bowiem czymś abstrakcyjnym. Groteskowym. Tak jak było się przeświadczonym tego, iż skoro świat wzejdzie słońce, a na drugiej półkuli zapanuje zmrok, tak posiadało się całkowitą pewność na temat tego ubranego w kunsztowne garnitury indywiduum. Stanowił on niewątpliwie stały punkt w świecie przepełnionym niewiarygodnością oraz fałszem. To właśnie do niego można było się zwrócić, gdy wszystko inne zawiodło. Był on więc swego rodzaju opoką dla środowiska, jakie obejmował. Skutkiem tego, jeżeli on czemuś nie podołał, a trzeba nadmienić, że takowa sytuacja nie miała nigdy miejsca, to było się świadomym, iż nikt temu nie zaradzi. Mycroft dodatkowo był typem człowieka, który nie obwieszcza się na forum publicznym. Wolał żyć w cieniu, nie manifestując się, przez co jego posada w rządzie pozostawała nie byle jaką tajemnicą. 

Czyż to nie jest wzór bohatera? Bohatera, który zbawia obywateli Anglii z zagwozdek oraz trosk, a oni nie mają nawet o tym pojęcia, że za drzwiami gabinetu mężczyzna w pocie czoła wykonuje działania, jakie mogą zaważyć na całym państwie i nieodwracalnie zmienić bieg historii na dobre lub złe? W końcu widmo III wojny światowej stanowi rzeczywisty proces, jaki może rozpocząć się lada moment. Wystarczyło tylko tknąć niedostrzegalny na pierwszy rzut oka mechanizm, by przyczynić się do jego aktywowania.

- Dostarczyć kolejne kopie do biura? - zagadnęła Anthea, trzymając pod pachą oprawiony w pudrowo fioletową okładkę segregator, pokrywający się z odcieniem jej szminki.

Z jego wypełnionych ust wyszło coś, co miało zabrzmieć na "mhm" i z tej oto racji mało brakowało, aby nie napluł na poruzrzucane dokumenty na biurku, na których musiał złożyć jedynie swój podpis. Cóż to by było za marnotrawstwo.

Kobieta, jakby tego nie widząc aluzyjnie kiwnęła głową i zdążyła wyjść w tym samym momencie, kiedy udało się mu przełknąć słodkawe ciasto przez gardło.

Ach, jego praca była taka wyczerpująca.

Pochwycił z papierowej torebki następnego okrągłego pączka, okrytego rozkosznie obfitą dozą nadzienia. Sycił się nim. Upajał. Lecz ta błoga chwila trwała na nieszczęście zbyt krótko, żeby się nią wystarczająco nacieszyć. Więc czekał. Czekał ze zniecierpliwieniem na powrót swej sekretarki, bowiem w rzeczywistości "kopie" nie były w żadnym razie dokumentami, tylko wyśmienitymi deserami. To był ich wspólny kod, który stał się niesamowicie praktyczny. A kiedy znajdowali się w towarzystwie urzędników czy szarego pospólstwa, mogli na spokojnie wymieniać się tym słowem, dlatego też każdy dookoła nich zachodził w głowę, jakim to musi być robotnym jegomościem, i że mają taki zaszczyt z kimś takim obcować.

Zlizał odruchowo pozostałość lukru na swych palcach. Czyż to nie było sprytne? Nikt ze swymi zawężonymi możliwościami mózgu nie potrafił tego rozszyfrować. Nikt. Kompletnie nikt. Mógł się tylko w duszy śmiać z naiwności ludzi, że tak bezproblemowo można ich wywieść w pole.

Ach, ludzie. Ludzie są tacy prości.

- Spasłeś się, Mycroft.

Zadźwięczał mu w głowie ten tryskający od podłości oraz grubiaństwa komentarz, który dotrzymywał mu towarzystwa od dziecka.

Sherlock.

Jego brat wręcz kochał go szykanować. Celowo obrzucał go błotem i był z siebie dumny, gdy orzekł choćby słowo o jego tuszy. Jednak nie był on otyły, prawda? Trzymał się świetnie. Każdy z tej ciemnej bandy prostaczków pragnęłaby mieć takie boskie ciało. Nie było co do tego żadnych wątpliwości. Mało kto mógłby się przecież poszczycić taką rzeźbą, którą posiadał.

- Wyglądasz jak locha, Mycroft. Locha dwa na dziesięć.

Zaiskrzyły mu się mimowolnie oczy z powodu napływających mu łez. Jak mógł mu coś takiego powiedzieć? Jemu. Starszemu bratu, który stukrotnie przewyższa Adonisa urodą oraz sylwetką. Zazdrości mu. Na pewno mu zazdrości. Nie potrafi znieść myśli, że to on musi się borykać z ostrymi i nęcącymi kośćmi policzkowymi, burzą gęstych, kręconych włosów, które sprawiają wrażenie, jakby były zerżnięte z reklamy Pantene, smukłym ciałem oraz nasyconym niewyobrażalną głębią głos z tą specyficzną nutką chrypki.

Wsunął do ust wielki kęs oponki, jakie przyniosła mu Anthea i z wyrazem twarzy podobnym do smutnego Pepe, zdecydował, że zaraz po pracy zakupi sobie karnet na siłownię i podda się operacji plastycznej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro