Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II

— Na razie jest bez zmian... Cierpliwie czekam, czując ten wszechogarniający mnie dreszczyk emocji oraz adrenalinę...  Jestem więźniem, niemogącym się uwolnić od ciemności, która mnie otacza... Jednak w pewnym momencie... las niebezpiecznie zbliżył się do okien...

— Zamknij mordę, Kevin... — wymamrotał Sebastian, czujnie obserwując ulicę.

Aktualnie siedział razem z Kevinem w taksówce i oboje czekali na moment, w którym John wyjdzie z mieszkania. Było nadzwyczaj spokojnie, co równało się z idealnymi warunkami do bezproblemowego porwania. To nie mogło się nie udać.

— Przepraszam, za bardzo się wczułem... — zachichotał młodszy mężczyzna. — Sądzisz, że miałbym szansę na zostanie pisarzem? Od dziecka chciałem pisać, jednak tata był temu przeciwny... W sumie był podobny do ciebie... To znaczy podobnie mówił, jak zacząłem mu czytać swoje opowiadania, ale w takich momentach używał ostrzejszych słów...

— Naprawdę? To ci niespodzianka... Nie spodziewałbym się tego... — odpowiedział z sarkazmem Moran.

— Dlatego piszę na swoim fanpage'u, co prawda anonimowo, ale jeszcze świat zobaczy, kto się za tym kryje — odparł dumnie. — W końcu się ujawnię i wszyscy będą mnie znać jako mistrza pisania Joh... 

— Wyszedł — przerwał mu Moran, widząc jak Watson zamyka za sobą drzwi do mieszkania. — Dobra... — spojrzał na Kevina.— Wiesz, co masz robić, prawda? Więc nie sknoć tego.

— Tak jest! — odparł z szerokim uśmiechem mężczyzna, wychodząc z samochodu.

Plan był stosunkowo prosty. Kevin, miał śledzić Johna, do pewnego odcinka drogi, a później go zatrzymać. Tymczasem on miał dojechać taksówką w to samo miejsce i zabrać obu do środka. Wtedy byłaby już bułka z masłem. Stażysta miał unieszkodliwić Watsona, ewentualnie z jego pomocą, gdyby sobie nie poradził i ostatecznie mogliby pojechać na basen, na którym czekał już na nich szef.

To naprawdę byłby prosty plan. Byłby. Gdyby nie ten kompletny idiota, który w chwili, kiedy już mieli założyć na mężczyznę kamizelkę z materiałami wybuchowymi, zaczął się temu sprzeciwiać.

 — Zostaw go! On jest taki biedny! Nie możemy mu tego zrobić! No, spójrz na niego! — wskazywał rozpaczliwie na Johna, który został przez nich uśpiony. — Pan Holmes się załamie! Przecież to jego John! On powinien być z nim! Ja... ja się na to nie zgadzam...

— Nie obchodzi mnie, czy się zgadzasz... Rób, to co do ciebie należy. Za niedługo Holmes tu będzie, a plan szefa dotyczy w znacznej mierze obecności Watsona — powtórzył mu po raz kolejny, zastanawiając się, dlaczego akurat on musi przez to przechodzić. — Chyba nie chcesz wywołać, po raz kolejny wybuchu złości u szefa, jak dzisiaj rano?

— Nie, ale... — spojrzał smutno w stronę Johna. 

— W takim razie się ruszaj — podał mu zniecierpliwiony kamizelkę.

Kevin, ze spuszczoną głową podszedł do mężczyzny i założył mu materiały wybuchowe. Nie chciał, aby jego idol przez to przechodził. Jednak możliwość wpatrywania się z tak bliskiej odległości w Watsona sprawiała mu niesamowitą przyjemność, więc z drugiej strony się z tego nawet cieszył.

Zastanowił się przelotnie, jak Sherlock zareaguje, kiedy zobaczy swoją panienkę w opresji i z tego powodu uśmiechnął się do siebie nieznacznie. Widział oczami wyobraźni, jak mężczyzna ściąga z Johna kamizelkę, a potem pyta się go z troską, czy wszystko z nim w porządku. Następnie, po usłyszeniu odpowiedzi, pocałowałby go i kto wie... Może by wyszła z tego dość ciekawa sytuacja.

— Kevin...

A on... on by to widział... na żywo... napisałby takie opowiadanie, jakie świat dotąd nie widział. Ludzie by go uwielbiali. Stałby się naprawdę mistrzem pisania. Dostawałby wiele pochwał, może nawet i nagród.

— Kevin, kretynie! — krzyknął w jego stronę Sebastian, przez co został wyrwany od swoich myśli. Zauważył, że nieświadomie głaskał po głowie Watsona, na co szybko wziął rękę. Momentalnie, jednak zdał sobie z czegoś sprawę, przez co jego twarz zmieniła się nie do poznania. Poczuł jak automatycznie wszystko staje się dla niego jasne.

—To jest... naprawdę dobry pomysł — odparł nagle z ognikami w oczach, przenosząc wzrok na zaskoczonego Morana. — Szef, jednak jest wspaniały, za to co robi. W końcu go zrozumiałem... — odsunął się od Johna i zbliżył się do Sebastiana. — On też uwielbia Johnlocka.

— Co...?

— On ich zamierza połączyć, rozumiesz?! — krzyknął rozradowany, chwytając go za ramiona i potrząsając nimi. — Na tym to wszystko polega! Mój Boże... — odsunął się od niego i zaczął chodzić po pomieszczeniu podekscytowany. — To wiele wyjaśnia... Ja... ja mu w tym pomogę. Zrobię wszystko, aby mu pomóc... Nie zawiedzie się na mnie...

Sebastian, wpatrywał się w niego z lekko rozchylonymi wargami, jakby chciał coś powiedzieć. Szybko je jednak zamknął, zdając sobie teraz ostatecznie sprawę, że żyje wśród wariatów i nie ma sensu strzępić języka, aby ich w jakimś stopniu zrozumieć. 

~~~

Trututu! Witam w nowym rozdzialiku! Wiem, że jest krótki, aczkolwiek w tym ff będą pojawiać się właśnie w takiej długości (chociaż może się zdarzyć wyjątek, who knows).

Poza tym nie wiem jak wy, ale ja po tym rozdziale polubiłam jeszcze bardziej Kevina :D Jest taki... no... jak my! Jak ten szalony fandom Sherlocka, który mając nawet niewielką informację o nowym sezonie zaczyna szaleć! A ludzie, co shipują Johnlocka, to uhh... z pewnością znajdą w tej postaci wiele z siebie (ja znalazłam XD).




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro