Twenty nine
Kiedy jestem już gotowa, żegnam się z ciocią i obiecuję jej powiedzieć wszystko, kiedy wrócę. Jeśli w ogóle wrócę. O szesnastej startujemy, lot trwa około ośmiu godzin. W tym czasie próbuję się dowiedzieć czegokolwiek, ale za każdym razem mnie zbywają, informując, że nie mogę mi udzielić żadnej odpowiedzi. W końcu rezygnuję i zasypiam zmęczona. Budzą mnie dopiero, kiedy lądujemy. Jest już zdecydowanie kolejny dzień, ale przez różnice czasową, w Anglii jest ósma* rano. Zgaduję, że nic nie będzie z mojego planowanego spania. Kiedy jedziemy w stronę pałacu z przyjemnością oglądam mijające nas budynki. Tęskniłam za tym klimatem, urokiem tego miasta. Znam je od dziecka i wprost uwielbiam. Nawet te ciągłe deszcze, chociaż dzisiaj pogoda jest wprost fantastyczna. W przeciwieństwie do Kalifornii, tu zbliża się grudzień, czyli jest o wiele zimnej, ale można się przyzwyczaić.
Wysiadamy z auta, a dwójka mężczyzn prowadzi mnie do pałacu. Nie pozwalają mi ich opuścić chociaż na chwilę. Kiedy wchodzimy do środka, widzę zabieganych ludzi, jedni sprzątają, drudzy śpieszą się do jadalni. Większość pamiętam, ale też widzę nowe twarze. Tak bardzo za niektórymi tęsniłam. Od zawsze traktowali mnie jak swoją rodzinę, chociaż nigdy nią nie byli. Kiedy mnie zauważają, słyszę coraz głośniejsze szepty. Staram się to ignorować, chowam twarz we włosach, spuszczając wzrok i kieruję się dalej wraz z mężczyznami. Zdaję sobie sprawę z tego co niektórzy mogli o mnie myśleć. Uciekła tak po prostu, bez powodu, zostawiając wygodne życie, a co najważniejsze swojego ojca, który ma tylko mnie. Tylko, że to nie jest prawda, szkoda, że nigdy się tego nie dowiedzą.
Czuję zwiększający się ucisk w moim żołądku, kiedy brunet puka do drzwi gabinetu królowej. To się nie może dla mnie dobrze skończyć. Kiedy słyszę pozwolenie, moje dłonie zaczynają się pocić. Nawet nie zdążam zauważyć, a jeden z nich wpycha mnie do środka.
Stoję naprzeciwko królowej, która znajduję się za biurkiem i mierzy mnie swoimi jasnymi oczami. Na jej twarzy najpierw pojawia się grymas, potem sztuczny uśmiech, wręcz przerażający.
-Usiądź Charlotte. Dawno się nie widziałyśmy. Myślę, że mamy dużo spraw do omówienia-mówi, wskazując na krzesło, przy biurku.
*Starałam się ogarnąć te strefy czasowe i lot, ale mogłam się pomylić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro