Seventy three
-Jedziemy, Charli-Will wyciąga mnie z kuchni, gdzie pomagam jego mamie-Poradzisz sobie?-pyta swojej rodzicielki.
-Tak, weź ją, Charli za bardzo nie może się męczyć-grozi mi palcem, kiedy wychodzimy z kuchni.
-Skąd wie?-marszczę brwi.
-Twój brzuch trochę urósł-wskazuję na lekkie zaokrąglenie.-Cieszę się, że się pozbierałaś-obejmuje mnie ramieniem, kiedy kierujemy się w stronę wyjścia z pałacu.
-Częściowo-wzruszam ramionami.
-A co z Harrym?-pyta mnie, przyglądając się mojej osobie.
-Nie wiem, nie rozmawiałam z nim i naprawdę nie mam ochoty o tym teraz myśleć-wzdycham.
-Nie każcie mi znowu za Was rozwiazywać sprawy-kręci głową.
-Daj spokój.
Naprawdę nie mam siły o tym myśleć, nie teraz. Jestem zagubiona w tym wszystkim i nie wiem co o tym twierdzić.
-Tak w ogóle gdzie jedziemy?-patrzę na przyjaciela, a on uśmiecha się tajemniczo.
-Tajemnica-szczerzy się, kiedy wychodzimy z pałacu. Czuję, że to będzie długi wieczór.
*
Dojechaliśmy z Willem na obrzeża miasta, szczerze to nigdy tu nie byłam i to mnie marwi. Will nadal jest tajemniczy i nic mi nie chce zdradzić, co mnie zaczyna denerwować. Nawet argument, że kobieta w ciąży nie powinna się denerwować, do niego nie dociera.
-Oddaj mi telefon-mówi, a ja marszczę brwi.
-Nie marudź tylko mi oddaj-przewraca oczami. Wyciągam niepewnie telefon i podaję mu go. Kiedy ma go już w ręce, robi coś na nim, a następnie wyrzuca przez okno i od razu ruszamy dalej. Zaraz co to było?
-Will! To był mój telefon!-wykrzykuję.
-Spostrzegawcza jesteś-śmieje się pod nosem.
-Dlaczego to zrobiłeś?
-Dla Twojego dobra-szczerzy się, a ja kręcę głową. Czuję się jak w jakimś dennym filmie akcji.
Jedziemy jeszcze przez jakiś czas, aż zatrzymujemy się pod jakimś domem. Nie rozumiem tego.
-O co chodzi?-marszczę brwi.
-Niech Ci Romeo powie-mówi, a ja nie rozumiem co ma na myśli. Przynajmniej przez chwilę, bo zaraz po tym ktoś otwiera drzwi od auta. Odwracam się i mam wrażenie, że moje serce zaczyna mocniej bić.
-Harry-szeptam, patrząc na twarz bruneta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro