Sen
Szukając znaczenia snu natrafiałem na rozmaite definicje. Niestety żadna z nich nie była odpowiedzią na pytanie, które nurciło mnie od jakiegoś czasu...
Czym tak właściwie jest sen?
Nawet nie zdałem sobie sprawy że wypowiedziałem te słowa na głos.
-Sen? Jest to wytwór naszej wyobraźni. Pozwala się odprężyć i uspokoić. Dlatego warto dobrze się wyspać kochanie.
Musisz mieć siłę na jutrzejszy dzień.
Pielęgniarka Anne posłała w moją stronę szeroki uśmiech. Odwzajemniłem go chodź nie za bardzo miałem na to ochotę. Jak zaczarowany patrzyłem jak kobieta zmienia mi kroplówkę. Nie mogłem odwrócić od niej wzroku. Jej jasna karnacja, delikatne rysy twarzy, duże, pełne miłości oczy... Czasami wyglądała jak prawdziwy anioł.
Mimo wszystko nie mogłem tak łatwo uwierzyć w jej słowa.
Skoro to co powiedziała Anne jest prawdą, to dlaczego co noc budzę się z krzykiem? Czemu co noc zalewam się łzami?
Dla mnie sen nie był odpoczynkiem, tylko torturą.
Niewysoka kobieta obdarzyła mnie długim, przenikliwym spojrzeniem.
Zdawałem sobie sprawę co widzą oczy Anne. Chudego, białego jak ściana, młodego chłopca, który ma dość siedzenia w szpitalu, który nienawidzi tych białych ścian...Który ma dość wszystkiego.
- Masz takie zmęczone oczy Simon- Pielęgniarka westchnęła cicho i usiadła na brzegu mojego łóżka. - Źle sypiasz?
To dlatego pytałeś?
Zmieszany szybko podkręciłem głową i zaprzeczyłem. Nie mogłem pozwolić na to by ktoś dowiedział się o moim problemie. Moje koszmary może i są utrapieniem, ale wolę by był to tylko mój problem ... Nie chcę by martwili się o mnie jeszcze bardziej.
Dobrze wiem, że i tak sporo mają ze mną kłopotów.
Kobieta długo wpatrywała się w moje jasne tęczówki, ale ja udawałem, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Uśmiechnąłem się zakłopotany i odwróciłem wzrok.
Spojrzałem na widok za oknem. Słońce powoli zachodziło, ustępując miejsca nocy. Wyraźnie dało sie słyszeć chór cykad. Kochałem ten dźwięk... To jedna z nielicznych rzeczy która pozwalała mi zapomnieć o troskach i zabrać mnie w zupełnie inny swiat.
Niestety w takich chwilach najczęściej myślałem o tym jak ten świat będzie wyglądał beze mnie. Tak naprawdę nic sie nie zmieni. Ludzie będą żyli dalej, słońce przecież nie zgaśnie, a Anne... Będzie miała innych pacjentów, którymi się zajmie.
W takich momentach czułem się jak parasol rozłożony w pogodny dzień. To takie bezsensu...
- Za bardzo się pani martwi - powiedziałem, nadal unikając oczu Anne - Przecież wszyscy lekarze mówią, że mam coś z głową.
Kobieta załamała ręce i zaśmiała się delikatnie.
- Wydaje mi się, że wiem co masz na myśli. I muszę ci coś powiedzieć: uważam, że wszyscy pracownicy szpitala byliby dla ciebie milsi gdybyś pokazał im, że naprawdę nie zależy ci na wywołaniu trzeciej wojny swiatowej w tym budynku. Co my tutaj z tobą mamy to naprawdę... - W jej oczach pojawił się niebezpieczny błysk - Właśnie! Słyszałam, że znowu urządziłeś sobie spacer po szpitalu! Podobno znowu wyszedłeś na dach. Przecież wyraźnie ci tego zabroniłam - powiedziała z wyrzutem i zagroziła palcem.
Znów podkręciłem głową.
Nie rozumiałem co w tym złego. Chciałem tylko znów poczuć sie wolny i zobaczyć w pełnej okazałości bezchmurne nocne niebo. Nie wiedząc czemu, wszyscy mieli mi za złe moje małe spacery.
- Powiedziała pani, że jeśli ZOBACZY mnie chodzącego po oddziale to własnoręcznie mnie uziemi - Usmiechnąłem się szeroko - Dobrze wiedziałem, że wtedy nie ma pani w pracy więc...
Anne przerwała mi ruchem dłoni.
- Dobrze. Na dzisiaj koniec. Jutro dokończymy naszą rozmowę -westchnęła głęboko - Jest już późno muszę iść do innych pacjentów. Na pewno nie dać ci niczego na sen?
- Nie, nie musi pani - Szybko schowałem się pod kołdrę tak, by kobieta nie mogła zobaczyć mojej twarzy. Myślałem że zapomniała już o tamtym pytaniu. Nie chciałem, by się martwiła.
- Dobrze, więc do jutra - powiedziała ostrożnie podchodząc do drzwi. Zatrzymała się i nie odwracając twarzy w moją strone stała tam przez dobrą chwilę. Wiedziałem, że rozmowa nie jest jeszcze skończona - Nie spytasz się o rodziców? Byli tu dzisiaj...
Usiadłem gwałtownie i spojrzałem na pielęgniarkę z nie lada zaskoczeniem w oczach.
Po chwili jednak moje emocje opadły i wzruszyłem tylko ramionami.
Pielęgniarka już kolejny raz tego wieczoru spojrzała na mnie.
- Nikt ci nie powiedział? - znowu zbliżyła się do mojego łóżka. - Wybacz, że w ten sposób się o tym dowiadujesz. Rozmawiałam z nimi chwilę. Byli bardzo zdesperowani. Przyszli zapytać się co u ciebie i jak idą postępy w leczeniu - położyła dłoń na moim ramieniu. - bardzo pragnęli się z tobą zobaczyć, ale zdecydowali, że przyjdą do ciebie następnym razem. Nie chcieli byś wiedział ich w takim stanie.
Rozumiałem co kobieta próbowała mi przekazać, ale jakoś nie mogło to do mnie dotrzeć. Rodzice zadręczali się, że to przez nich się tu znalazłem.
Kilka miesiące temu braliśmy udział w wypadku samochodowym. Moi rodzice mieli kilka stłuczeń i zadrapań. Na szczęście nic poważnego im się nie stało.
Sytuacja wyglądała gorzej ze mną.
Podczas wybadku dość mocno uderzyłem się w głowę... Nie miałem zapiętych pasów. Straciłem dość dużo krwi i trawiłem na oddział intensywnej terapii.
Podobno byłem nieprzytomny przez kilka dni.
Gdy już powoli dochodziłem do siebie lekarze powiedzieli mi, że mam krwiaka mózgu, który powstał podczas wypadku.
Nic z tego nie rozumiałem a może po protu nie chciałem?
Pamiętam ten dzień bardzo dokładnie. Padało jak z cebra.
Mama trzymała mnie za rękę, starając się ukryć łzy. Tata natomiast stał do wszystkich tyłem, z zaciśniętymi dłońmi wpatrywał się w okno, tak jakby wciąż myślał że to zły sen...
Właśnie... To od tamtej pory źle sypiam. Wszystko się wtedy zaczęło;
koszmary, bóle głowy, utrata normalnego życia, przyjaciół i dobrych kontaktów z rodzicami. Teraz jedyną osobą z którą normalnie rozmawiam jest An
- Chyba jako jedyna chcesz się ze mną widywać - powiedziałem zapominając o zwrocie grzecznościowym - Jestem tylko problemem- Nie wytrzałem i zalałem się łzami.
Anne głaskała delikatnie moje włosy pozwalając mi się spokojnie wypłakać. Byłem jej za to nieziemsko wdzięczny. Kiedy się powoli uspokoiłem Anne nagle, jakby dostała olśnienia.
- Prawie bym zapomniała- Kobieta przerwała chwilę ciszy. - Twoja matka kazała ci coś przekazać - Powiedziała to i od razu pobiegła w stronę wyjścia.
Zdziwiony patrzyłem za nią co chwilę wycierając oczy z łez.
Po paru minutach znowu zobaczyłem jej łagodną twarz.
- Przepraszam, że tak długo, ale nie pamiętałam gdzie go położyłam-
Powiedziała wręczając mi do rąk...
Różowego misia?
- Ale, dlaczego? - lekko się uśmiechnąłem.
Ta zabawka była w naszej rodzinie od lat. Wiążą się z nią cudowne wspomnienia. Gdy byłem młodszy zawsze kładłem się z nim do snu.
Podniosłem głowę. Chciałem jeszcze coś powiedzieć, ale An już nie było.
Położyłem pluszka obok siebie.
Spojrzałem w stronę okna. Było już ciemno. Nie dostrzegłem ani jednej gwiazdy przez zachmurzone niebo.
Po chwili przeciągle ziewnąłem...
To zły znak. Nie chciałem zasypiać.
W moich snach nie było niczego dobrego ani miłego.
Już od dłuższego czasu boję się nastania nocy.
Spojrzałem w sufit i zacząłem liczyć wolno do dziesięciu, by się uspokoić.
- Miejmy to już za sobą- powiedziałem do siebie, poprawiając poduszkę.
Im szybciej ten koszmar się skończy tym lepiej.
Po paru minutach zasnąłem.
Lecz tym razem ze wszystkich moich koszmarów powstał słodki sen..
~.~.~.~
Myślę, że to już czas aby to opublikować.
Walczyłam wewnętrznie aby to zrobić.
Napisałam to dawno temu i mam nadzieję, że pomimo tego ten shot (shit whatever) was oczaruje.
Tak, ja też się cieszę, że w końcu to opublikowałaś.
Bo wiesz ta twoja "wewnętrzna walka" już trochę trwała.
Nie żeby coś,
nie czepiam się.
😜😊😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro