Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Wybuchowa nastolatka

Po tym jak Millie jasno dała mi do zrozumienia, że nie jestem tu mile widziana i uciekła z powrotem do swojego pokoju, chciałam jedynie wziąć swoją walizkę i bez słowa pożegnania z rodziną Dana, zawrócić się na lotnisko. Stamtąd wzięłabym po prostu pierwszy lepszy lot do domu. Szybko jednak wytrzepałam z siebie te myśli. Mój przyjazd do Ameryki był zdecydowanie impulsywny i zupełnie nieplanowany, a moja rodzina i przyjaciele już i tak martwili się wystarczająco o mój stan psychiczny. Gdybym wróciła do Anglii po dwóch godzinach spędzonych w Stanach wyszłabym już na kompletną wariatkę.

Dan przeprosił mnie kilkakrotnie i zapewnił, że postara się przemówić Millie do rozsądku. Czułam, że będę miała z nią duże kłopoty, ale ubrałam ładny uśmiech na twarz i udawałam, że wcale się tym nie przejęłam. Nie chciałam, żeby Dan pomyślał, że nie dam sobie rady. A poza tym, próbowałam przekonać również samą siebie, że jakoś sobie poradzę.

Mężczyzna zaproponował, że oprowadzi mnie szybko po całym domu, na co oczywiście chętnie przystałam. Od razu po przekroczeniu progu czułam, że panuje tu przyjemna aura i nie mogłam doczekać się, aż zobaczę swój pokój i resztę domu. Pomimo tego, że po poznaniu Millie mój entuzjazm drastycznie już zmalał, musiałam przecież wziąć się w garść.

Zaczęliśmy więc zwiedzanie, które było dość krótkie. Dan miał do załatwienia jeszcze jakieś sprawy związane ze swoją kancelarią, a poza tym chciał abym odpoczęła po podróży, wobec czego nie oponowałam i co właściwie było mi na rękę.

Mężczyzna najpierw pokazał mi cały parter domu, który składał się przede wszystkim z obszernego salonu, który już wcześniej mogłam obejrzeć. Następnie przeszliśmy do jasnej, białej kuchni, która tak jak i salon była bardzo minimalistyczna. Nie było tu wielu mebli, jedynie same najpotrzebniejsze szafki, beżowa lodówka i jakieś sprzęty kuchenne do codziennego użytku. Panował tu przyjemny porządek, zakłócony jedynie przez długi, drewniany stół jadalniany, stojący w kącie kuchni, zawalony stosami papierów i notatek. Na samym środku kuchni stała wysoka wyspa kuchenna z czterema wysokimi krzesłami barowymi ustawionymi równo po jednej stronie. Wyglądało na to, że to tutaj członkowie rodzinny odbywają wspólne posiłki.

Następnie Dan pokazał mi ostatni pokój na parterze, którym okazał się jego gabinet. Nie spodziewałam się, że będzie to największe pomieszczenie, jakie do tej pory mi prezentował. Od razu po przekroczeniu progu gabinetu wyczułam w nim przyjemny klimat biblioteki. Wystrój był tutaj bardziej klasyczny i pomyślałam, że dokładnie tak wyobrażałabym sobie biuro prawnika. Drewniane regały z opasłymi pismami i wielkimi czarnymi teczkami, ogromne biurko, skórzane kanapy i fotele, delikatne światło. Na ścianie wisiały gdzieniegdzie obrazy jakiejś pustyni, oprawione w dekoracyjne ramy, oświetlane przez wiszące nad nimi kryształowe lampki. Panowała tu niezwykła czystość i uporządkowanie, a klimat sprzyjał pracy i czułam, że Dan spędza tutaj zapewne większą część swojego wolnego czasu w domu. Znałam go dopiero od kilku godzin, ale już zdążyłam zauważyć, że jego telefon służbowy właściwie nie przestaje dzwonić. Praca prawnika wykraczała zapewne poza jego kancelarię.

Po zwiedzeniu całego parteru domu mężczyzna zaprowadził mnie po schodach na górę, aby pokazać mi nareszcie pokój, w którym miałam zamieszkać.

Weszliśmy do środka, a ja omal nie westchnęłam z zachwytu. Pokój był po prostu prześliczny. 

I nie chodziło wcale o dekoracje, czy wyposażenie tego miejsca. Wystrój nie wyróżniał się tutaj jakoś szczególnie. Pokój miał klasyczne, białe ściany i drewniane meble o ciemnym odcieniu. Pod ścianą stało duże, dwuosobowe łóżko, obok niego proste biurko, a naprzeciwko piętrzyła się piękna, zabytkowa szafa, wysoka aż do sufitu. Oprócz tego, znajdowała się tu jeszcze komoda i mała, czerwona kanapa, a na ścianie wisiało duże lustro w złotej ramie oraz kilka abstrakcyjnych obrazów i jakieś zdjęcie.

To jednak nie wystrój pokoju zrobił na mnie tak ogromne wrażenie. To, co mnie zachwyciło to fakt, iż naprzeciwko drzwi wejściowych tuż po drugiej stronie pokoju znajdowało się wielkie, kilkumetrowe okno, które było jednocześnie wyjściem na spory taras.

Widok z mojego okna dosłownie zapierał dech w piersi.

Widać stąd było jak na dłoni obszerny las, który był bardzo gęsto wypełniony piętrzącymi się wysoko, soczyście zielonymi drzewami. Na horyzoncie w oddali można było podziwiać rozpoczynające się wzniesienia i skaliste góry, które otaczały miasto. Góry te, były teraz skąpane w różowym zachodzie słońca, dzięki czemu wydawało się, jakby to wszystko było namalowane, a nie prawdziwe. Ten widok wydawał się nierealny.

Jak zaczarowana, podeszłam powolnym krokiem do okna, zapatrzona w ten cudowny widok. Na rękach poczułam rozchodzące się przyjemnie ciarki zachwytu.

- No, pięknie tutaj, prawda? Mam nadzieję, że ci się podoba.- Dan zaśmiał się tuż za moimi plecami.

Kiwnęłam jedynie głową na potwierdzenie, niezdolna jeszcze do otworzenia buzi. Wpatrywałam się w lasy i góry przede mną i wydawało mi się, że mogłabym to robić godzinami.

- Mamy jeszcze pokój dla gości, ale stamtąd widok rozciąga się jedynie na podjazd z drugiej strony domu.- mężczyzna kontynuował.- Ten pokój zajmował do niedawna mój najstarszy syn, ale skoro przeprowadził się do miasta to pomyślałem, że powinnaś zamieszkać właśnie tutaj. Nie mamy lepszego widoku do zaoferowania, taras jest tutaj również największy ze wszystkich jakie mamy. Niestety, pokój nie ma co prawda prywatnej łazienki, co jest jedynym mankamentem. Jeśli będziesz chciała przenieść się do gościnnego to daj mi po prostu znać...

Jego słowa wybudziły mnie z letargu i zachwytu.

Odwróciłam się błyskawicznie w stronę mężczyzny i szybko zaczęłam gestykulować dłońmi na znak protestu.

- Nie..!- powiedziałam trochę zbyt nerwowo, więc odchrząknęłam, uspakajając się.

- Ten widok jest tak cudowny. Bardzo chciałabym tu zostać. Jeśli oczywiście nie będzie to dla was problem.

Dan zaśmiał się uprzejmie i pokiwał głową, zgadzając się ze mną i oznajmiając, że w takim razie powinnam zacząć się wypakowywać. Następnie, po raz kolejny przeprosił mnie za to, że nie miał więcej czasu i skierował się do gabinetu do pracy. Umówiliśmy się jeszcze, że z samego rana zjemy razem wspólne śniadanie, a on wtedy opowie mi więcej o moich obowiązkach i wdroży mnie do pracy.

Po jego wyjściu udałam się automatycznie na mój nowy, niesamowity taras, gdzie spędziłam dobre pół godziny obserwując widok z okna i nie mogąc nadziwić się tym jak piękne były te lasy i góry. Zrobiłam dużo zdjęć, starając się jak najlepiej uchwycić panoramę tego wszystkiego. Zachciałam się tam wybrać i postanowiłam, że w niedalekiej przyszłości właśnie tak zrobię.

Kiedy zrobiło się już ciemniej weszłam z powrotem do środka i zlustrowałam ponownie cały mój pokój. Powinnam zacząć się rozpakowywać, ale absolutnie nie chciało mi się za to zabierać. Moją uwagę nagle przykuło zdjęcie oprawione w ramkę, wiszące tuż nad drewnianym biurkiem.

Podeszłam bliżej i przyjrzałam się czarno-białej fotografii, która przedstawiała młodego Dana, siedzącego na dużej kanapie. Trzymał w ręku zawiniątko z malutkim dzieckiem i przyglądał mu się uważnie. Na jego barkach zwisała dziewczynka z burzą czarnych włosów- poznałam w niej Millie dopiero po chwili. Musiała mieć wtedy dopiero kilka lat. Już wtedy wyglądała na małego chochlika, a po jej oczach widać było, że jest chodzącym, małym problemem. Obok, trzymając Millie za warkoczyka, siedział nastolatek z ciemnymi włosami, który jako jedyny uśmiechał się pogodnie i patrzył w stronę osoby robiącej zdjęcie. To musiał być najstarszy syn Dana.

Uśmiechnęłam się sama do siebie, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Piękne było to zdjęcie.

Odwróciłam wzrok i następnie skierowałam się do obrazu wiszącego obok fotografii. Przedstawiał jakąś galaktykę i wyglądał naprawdę nieziemsko. Przeważały w nim intensywne, jaskrawe fiolety, co sprawiało, że ciężko było oderwać wzrok od rysunku. Cała ta mieszanka przeróżnych gwiazd i dziwnych meteroidów tak mi się spodobała, że wyjęłam telefon i cyknęłam szybkie zdjęcie, po czym schowałam go do kieszeni i zamyśliłam się na chwilę.

Naszła mnie nagle ochota na zadzwonienie do Vicky, ale gdy obliczyłam w głowie, która jest godzina w Anglii, automatycznie zaniechałam tej akcji.

Zamiast tego usiadłam przy biurku i włączyłam małą, zieloną lampkę, która z tego co pamiętałam nazywała się chyba lampką prawnika. Wyjęłam komputer i przez chwilę wgapiałam się w jasny ekran mojego wyświetlacza. Postukałam chwilę w palcami w blat biurka, po czym wydałam z siebie ciche westchnienie i wypuściłam powietrze z ust. Następnie zamknęłam głośno laptop, rezygnując z planów wejścia do cyberprzestrzeni. 

Obkręciłam się kilkukrotnie na fotelu a później wstałam i skierowałam się do lusterka, wiszącego na ścianie. Mimo, że nie czułam się wcale zmęczona, moje odbicie mówiło co innego. Duże, szare półokręgi pod moimi oczami nie wyglądały niestety najlepiej. Dodatkowo na mojej głowie widniało jedno wielkie siano. Wyjęłam więc szczotkę do włosów i rozczesałam kołtuny kilka zamaczystymi ruchami. Spojrzałam z powrotem na moją twarz w lustrze i ułożyłam dłońmi moje długie, ciemne włosy, które zdecydowanie potrzebowały już wizyty u fryzjera. Oprócz tego i worów pod oczami, nie prezentowałam się jakoś bardzo źle, ale zdecydowanie przydałaby mi się teraz odrobina snu. Ale niestety- zupełnie nie chciało mi się kłaść do łóżka.

Wpatrywałam się przez dłuższą chwilę w moje zielone, zaczerwienione od zmęczenia oczy. Moje myśli automatycznie wracały do tego samego punktu wyjścia. Musiałam coś zmienić w swoim życiu. Potrzebowałam zmiany. Nie wiedziałam jeszcze jakiej.

Wyjrzałam za okno i oceniając, że słońce właśnie prawie całkowicie zaszło i zostało mi jeszcze może ze dwadzieścia minut, zanim całkowicie się ściemni, zdecydowałam się przejść po okolicy. Rozebrałam się z leginsów i oversizowego T-shirta, po czym wskoczyłam w wygodne szare dresy i krótki czarny top. Usiadłam na podłodze i włożyłam moje nieśmiertelne conversy, po czym wyszłam na korytarz i ruszyłam do schodów prowadzących w dół.

Prawie padłam na zawał, kiedy nagle jedne drzwi w ciemnościach korytarza otworzyły się z hukiem, a przede mną stanęła Millie, torując mi drogę z rękami autorytarnie założonymi na biodrach. Była ode mnie niższa o kilkanaście dobrych centymetrów, ale jej postawa zdradzała, że czuła się dominująco w tej sytuacji i, że miała nade mną niemałą przewagę.

I chyba niestety się nie myliła. Ta dziewczynka zaczynała mnie przerażać.

- Mam nadzieję, że zrozumiałaś, że wszystko to, co mówiłam wcześniej to prawda.- powiedziała bojowo.- Nie potrzebuję żadnej niańki. Potrafię sama o siebie zadbać.

Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam na nią życzliwie. A przynajmniej starałam się tak spojrzeć.

- Millie, ja naprawdę nie chcę robić kłopotu, ja jedynie..- zaczęłam, ale nie dane było mi skończyć.

- To bardzo dobrze. To mi wystarczy.- dziewczynka rzuciła mi kpiący uśmiech, po czym zrobiła krok w stronę swojego pokoju.

Nagle zastygła w miejscu i odwróciła się do mnie po raz ostatni, rzucając mi dziwne spojrzenie.

- Nie rób kłopotu. Po prostu mnie ignoruj. A ja zrobię dokładnie to samo.- powiedziała jeszcze na koniec ściszonym, dużo poważniejszym głosem.

Chciałam coś jeszcze dodać, ale buntowniczka zarzuciła swój krawat przez bok, po czym jednym szybkim ruchem wskoczyła z powrotem do swojego zaciemnionego pokoju, zamykając przy tym z trzaskiem drzwi. Zdążyłam jedynie zobaczyć, że jedna ściana w jej pokoju jest wyklejona plakatami z dziwnymi postaciami na scenach podczas koncertu, a cały jej pokój oświetlany był jedynie przez czerwone taśmy neonowe, ciągnące się po suficie.

Zostałam sama. Wypuściłam powietrze z ust i wytarłam dłonie o spodnie, ponieważ spociłam się od tej krótkiej wymiany zdań z dziewczynką. Nie spodziewałam się, że przyjadę do miejsca, w którym nie do końca byłam mile widziana.

Wzięłam kilka głębszych oddechów, a kiedy poczułam, że powoli się uspokajam, skierowałam się na parter. Zaczęłam schodzić powoli na dół, pochłonięta myślami. Potrzebowałam samotnego spaceru.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro